A.D.: 20 Kwiecień 2024    |    Dziś świętego (-ej): Agnieszka, Teodor, Czesław

Patriota.pl

Po Berlinie sobie tuptam
patrzę: trup tu, patrzę trup tam.
Jan Zaborowski, Luźne kartki

 
  • Increase font size
  • Default font size
  • Decrease font size
Błąd
  • Nieudane wczytanie danych z kanału informacyjnego.
  • Nieudane wczytanie danych z kanału informacyjnego.

Rzecz o roku 1863 - Strona 15

Drukuj PDF
Spis treści
Rzecz o roku 1863
Strona 2
Strona 3
Strona 4
Strona 5
Strona 6
Strona 7
Strona 8
Strona 9
Strona 10
Strona 11
Strona 12
Strona 13
Strona 14
Strona 15
Strona 16
Wszystkie strony

Jeżeli naród polski z tych samych przyczyn, co żydowski doczekać się nie chce jego losu albo czekać dopiero na odrodzenie z rozbójników, jak grecki, lub z chłopów, jak bułgarski i serbski, jeżeli chce pozostać samym sobą, wiernym samemu sobie, szanującym się i szanowanym, musi zwrócić się cały ku swojemu narodowemu bytowi, a odtrącić wszystko, co za jego własną przyczyną szkodę temu bytowi przynosiłoby. Gdyby zaś odtrącenie tego, co doświadczenie i rozumowanie wykazało, że dlań jest szkodliwe, miało pociągnąć za sobą zaprzepaszczenie myśli narodowej, patriotyzmu i stałości w nim, gdyby wskutek tego pęknąć miała sprężyna, to znowu w inny sposób naród polski zgotowałby sobie nie koniec, ale hańbiące, godne pośmiewiska, najnędzniejsze istnienie.

Ale jeżeli zrozumiawszy swe położenie i zadanie, jeżeli przejąwszy się jego wzniosłością i pięknością, w nim zaczerpnie mocy, to zwróceniem swoich cnót ku zapewnieniu bytu narodowego w tej samej mierze, w jakiej je obracał ku niszczeniu takowego niezawodnie zająć może w świecie i dziejach jedno z najzaszczytniejszych miejsc i ochronić się przed śmiercią, co ważniejsze, przed sromotą.

Poświęceń, energii, stałości, wytrwałości, zapału, ofiarności tyle potrzeba do uratowania i zapewnienia bytu narodowego, ile się ich wydało od stu lat, aby go podkopać. Tej samej potrzeba jednomyślności w rozsądku, ile jej bywało w szaleństwach i tyle zgodności i wspólności w naprawie błędów, ile ich bywało w popełnianiu takowych; tyle w pieczy około rzeczy publicznej, ile było skwapliwości w narażaniu jej.

Nie patriotyzm porozbiorowy był błędny, zgubny, godny potępienia, ale mylne, nieraz grzeszne jego użycie i praktyki; nie istota rzeczy była bezrozumem, ale forma wadliwą, spożytkowanie nielitościwie niepolitycznym – bo nie umiejącym mierzyć celu środkami i wykluczającym w sztuce wyboru dróg tychże rozmaitość. W ten sposób, zamiast ratunkiem stał się nowym dla narodu niebezpieczeństwem; więcej szkód wyrządził niż korzyści przyniósł, nadprzyrodzonymi cnotami chcąc rządzić się w świecie rzeczywistości. Pierwiastek jego duchowy pozostał prawdą, lecz on sam stał się tak dalece szkodliwy, że przyszło z nim stoczyć walkę – i że potrzeba było zdobyć na nim, na jego zaślepieniu, wolność wyboru dróg oraz szukać innych dróg niż te, którymi kroczył, innych sposobów od tych, których używał.

Przyszło wreszcie do tego, iż nie tylko powstał obowiązek, ale nastała konieczność: chroniąc się od upadku ducha narodowego, od zepsucia politycznego osiemnastego stulecia, od samolubstwa poświęcającego rzecz publiczną, uczynienia zarazem rozbratu z systemem ofiar szkodliwych, z patriotyzmem zgubnym, a wytworzenia wreszcie – patriotyzmu politycznego. […]

Po upadku powstania 1863 r. i zawodzie co do obcej pomocy rozczarowanie było wielkie, wytrzeźwienie na razie znaczne. Rozczarowanie i wytrzeźwienie niezdrowe. Było to przebudzenie jak po orgii lub złym śnie. Musiały po nim nastąpić ociężałość i prostracja, i znowu musiało społeczeństwo popaść w historyczną ostateczność drugą, w apatię, zobojętnienie, martwotę, co gorsze, tym razem, w zwątpienie i niewiarę. Stracić ono musiało ufność w dotychczasowe środki i cele.

To, co widzimy nieraz w dziejach w dziedzinie religijnej, zaszło tu w politycznej. Jak w pogańskim świecie starożytnym przyszła chwila, w której wiara w bogów ustała, tak tu ustała wiara w obcą pomoc i niepodległość; nadzieje od dawna pokładane w bogach przemieniły się w rozczarowanie. Jak w tamtej dziedzinie, tak i w tej nie mogła nastać próżnia. Jak tam, tak i tutaj powstawała potrzeba, nawet konieczność, mniej materialnej, mniej namacalnej, ale wzniosłej, nie wymagającej krwawych ofiar i – rzecz dziwna do powiedzenia – idealniejszej wiary od tamtej dawnej, która by zarazem była pociechą. Dawne zawiedzione nadzieje, dawne dążenia uniemożliwione, dawnych bogów, którzy skłamali zastąpić trzeba było innymi, mniej zmysłowymi, mniej okrutnymi, lecz świętymi, podniosłymi. Nie tylko zmianom spowodowanym wypadkami, także zmianom pojęć i wyobrażeń trzeba było zadośćuczynić. W tym była pierwsza i główna przyczyna powstania nowej politycznej szkoły; w tym powód jej powodzenia i zwycięstwa na razie. Odpowiadała ona nie tylko położeniu politycznemu, ale potrzebie duchowej społeczeństwa; żywotność swoją czerpała nie w mądrości kilku, ale w tej potrzebie ogółu. Musiała ona nie tylko objawić słowem, ale i czynem zaświadczyć prawdę niezrozumianą i zapoznaną przed 1863 r.

