A.D.: 24 Kwiecień 2024    |    Dziś świętego (-ej): Aleks, Grzegorz, Aleksander

Patriota.pl

Gun upon gun, ha! ha! Gun upon gun, hurrah!
Don John of Austria. Has loosed the cannonade.
Gilbert K. Chesterton, Lepanto

 
  • Increase font size
  • Default font size
  • Decrease font size
Błąd
  • Nieudane wczytanie danych z kanału informacyjnego.
  • Nieudane wczytanie danych z kanału informacyjnego.

Ciemności kryją ziemię, czyli wegetatywna historia solitera łacińskiej Europy - Trzy zasady

Drukuj PDF
Spis treści
Ciemności kryją ziemię, czyli wegetatywna historia solitera łacińskiej Europy
Trzy zasady
Totalitarny świat
Chrystianizacja Szwecji
Rosnące zapóźnienie
Angielscy misjonarze w Szwecji
Nieznana forma społeczno-polityczna
Do ostatniego Fina…
Największy triumf papiestwa
Znów ”siły narodowe”
Kult siły
Zaczadzeni katolicyzmem
Wielka reforma socjalna
Zaciskanie pętli
Umysłowe zacofanie
Wszystkie strony

Trzy zasady

”Zasady” moralno-etyczne w szwedzkim katechizmie politycznym są tylko trzy i wystarczają one w zupełności demoliberalnej nomenklaturze. Pierwsza jest zasadą obowiązkowej kradzieży środków publicznych: ”Jeśli dopchałeś się do rządowego koryta – kradnij, ale rób to z godnością, w masce odpowiedzialnego polityka! Jeśli Cię schwytają na gorącym uczynku, nigdy się nie przyznawaj, ale idź «w zaparte»”.

Zasada druga brzmi tak: ”Jeśli widzisz, ze kolega - polityk (niezależnie z której partii) kradnie – milcz! Pamiętaj, że i Tobie może się powinąć noga: dziś jemu, jutro Tobie! ”

I ostatnia, trzecia, zasada: ”Jeśli już musisz kopać kolegów, którym powinęła się noga, to czyń to dopiero po dłuższej kampanii prasowej - nie wcześniej! Najlepiej jednak tego nie rób i zachowaj enigmatyczne milczenie. Wyjdzie Ci to z pewnością na zdrowie w przyszłości, jako że dla wszystkich będziesz osobą godną zaufania”.

Dwie ostatnie, ”wysokiej wartości” moralno-etyczne zasady, sterują codziennym życiem szwedzkich polityków wszystkich szczebli, ale dopiero od pewnego szczebla można wsadzić demoliberalny ryj w wypełniony forsą żłób i, zwracając stale uwagę na ćpających (a ćpają wszyscy: od polityków w rządzie, poprzez sektor prywatny, aż po związki zawodowe) obok kolegów, można zacząć kraść.

Od szczebli niższych wymaga się więc ”pewnej uczciwości”, która co prawda nie przynosi znękanej duszy radości w brzęczącej monecie, ale można ją sobie zrekompensować praktycznym okazywaniem swojej władzy wobec niżej stojących współobywateli. Często zdarza się, że i na tych niższych szczeblach bardziej przytomne i demokratycznie głębiej uświadomione jednostki poczynają kraść, ale ponieważ Szwedzi są niesłychanie ”tani” (idzie tu o przekupstwo), więc taki niski szczebel oznacza, że weźmie mniej. Jeśli się trzyma język za zębami i ”dobrze pracuje”, tzn. ściśle wypełnia polecenia rządowe i ostrożnie kradnie, nawet odsunięci od bezpośrednich narzędzi władzy politycy mogą być spokojni: szwedzka nomenklatura hojnie wynagrodzi za brak miejsca przy ”dobrym” żłobie.

Z najwyżej cenionych w politycznym rankingu, tj. z ludzi o ”wyrobionym nazwisku” , robi się ambasadorów, członków rad nadzorczych różnych koncernów (doskonale wynagrodzenie z samo siedzenie na zebraniach), przewodniczących różnych zagranicznych czy krajowych komisji rządowych, ”konsultantów rządowych ” (to wspaniała fucha i dużo obroku), a mniej inteligentnych kieruje się, jak w komunizmie, do pracy… w sporcie – na prezesów różnych organizacji sportowych, kulturalnych, związkowych, itp. Ale wbrew powszechnemu mniemaniu są to przednie, wyborne i po pańsku, zaopatrzone żłoby, pozwalające przy zerowych umiejętnościach fachowych i minimum wysiłku umysłowego bezpiecznie osiągnąć wiek emerytalny. To piękne fuchy – żłoby wypełnione są publicznym (a więc niczyim) grosiwem.

