A.D.: 26 Kwiecień 2024    |    Dziś świętego (-ej): Maria, Marcelina, Marzena

Patriota.pl

Jest rzeczą oczywistą, że ten niezwykle złożony wszechświat
nie może być rezultatem bilionów przypadków i szczęśliwych zbiegów okoliczności. Musi on posiadać swego Stwórcę.
Erik von Kuehnelt-Leddihn, Deklaracja Portlandzka (1)

 
  • Increase font size
  • Default font size
  • Decrease font size
Błąd
  • Nieudane wczytanie danych z kanału informacyjnego.
  • Nieudane wczytanie danych z kanału informacyjnego.

Przewagi elearów polskich, czyli o najlepszym wojsku od Syberii po Lotaryngię - Ci, których diabeł się bał…

Drukuj PDF
Spis treści
Przewagi elearów polskich, czyli o najlepszym wojsku od Syberii po Lotaryngię
Najemnicy
Kozacy lisowscy czy elearowie
Żołnierze wyklęci
Homo lisovianus
Konie i lisowczycy
Zaporożcy i lisowczycy – bliźniacze formacje
Ci, których diabeł się bał…
Rycerze Chrystusa
Lisowczyk w cywilu
Czy Jeździec polski Rembrandta przedstawia lisowczyka?
Podsumowanie, czyli co ma lisowczyk do ułana
Wszystkie strony

Ci, których diabeł się bał…

Lisowczyków i Zaporożców obawiano się nie tylko jako żołnierzy, ale również jako… czarowników, którzy zawarli pakt z diabłem. Nie bez powodu tak pod Cecorą, jak i Chocimiem kazano im biwakować poza głównymi obozami polskimi i nie posyłano im posiłków, nawet, gdy o nie prosili, a jeden z diariuszy chocimskich stwierdza zagadkowo: „…tamże dopiero z dział do Kozaków i Lissowskich parzyć poczęli, ale to ludzie z trzema duszami, niełatwo ich czarna dusza ujrzy i ubije…” Legenda przypisywała lisowczykom pewne nadprzyrodzone moce, takie jak odporność na zranienia, a nawet nieśmiertelność; kapelan Dębołęcki wspomina, że pytano go na Zachodzie, „…jeśli się ich broń albo kula ima?” Przywołajmy relację Jędrzeja Kitowicza z czasów panowania Augusta III o zaporoskich hajdamakach, którzy kule z samopałów zmiatają z siebie ręką jak komary, dlatego zabić ich można wyłącznie z łuku. Bartłomiej Zimorowic podaje diaboliczne uzasadnienie tej nietykalności „Kozaków lisowskich”: „…a żeby lepszy pokój aż do śmierci mieli, z piekłem wrzącym przymierze na dziesięć lat wzięli”. Podobne uzasadnienie przytacza nawet kapelan Dębołęcki, zmieniając nieco jego wymowę: „…dopiero heretycy plwali, mówiąc: (…) tego szelmy polskiego nie masz od tego świata precz, bo go Pan Bóg nie chciał do nieba, a diabeł się go bał [wziąć] do piekła, coby [mu] go nie zepsował”. Toteż relacje protestanckie przedstawiają pułkownika Lisowskiego jako czarnoksiężnika, potrafiącego zmieniać kształty, prowodyra złowrogich diabłów-lisowczyków, a moskiewskie Opisanije Szymona Azarina dodaje do tego kilka cudów – wypadków, jakim mieli ulegać pułkownicy lisowscy pod prawosławnymi monastyrami, widoma oznaka Bożej ręki (Lisowski miał niespodziewanie stracić przytomność podczas oblężenia klasztoru Troickiego, Czapiński zaś miał zostać zabity przez klasztornego pachołka itd.).

Pamiętnik kapelana Dębołęckiego wyjaśnia, skąd brały się legendy o lisowskiej nieśmiertelności. Zaważyła tu taktyka „tatarskiego tańca”, czyli udawanej ucieczki w rozsypce i nagłego nawrotu, chętnie stosowana przez lisowczyków, a nieznana na Zachodzie. Czasami, jak pod Humiennem, manewr ten był rozłożony na dwa dni, a lisowczycy wracali z kontruderzeniem dopiero, gdy przeciwnicy byli już upojeni zwycięstwem i zawartością baryłek z lisowskiego obozowiska. Niekiedy do dowództwa przeciwnika biegły już wieści o zwycięstwie, by następnego dnia okazywało się, że Polacy nie zginęli, a zgubili, i nie swoich, a Węgrów. Jak podsumowuje kapelan: „…od tego czasu rozumieli, a nawet i w głos mawiali, że iż choć ich nieraz pozbijamy, to znowu zmartwychwstaną, zaczem szkoda ich drażnić; bo lubo przegrywają, to przecie imając, wiążąc i bijąc, lubo wygrywają, to jeszcze gorzej. Zgoła jako diabeł śle go, z obydwu stron rogatego”.

