Niesamowity amok ogarnął ostatnimi czasy środowisko „polskich” filmowców oraz tzw. ludzi kultury. Dla przeciętnie niezorientowanego odbiorcy wstrząs medialny, jaki odebrał mógłby sugerować, że to np. Mel Gibson, otrząsnąwszy się z kryzysu wieku średniego, przyjeżdża do Polski kręcić film o odsieczy wiedeńskiej, albo wiekowa Sharon Stone założy noga na nogę w którymś z tefałenowsko-polsatowskich gniotów o tańczeniu, śpiewaniu i recytowaniu. Spieszno jest więc nam donieść, że rzecz jest o wiele bardziej poważna i godna pochylenia się nad nią z troską godną piekłoszczyka „profesora” G. Tak więc klękajcie narody – On wrócił! I będzie kręcił. I to po dziesięciu latach wymownego milczenia.
I na dodatek w jakim stylu wraca! Do nowego zadania operacyjnego, jakie zostało mu tu i teraz wyznaczone, ani się umywają dawno przebrzmiałe Krolle, Psy (także te drugie), Słodko gorzkie Demony wojny czy inne Gliny. Kiedyś te obrazy zrobiły swoje, namieszały w umysłach, zrelatywizowały pojęcia, zwarły szeregi „wykluczonych” służbistów, przeinterpretowały Janka Wiśniewskiego i poprawnie, aż do politycznego bólu, zlustrowały otaczającą nas rzeczywistość, także tę międzynarodową, zwłaszcza bałkańską,
Teraz kasa dla nowego zadania wyznaczonego p. Pasikowskiemu dotarła z kilku, niezawodnych w takim przypadku, źródeł – z Instytutu Sztuki Filmowej, z telewizji publicznej, z Eurimage'u, a przede wszystkim od pomagających nam rozwikłać zawiłości naszej haniebnej historii towarzyszy rosyjskich, słowackich czy nawet holenderskich (w każdym razie pod takimi przykrywkami występują niezawodni sponsorzy takich tematów). Pokłosie – bo tak się będzie nazywało to cudo z ulubionego przez nas gatunku shoah-fiction z pewnością nie podzielą losu Roja – filmu-pólkownika (w reżyserii Jerzego Zalewskiego) skazanego przez system (polityczny i kulturalny) na zamilczenie na śmierć. Kogo wszak obchodzi los polskiego bandyty atakującego prawowitą powojenną władzę w odrodzonej ojczyźnie. Ale o takich braciach Bielskich(vide Opór) Hollywood (Hollocaust Industry) nie zapomni.
Natomiast Pokłosie mając zaplecze operacyjne w sanhedrynie intelektualnym najwyższej politycznej poprawności – z niejakim J. T. Grossem, na motywach Sąsiadów którego powstaje filmik pana Władysława, z niejakim dr. Presakim z IPN (sic!) i ISP PAN (specjalistą od bzdur, na których można robić naukową karierę, o Jedwabnem i okolicach), z niejakim J. Henem (tym „mądrym żydem” od pseudointelektualnych komentarzy), z niejakim operatorem Edelmaneem (tym od Polańskiego i Wajdy), ze scenarzystą niejakim Allanem Starskim (tym od Spileberga) i w obsadzie z niejakimi Stuhrem (juniorem, który już kilka mądrości o rozliczaniu się z własną historią wydukał przed kamerami niektórych stacji telewizyjnych), niejakimi Zamachowskimi i Radziwiłowiczem czy niejaką Szaflarską na czele – można się spodziewać, że obraz szybko wejdzie na ekrany ucząc nas bolesnej prawdy o tym, w czym raz jeden tylko byliśmy lepsi od Niemców.
Jednym słowem nihil novi i nuda jak to w polskim filmie. Bo o to przecież chodzi mocodawcom (także państwowym i ponadpaństwowym) finansującym i inspirującym (niewątpliwie czuć tu rękę głównego guru shoahfictionowców – niejakiego Adama „Nikczemność” Michnika primo voto Szechtera, przed majestatem którego swoją „twórczością” odpokutowuje za winy 1968 r. właśnie J. T. Gross) tego rodzaju produkcje – przypomnijmy sobie chociażby co weselsze przypadki (polskie i internacjonalne) tego gatunku z dziedziny kinematografii, takie jak np. Wybór Zofii, Samson, Shoah, Ulica graniczna, Korczak, Pianista, Ucieczka z Sobiboru, Opór, Bękarty wojny. Jedno Pokłosie różnicy nie zrobi – póki system żyje, tego rodzaju „instalacje kulturalne” będą wszczepiane w naszą świadomość regularnie, bo na nie duże pieniądze znajdą się zawsze. Reklamowa hucpa też zrobi swoje. Dlatego właśnie maluczcy mają cenić i zachwycać się projektami w rodzaju symboli religijnych (bynajmniej nie judaistycznych czy muzułmańskich) i narodowych wetkniętych w gówno (nie wiadomo tylko czy koszerne), zachwycać się lekturą „dzieł” (a zwłaszcza Malowanego ptaka) niejakiego Jerzego Kosińskiego (lub raczej jego ghost writerów), czy naszych literatów z „ubezpieczalni” w rodzaju niejakiego Andrzeja Szczypiorskiego, Pawła Huelle et consortes, czy nawet prowokacjami ponoć satanistycznego szansonisty tow. Nergala. A przewodnicy duchowi tego całego szajsu i fartuszkowe autorytety będą mogli po raz kolejny nasycić się upokorzeniem wrażego narodu i odreagować zgagę po cudem powstałych produkcjach w rodzaju Generała Nila, Popiełuszki, Czarnego czwartku, Uwikłania, czy niedokończonego, wspomnianego już, Roja.
Można się tylko, tak dla rozrywki, zastanowić dlaczego powierzono reżyserię na tym odcinku p. Pasikowskiemu, dlaczego tematu tak ważkiego nie podjął się dźwignąć sam mistrz Andrzej W. Może dlatego, że jest w środowisku rozpoznawany jako wybitny specjalista od spieprzania kolejnych ważkich tematów z historii Polski, a tego tematu spieprzyć tak po prostu nie można (wiekowemu artyście mogłoby przecież coś nie odpalić i podszedłby do temat jak do Lotnej czy Katynia). Z kolei cenionemu sodomicie Romanowi, po blichtrowym Pianiście, pomysły na uatrakcyjnienie holokaustycznej sztancy już się wyczerpały i prawdopodobnie poczeka na większe wyzwania, na razie odwdzięczając się swym wybawicielom ze szponów amerykańskiej Temidy. A pan Władysław? Pan Władysław prawdopodobnie wyjaśni nam swoim filmem dlaczego Polacy zgotowali sąsiadom taki los. Może – cholera wie – okaże się oryginalny i odpowie np. bon motem z jednego ze swoich poprzednich dzieł, że Żydów dotknęły te prześladowania, bo to – po prostu – źli ludzie byli.