Nie ropa naftowa, nie przemyt broni czy narkotyków, lecz węgiel drzewny jest paliwem napędzającym rebelię islamskich radykałów w Somalii. Według dorocznego raportu Grupy Monitorującej ONZ, dążący do obalenia uznawanego przez tzw. wspólnotę międzynarodową rządu, somalijscy dżihadyści zarabiają co roku dziesiątki milionów dolarów na nielegalnym eksporcie węgla drzewnego. Zdaniem autorów raportu, nielegalny wywóz węgla ułatwiają kenijscy żołnierze służący w siłach pokojowych Unii Afrykańskiej w Somalii.
Opisany w raporcie przypadek nieudanego zakazu eksportu węgla z Somalii pokazuje jak trudne jest odcięcie islamskich ekstremistów z kontrolującego znaczne obszary Somalii ugrupowania al Szabaab od źródeł finansowania i zagwarantowanie przestrzegania nałożonych przez ONZ sankcji, zwłaszcza gdy towarzyszy temu brak woli ich wyegzekwowania przez żołnierzy sił pokojowych. Jednak kenijska armia zaprzeczyła zarzutom stawianym jej w raporcie sporządzonym dla Komisji ds. Sankcji Rady Bezpieczeństwa o sytuacji w Somalii i Erytrei.
Po ciężkich walkach z islamistami, w maju przywódcą regionu Dżubaland, w którym leży portowe miasto Kismaju został były watażka islamski stojący na czele milicji Ras Kamboni, Ahmed Madobe. Chociaż rząd w Mogadiszu, który początkowo sprzeciwiał się Madobe, ostatecznie uznał go za tymczasowego lidera regionu, to jednak relacje pomiędzy Madobe a rządem w Mogadiszu pozostają nadal napięte.
W opinii obserwatorów ONZ, Kismaju jest lukratywną nagrodą dla liderów klanu, ponieważ z posiadaniem kontroli nad tym miastem wiążą się duże dochody z eksportu węgla drzewnego, opłat portowych i opłat związanych z handlem bronią i nielegalnym importem innych towarów. W lutym 2012 r. Rada Bezpieczeństwa ONZ zakazała eksportu węgla drzewnego z Somalii, odcinając w ten sposób jedno z głównych źródeł dochodu dla islamistów z al Szabaab, które od lat walczy o kontrolę nad Somalią, narzucając na kontrolowanych przez siebie obszarach prawo szariatu w jego najsurowszym wariancie.
Kenijskie oddziały uczestniczące w misji pokojowej Unii Afrykańskiej AMISOM, która ma mandat Rady Bezpieczeństwa ONZ i otrzymuje środki finansowe z Unii Europejskiej i Stanów Zjednoczonych, pomogły somalijskiemu rządowi odzyskać kontrolę nad Kismaju, wypędzając we wrześniu 2012 r. powiązanych z al Kaidą bojówkarzy. Niemal natychmiast Unia Afrykańska wezwała Radę Bezpieczeństwa do przynajmniej tymczasowego zniesienia zakazu eksportu węgla drzewnego.
Kenia poparła pomysł, argumentując, że rozgniewani handlarze węglem z Kismaju, mogą zagrozić bezpieczeństwu jej żołnierzy. Jednak nadzorująca przestrzeganie sankcji nałożonych na Somalię i Erytreę Grupa Monitorująca zakwestionowała ten argument, twierdząc, że „zniesienie zakazu eksportu węgla zaostrzy napięcia pomiędzy klanami i grupami interesów, prowadząc do znacznego rozszerzenia się konfliktu”, co rzeczywiście potem nastąpiło. „Trudno uznać argument, że grupa handlarzy węglem stanowi większe zagrożenie dla Kenijskich Sił Obrony niż ugrupowanie al Szabaab, które właśnie zostało rozgromione w Kismaju” – czytamy w załączniku do raportu.
Papierowe embargo
Raport Grupy Monitorującej ONZ z pewnością wywoła kolejne napięcia na linii Nairobi – Mogadiszu, które rozpoczęły się w październiku 2012 r., kiedy prezydent Somalii Hassan Szeikh Mohamud poprosił siły AMISOM, aby nie pozwoliły na otwarcie portu w Kismaju. Jednak międzynarodowi obserwatorzy twierdzą, że prezydent został okłamany. „Jeszcze 26 października 2012 r., zastępca dowódcy sił AMISOM ds. operacji i planowania generał Simon Karanja, zapewnił prezydenta, że port został zamknięty i nie ma ruchu żeglugowego, wiedząc, że było odwrotnie” – czytamy w raporcie.
Zorientowawszy się w sytuacji somalijski rząd oskarżył kenijskich żołnierzy o zajmowanie przeciwnego wobec niego stanowiska i zasugerował, że powinny być one zastąpione przez bardziej neutralne siły. Kenia odrzuciła te oskarżenia, nie ukrywając jednocześnie, że chciała złagodzenia zakazu eksportu węgla. Rzecznik kenijskiej armii płk. Cyrus Oguna powiedział, że Kenia nie wspiera wywozu węgla drzewnego w jakikolwiek sposób. – Port jest zarządzany i nadzorowany przez komitet ustanowiony przez administratorów Dżubaland – powiedział Oguna w Nairobi.
