A.D.: 8 Październik 2024    |    Dziś świętego (-ej): Ludwik, Arnold, Bogdan

Patriota.pl

Här vill jag leva, här vill jag dö./ Här lever jag i frihet./
Här vill jag leva, här vill jag dö./ Här lever jag mitt liv i frihet.
Ultima Thule, Fatherneslandet

 
  • Increase font size
  • Default font size
  • Decrease font size
Błąd
  • Nieudane wczytanie danych z kanału informacyjnego.
  • Nieudane wczytanie danych z kanału informacyjnego.

Nie tylko „koguciarze”, czyli kulisy egzekucji w Borowie

Drukuj
Ocena użytkowników: / 1
SłabyŚwietny 

Tags: Białe plamy | Dzieje narodowe | Polska Wandea

Geneza oddziału NSZ „Zęba””

Działalność zbrojna w okręgu lubelskim, prowadzona była w ramach Akcji Specjalnej. Kierował nią kierownik okręgowy, który wchodził w skład KO jako szef oddziału. Pierwszym był kpt. Andrzej Kuczborski „Wojciech”,” „Robert Grochowski”. Funkcję swoją pełnił tylko przez miesiąc gdyż został ranny w potyczce z Niemcami koło Wilkołaza 23.05.1943 r. Jego następcą został rtm. Leonard Szczęsny Zub-Zdanowicz „Ząb”, „Dor”. Oprócz oddziałów podległych OK AS (okręgowemu kierownikowi AS), istniały też oddziały podlegające komendom powiatowym oraz grupy wypadowe poszczególnych placówek.

Jeden z pierwszych oddziałów partyzanckich NSZ na Lubelszczyźnie to tzw. Aleksandrówka (od pseudonimu autora koncepcji – mjr. Kozłowskiego „Aleksandra”), zwana później też oddziałem „Stepa”, „Zęba”,” a także Oddziałem Głównym. W dokumentach NSZ nosił on także nazwę oddziału „Z”. Zorganizowany został w II połowie 1942 r., przy czym nie znamy dokładnej daty utworzenia „Aleksandrówki. Była to odpowiedźŸ podziemia niepodległościowego, na narastające niebezpieczeństwo band rabunkowych. Pierwszym dowódcą był por. Jerzy Niewiadomski „Lech”. Oddział w większości składał się z synów gospodarzy wiejskich. W miarę upływającego czasu zorganizowano zaplecze dla zaopatrzenia oddziału partyzanckiego w żywność, odzież, zorganizowano także skrzynki kontaktowe oraz wywiad. Oddział rozpadł się w grudniu 1942 r., po ataku żandarmów niemieckich na biwakująca grupę (nikt nie zginął). Próba reaktywowania oddziału przez por. „Lecha”, zakończyła się niepowodzeniem, zresztą sam por. „Lech””niedługo zginął. Jego następcą został por./kpt. Andrzej Kuczborski „Wojciech”, który przybył z Warszawy w lutym 1943 r. Udało mu się odtworzyć „Aleksandrówkę”. Założył też stałą bazę oddziału w Borowie.

Pod dowództwem „Wojciecha””oddział stoczył kilka potyczek z Niemcami: pod Józefowem, w Zakrzówku, pod Szklarnią; dwukrotnie też przeprowadzono akcję w Kraśniku (w celu aprowizacyjnym oraz nieudana próba odbicia więźnia). „Wojciech””dowodził oddziałem do potyczki z Niemcami pod Wilkołazem, dnia 23.05.1943 r., kiedy to został ranny. Po nim na krótko dowodzenie nad oddziałem przejął ppor. „Jawor””(prawdopodobnie Marian Sałaciński. Kolejnym dowódcą, od czerwca 1943 r., został ppor./kpt. Henryk Figuro-Podhorski „Step”, „Cadarski” (były członek ZWZ - AK). Oddział „”Stepa””w okresie V- VI 1943 r., liczył około 20 żołnierzy. „Byli to synowie gospodarzy wiejskich, młodzież szkolna, inteligenci, synowie ziemian, wojskowi zawodowi lub ich synowie, jednym słowem wszystkie warstwy społeczeństwa polskiego bez wyjątku. Jeden z partyzantów oddziału „Stepa” wspomina: „Propagandy politycznej w oddziale nie było. Prasa [docierała] b. rzadko. Linia Odry i Nisy [Nysy] – tak. Mówiono o Katyniu”.

Tragicznym wydarzeniem, które ujemnie zaciążyło na stosunkach NSZ z komunistami, było wymordowanie siedmiu ochotników do partyzantki NSZ, przez nieznany oddział pod dowództwem sowieckiego majora. Miało to miejsce w Rzeczycy Księżej, w I. połowie czerwca 1943 r. Z pewnością miało to wpływ na œświadomość części NSZ-owców, a zarazem fatalnie odbiło się podczas wydarzeń z 09.08.1943 r. Na początku lipca (prawdopodobnie 5) 1943 r. władzę zwierzchnią nad oddziałem NSZ „Stepa””przejął rtm. „Ząb” – Leonard Zub-Zdanowicz. Kim był „Ząb”? Otóż, pochodził on z rodziny inteligenckiej. Ur. w 1912 r., na Wołyniu. W 1935 r. ukończył studia prawnicze na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Walczył w kampanii wrześniowej w 29. Dywizji Piechoty. Nie poszedł do niewoli, lecz udał się przez Węgry na emigrację. W 1940 r. walczył w Norwegii w Brygadzie Podhalańskiej. Po upadku Francji przedostaje się do Wielkiej Brytanii. 01.09.1942 r. zostaje zrzucony do Polski, z przydziałem do ZWZ i pseudonimem „Dor”. Wiosną 1943 r. przechodzi do NSZ, gdzie obejmuje dowództwo AS na Lubelszczyźnie, obejmując również dowództwo nad oddziałem partyzanckim „Stepa””(od 05.07.1943 r.), liczącym wówczas dwudziestu kilku żołnierzy.

Do końca lipca oddział wykonał kilka akcji przeciwko Niemcom (pod Polichną, pod Gorzkowem), zwiedzając” zarazem południowe powiaty Lubelszczyzny. W niedługim czasie, partyzanci zmuszeni” zostali do zwalczania bandytów oraz nowego przeciwnika – komunistów. Oddział „Zęba” walczył na Lubelszczyźnie do 15.03.1944 r., kiedy to przeprawił się na Kielecczyznę, zaśœw II. połowie tego roku wszedł w skład Brygady Świętokrzyskiej. Wiemy, więc już, że oddział „Zęba” był jednym z tych oddziałów, które miały za główne zadanie chronić ludność miejscową (jako oddział AS). Zadanie to wykonywał z powodzeniem, przynajmniej do sierpnia 1943 r. Jednym z przejawów takiej akcji, była omawiana przez nas sprawa „wydarzeń borowskich”i rozstrzelanie 28 osób. Należy jeszcze dodać, że oddział NSZ „Zęba” nie składał się z samych szlacheckich synów („panowie szlachta”), lecz przede wszystkim z chłopów i mieszczan. To zadaje kłam o mordowaniu  chłopskich synów przez „szlacheckich paniczyków”.

Geneza oddziału GL im. Jana Kilińskiego

Oddziały partyzanckie GL działały w powiecie kraśnickim, począwszy od II połowy 1942 r. Początkowo były to oddziały kilkuosobowe, bardzo słabo wyposażone w broń. Ale były też oddziały, dosyć dobrze uzbrojone a należące do GL. Były to bandy rabunkowe, która uznały za słuszne podporządkowanie się dowództwu GL, choć z tą podległością to różnie bywało. Ponieważ od czasu do czasu, oddziały niepodległościowe likwidowały „koguciarzy”” (tak określano bandy rabunkowe), to bezpieczniej było, gdy należało się do jakiejœ organizacji. Ponieważ przynależność do AK bądźŸNSZ nie wchodziła w rachubę, z uwagi na zdecydowanie negatywne nastawienie do „koguciarzy”, zostawała Gwardia Ludowa. Również komunistom zależało na tym, aby wykazać się jak największą liczbą oddziałów partyzanckich, co podyktowane było propagandą „walki czynnej. Ponieważ ruch komunistyczny był bardzo słaby, nie było praktycznie możliwości zbrojnego ukierunkowania działalności tych band na działania niepodległościowe.

