Postanowiłem opisać jedno z moich ulubionych zainteresowań, jakim niewątpliwie jest kolekcjonowanie militariów poprzez eksplorację. Jest to bardzo obszerne zagadnienie, dlatego przedstawię najpierw wszystkie jego gałęzie.
Są to:
-
falerystyka (ordery, odznaczenia, odznaki, oznaki, plakietki),
-
weksylologia (sztandary, chorągwie, proporce),
-
heraldyka (zestawianie, objaśnianie i rozpoznawanie herbów),
-
sfragistyka (pieczęcie wojskowe),
-
numizmatyka (monety kas i spółdzielni wojskowych, monety obozów jenieckich itp.),
-
mundurologia (mundury wojskowe, oporządzenie),
-
filatelistyka (tematyka wojskowa),
-
malarstwo batalistyczne,
-
medalierstwo (medale wojskowe),
-
księgozbiory,
-
rzeźba, grafika oraz pieśni i humor żołnierski.
Jako że klasyfikacja ta pochodzi z lat 70. (według książki K. Madeja Polskie symbole wojskowe 1943-1978) wypadałoby dodać do tego gałąź popularnie zwaną złomiarzami (są to osoby zbierające w całości lub w częściach czołgi, gąsienice i wszelki sprzęt ciężki z ostatniej wojny). Po tego rodzaju uporządkowaniu dopiero można stwierdzić, że kolekcjonowanie militariów nie jest tylko bezładnym zbieraniem wojskowych rzeczy, ale bardzo rozbudowanym zainteresowaniem.
Najpopularniejszą gałęzią militarystyki jest mundurologia i falerystyka. Dotyczy to przede wszystkim wojsk III Rzeszy ze względu na szeroką dostępność eksponatów oraz pewną magię emanującą z tych przedmiotów. Są jednak także pasjonaci kompletujący sprzęt i oporządzenie amerykańskich marines z walk w Wietnamie (można ich zobaczyć co roku na zlocie w Darłowie), inni z kolei cierpliwie tworzą własny tzw. ogródek pancerny (jeden milioner w USA ma w swojej posiadłości około 160 czołgów i to większości sprawnych!). Inni jeszcze zbierają bagnety, są także zapaleńcy preferujący sam trotyl z min i bomb lotniczych (słychać o nich od czasu do czasu w gazetach albo kronikach policyjnych, gdy niewybuch przypomni sobie swoje przeznaczenie i usunie szyby z pobliskich bloków). Jako, że osobiście wybrałem falerystykę i mundurologie z okresu II wojny światowej zbieram więc te eksponaty (ordery, popiersia), które mi przemycą z Niemiec pracujący na tamtejszych budowach znajomi, lub co mi dadzą zaprzyjaźnieni leśnicy (ostatnio dostałem panzerfausta w dość dobrym stanie). Innym razem kolega przyniósł mi hełm niemiecki M42 i taśmę 7.92 mm, a na jarmarku zobaczyłem raz puszkę po masce p-gaz z 95% farby - w środku była nawet zachowana kartka z napisem kan. Zyfa Karl i pieczątka III Rzeszy. Wszystko to za jedyne 20 zł. Innym razem kupiłem bagnet za 200zł z F.B. Radom, także w bardzo dobrym stanie jak na taką cenę. Za hełm, co okrywa gruba warstwa rdzy, zdarza się, że militaryści chcą 50 zł! Dlatego jak ktoś nie jest milionerem, to musi kupić sobie wykrywacz metali (ceny od 300-8000 zł; dobre można znaleźć w granicach 600-1200 zł). Powinien też przeglądać archiwa lub książki, przeprowadzać wywiady ze starszymi ludźmi z okolicy i czytać lub wypytywać, gdzie tu krasnoarmiejcy przeganiali naszych zachodnich sąsiadów. Wtedy znajdujemy to miejsce i idziemy kopać.
Oczywiście pojawia się trochę problemów. Po pierwsze kopać w lesie nie wolno, bo leśnicy mogą wstawić mandat za niszczenie ściółki. Ale można ich zrozumieć skoro istnieją osoby, które gdy wykopią coś w lesie zostawiają po sobie rozrzuconą ziemię oraz doły 1m x 1m x 1m i po przejściu kilku takich "poszukiwaczy" las wygląda jak po bombardowaniu. Dlatego kopiąc w lesie, gdy zrywamy ściółkę to róbmy to przynajmniej fachowo, tak jak robią to saperzy przy zakopywaniu miny, czyli wbijamy saperkę prostopadle w ziemie jedną obok drugiej, tak by zrobić np. koło o promieniu 0.5 m i wtedy podważamy to koło i zdejmujemy na bok. Gdy znajdziemy już ten czterdziesty gwóźdź to, odkładamy to wycięte koło i po kopaniu nie ma śladu a i rośliny nie cierpią. Dalsze problemy pojawiają się, gdy wykopiemy coś ze stanowiska archeologicznego (w Polsce jest ich około 200 tys.) – za ten czyn można pójść do więzienia. Jeżeli wykopiemy amunicję, zamek, iglice, trotyl etc. to też UOP może nas namierzyć i zamknąć trąbiąc wcześniej, że skonfiskowali arsenał gangu z Wołomina (takich przypadków doświadczyli już niejedni poszukiwacze). Dlatego idąc i kopiąc gdziekolwiek, spytajmy się o pozwolenie leśniczego, jeżeli kopiecie w lesie, oraz rolnika, jeżeli kopiecie na polu - to dla waszego dobra i spokoju ww. osób.
