Obłudne peany na cześć tekstu Pana Tomasza nie spowodowały jednak, że ciemne „polactwo” na wyprzódki zaczęło posypywać sobie głowy popiołem i nie nałożyło wora pokutnego, a niektórym, co gorsza – niczym przywołanemu w naszej opowieści księdzu X. – oczy otworzyły się tak szeroko, że gdzie niegdzie zaczęto nawet przypuszczać i wskazywać, gdzie i w jaki sposób zdołano na dwa miesiące przed wyborami zmobilizować odpowiednie komando szabesgojów, którzy za zgrzewkę piwa, pół litra gorzały i kasę na fryzjera (żeby łby ogolić tak po faszystowsku) wymalowali, to, co wymalowali, zamalowali to, co zamalowali, sprofanowali to, co sprofanowali, wykrzyczeli to, co mieli w odpowiednim miejscu i czasie wykrzyczeć.