Innego zdania są autorzy ONZ-owskiego raportu. Twierdzą oni, że gdy stało się jasne, że Rada Bezpieczeństwa nie zniesie zakazu eksportu węgla drzewnego z Somalii, „Kenijskie Siły Obrony oraz Madobe ze swoją milicją Ras Kamboni podjęli jednostronną decyzję o rozpoczęciu eksportu węgla z portu Kismaju”.
Pomimo przejęcia kontroli nad Kismaju przez kenijski kontyngent AMISOM i milicję Madobego, zdaniem ONZ-owskich obserwatorów wyrzuceni z miasta ekstremiści z al Szabaab zachowali swoje wpływy w handlu somalijskim węglem drzewnym. „Ukształtowana przez al Szabaab sieć powiązań biznesowych, w której centralne miejsce zajmują jej partnerzy przetrwała. Wraz ze zmianą władzy w Kismaju, akcjonariat handlu węglem w porcie został podzielony zasadniczo pomiędzy al Szabaab, Ras Kamboni i somalijsko-kenijskich biznesmenów współpracujących z Kenijskimi Siłami Obrony” – czytamy w raporcie Grupy Monitorującej.
Międzynarodowi obserwatorzy zauważają, że pomimo zakazu Rady Bezpieczeństwa ONZ eksport cieszącego się doskonałą renomą somalijskiego węgla drzewnego nie tylko nie ustał, ale gwałtownie wzrósł. Ich zdaniem udział ugrupowania al Szabaab w eksporcie węgla w Kismaju w połączeniu z przychodami z eksportu przez miasto Barawe i haraczami ściąganymi od właścicieli ciężarówek przewożących węgiel z obszarów przez to ugrupowanie kontrolowanych prawdopodobnie generuje większe dochody, niż wtedy, gdy ugrupowanie kontrolowało Kismaju.
Królowie węgla drzewnego
Grupa Monitorująca ONZ szacuje, że ugrupowanie al Szabaab, które pomimo ostatnich niepowodzeń wciąż pozostaje potężną siłą, wyeksportowało w 2011 r. ok. 9-11 mln worków węgla drzewnego, zarabiając na tym ponad 25 mln dolarów. Jednak już rok później wyeksportowano ok. 24 mln worków węgla o wartości rynkowej 360-384 mln dolarów. Szacuje się że eksport węgla drzewnego tylko przez port w Kismaju jest wart 15-16 mln dolarów miesięcznie. Dochodzi do tego eksport węgla przez port w kontrolowanym przez al Szabaab mieście Barawe na północ od Kismaju, przynoszący bojówkarzom 1,2-2 mln dolarów zysku miesięcznie. Jednak ONZ-owscy eksperci, powołując się na przedsiębiorców w Dubaju zwracają uwagę, że rzeczywista wartość eksportu jest prawdopodobnie znacznie wyższa.
Jednym z głównych handlarzy węglem drzewnym w Kismaju jest silnie powiązany z al Szabaab Hassan Mohamud Jusuf, znany także jako Awlibaax, z klanu Mareehan. Współpracuje on z potentatem w handlu węglem drzewnym w Dubaju (Zjednoczone Emiraty Arabskie), Salehem Da’ud Abdullahem, który również ma powiązania z al Szabaab. Inną ważną figurą w tym biznesie jest Ali Ahmed Naadżi, z klanu mniejszości etnicznej Cawro-Maleha, który udziela lub organizuje kredyty dla al Szabaab, i zarządza inwestycjami ugrupowania w Sudanie Południowym.
Według autorów ONZ-owskiego raportu tylko Jusuf i Naadżi kontrolują ok. 32 proc. eksportu węgla drzewnego z Kismaju, z którego większość trafia do Dubaju. Tutaj największym odbiorcą somalijskiego węgla drzewnego jest Al Qaed International General Trading, firma będąca własnością Baba Mansura Ghadżediego, znanego jako Hadżi Baba, mieszkającego w Dubaju Irańczyka, którego Grupa Monitorująca określa mianem „Króla Węgla”.
Zaprzecza on jednak jakoby importował somalijski węgiel, łamiąc embargo ONZ. Na dowód tego pokazuje dokumenty wskazujące, że jego węgiel pochodzi z Kenii i Dżibuti, które zdanie Grupy Monitorującej są fałszywe. W jednym z załączników do raportu ONZ-owscy eksperci podali liczne przykłady fałszywych listów przewozowych zaświadczających, że węgiel z Somalii miał pochodzić z Kenii.
Z raportu wynika, że władze Zjednoczonych Emiratów Arabskich są świadome płynących do tego kraju nielegalnych transportów somalijskiego węgla drzewnego. We wrześniu 2012 r., kraj ten zgłosił Grupie Monitorującej, że skonfiskował ładunek 100 tys. worków somalijskiego węgla. Mimo to skonfiskowana przesyłka i tak dotarła na rynek. Około 10 tys. worków węgla zostało rozładowanych w Dubaju, a resztę wysłano do Arabii Saudyjskiej, gdzie odebrał ją Hadżi Baba.
Wszystko więc wskazuje na to, że wojna z islamskimi radykałami w Somalii nie skończy się w przewidywalnej perspektywie czasowej, tym bardziej, że nikt nie mówi o pilnej potrzebie chrystianizacji tych krajów.
« poprzednia | następna » |
---|