A.D.: 19 Kwiecień 2024    |    Dziś świętego (-ej): Adolf, Leon, Tymon

Patriota.pl

Jest rzeczą oczywistą, że ten niezwykle złożony wszechświat
nie może być rezultatem bilionów przypadków i szczęśliwych zbiegów okoliczności. Musi on posiadać swego Stwórcę.
Erik von Kuehnelt-Leddihn, Deklaracja Portlandzka (1)

 
  • Increase font size
  • Default font size
  • Decrease font size
Błąd
  • Nieudane wczytanie danych z kanału informacyjnego.
  • Nieudane wczytanie danych z kanału informacyjnego.

Rzecz o roku 1863 - Strona 6

Drukuj PDF
Spis treści
Rzecz o roku 1863
Strona 2
Strona 3
Strona 4
Strona 5
Strona 6
Strona 7
Strona 8
Strona 9
Strona 10
Strona 11
Strona 12
Strona 13
Strona 14
Strona 15
Strona 16
Wszystkie strony

Podczas gdy społeczeństwo polskie zapoznawało swoje zadania i obowiązki, zapuszczało się w coraz większe ciemności nieporozumień, traciło świadomość możliwych do osiągnięcia celów, Wielopolski bystrym okiem zmierzył był położenie. Z doskonałą samowiedzą tego, co podobnym było do osiągnięcia, wyzyskując wypadki, naraz zdobył był wielkiej doniosłości oddanie nareszcie namiestnictwa w Królestwie Polskim Wielkiemu Księciu Konstantemu, bratu cesarza, jemu samemu, władzy cywilnej. Był to znowu genialny obrót nadany położeniu, świadczący o mądrości Wielopolskiego i głębokiej miłości sprawy. Wciągnięciu Wielkiego Księcia Konstantego w wypadki towarzyszyły nie tylko pomyślne na przyszłość widoki, ale coraz donioślejsze ustępstwa na polu narodowym, reformy administracyjne oraz społeczne. Wreszcie, było to zbliżenie się do tego, co sam Napoleon III poczytywał za zadowalające, czym Polacy zadowolić się byli winni, chociaż tego jego zdania nie znali oni i przed katastrofą o nim się nie dowiedzieli.

Gdyby nie zaślepienie, gdyby nie szał, które owładnęły społeczeństwem, a których powody wewnętrzne i zewnętrzne wskazaliśmy – nic nie byłoby prostszego, rozumniejszego, rozsądniejszego, jak skorzystać z tego zwrotu, z tego arcydzieła politycznego Wielopolskiego, dla zabezpieczenia bytu narodowego, przeprowadzenia sprawy społecznej, zażegnania groźnych niebezpieczeństw, przygotowania sobie coraz pomyślniejszej przyszłości.

Około systemu uosobionego namiestnictwem Wielkiego Księcia i reformami Wielopolskiego, każdy rozsądny człowiek nie tylko mógł, ale miał obowiązek skupienia się i dania mu całego swojego poparcia. W najtrudniejszych położeniach są chwile, które, gdy się je umie pochwycić, można na największe niebezpieczeństwo narażoną sprawę jeszcze zbawić. Taką chwilą dla wszystkich rozsądnych ludzi i białych było przybycie Wielkiego Księcia Konstantego. Tu trzeba było zmierzyć rozumem i sumieniem położenie, tu zrozumieć, że choćby istotnie ruch i demonstracje sprowadzić miały ustępstwa, osiągnięto ich możliwą miarę, dotarto do granic, że zużytkowane demonstracje i ruch zawsze niebezpieczne, już tylko zgubnymi stać się mogą przez ich nadużycie; tu wreszcie trzeba było i można było odepchnąć marzenia, ogólnikowe nadzieje, a chwycić się rzeczywistości. Wielki Książę bowiem na czele rządu polskiego, to była już rzeczywistość i przyszłość.

Dlaczego naród nie uchwycił i uchwycić nie umiał tej sposobności naprawienia błędu powstania listopadowego, strat i szkód, które ono bytowi narodowemu wyrządziło? Oto dlatego, że wpojono w niego przekonanie, iż w 1831 roku był ofiarą, nie nauczono go, że był w 1830 roku winowajcą względem siebie samego. W dalszym następstwie błędnego wychowania, mylnych pojęć, pod wpływem wiadomych czynników, społeczeństwo, bez zdania sobie dokładnie z tego sprawy, odpychało niezaprzeczenie znaczną i doniosłą sumę ustępstw i korzyści, którą przybycie Wielkiego Księcia do Warszawy przedstawiało, aby zaznaczyć, że czyni to z obawy i troski, iż przyjęcie będzie zrzeczeniem się niepodległości zupełnej, zaprzepaszczeniem odbudowania Polski i zmarnowaniem sposobnej po temu chwili rządów Napoleona III we Francji, jego w Europie przewagi. Nie tylko dla cienia wypuszczono z ust kawał mięsa, ale nie zdołano zmierzyć tego, co istotnie ówczesne położenie zdolnym było przynieść i zapewnić narodowi; korzyści jedynych, jakie rządy Napoleona III mogły mu przysporzyć.