Niedoszłe dążenia, zdruzgotane usiłowania odzyskania bytu państwowego, odsuniętą obcą pomoc, przyszło tej szkole zastąpić pracą około bytu narodowego na wszystkich polach, we wszystkich kierunkach i na każdym miejscu, w najszerszej i najszczuplejszej także mierze. Głosiła też obowiązek stały względem niego, wznoszący się ponad zmienne wypadki i okoliczności, i nauczała, że chociaż do niepodległości zdążać się nie miało, należało podjąć, choćby bez władzy, zaszczytów, sławy i chwały, trud mniej ponętny, mniej świetny, w pewnym względzie przecież idealniejszy, wzniosły, piękny, pełen zasługi około tego bytu narodowego i w nim wytrwać. Pod tym znakiem i zostając mu wierną miała szkoła zwyciężyć, a prawdy, które on zwiastował, stały się przyczyną jej istnienia. Tym sposobem powstająca szkoła zapełniła próżnię duchową wytworzoną wypadkami 1863 r., zanim wypełnić miała częściowo polityczną.

Nic w tym zatem dziwnego, że już wobec owych dwóch próżni założyciele szkoły odczuli żywo i głęboko przyczyny klęski, które je wytworzyły, i że na nie gwałtownie uderzyli. Grono krakowskie […], które teraz do ustalenia zasad szkoły przystępowało, nie było winowajcą, ale było współwinnym, a że współwinnym było silnie odczuło przyczyny strat i nieszczęść. Zaprzeczenie mu prawa do politycznego patriotyzmu dlatego, że w szkodliwym umaczało ręce byłoby niesłuszne. Grono krakowskie wytworzyło szkołę politycznego patriotyzmu nie pomimo, iż miało udział w wypadkach 1863 r., ale dlatego, że go w nim wzięło. We własnych pomyłkach, w błędach innych czerpało naukę oraz w doświadczeniu zbyt wielkimi ofiarami szybko zdobytym. Słusznie powiedział kardynał Retz, “że większym okazuje się człowiek, który umie przyznać się do winy, niż ten, który jej uniknąć potrafił”. Grono krakowskie powiedziało sobie, że słowa te zastosować należy do narodu.

W przebiegu wypadków 1863 r. odszukało ono wszystkie przyczyny upadków i klęsk porozbiorowych oraz naukę, czego wystrzegać się stanowczo winno społeczeństwo; w logicznej konsekwencji co czynić należy, aby pozostać narodem. Zarzucić mu można, że jego szkoła była de l’esprit d’escalier, spóźniona. Ale przecież lepiej być rozumnym na schodach i późno, niż nigdzie i nigdy. Przyszłość dowiodła, że nawet na schodach i w ostatniej godzinie rozum na coś przydać się może w polityce. Szkoła miała przecież tę zasługę, że nie dopuściła do wytworzenia się jako świętości narodowej tradycji 1863 r., że potępiając go odważnie i głośno zapobiegła niebezpieczeństwu, które powstało wskutek tradycji powstania listopadowego i ziściło się tak bardzo złowrogo.

Szkoła przecięła nić patriotyzmu szkodliwego, nawiązała nić patriotyzmu politycznego. Smutne przypadło jej zadanie przywrócenia narodowi roztropności własnego przysłowia, aby był “Mądry Polak po szkodzie”: przyszłość dopiero okaże, czy szkoła celu całkowicie dopięła. Prawdę polityczną, której nie wynalazła, bo ona tkwiła w położeniu, stwierdzała post factum na to, aby żal poniewczasie nie przemienił się w rozpacz i znowu nie pociągnął za sobą podwójnych rozpaczy następstw.

Badając uważniej, sięgając dalej i głębiej po przyczyny upadku i klęski ostatniej, spostrzegli twórcy szkoły, że błędy i winy, które sprowadziły 1863 r. nie tylko w wychowaniu porozbiorowym, nie tylko w wyobrażeniach, ludziach i okolicznościach ówczesnych tkwiły i miały swój początek, ale także w istocie narodu, w jego charakterze i temperamencie, zatem w jego rozwoju historycznym, w jego dziejach, że więc przyczyn istotnych szukać należało w wadach narodowych. Nasuwało się tu samo z siebie badanie historyczne; potrzebną okazała się psychologia historii polskiej. Twórcą jej stał się Józef Szujski. Aby złemu zaradzić, trzeba było posiadać diagnozę, aby je usunąć, odkryć jego powody.

Diagnoza wykazała, że zło, że choroba była zastarzała. Już groźne jej rozwielmożnienie sięgało do XVII i XVIII stulecia – była to anarchia. W wyobrażeniach i działaniach demagogii polskiej porozbiorowej, znajdował się pierwiastek szlachecki i wady demagogii tej pokrewne się okazały nałogom szlacheckim. Zło więc było to samo, chociaż w innej części organizmu pojawiało się; objawem jego nowym stał się patriotyzm szkodliwy.



 
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama


stat4u