Jeżeli wykopiemy minę, to nie wpadajmy w panikę od razu. Szacunki mówią, że 90% min, jakie leżą w polskiej ziemi, jest rozbrojona, bo jak po wojnie saperzy wykopali i rozbrajali minę to zabierali zapalnik, a resztę, zupełnie niegroźną, zostawiali w ziemi. Trotyl nie wybucha ot tak, trotyl można podpalać zapalniczką, mój ojciec (saper) opowiadał, że w zimie wrzucali trotyl do ogniska by się ogrzać. By wybuchnąć potrzeba nagłego skoku temperatur, czy np. impulsu elektrycznego. Od razu mówię, że lepiej tego nie próbować, bo nie wiem jak się zachowuje trotyl po kilkudziesięciu latach w ziemi. Więc jak znajdziecie minę, niewypał etc., to albo bawcie się "na kotwiczkę"* albo dzwońcie po saperów (najlepiej 997 lub 998) i oznaczcie to miejsce czerwoną flagą. Wymieniłem główne zagrożenia przy poszukiwaniu militariów w ziemi, ale nigdy do końca nie wiadomo, co się tak naprawdę znalazło - czy kawałek szkła nie jest szklaną miną, czy kulka rdzy nie jest granatem itd. Dlatego też pierwszą wyprawę należy poprzedzić zapoznaniem się z fachową literaturą i zdobyć podstawową wiedzę o sprzęcie z II Wojny Światowej.
Na koniec warto także wspomnieć o słynnych kolekcjach. Największe, jak wiadomo, znajdują się w państwowych muzeach w Polsce. Na uwagę zasługuje kilka z m.in. Muzeum Wojska Polskiego w Warszawie oraz z Lubuskiego Muzeum Wojskowego w Zielonej Górze. Prywatne kolekcje mają ten plus, że rzeczy są w nich lepiej zachowane i czasem przewyższają wartością nawet te zgromadzone w polskich muzeach. Słyszałem, z drugiej ręki, że u nas w kraju jest osoba (bardzo bogata), która posiada, jako jedyna na świecie, m.in. polski przedwojenny czołg 7TP i to prawie kompletny! Muzeum na Sadybie w Warszawie ma tylko kilka ogniw od gąsienic, kawałek wieżyczki i kilka kół jezdnych do tego czołgu. Słynną kolekcją czołgów zgromadził wspomniany na początku amerykański milioner. Nasze zaś muzea świecą pustkami – np. brak niemieckiego sprzętu pancernego z II wojny światowej spowodowany jest faktem niszczenia po wojnie wszystkiego, co się Polakom kojarzyło z niemieckim militaryzmem. Niszczono wtedy każdy niemiecki czołg, samolot i transporter, a co gorsza, na początku lat 90. sporo nakradli u nas niektórzy słynni teraz poszukiwacze czołgów niemieckich typu Panzer V "Panther" i Panzer VI "Tiger". Po wykopaniu danego egzemplarza z ziemi, eksploratorzy ci nie oddawali jego muzeum (nie ma u nas ani jednego egzemplarza tych czołgów, jedynie jest lufa tygrysa i wanna pantery), tylko sprzedawali za kilka tysięcy marek za zachodnią granicę. Mimo to jeszcze dużo tego sprzętu leży w polskiej ziemi. Wystarczy przypomnieć, że walczących na terenie Polski Rosjan zginęło 600 tysięcy, a wycofujących się Niemców – 400 tysięcy. Ile jeszcze złota, obrazów i dzieł sztuki nie odnaleziono po wojnie, jak chociażby „Bursztynowej Komnaty” tego nie sposób zliczyć. Nie odkryto przecież do dziś wszystkich korytarzy w podziemiach niemieckich w „Kriese” w Górach Sowich.
Jeżeli kogoś temat zainteresował to polecam ultrakomercyjne pismo "Odkrywca" - www.odkrywca-online.com oraz ciekawy serwis z bardzo pomocnym forum www.poszukiwanieskarbow.com i wszelkie strony w przeglądarkach ze słowem "eksploracja", "militaria" etc. W ciągu roku odbywa się wiele zlotów tematycznych, jak np. "Międzynarodowy Zlot Historycznych Pojazdów Wojskowych" w Darłowie albo "Moto Weteran Bazar" w Łodzi i wszelkie zloty "Odkrywcy".
Autor, jak i redakcja serwisu, nie ponoszą żadnej odpowiedzialności za ewentualne szkody i zgony spowodowane wdrożeniem w życie rozwiązań z tego artykułu.
* Na kotwiczkę to sposób wywracania miny z bezpiecznej odległości polegający na zaczepieniu kotwiczką wykopanej miny, odejściu na bezpieczną odległość i pociągnięciu za żyłkę.