Nie uwzględniamy oczywiście możliwości rozwiązania takiego oddziału lub wyrzucenie tych ludzi z szeregów Gwardii Ludowej. Oczywiście nie raz działania tychże band, było na rękę gwardzistom, np. gdy napadano wsie „reakcyjne”, paraliżując w ten sposób działalność polskiego podziemia, a gdy oddziały AK bądźŸ NSZ likwidowały takie grupy, to GL głośno krzyczała „o rozpętaniu wojny domowej przez reakcję. W ten sposób komuniści „pozbywając się balastu, zyskiwali „bohaterów” poległych „w walce o wolność ludu” (patrz depesza min. spraw wew. W. Banaczyka do kraju z 22.10.1943 r.). Należy więc stwierdzić, że nie zachodził tu konflikt interesów. Przechodząc do omawiania oddziału GL im. Jana Kilińskiego, należy wspomnieć, że istniał też inny oddział GL o tej samej nazwie, pod dowództwem Serafima Aleksiejewa, który był Rosjaninem. Działał on w północnej części dawnego województwa Lubelskiego (Łuków - Ryki), od VIII/X 1942 r., składał się z Rosjan i Żydów. Jego działalności nie będziemy tutaj poruszać, wobec czego wszelkie sugestie dotyczące oddziału GL im. J. Kilińskiego, dotyczą grupy działającej w powiecie kraśnickim.

Oddział Gwardii Ludowej im. Jana Kilińskiego utworzony został 24.07.1943 r. Jego powstanie miało, jak przekazują Ÿźródła komunistyczne, 2 cele: w oddziale tym miano szkolić kadrę dowódczą podoficerską oraz, miał to być zarazem oddział reprezentacyjny GL. Możliwe, że innym zadaniem było nawiązywanie kontaktów z BCh-owcami i AK-owcami, w sprawie wspólnej walki z Niemcami. Tak mówią Ÿźródła komunistyczne. Jednak sam skład tego oddziału przekreślał z góry zamierzenia komunistów. Powstał on z części oddziału –Zgrupowania GL im. B. Głowackiego – Władysława Skrzypka „Orzeł”, z grupy Józefa Liska „Lisek””(a następnie po krwawym przewrocie pod dowództwem ppor./mjr. GL  AL  Józefa Pacyny „Bartosz”, „Chrzestny”), również w pewnym okresie podległej „Orłowi”; kilku partyzantów „Siemiona „Szymona”” (Rosjanina, on sam przeszedł za Bug); kilku członków grupy Kazimierza Piotrowskiego „Gruzin”, „Kazik””oraz z 3 członków b. oddziału Antoniego Palenia „Jastrząb”, uzbrojonych w rkm-y (byli to: Mikołaj Leszczenko „Kola”, Stanisław Marzycki  „Serce””i Józef Zbigniew Gronczewski „Zbyszek”). Większość z tych ludzi, należała też wcześniej do oddziału GL im. B. Głowackiego, powstałego na wiosnę 1943 r., jako oddział szkoleniowy stanowiący podstawę dla powoływania nowych oddziałów. Według Władysława Skrzypka, z oddziału „Orła””wydzielono 26 osób, z których utworzono nowy oddział im. Kilińskiego, dowódcą został „Słowik”. Inne źródła natomiast mówią, że oddział im. J. Kilińskiego liczył około 28 osób albo około 30. Znamy też jeszcze kilka nazwisk nowych GL-owców: Jankiel Frajtag (albo Frajtak) „Bolek””(który według jednego ze źródeł, tworzył w okresie VIII 1942 - VIII 1943 r. oddzielną grupę kilkuosobową), Wacław Dobosz „Sęp”, Stefan Adryańczyk „Bohun”, Wacław Głuchowski „Stanis”. Skład nowego oddziału nie był jednolity. Nie wiemy także czy skład oddziału zmieniał się przed 9 sierpnia 1943 r. W jego skład wchodzili głównie Polacy, Rosjanie, choć nie wiemy ilu ich dokładnie było: jeden bądźŸ dwóch oraz Żydzi – było ich prawdopodobnie dwóch. Nie jest natomiast prawdą jakoby oddział składał się wyłącznie z samych Polaków (z dwudziestu ośmiu młodych chłopskich synów), bądźŸwyłącznie z Rosjan i Żydów.

Grupa „Liska” była bandą rabunkową, utworzoną w 1940 r. W ciągu swojego istnienia, popełniła przynajmniej kilkanaście morderstw na tle zarówno rabunkowym jak i politycznym, nie szczędząc przy tym kobiet i dzieci. Przez pewien czas grupa spotykała się doraźnie, dopiero od 1941 r., z uwagi na ukrywanie się przed policją, stale przebywała razem. Do dzisiaj zachowało się wiele dokumentów świadczących o prawdziwym obliczu „Liska” i jego kompanów, których duża część znalazła się w grupie GL im. J. Kilińskiego. Oto jedna z charakterystyk tego oddziału: „Mając na względzie własne korzyści, chętnie podszywała się pod różne organizacje, nie kwapiąc się do walki z okupantem”. Grupa „Liska” była postrachem okolic Zaklikowa. Sam „Lisek” był znanym przedwojennym kryminalistą. 23.12.1943 r. „Lisek” i jego kompanii zamordowali w Trzydniku Dużym rodzinę Wójcickich – Stanisława (lat 40), jego żonę Józefę (31) i brata Jana (38). Wszyscy oni należeli do NSZ. „Liskowcy” zamordowali także rodzinę Olszowych z Łążka Zaklikowskiego, tylko za to, że wcześniej złożyli oni meldunek na policję, że ich okradziono. 13.03.1943 r. „Lisek” napadł na komendanta placówki AK w Olbięcinie – Edwarda Bryczka „Ostoję”. Ten pod groźbą śmierci oddał im rkm. Podczas tego napadu „wyróżnił się” przyszły dowódca oddziału GL, Józef Pacyna „Bartosz”, „Chrzestny”: „Szczególnie napastował mnie „Bartosz”, grożąc pistoletem powtarzał  tym cackiem rozwaliłem sześciu faszystów, ty będziesz siódmy – wspomina „Ostoja”. Również dziełem „Liskowców” był napad na komendanta placówki NSZ w Łychowie – por. Wacława Piotrowskiego „Cichy”. Pod groźbą œśmierci zmuszono go do wydania broni, rkm-u. Dużo więcej szczęścia miał przy powtórnej „wizycie” bandytów. Zdążył wtedy ukryć się w kamieniołomach i ostrzeliwując się zmusił ich do ucieczki. Niestety jakiśœ czas później „Liskowcy” nie mogąc dostać „Cichego”, spalili dom i zagrodę jego rodziców. 29.05.1943 r. „Liskowcy”” pod wodzą „Bartosza” zamordowali Władysława Kiełczewskiego, który był właścicielem majątku w Łysakowie koło Zaklikowa (nawiązując do terminologii minionego ustroju, można by powiedzieć, że „oczyszczali teren z reakcji i faszystów), oraz obecną tam pokojówkę. Oczywiście nie obyło się bez rabunku i zdemolowania dworku, mimo iż był on oparciem dla oddziałów AK i NSZ. Prawdopodobnie dziełem „Liskowców” jest zamordowanie młynarza Rogowskiego z Księżomierzy, gospodarza nazwiskiem Długosz z Trzydnika oraz proboszcza z Rzeczycy Ziemiańskiej. Jednym z członków grupy „Liska” był Stanisław Pawłowski „Kuropatwa”, który tak ją charakteryzuje:


Od wiosny 1942 r. do II lub III 1943 r. byłem w grupie Jana Liska. Było tam kilka osób, które chodziły na własna rękę bez porozumienia się z jakąkolwiek organizacją. Później wstąpiliśmy do Gwardii Ludowej, jednak część (m.in. Lisek) nie chciała się dalej podporządkować GL. Dlatego latem 1943 r. zginął „Lisek.