Pomocne w tworzeniu legendy były także wypadki przydarzające się poszczególnym żołnierzom. Dalsza część historii o lisowczykach, którzy wjechali na skałę dla postraszenia mieszczan bamberskich, mówi, że jeden z nich spadł razem z koniem jak z najwyższej kamienicy, lecz po chwili otrząsnąwszy się oboje, wsiadł na konia i zaraz po polu biegał. „Zatem oni [mieszczanie] rozumiejąc, iż to tak wszyscy pospolitym obyczajem i ich konie szwankować nie mogą (…), krzyczeli (…) winszując mu zdrowia i ciesząc się z takiego ludu na pomoc katolikom”. W innym miejscu pamiętnika kapelana przytoczona jest podobna historia o pacholiku, który wpadł w ręce niemieckich chłopów, a ci, nim go powiesili, wypytali go dokładnie, jeżeli on człowiek, jeżeli zna Boga, jeśli umiera itd. Upewniwszy się, że mają do czynienia z człowiekiem, a nie siłą nieczystą, zaprowadzili go na skałę szubieniczną celem powieszenia, a wtedy pacholik wyrwał się im i skoczył w nurt Luthery (a potem przez trzy dni gonił swój pułk), „..mniemanie po sobie zostawując, iż wszędy się tak umieją od śmierci wykręcić i że ich zatem szkoda było drażnić”.

Gadki tego typu stały w oczywistej sprzeczności z faktem, że u lisowczyków śmiertelność była najwyższa spośród wszystkich rodzajów wojsk, a ich kadra oficerska wymieniała się niemal co sezon; jeśli takie straty ponosił korpus dowódczy, można sądzić, że wśród niższych szarż było jeszcze gorzej. Pułkownik Lisowski padł na apopleksję w roku 1616 pod Starodubem; jego brat zginął w niewyjaśnionych okolicznościach dwa lata później; następny dowódca, Czapiński, poległ pod Moskwą w październiku 1618 roku; Rogawski został ciężko raniony pod Cecorą w 1620 roku; Kleczkowski zginął pod niemieckim Horn w marcu 1620 roku, trafiony kulą z muszkietu; Rusinowski, ciężko ranny pierwszego dnia bitwy chocimskiej, nie dożył końca oblężenia; Strojnowski zginął w roku 1626 jako ofiara „łowców kaduków”… Porównajmy to z takim pułkownikiem husarskim, Marcinem Kazanowskim, który bez szwanku wyszedł z wojny inflanckiej (1600-1605), potem wojował pod Kłuszynem, Moskwą, Cecorą, Chocimiem, by wreszcie zostać hetmanem wielkim koronnym i zdobywcą Smoleńska w wojnie 1633 roku. U lisowczyków skład osobowy kadry dowódczej zmienia się rokrocznie, a większość oficerów z roku 1617 w roku 1621 już nie żyje. Spod Cecory wróciło 700 lisowczyków z 1500 (a ujawniło się zaledwie 50, z obaw przed stryczkiem), w Chocimiu pod koniec września z 1200 lisowczyków zdolnych do walki pozostało kilkuset, przy czym poległ ich pułkownik i dwóch rotmistrzów. Opisując szturm Moskwy w roku 1618 Jakub Sobieski podaje: „…w koniach szkoda i u lisowczyków, i u rajtarów przecie była, i ludzi nam nastrzelano, zwłaszcza z wojska lisowskiego…”

Oprócz nieśmiertelności, lisowczykom – zawodowym żołnierzom – przypisywano też nadludzką intuicję w sytuacjach kryzysowych. Opisując pogrom pod Enzersdorfem, gdy na obóz pijanych lisowczyków napadli powstańcy węgierscy, kapelan zaznacza: „…rzecz też uważenia godna, jako to wojsko, a co większa i ciurowie jego, tak roztropni są ludzie czasu potrzeby, co w kwaterze dopijając ledwie jeden drugiego widział [!], skoro ich (języka niewiadomych, pól i lasów nieświadomych) o północy tak rozgromiono… wnet potem, godzina albo dwie na dzień, wszyscy się nie inaczej, pewnie tylko węchem zgromadzili…” Ów „psi węch” charakteryzował ciurów lisowskich także w bardziej przyziemnych sprawach: „…ja wierzę, że on ma coś w nosie, bo tak wnet wynajdzie, jako pies po rosie…” – pisze anonimowy poeta o niemożności ukrycia czegokolwiek przed lepkimi rękami ciurów.

Na koniec przytoczmy jeszcze jeden przykład lisowskich „czarów”, zawarty w anonimowym wierszu:

…Naszego Niemki tak dobrze zaczarował,
Iż bardziej onego niż nas umiłował.
Teraz niecnotliwy ten Niemki naszego
Nad matki, nad ojca woli lisowskiego.
Chociaż widział strzałki, iż ma tak ostrego,
Przecie on łakomszy tym bardziej na niego.
Chociaż widział kopię jak diabli strasznego,
To nasz Niemki umieć zmiękczyć do wszystkiego…

Jak widać, wiele się zmienia, tylko nie żołnierskie przechwałki…



 
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama


stat4u