Tak już zresztą zapędzono daleko społeczeństwo; ruch i demonstracje kierowane spiskiem, tak górowały nad wszystkim; dążenie do rozwiązania skrajnego, choć nieokreślonego, polegającego coraz bardziej na wszystkim lub niczym, słowem do odbudowania Polski niepodległej, było tak naglącym i o tyle gwałtownym, o ile bezmyślnym, że już wtedy, aby stanąć otwarcie, jawnie przy Wielkim Księciu i systemie Wielopolskiego trzeba było odwagi cywilnej, której brak narażał zawsze w Polsce na spaczenie lub utratę najlepszych widoków, najistotniejszych warunków zapew­nienia bytu narodowego.

Zamiast niezbędnej w rzeczy publicznej odwagi cywilnej, coraz wyraźniej, coraz silniej występowała małoduszność i to tak w Polsce rozpowszechnione mniemanie czy wymówka, iż nie należy w dążeniach narodowych od ogółu się oddzielać, bez względu na ich zgubność i bezrozum.

Jednocześnie spisek, któremu wszystko coraz bardziej sprzyjało, upajał się swymi powodzeniami, roznamiętniał się, działał co do skutku ostatecznego na ślepo, co do środków i celów swoich z wielką świadomością, nie bez zręczności i biegłości w opłakanej sztuce gubienia i narażania na bezowocne ofiary społeczeństwa. Coraz też więcej wciągał ludzi, coraz bardziej rozszerzał się zakres jego działania i władzy. Jedni świadomie, drudzy bezwiednie ulegali mu i dali się im kierować.

Najliczniejsza tylko część ludzkości, stan włościański, ani ulegał wpływom spisku, ani wciągniętym został w jego organizację. Udziałem wyższego i niższego duchowieństwa w demonstracjach i ruchu, przybierał on znamiona religijne, które roznamiętniały, rozgorączkowywały i poetyzowały go, coraz większe uczuciu i namiętności nad rozumem zapewniając zwycięstwo. Duchowieństwo, ani zbyt wykształcone, ani do karności przywykłe, podzielało uczucia i złudzenia powszechne; w działaniu przeciw różnowierczemu rządowi znajdowało usprawiedliwienie swojego zachowania się, mogącego liczyć w Rzymie na zachętę. Duchowieństwo, któremu zawsze trudno jest oddzielać się od większości społeczeństwa, szło z ruchem, pozostawiając poza nim i poza własnym w tej mierze wpływem na najliczniejszą część ludności, stan włościański. Ze współdziałaniem duchowieństwa w ruchu szedł także coraz większy wpływ kobiet na wypadki. Demonstracje z ulic i placów publicznych przeniósłszy się do kościołów, nabrały były coraz jaskrawszych pozorów religijnych; coraz większe upojenie stawało się ogólnym. Coraz bardziej ruch i wypadki przybierały znamiona żydowskich za czasów rzymskich poruszeń i zawieruch, które biorąc początek w świątyni jerozolimskiej, przemieniały się w rozpaczliwe, zabójcze dla narodu powstania. I ujrzano dziwne zjawisko narodu, który wmówił w siebie rozpacz wtedy, gdy mu szeroką miarą wymierzano ustępstwa narodowe, wtedy, gdy mu się nadarzała sposobność powetowania szkód wyrządzonych własnymi błędami, kiedy władca i rząd ze słowami zgody i czynami pojednania do niego przemawiali. Społeczeństwo wepchnięte przez spisek na manowce, rozlicznymi wpływami zewnętrznymi w błąd wprowadzone, pomimo pomyślnego obrotu rzeczy, zapragnęło rozpaczy i rozpaczliwie rzuciło się w przepaść.

W tym stanie rzeczy, już nie tylko dla wzięcia, dla popularności, niebezpiecznym stawało się trzeźwe zapatrywanie i jawne obranie rozsądnego kierunku. Nie tylko cywilnej, ale innej już odwagi trzeba było, aby odłączyć się od ruchu i demonstracji, potępić je i stanąć przy Wielkim Księciu Konstantym.