Inne wspomnienia mówią:

(...) W powiecie kraśnickim ukrywało się dużo przestępców [mowa o marcu 1943 r.]. Jednym z nich, sławny jeszcze sprzed wojny pod nazwiskiem Lisek, który miał wielu wspólników. Byli ścigani przez gestapo za przestępstwa i dlatego ukrywali się. Ciągle napadali na ludność. W związku z tym [w kwietniu 1943 r.] postanowiłem odnaleźć dowódcę tejże grupy „Liska” – przy spotkaniu z nim poleciłem mu, aby zorganizował wszystkich przestępców i swoich wspólników na terenie pow. Kraśnik w celu zaprzestania napadów na Polaków i aby przystąpili do walki z Niemcami. Oświadczyłem, że jeśli zaprzestaną brudnej roboty, to zostaną wcieleni do GL i przebaczone im będą wszystkie winy. „Lisek” się zgodził, podporządkował GL i odtąd walczył z Niemcami.(...) Około czerwca/lipca „Lisek” zaczął się wyłamywać spod GL. Zaczął napadać na ludność na własną rękę. 10.07 rozwiązano oddział „Liska”. W związku z tym postanowiliśmy zlikwidować element ten, który szkodził nam tylko, nie przynosił nam żadnej korzyści ani też dobrej propagandy czy opinii dla GL. Najpierw dano naganę i uprzedzono, że po trzecim rabunku zostaną postawieni pod sąd partyjny. To nie pomogło, nie pomógł nowy dowódca Bartosz Pacyna, nie pomogło wysłanie ich w nowe rejony. Postanowiono zlikwidować „Liska”, a jego ludzi przydzielono do innych grup partyzanckich.(...).

Co prawda są to dosyć ogólne informacje, omawiające tylko niektóre aspekty działania „Liska”, to jednak jako informacje, pochodzące ze Ÿźródeł komunistycznych są nadzwyczaj cenne. Wiemy, że kierownictwo GL zdawało sobie sprawę z charakteru grupy „Liska”” i do pewnego czasu tolerowało takie zachowanie. Potwierdzają to wspomnienia Tadeusza Szymańskiego „Lis”. Rozmowy GL z „Liskiem”” prowadzone były od połowy 1942 r., a z ramienia komunistów prowadził te rozmowy właśnie „Lis”. Oto jego relacja:

(...) Od dawna niepokoiło mnie zachowanie się innej grupy, mianowicie „Liska”. Działał ona w naszym powiecie na „własną rękę” i to często kosztem chłopów. Organizacja [czyli GL] nie mogła sobie pozwolić na istnienie „dzikich” oddziałów partyzanckich, gdyż to w konsekwencji mogło prowadzić do terroru niemieckiego, œślepego, bijącego nie w tych, którzy doprowadzili do tego stanu swym nieodpowiednim postępowaniem, lecz w ludność. „Lisek” był sprytny, zgodnie ze swoim pseudonimem, umiał się przemykać ze wsi do wsi i wszędzie podszywał się pod różne organizacje podziemne. Ale dochodziły skargi chłopów, z którymi ludzie „Liska” postępowali bezwzględnie, każąc się utrzymać, często ich grabiąc po prostu. Otrzymałem więc od kierownictwa trudną misję podporządkowania „Liska” naszym oddziałom, zaś w przypadku odmowy mieliśmy po prostu rozbroić tych dzikich” partyzantów. Nie było rady trzeba było działać stanowczo. (...) Byłem trochę zaskoczony „Liskiem”” i jego zachowaniem się. Był to trzydziestoletni mężczyzna, inteligentny, który – jak się później dowiedziałem – siedział w więzieniu przed wojną za napady z bronią w ręku. Traktował siebie po trosze jak Janosika, pozując na przyjaciela i opiekuna miejscowej ludności, ale kiedy przytoczyłem mu parę konkretnych faktów postępowania jego podwładnych, nachmurzył się i był zły. Usiłował mnie skaptować, postawił butelkę wódki i poczęstunek, odmówiłem, nie krył swego niezadowolenia i głośno podkreślał, że widocznie nim gardzę. On przecież także walczy z okupantem, a że czasem który, niesforny chłopiec, zabierze chłopu kurę, to ziemia się nie zapadnie.(...).

W rozmowie pomiędzy „Liskiem””a „Lisem”” padł następujący argument: „(...) Jeśli się będzie [„Lisek”] nadal opierał, oddział „Jastrzębia””[Antoniego Palenia – GL] przeprowadzi odpowiednią akcję. Zdaje się, że imię „Jastrzębia”” podziałało najbardziej jako argument przekonywający. W czasie drugiej rozmowy „Lisek”” był już ustępliwszy (...). Jednak dopiero pod koniec 1942 r. (grudzień) „Lisek””i jego podopieczni przeszli do GL. „Lis” został dowódcą oddziału, zaœ jego zastępcą dotychczasowy szef „Lisek”. Jednocześnie wprowadziliśmy do tego nowo powstałego oddziału paru geelowców, by w ten sposób podnieść dyscyplinę. Tadeusz Waśkiewicz [bądźŸ Piśkiewicz] „Serce”, Żyd Jankiel Topki „Bolek”, „Skoczylas”, „Maniek”,–”Młynarski”, oraz trzej byli jeńcy radzieccy „Kazik”, „Aleksy”, „Kola” powiększyli szeregi tego oddziału, który liczył od 20 do 30 ludzi. Uzbrojenie było raczej marne, parę karabinów, kilka pistoletów i granaty obronne, to wszystko dobre do akcji o mniejszym znaczeniu, nie przeciw Niemcom. Pewnego rodzaju odzwierciedleniem charakteru grupy „Liska” jest następujące wydarzenie opisane przez „Lisa”:

(...) Kiedyœ zjawiłem się niespodziewanie w Marynopolu i nie zastawszy części ludzi poszedłem do pobliskiego lasu, żeby zobaczyć, jak się czują i jak się urządzili. Zastałem ich bawiących się i śmiejących się w głos. Nie wiedziałem, z czego są tacy zadowoleni. Moje przyjście nieco ich speszyło, ale zabawy nie przerwali. Dopiero Drewniak z Budek wyjaśnił mi, o co chodziło. Grali w zegarki. „Gra” polegała na tym, że chętny podrzucał zegarek jak najwyżej i czekał aż przedmiot upadnie na ziemię. Wygrywał ten, którego zegarek spadał nie uszkodzony i zabierał innym zegarki. Nie mogę powiedzieć, ażeby mi się tego rodzaju zabawa podobała. Ci partyzanci mieli za dużo wolnego czasu i za dużo...zegarków, o które przecież w okresie okupacji nie było tak łatwo.(...) Zapoznałem się więc z niektórymi partyzantami bliżej i prowadziłem rozmowy. Oddział był niezwykle trudny do prowadzenia, ludzie nie poczuwali się do żadnej odpowiedzialności. Odchodzili z bazy, kiedy chcieli, nie opowiadając się, tak, że stan oddziału był ciągle płynny.

Po tej wypowiedzi, jakby nie było dowódcy oddziału możemy stwierdzić, że fakt przynależności „Liskowców” do GL był tylko formalny, nie odzwierciedlał faktu, że „Lisek” i jego ludzie w dalszym ciągu działali na własną rękę. Jakby na potwierdzenie tych słów, „Lis” przytacza wydarzenie z Rzeczycy Księżej (z 1943 r.), gdzie „partyzanci” z oddziału „Liska” (formalnie był to oddział „Lisa”), okradli miejscową nauczycielkę (kradnąc m.in. skrzypce). Skradzione rzeczy znalazły się, a pomogła groźba „Liska”, iż zastrzeli złodzieja, jeśli nie odda łupu. Sam „Lis” po owym wydarzeniu powiedział:

(...) Zapowiedziałem partyzantom, że w przyszłości za kradzież będziemy rozstrzeliwać bez pardonu. Walczymy przecież w obronie ludności, każdy taki postępek podrywa dobre imię PPR-u, więc postępować będziemy bezwzględnie. Wystąpienie „Liska” i moje wywarło wrażenie. Na jakiœ czas miałem spokój, chociaż w każdej chwili mogłem spodziewać się wszystkiego najgorszego.(...).