Polityków europejskich, zarówno tych przy żłobach ”narodowych”, jak i ich kumpli, stojących i kradnących przy brukselskim, najobfitszym żłobie (vide Orwellowski ”folwark zwierzęcy”), ciekawi głównie odpowiedź na pytanie: ”Jak to się dzieje, ze kradzieże grosza publicznego, afery w burdelach najwyższych polityków szwedzkich czy forsowanie ustaw, ograniczających wolność obywateli nie wywołują żadnego oporu ze strony szwedzkiego społeczeństwa?” To niesłychanie istotny problem: oni, ci demoliberalni europejscy politycy, także chcieliby móc kraść i przeprowadzać niepopularne akcje bez najmniejszego oporu ze strony społeczeństwa (przypominam sobie, ze przed kilku laty pewien polityk angielski, który zwrócił uwagę jakiejś ”komisji Unii”, ze trwoni bezrozumnie grosz publiczny, został bez większych ceregieli…wyrzucony z Brukseli). Właśnie dlatego tylu polityków wojażuje do Szwecji: by zrozumieć, jak to się robi.

Obrzydliwie otwarte kradzieże grosza publicznego przez szwedzkich polityków przy dziwnie spokojnej postawie obywateli i dość ”piszącej” o tym prasy (pisze ona o tych sprawach wprost proporcjonalnie do wysokości zajmowanego stanowiska, tj. tym mniej im jest…wyższe ), chętnie akceptujących zakładanie powroza, jest dla chłodnego obserwatora z początku niezrozumiale, bo przecież każda kradzież wymaga od nich zaciśnięcia pasa.

Po dokładniejszej analizie dojdzie on do nieodpartego wniosku, że da to się powiązać nie tylko z marksistowsko-demokratyczną ideologią obficie serwowaną przez szkolne podręczniki i masmedia, ale też z całym splotem różnych uwarunkowań, w których dziwaczny, specyficznie szwedzki szowinistyczny nacjonalizm, nazywany ”demokracją”, odgrywa ważną rolę. Ma on zresztą stosunkowo proste wyjaśnienie: Szwedzi są nacjonal-szowinistyczni historycznie, są ludźmi ukształtowanymi przez wieki totalitarnej władzy, która w ”demokratycznych wartościach ”osiągnęła złowrogą doskonałość.

Ta osobliwa kombinacja plus neopogaństwo, w jakie powtórnie popadli dzięki protestantyzmowi sprawia, że Szwedzi stali się wymarzonym materiałem doświadczalnym dla najrozmaitszych eksperymentatorów – inżynierów społecznych, pod warunkiem, że kneblujący ich ludzie też są Szwedami, a więc ludźmi, z którymi można się utożsamić. Gdy w rozmowie ze Szwedami podkreślić, że jest to patologiczna forma rasizmu, natychmiast się obruszają i chyba… mają rację, bowiem wszyscy Szwedzi jak jeden mąż wiedzą, że o ile na świecie roi się od ”faszystów”, to oni nimi nie są. Na straży tego miłego przekonania stoją politycy i masmedia, pilnujące, aby nie można było tego miana użyć w stosunku do nich samych: słowo ”faszyzm”, na skutek political corectness, panującego w tym kraju, jest wyklęte i zastrzeżone dla tych ”innych” - dla obcych, dla utlänningar, dla tych jeszcze nie dość zdemoliberalizowanych.

Ci ”inni”, mający odmienne przekonania polityczne lub zapatrywania etyczno-moralne, są według Szwedów  ”skrajną prawicą” – to w szwedzkim słowniku jest tylko innym, delikatniejszym mianem ”faszyzmu”. Stwarza to odpowiedni komfort moralny, pozwalający Szwedom, pomimo stałych kłamstw oraz popełnianych w polityce wewnętrznej i zewnętrznej ordynarnych świństw, spać spokojnie i smacznie, kroczyć z dumnie podniesioną głową i z namaszczeniem pouczać wszystkich dookoła o popełnianych przez nich błędach, o koniecznych dla ratunku środkach zaradczych, itp.



 
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama


stat4u