Że skupienie się poważnej części społeczeństwa około Wielkiego Księcia Konstantego mogło zażegnać niebezpieczeństwo wynikające ze spisku, położyć koniec jego władzy i działaniu, najlepiej świadczy, iż spisek to natychmiast zrozumiał i wszystko na jedną postawić kartę uważał za konieczne. Tą jedną kartą był strzał, który wymierzył do Wielkiego Księcia. Strzał ten bowiem albo musiał wywołać zwrot stanowczy w społeczeństwie, albo doprowadzić do celu ostatecznego spisku, do zerwania zupełnego z istniejącym porządkiem rzeczy, do odepchnięcia systemu Wielopolskiego i do powstania zbrojnego. Strzał ten był jakby opatrznościową przestrogą daną białym i całej rozsądniejszej części społeczeństwa w spóźnionej godzinie. Kto w nim nie usłyszał wszystkich późniejszych strzałów powstania, ten albo był głuchy, albo umyślnie uszy sobie zatykał. Była to ostatnia, ale nad wszelki wyraz sposobna chwila do zerwania ze spiskiem, do przejrzenia jego bezmyślnych, do potępienia szalonych, otrzeźwienia rozsądnych. Trzeba to było uczynić, nie tylko uroczyście, ale stanowczo, nie tylko jawnie, ale wytrwale, nie tylko w adresie, ale czynem, nie tylko uczuciem, ale politycznie. Wielki Książę Konstanty otoczony szczerze i bez zastrzeżeń rozsądną, zamożną, wykształconą Polską, gotową przy nim i z nim obezwładnić spisek i odepchnąć jego bezużyteczne, a już sromotne praktyki, gotową ustalić instytucje narodowe, przeprowadzić społeczne przeobrażenia Wielopolskiego, Wielki Książę poparty przez celniejszą część narodu, byłby mógł podołać zadaniu i takie połączenie rokowało przyszłość, której niepodobna obrachować; to pewne, iż uniemożliwiało powstanie i klęskę 1863 i 1864 r.

Biali nie zrozumieli, że po strzale do Wielkiego Księcia nie było już wyboru, jak tylko między Wielopolskim a katastrofą. Nie szaleni i czerwoni, których sąd w tej mierze był ograniczony i zupełnie zamącony, najwięcej tu politycznie zawinili, ale rozsądni i biali, którzy mogli zmierzyć skutki; nie ci, co strzał dali – ci, którzy zamknęli na jego następstwa oczy, którzy nie odczuli lub uznać nie mieli odwagi, że on rozstrzygająco zaznaczył w wypadkach chwilę.

Był to stanowczy błąd polityczny wśród owych wypadków. Kto go popełnił, kto mu nie zapobiegł? Czy Wielopolski winien, iż nie potrafił skorzystać z okoliczności, aby białych przejednać i skupić około Wielkiego Księcia, czy biali nie obierając w tej chwili zbawczej drogi najciężej zgrzeszyli? Rzecz historycznie dotąd nie całkiem wyjaśniona, co tym smutniejsze, bo przypuszczać pozwala, że nikt całkiem od winy wolny nie był. […]

Powstanie zbrojne wybuchło. To, co za największe nieszczęście uchodziło – stało się. Szaleństwo stało się ciałem. Nie potrzeba mierzyć skutkami tego czynu, aby oceniać jego zgubność. Była ona w dniu jego spełnienia widoczną, namacalną, wszystkim wiadomą. Zgubność powstania nie polegała na przedwczesnym wybuchu, tkwiła w rzeczy samej.

Przyczyną główną powstania był spisek. Powstanie było następstwem spisku. Nie było nigdy ani potrzeby, ani warunków powodzenia, ani istotnego celu dla spisku w Polsce porozbiorowej. Wszystkie tak liczne spiski od zniesienia Księstwa Warszawskiego były lekkomyślną igraszką i bezużytecznym z góry narażeniem sił społeczeństwa. Ostatni, który doprowadził do powstania 1863 r., jest tego najlepszym świadectwem. Wciągnął on w grę już nie jednostki, których utrata mniej dotkliwą byłaby dla rzeczy publicznej, ale stopniowo znaczną część społeczeństwa, wreszcie kraj cały i sprawę całą, tym samym stawiał na kartę wszystko. Acz tajny, nie zataił swego istnienia; przeciwnie, całym szeregiem jawnych czynów i objawów przestrzegał i oświecał przeciwnika, iż jest, nie zakrywał przed nim ani swojego działania, ani swoich sposobów, ani celu, aczkolwiek ten był fikcyjny, niedosięgły. Celu dokładnego, dobrze określonego, którego dopiąć by mógł w warunkach czasu i przestrzeni, w razie nawet powodzenia nie miał, bo Polska niepodległa nie była celem dobrze określonym, gdyż spisek nie zdawał sobie sprawy ani z jej rozmiarów geograficznych, ani z jej kształtu politycznego. Dążyć do odbudowania, jak głosił, Polski w granicach z 1772 roku nie mógł spisek, gdyż aby tego celu dopiąć byłby musiał zwalczyć i obalić w polskich ziemiach panowanie trzech potężnych mocarstw wtedy, kiedy wiedział, że nie był w stanie zwalczyć i obalić panowania rosyjskiego. Wywieszenie granic z r. 1772 było zatem tylko środkiem. Cel pozostawał politycznie nieokreślony.

Potrzeba spisku wreszcie nie istniała. Skoro bowiem jasne, matematycznie dowiedzione było, że niepodległość Polski odzyskana być mogła tylko przez obcą pomoc albo ta pomoc byłaby daną i nadciągnęłaby do kraju, wtedy spisek był zbyteczny, albo nie nadeszłaby, wtedy musiał się stać zgubny. Utworzenie zatem spisku było bezcelowym wywołaniem niebezpieczeństwa, bezużytecznym przedsięwzięciem lub wstępem do nieuniknionej, dobrowolnej katastrofy.



 
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama


stat4u