Wiemy, że „Lisek”, który sam się ukrywał, zmuszał swoich sąsiadów do uprawy swojego pola. „Lisek” pobierał też haracz na PPR. Około połowy 1943 r. „Lisek” z częścią (nie wiemy jak dużą) swoich ludzi wrócił do dawnego rzemiosła, nakłaniał też do porzucenia oddziału GL i dołączenia do niego. To doprowadziło do tego, że na początku czerwca 1943 r. doszło do krwawego przewrotu w grupie „Liska””(o którym wspomina „Kuropatwa”). „Bartosz”” zastrzelił „Liska” oraz kilka osób z najbliższego otoczenia, przejmując dowództwo nad grupą (nie zapominajmy, że od kilku miesięcy była ona podporządkowana GL). Prawdopodobnie jeszcze przed likwidacją „Liska” dowództwo objął „Bartosz” (maj 1943 r.), zastępując na tym stanowisku „Lisa”, który dowodził oddziałem z ramienia GL (choć faktycznie nadal bardzo dużo zależało od „Liska”). Być może jedną z przyczyn likwidacji „Liska” była jego duża samodzielność, a co za tym idzie mała podległość wobec GL. „Bartosz” przez kilka tygodni dowodził grupą, po czym odszedł do BCH (nie na długo zresztą). „Bartosz” odszedł z GL, na skutek dużej samodzielności, którą dało się zauważyć w jego działaniach. Można nawet powiedzieć, że był to kolejny etap walki o władzę w kraśnickiej GL. Próbował oderwać, bądźŸ wszystkie, bądźŸ część oddziałów GL z Lubelszczyzny i przyłączyć do BCH. W ten sposób BCH na Lubelszczyźnie uległyby dużej radykalizacji. Jego działania oczywiście nie znalazły zrozumienia wśród dowództwa GL, co więcej zdegradowano go ze stanowiska dowódcy Partyzanckiej Grupy Operacyjnej Gwardii Ludowej imienia Bartosza Głowackiego, a przeniesiony na inne stanowisko po linii politycznej. Schedę po nim objął Władysław Skrzypek „Orzeł” Grzybowski.

Licząca w czerwcu 1943 r. około 60 członków grupa „Liska” została scalona z 20 osobowym oddziałem GL Władysława Skrzypka „Orzeł”, przy czym kilku GL-owców przyłączyło się na początku lipca, już po likwidacji „Liska”, do oddziału „Stepa” z NSZ. Na czele tej grupy stał Stanisław Młynarski „Orzeł”, jeden z byłych zastępców „Liska”. W. Skrzypek pod koniec lipca 1943 r., podzielił grupę na dwa oddziały, oddając komendę nad mniejszym z nich swojemu młodszemu bratu – Stefanowi Skrzypkowi „Słowik”. W ten sposób powstał oddział GL im. J. Kilińskiego.

Również bracia Skrzypkowie mają niechlubną bandycką przeszłość. Jesienią 1942 r. zamordowali chłopa Bronisława Płechtę ze wsi Suchodoły. Prawdopodobnie w grudniu 1942 r. bracia Skrzypkowie oraz Stefan Kilanowicz (znany później jako Grzegorz Korczyński „Grzegorz”) i Jan Wziętek „Murzyn” napadli na majątek ziemski pod Gościeradowem, gdzie prócz rabunku dokonali zbiorowego gwałtu na właścicielce tegoż majątku. Na sumieniu Skrzypków jest też mord dokonany na rtm. Stanisławie Malanowskim (członku ZWZ-AK), leśniczym Antonim Łaskarzewskim[282], na trzech członkach NSZ z Kosina w styczniu 1943 r. (zginął wówczas komendant placówki Henryk Wojewoda). Jedno z ostatnich wyczynów Skrzypków, to zamordowanie w lipcu 1943 r. pod wsią Baraki czteroosobowego patrolu NSZ (zginęli m.in. Wacław Rak z Kraśnika i Mieczysław Piron z Dąbrownicy).

Równie niechlubną przeszłość mają członkowie grupy „Gruzina”. Niestety nie jesteśmy w stanie określić z imienia i nazwiska, którzy członkowie z grupy „Gruzina””weszli do oddziału „Słowika. Pewne jest natomiast to, że grupa „Gruzina” nie prowadziła żadnej działalności przeciwko Niemcom, zajmując się jedynie rabunkiem i pijaństwem. We wrześniu 1942 r., na skutek nieporozumień pomiędzy nimi a GL, doszło do krwawych porachunków w wyniku, których grupa rozpadła się (zginął „Kazik” i 2 kompanów), po pewnym czasie ci, co przeżyli wstąpili do oddziału GL im. B. Głowackiego, następnie w ramach reorganizacji przeniesiono ich do oddziału „Słowika”.

Grupa „Jastrzębia” rabunkami trudniła się począwszy od 1939 r. We wrześniu 1942 r. podporządkowała się GL. Weszła w skład oddziału GL im. T. Kościuszki. Na skutek nieporozumień, wiosną 1943 r. „Jastrząb””utworzył nowy oddział, w którym było 3 Polaków i około 40 Sowietów. Grupa wsławiła się zamordowaniem 74-letniego właściciela dworku w Zarzeczu, który był członkiem Rady Głównej Opiekuńczej w Pysznicy. Również „Jastrząb” zaatakował dwukrotnie Ulanów, zabijając nieznaną liczbę osób. Również dziełem „Jastrzębia”, był napad na Hutę Krzeszowską, podczas którego zginęło 5 osób. W tym czasie brał także udział w czystkach wewnątrzpartyjnych. W lipcu 1943 r. na skutek obławy niemieckiej prawie wszyscy Sowieci odeszli za Bug, a pozostali członkowie grupy zostali przyłączeni do oddziału GL im. B. Głowackiego. „Jastrząb” został nowym dowódcą tego oddziału, nie na długo zresztą, bowiem od sierpnia został Komendantem Powiatowym GL. 24.07.1943 r. Trzech byłych podkomendnych „Jastrzębia” weszło w skład oddziału im. J. Kilińskiego.

Niewiele informacji mamy na temat oddziału „Siemiona”. Wiemy, że sam „Siemion” był oficerem Armii Czerwonej, który dostał się do niewoli w 1941 r. Prawdopodobnie w marcu 1943 r. został wydzielony z oddziału GL A. Ligęzy „Armata”. Jego oddział składał się z Rosjan i Żydów i liczył około 30 osób. W lipcu (choć istnieją przekazy, że w październiku) większa część członków grupy, sami Rosjanie, przeszła wraz z dowódcą za Bug, natomiast ci, co pozostali, kilka osób, zostali włączeni do oddziału GL „Orła”, by kilkanaście dni później zostać przesuniętym do oddziału GL im. Kilińskiego. Wśród nich był m.in. Bolesław Głuszec „Borys” oraz Nikołaj Astawiew „Kola”.

Oddział GL „Słowika” liczył w dniu 9 sierpnia 28 członków. Wszyscy oni pochodzili z kilku innych oddziałów. Część z nich nie cieszyła się dobrą opinią i uznaniem, nawet samych dowódców GL. Mimo tego Dowództwo GL nie potrafiło (???) poradzić sobie z takim problemem. Kilku z nich należało do PPR, ale większa część oddziału nie była w jakikolwiek sposób związana z ruchem komunistycznym (nie licząc przynależności do oddziału). Na pewno część członków przed przystąpieniem do oddziału należała do band „koguciarzy”, okradających okoliczne wsie. Nie jesteśmy w stanie stwierdzić skali tego zjawiska, lecz było ono duże. Mimo licznych interwencji podziemia niepodległościowego, aby uspokoić”rabujących członków GL, oni sami nie kwapili się do tego. Dopiero akcja NSZ-owców pod Borowem spowodowała uaktualnienie problemu. 

Motywy wymarszu GL-owców w lasy borowskie

Oddział GL im. Jana Kilińskiego utworzony został 24.07.1943 r. Nie mamy żadnych informacji o tym, co oddział porabiał w ciągu ostatnich dni lipca oraz przez kilka pierwszych dni sierpnia. Wiemy, że w ciągu tych kilku dni nie stoczył on żadnej walki z Niemcami. Więcej, wiemy, że do zlikwidowania oddziału 09.08.1943 r., nie stoczył on ani jednej walki, ani jednej potyczki z hitlerowskim okupantem. Nie zastrzelił też żadnego Niemca. Wiemy też, że na początku sierpnia 1943 r. oddział dostał rozkaz przemieszczenia się w okolice Borowa. Nie znane są do dzisiaj przyczyny tego wymarszu. Relacje komunistyczne są ze sobą sprzeczne. Najczęściej pojawia się teza, jakoby oddział GL im. J. Kilińskiego wymaszerował w lasy borowskie, „w celu podjęcia zrzutu broni z ZSRR, bądźŸ jak podaje jedno ze źródeł w celu przygotowania miejsca na zrzuty broni z samolotów radzieckich. Teza ta nie wytrzymuje krytyki, z kilku co najmniej powodów. Nigdy żaden historyk nie opublikował dokumentu(ów), mówiących o zrzucie broni dla GL w tym czasie i tym miejscu. Takiej informacji nie znajdziemy też w dokumentach GL z powiatu Janów - Kraśnik. Nigdy też nie było żadnego zrzutu broni z ZSRR w tej okolicy (nie mówią o tym żadne Ÿźródła komunistyczne)! Poza tym, istnieje przekaz mówiący o zrzucie broni w lasach lipskich dokładnie w tych samych dniach. Wspomina o tym... Władysław Skrzypek „Orzeł”, brat „Słowika”. On razem z drugą częścią swojego oddziału, która nie została podporządkowana „Słowikowi”, poszedł odebrać ten zrzut. Jak sam wspomina „zrzutu nie otrzymaliśmy z powodu złego ustawienia planu zrzutu. Przypomnijmy, że lasy lipskie są położone w odległości około 20 km od Borowa. Jest nieprawdopodobne, aby zrzuty broni były w tak bliskiej odległości od siebie, w tym samym czasie. Tym bardziej, że lasy lipskie nie były tak nieprzychylne” dla komunistów jak lasy borowskie. Komuniści musieli się liczyć, z tym, że NSZ nie będzie do nich pozytywnie nastawione, po tym jak zastrzelili im kilka tygodni wcześniej kilkunastu ludzi. Dlatego zrzut broni w okolicach Borowa i jego odebranie byłoby lekkomyślnością ze strony GL i niepotrzebną próbą konfrontacji. Ale może oto chodziło? Nieprawdopodobne było też to, aby zrzut broni nastąpił w okolicy Borowa, czyli miejscowości, gdzie nie było komunistów!!!

Przypomnijmy, że Borów był „terenem endecji. Właśnie w lasach borowskich stacjonował oddział „Stepa”,   „Zęba”. Czy wobec tego można przyjąć informację o rzekomym zrzucie broni dla GL? Takie wydarzenie jest praktycznie niemożliwe do realizacji na terenie „wroga. A przecież dla komunistów – narodowcy spod znaku NSZ byli wrogami. Żadna organizacja nie zdecydowałaby się przyjąć zrzutu w okolicy, której nie zna a przede wszystkim, gdy nie może liczyć na pomoc okolicznych placówek. Dochodzi do tego również fakt, że sami Sowieci nie pozwoliliby na dostarczenie broni w tak niebezpiecznym, tzn. nie rozpracowanym, miejscu. Widzimy, więc, że motyw zrzutu broni, podany został do publicznej wiadomości, aby odwrócić uwagę od rzeczywistego celu. Motyw ten został znakomicie wykorzystany propagandowo. Jaki był ten cel, tego w chwili obecnej nie jesteśmy w stanie stwierdzić. Nasze przypuszczenia idą w jednym kierunku – oddziału NSZ „Zęba”, stacjonujący w tamtej okolicy. Był on solą w oku dla komunistów. Tą tezę potwierdzają informacje mówiące, iż oddział „Słowika” otrzymał specjalne zadanie” do wykonania w okolicy Borowa. Dokładne instrukcje otrzymali: „Słowik”, „Stanis” oraz „Sęp”. Czy tym celem była likwidacja tego oddziału? To, niestety tylko przypuszczenia. Gdy cofniemy się jednak w przeszłość, przed 9 sierpnia, ale i w przyszłość, po 9 sierpnia, to zobaczymy, że tego typu działania były w planach” komunistów. Być może chodziło o zastraszenie NSZ-owców, może „tylko” o likwidację dowództwa oddziału. Komuniści wiedzieli, że w najgorszym wypadku, sprawa zabójstwa NSZ-owców rozeszłaby się echem po Polsce, ale szybko by ucichła. Komuniści doskonale wiedzieli, że tego typu zdarzenie rozeszłoby się po kościach. Wielce prawdopodobne, że nikt by za NSZ-owcami się nie wstawił, nikt nie żądałby potępienia, nie pisałby o wywołaniu wojny domowej...

Bardzo trudno stwierdzić dokładną liczbę obydwu oddziałów. Jeśli chodzi o oddział GL to liczba ta wynosi 28 osób. Co prawda istnieją przekazy podające inna liczbę osób: 26 i 30, ale większość przekazów mówi o 28 gwardzistach. Taką też liczbę należy uznać za najbardziej prawdopodobną. Należy także uwzględnić 4 osoby pochodzące z Wólki Szczeckiej, nie należące do GL (sympatycy), ale obecne w dniu 09.08.1943 r. w obozie GL-owców. Natomiast liczba NSZ-owców jest podawana różnie. Sam „Ząb” podaje, że w dniu 9 sierpnia w oddziale były 24 osoby, natomiast „Kret”, że było tych osób około 70. Warto jednak zaznaczyć, że dane te pochodzą z okresu powięziennego, należy, więc mieć to na uwadze. Źródła komunistyczne podają najczęściej, iż NSZ-owców było kilkudziesięciu. Oddział „Słowika” wyruszył z lasów marynopolskich 7 sierpnia, gdzie stacjonował w pobliżu wsi Budki, pow. Kraśnik. Tego samego dnia, oddział przybył do lasów koło Borowa, bądźŸdo lasów gościeradowskich, skąd dopiero nocą z 8/9 sierpnia przesunął się do lasów borowskich. Prawdopodobnie do pierwszego spotkania NSZ-owców z GL-owcami doszło właśnie jeszcze tej nocy. Jeszcze wtedy NSZ-owcy nie wiedzieli, z kim mają do czynienia, co potwierdzają wspomnienia „Zęba””mówiące o napotkaniu w lesie oddziału „niewiadomego autoramentu.

Komunistyczna wersja wydarzeń pod Borowem

Właściwy tytuł tej części publikacji powinien być w liczbie mnogiej, ponieważ prawie każde źródło komunistyczne przedstawia inny przebieg wydarzeń z 9 sierpnia. Większość z nich pochodzi od osób, które uczestniczyły w opisywanych wydarzeniach naocznie. Jednym z takich osób jest Stanisław Babieradzki „Pokrzywa”, członek oddziału GL im. J. Kilińskiego, któremu udało się przeżyć ów pamiętny dzień. On sam pisze, iż jest jedynym naocznym œświadkiem, który przeżył, ma też pamiątkę z owego wydarzenia –bliznę na szyi. Swoje wspomnienia zaczyna od 8 sierpnia:

(...) 08.08.1943 r. z lasów gościeradowskich przedarliśmy się do lasu borowskiego, gdzie rozłożyliśmy się obozem. Było nas 28 gwardzistów wraz z dowódcą „Sępem” na czele. Wkrótce po rozłożeniu obozowiska przyszło do nas 4 bezpartyjnych chłopów – sympatyków GL z relacją wywiadowczą. Z tej relacji dowiedzieliśmy się, że w pobliżu nas rozlokowany jest odział AK w sile 85 ludzi. Na rozkaz „Sępa” udaliśmy się we czterech to jest zastępca dowódcy „Bohun”, „Stanis”, „Pokrzywa”  ja i jeszcze jeden. Na skraju lasu spotkaliśmy trzech żołnierzy AK, po nawiązaniu z nimi rozmowy, zostaliśmy zaproszeni do ich obozu. Dowódca AK po wysłuchaniu naszych projektów wspólnej walki przeciw znienawidzonemu okupantowi, zgodził się na podjęcie wspólnej akcji wypadowej przeciw oddziałowi stacjonującemu w młynie w pobliskiej wsi Kosiany. Dowódca AK wyraził zgodę dając słowo oficera - partyzanta. Nastąpiła wymiana haseł AK: Kraków, Lwów, Praga; oraz GL: ziemia, las, Lublin. Po czym rozeszliśmy się.(...) 9 sierpnia 1943 roku o umówionej godzinie rzeczywiście przybył oddział AK w sile 40 ludzi znając już uprzednio przez nas podane hasło został wpuszczony przez wartowników bez żadnych przeszkód do obozu. Dziwnie wyglądał ten oddział: twarze chmurne, posępne, dzikie, każdy za pasem miał zatknięty toporek. Dowódca przybyłego oddziału zwrócił się do naszego Dowódcy by zebrał cały oddział w celu wspólnej narady i opracowanie planu napadu. Zebraliśmy się wszyscy jedynie towarzysz Janusz jako prowiantowy został przy wozie, a ja w tym czasie musiałem odejść na stronę, co też uczyniłem. Po chwili o uszy moje liczne przeraźliwe głosy i huk wielu wystrzałów rewolwerowych. Każdy z napastników jak później wywnioskowałem uzbrojony był w broń krótką, schowaną w kieszeni. Słysząc strzały pobiegłem w kierunku naszych wartowników w odległości 100 m zostałem przez nich zatrzymany donośnym okrzykiem: <stój – bo strzelam>. Padłem na ziemie bez ruchu, a gdy nadbiegł wartownik na odległość trafienia celnym strzałem położyłem go trupem, po czym rozpocząłem ucieczkę. Drugi wartownik ostrzeliwując mnie ranił mnie w momencie padania na ziemię. Kula przeszedłszy przez szyję utknęła mi w żebrach prawego boku. Ranny wycofałem się w kartofle, czołgałem się przeszło kilometr. Wreszcie dotarłem do lasu, skąd dobiłem się do wioski Arnopol [chyba Annopol], gdzie byli sympatycy GL. Sympatyk nasz (nazwisko Mróz) powiadomił „wypadówkę” GL w Rzeczycy, jednak nie mogli dotrzeć gdyż tam dalej byli napastnicy. Przez 7 dni tam byli i nie można się tam było dostać. Kiedy nareszcie banda ustąpiła, udałem się, mimo ran, z naszymi ludźmi na miejsce zbrodni. Widok okropny i straszny przedstawił się naszym oczom. W oddaleniu od obozu spoczywali nasi wartownicy, dwaj zabici z porozbijanymi czaszkami, dwaj uduszeni mając w ustach pełno ziemi i mchu leśnego. W obozie jeden obok drugiego w kałużach krwi leżeli nasi towarzysze. Postrzelani, ręce i nogi bądźŸpoucinane, bądźŸ połamane, oczy powydłubywane. Na ten widok, stojąc nad zmasakrowanymi ciałami towarzyszy, poprzysiągłem sobie zemstę.(...) Niektórych z zabitych zabrali rodzice lub bliscy i pochowali na cmentarzu wiejskim w Rzeczycy, pozostałych pochowali[śmy] w lesie, na miejscu ich kaźni.(...).

Informacje te powiela w innych swoich wspomnieniach, dodając kilka ciekawych rzeczy. Oto jak opisuje oddział im. Kilińskiego:

(...)Mieliśmy chlubną przeszłość. Do wielkiej karty naszych dziejów walk partyzanckich – wpisano szereg potyczek, mniejszych i większych bitew – stoczonych na szlaku od Bugu poprzez Lubartowskiego [?], Lubelskie, Kieleckie i Sandomierskie ziemie(...).

Jest to oczywiste kłamstwo, ponieważ oddział GL im. Kilińskiego, powstał pod koniec lipca, będąc wydzielonym z oddziału GL im. Głowackiego. Wspomina on też, że niektórych z zabitych zabrali rodzice lub bliscy i pochowali na cmentarzu wiejskim w Rzeczycy, pozostali pochowani są w lesie. Zupełnie inaczej wspomina inny uczestnik, również członek oddziału GL Stanisław Pawłowski „Kuropatwa”. Był on w grupie „Liska”, a po krwawych porachunkach był w oddziale Rosjanina „Marka”, ale ten oddział szybko się rozpadł. Wówczas razem z kilkoma innymi, z dawnej grupy „Liska” został przydzielony do „oddziału im. Kilińskiego, a tak wspomina interesujące nas wydarzenia:

(...) Około lipca 1943 r. oddział [GL „Orła”] podzielił się na II części: pierwsza część poszła w powiat puławski, druga została pod dowództwem „Słowika” (Stefan Skrzypek). Po krótkim czasie dostali rozkaz ze sztabu, żeby pojechać pod Borów po zrzuty, a był to teren endecki. Pojechaliśmy tam na początku sierpnia. Przygotowaliśmy paleniska, a zrzuty mieliśmy mieć na drugą noc. W nocy zaczął padać deszcz, a my poszliśmy spać na wieś, na Szczecką Wólkę [wieś położona ok. 3 km od Borowa – przyp. autora] i tam przesiedzieliśmy całą noc i dzień. Na drugą noc poszliśmy spowrotem [z powrotem] do lasu. Ponieważ ja byłem zastępcą „Słowika”, zostawił mnie przy palenisku z ludźmi, a sam poszedł na wieś. Wrócił dopiero na drugi dzień około 9. Zrzutów tej nocy nie mieliśmy. Ja tego dnia chciałem wrócić do lasów marynopolskich, gdyż kończył się termin naszego pobytu w Borowie. „Słowik” nie zgodził się na to twierdząc, że w czasie niepogody siedzieliśmy na wsi to teraz musimy zostać jeszcze kilka dni i coœzrobić. Na drugą noc on też zostawił nas na polu, a on sam poszedł na wieś. Zrzutów tej nocy też nie było. My chcieliśmy stanowczo wracać, ale „Słowik” powiedział, że on jest dowódcą i jego należy słuchać. Zostaliśmy jeszcze jeden dzień. Na drugi dzień rano „Słowik”” wrócił ze wsi i kazał mnie zawołać do siebie. Ja nie poszedłem, gdyż już przeczuwałem, że on jest nie w porządku wobec naszej organizacji. „Słowik” sam przyszedł do mnie i powiedział, że spotkał oddział NSZ i rozmawiał z nimi ze trzy godzimy w celu skontaktowania się. Chwalił ich uzbrojenie, urządzenia i organizację, rzekomo lepszą jak u nas. Kazał iść naszym chłopcom do nich, żeby sami zobaczyli i przekonali się. Ja kiedy to usłyszałem chciałem z Borowa uciekać, nawet bez taboru, ale i tym razem „Słowik” nie pozwolił. Było nas tam 28. Jedenastu wysłał do NSZ. Kiedy nasi poszli to z NSZ przyszło do nas dwoje ludzi. „Słowik” tych z ND wprowadził do szałasu i przysłał po mnie. Ja z „Kolą” (Sowiet) siedzieliśmy w lesie o jakieś 30 m od szałasu i nie chcieliśmy tam pójść. Po pewnym czasie przyszedł „Słowik” i mówi żeby mu dać pieniędzy (ja miałem pieniądze kasowe) na wódkę, bo musimy przyjąć tych dwóch i poczęstować naszych chłopców. Ja pieniądze dałem łącznikowi ze Szczecyna „Mozgawie” (zginął) i on przyniósł dwa litry wódki. Litr zabrał „Słowik”, a drugi litr piłem ja z „Kolą” i „Mozgawą”. „Słowik” po pewnym czasie przyszedł jeszcze raz i kazał „Mozgawie” przynieść drugi litr wódki. Kiedy kończyliśmy tę wódkę otoczyli nas NSZ-owcy i krzyknęli – „ręce do góry”. Chłopcy podnieśli ręce do góry, a z „Kolą” nie chcieliśmy się poddać. Mieliśmy już wystrzelić do NSZ-owców, ale w tym momencie „Słowik” uderzył nas po rękach i wytrącił RKM-y. My chwyciliśmy wtedy za granaty, ale nie zdążyliśmy wrócić, gdyż już NSZ-owcy podskoczyli do nas i nie dali się bronić. Zrobili zbiórkę w dwuszeregu, kazali nam się położyć, głowę spuścić na dół, a ręce wyciągnąć do przodu, po czym sznurami powiązali nam ręce i nogi. W tym czasie przyszedł były policjant Janczyński z Kraśnika. Kiedy jego zobaczyłem, sądziłem, że przyjdzie mi z pomocą, gdyż mnie znał. Jasiński[311] zapytał który to jest „Kuropatwa”. Ja zgłosiłem się. Kazał mnie rozwiązać i powiedział, że wypali mi w łeb za to, że należę do komunistów, że nie wiem, jakie są inne organizacje. Po tym związali mnie z powrotem i kazali się położyć. „Słowik” siedział razem z nimi, palił papierosy i śmiał się jak nas męczyli. NSZ-owcy kazali wstać, obrócić się plecami do siebie powiązali nas po dwóch razem i kazali iść na sąd. Pierwszą dwójkę poprowadzili, a po chwili dało się słyszeć strzały. NSZ-owcy którzy nas pilnowali zaczęli rozmawiać między sobą, że tamci próbują broń. Po około 20 minutach zabrali drugą dwójkę, po czym również było słyszeć strzały. W trzeciej dwójce byłem ja z Kiełbińskim Tadeuszem z Boisk. Poprzednie dwójki prowadziło dwóch NSZ-owców, za nami oprócz tych dwóch szedł jeszcze Jasiński z załadowanym pistoletem. Zaprowadzili nas nad głęboki rów i tam zaczęli się pytać gdzie otrzymujemy zrzuty, gdzie odbywają się zebrania, i o inne sprawy organizacyjne. Kiełbiński bardzo płakał i prosił żeby go nie zbijali, gdyż on nie wiedział, jaki charakter miał oddział, do którego należał, a teraz złoży im przysięgę i przejdzie do nich. Na to NSZ-owcy powiedzieli że poprzednicy jego już przysięgę złożyli i to on pójdzie też tam złożyć. Ja domyślałem się, że zginęli ale nie zdawałem sobie sprawę ze śmierci, bo byłem pijany. Rozebrali nas z ubrania i kazali iść naprzód. Za nami kilka metrów szło dwóch NSZ-owców. Po około 50 metrach zobaczyliśmy czterech naszych chłopców zabitych. W tym czasie usłyszałem strzały i Kiełbiński upadł na mnie zabity. Ja go zrzuciłem z siebie i zacząłem uciekać. Dla mnie musiał być niewypał, gdyż też bym zginął. Gdybym lasem uciekałem ze sto metrów po czym skręciłem w lewo w gęsty zagajnik. Cały czas NSZ-owcy strzelali za mną. Kiedy uciekłem z lasu, nie mając innej drogi ucieczki musiałem przedostać przez 3 stawy i uciekłem nie wiedząc gdzie. Opamiętałem się dopiero pod Zaklikowem. Wracając stamtąd spytałem kobiet, którędy można dojść do Marynopola. Najpierw mnie wyśmiały – byłem bez ubrania, potem pokazały drogę. W Marynopolu u Wacława Mazurka ubrałem się. Z mordu uciekł jeszcze Adam Skóra i „Kola”. Skóra opowiadał, że jak strzelali za mną to pilnujący nas NSZ-owcy zaczęli uciekać myśląc, że ktoœidzie z odsieczą. Wtedy uciekli. Kiedy NSZ-owcy zorientowali się w sytuacji wybili resztę uciekających. Tych jedenastu, co poszli do nich wcześniej też wybili. Co się stało ze „Słowikiem” nie wiem. Z zachowania jego podczas mordu wynikało, że to on nas wydał w ręce NSZ (...).

Jak widzimy, drugi opis przedstawiony przez uczestnika tych wydarzeń różni się bardzo od poprzedniego. Czym jest to spowodowane? Nie jesteśmy w stanie tego zbadać. Oczywiście, można by powiedzieć, że był pod wpływem alkoholu, ale w takim przypadku opis nie różniłby się, aż tak bardzo. W innych swoich wspomnieniach „Kuropatwa” uzupełnia niektóre informacje, np. o pogodzie w pierwszą noc oraz przebieg wydarzeń z 9 sierpnia. Dodaje też, że „”Adaś” – Adam Skóra opowiadał mu, że uciekł z „Kolą”, gdy jego prowadzono na rozstrzelanie i usłyszeli strzały. Ciekawych informacji dowiadujemy się z innych wspomnień. Otóż według źródła komunistycznego „Sęp”  Wacław Dobosz, spotkał się z przedstawicielami NSZ, prawdopodobnie pod koniec lipca. Umówiono się wówczas na drugie spotkanie, które jakoby miało się odbyć 09.08.1943 r. w okolicach Borowa.

(...) Tam „Sęp” zabrał 28 chłopców (oddział Kilińskiego). Obóz był położony około 1 km od obozu NSZ. 8 gwardzistów poszło na konferencję do NSZ, gdzie padły od NSZ-owców nieprzyjemne słowa, następnie zostali rozbrojeni i związani sznurami. Następnie okrążyli oddział i krzycząc „ręce do góry”, opanowali oddział (który był zdezorientowany) [niestety tutaj maszynopis się urywa].

Wersję o tym, że gwardziści udali się do Borowa na konferencję podaje także Płowa œRyszard „Rysiek”. Informacja o spotkaniu komunistów z „Zębem” pojawia się także u M. J. Chodakiewicza. Pisze on, że pod koniec lipca lub na początku sierpnia 1943 r. w lasach pod Borowem doszło do spotkania pomiędzy NSZ a komunistami. Uczestniczyło w nim kilka osób po każdej ze stron. W spotkaniu, ze strony NSZ miał uczestniczyć „Ząb” oraz oficerowie z jego oddziału, natomiast ze strony komunistów I sekretarz Komitetu Powiatowego PPR w Kraśniku Aleksander Szymański „Ali”, oraz Jan Wyderkowski „Grab”, Władysław Grzybowski „Orzeł” oraz Jan Wziętak „Murzyn”. Spotkanie zakończyło się odrzuceniem przez komunistów postulatów „Zęba” m.in. o uznaniu Rządu londyńskiego, zaprzestaniu walki czynnej, podporządkowaniu się NSZ. Co ciekawe, komuniści w swoich wspomnieniach nie poruszyli sprawy spotkania i rozmowy z NSZ-owcami lub podają różne wersje tego spotkania. Po owym spotkaniu NSZ-owcy wyruszyli w lasy dzierzkowickie. Wersję, jakoby pod Borowem miało dojść do spotkania obydwu oddziałów podają także inne źródła komunistyczne, podając nawet szczegóły spotkania. I tak podobno w następnym dniu, po przyjściu do lasów borowskich, w obozie GL czyniono przygotowania do spotkania oraz rozmów z AK-owcami. Program przewidywał żołnierski obiad obydwu oddziałów, omówienie wspólnych akcji przeciw okupantowi, a następnie ich wykonanie.”

We wspomnieniach „Ryśka” znajdujemy informację, że NSZ-owcy okrążyli, rozbroili, porozbierali do naga, po czym zabili. Twierdzi, że zginęło 25 GL-owców, 3 zaczęło uciekać, ale jednego z nich zabili i tylko dwóm udało się uciec. Kolejna komunistyczna wersja wydarzeń z 09.08.1943 r. należy do trzeciego, który przeżył Adama Skóry:

W 1943 r. na początku sierpnia oddział w składzie 30 gwardzistów wyjechał z Trzydnika w lasy pod Borów, aby podjąć zrzut broni od Związku Radzieckiego. Na miejsce zajechaliśmy 6 sierpnia i przez cały dzień wypoczywaliśmy. Przed wieczorem nazbieraliśmy chrustu i od gospodarza dostaliśmy snop słomy, żeby rozpalić ogień na znak samolotowi, żeby wiedział, gdzie ma zrzucić. Jednakże zaraz się zachmurzyło i padał deszcz tak ze samoloty krążył nad nami, ale nic nie wiedzieliśmy, nawet co to za samolot. To była sobota. W niedzielę przyszło do nas wiele kobiet i mężczyzn z okolicznych wiosek. My ich mile przyjęliśmy. Wieczorem poszliśmy na polanę po zrzut, ale znowu zaczął padać deszcz i zrzutu nie było. W poniedziałek rano mówiono, że w pobliżu jest oddział NSZ w sile 75 ludzi, mówiono też, że ten oddział połączy się z nami. Około 8 kilku naszych partyzantów poszło tam, później poszło jeszcze kilku, ale nikt z nich nie wracał. Po œśniadaniu przyszedł jeden porucznik z adiutantem w stopniu plutonowego i zaprosili nas do siebie, ale „Słowik” zaprosił ich do siebie, zaczęli pić wódkę, kucharzowi kazał usmażyć mięsa i poprosił por. „Sępa” i gwardzistów, aby wszyscy mogli się poczęstować. Wysłał też jednego z gwardzistów do Borowa, aby przyniósł jeszcze trochę wódki. Około 11 zauważyłem zbliżających się osobników z bronią gotową do strzału, którzy szli w szyku bojowym. Zaczęli krzyczeć „ręce do góry”. Gwardziści zaczęli się pytać „co jest?” Ale wszyscy podnieśli ręce do góry. Wszystkich z wyjątkiem „Słowika” i jeszcze jednego gwardzisty, którym był Ul Józef z Popowa, pow. Kraśnik, związali. Następnie wzięli szefa oddziału [???] na przesłuchanie, za rzekę, ale po chwili rozległ się strzał. Został zabity szef. Potem prowadzono po dwóch gwardzistów za rzekę i tam ich mordowano. Wg Koli Oleszczenko [Leszczenko] część mordowano strzałem, a część,  ci co byli dłużej w oddziale, ucinano na żywca głowy toporem mówiąc: „wy Komuniści wszyscy zginiecie bo walczycie o komunę nie o Polskę. W Polsce nie może być Komuny i trzeba ją z korzeniami wytępić. Komuna może być tylko w Rosji bolszewickiej”. Kiedy było już zamordowanych 9 gwardzistów, ja osobiście zwracałem się do Ula, żeby mnie bronił, to on mi odpowiedział, że trzeba było przed tym widzieć i wystąpić z komunistycznej bandy, a teraz ja cię nie będę bronił, bo komuna musi zginąć, tak jak kamień w wodzie przepada, tak wszyscy komuniści przepadną z całą organizacją swoją. Te słowa mówił Ul Józef z Popowa, pow. Kraśnik, który później walczył w bandach NSZ i terroryzował członków PPR i GL. Bandyci NSZ wyprowadzili po kolei żołnierzy GL za rzekę i tam ich mordowano w okrótny [okrutny] sposób. Zdejmowano z nich za życia ubrania, a nawet z niektórych nieliznę [bieliznę!] i mordowano. Ja uciekłem, gdy prowadzili mnie na rozstrzelanie razem z Gwiazdą. Mi się udało. Uciekając w kierunku Lipy, spotkałem chłopa ze Szczecyna który myślał, że jestem z NSZ i mówi do mnie „ale daliśmy dziśœ komunistom, pan pewnie jest łącznikiem”, ja powiedziałem, że „tak” i idę do Urzędowa. On: „a co nie możecie dać rady, przecież pojechało tam 5 samochodów Niemców i dwa małe osobowe, komisarz z Annopola też pojechał (szef żandarmerii) na pomoc naszym jakby nie mogli dać rady”. Dotarłem do Grabówki, gdzie uzyskałem pomoc u „Murzyna”. Później walczyłem u „Przepiórki”.

Wiemy już, że wersja o zabijaniu toporem pochodzi od „Koli”. Możemy zatem domniemywać, że wszystkie wersje mówiące o zabijaniu toporem pochodzą od wersji „Koli”. Ciekawa jest rozmowa pomiędzy „Adasiem” a rolnikiem oraz informacja, jakoby oddział nawiedzały kobiety ze wsi. Braku logiki pozbawiona jest informacja, że NSZ-owcom potrzebna była pomoc Niemców. Gdyby tak faktycznie było, rolnik nie mógłby stwierdzić, że dali łupnia” komunistom. Zupełnie bezsensu jest też informacja o mającym się połączyć z nimi oddziałem NSZ. Słowa te wypowiedziane przez dowództwo GL-owców świadczy o celowym wprowadzeni w błąd swoich żołnierzy. Co było tego powodem, nie wiemy. Być może w ten sposób chciano ukryć prawdziwy cel przybycia pod Borów, jakim mogła być likwidacja NSZ-owców.

Inna wersja wydarzeń pochodzi od Stanisława Styka, który warto tu zaznaczyć, nie był obecny pod Borowem, choć jak sam twierdzi, walczył „podczas okupacji w partyzantce komunistycznej na Lubelszczyźnie. Uważa on, że oddział „Słowika”„został skierowany z lasów gościeradowskich do masywów leśnych nad Wisłą, gdzie oczekiwał na zrzuty broni z ZSRR. Dalej pisze, że „gwardziści ustalili, że w ich sąsiedztwie biwakuje jeszcze jeden oddział partyzancki. Nawiązano z nim kontakt, podczas spotkania GL-owcy zaproponowali współpracę bojową i ewentualną samoobronę partyzantów i ludności cywilnej przed Niemcami. W spotkaniu uczestniczyli: „por. „Słowik”, Wacław Dobosz „Sęp”, Władysław Głuchowski „Stanis”, Józef Zbigniew Gronczewski „Lew”, „Zbyszek”, Stanisław Marzycki „Serce”. Dalej mamy informację, iż do obozu GL przyszli z rewizytą NSZ-owcy (kilku oficerów i podoficerów). „Partyzantcy goście byli w mundurach Wojska Polskiego. Na czapkach mieli orzełki z koroną i na piersiach ryngrafy z Matką Boską Częstochowską. Wówczas GL-owcy zostali rozbrojeni, a następnie „dokonano potwornego mordu. „Rozbrojonych i rozebranych do bielizny gwardzistów, eneszetowcy przywiązali sznurami do drzew. Przesłuchujący ich oficerowie eneszetowcy w mundurach wojskowych polskich, niemieckich, stosowali bardzo wymyślne tortury, aby wymusić zeznania od swych ofiar. Samozwańczy major „Ząb” przedstawił się, jako szef Akcji Specjalnej NSZ do walki z „żydokomuną” i wykazywał najwięcej sadyzmu. Kiedy „Słowik” odmówił zeznań, „Ząb” jako pierwszego zastrzelił jego. Zginęło 26 gwardzistów, m.in. „Kola” – Mikołaj Astawiew (???), Jankiel Topki, Józef Ul[???]. Niemal wszyscy, którzy polegli byli synami chłopskimi.

Przyjrzyjmy się również oficjalnemu raportowi Dowództwa Obwodu Lubelskiego:

Organizacyjne. Podaje Dow[ództwu] Gł[ównemu] GL fakt strasznego mordu, który miał miejsce w pow. j[anowskim]. Grupa endecka w sile 50 os[ób], która znalazła się w tych dniach na terenie, wymordowała, jak podaje raport z dow[ództwa] J[anów] 28 naszych ludzi.(...) Opis zbrodni Janowskiej. W dniu 9 VIII w lesie koło wsi Borów pow. Kraśnik, stacjonował nasz oddział im. Kilińskiego, gdzie miał akcję wiadomą Gł[ównemu] Dow[ództwu] GL. W nocy z 8 na 9 VIII przybył na to miejsce oddział endecki w sile 50 ludzi uzbrojonych w 4 rkm i 1 ckm. Nawiązali kontakt z naszym oddziałem i o godz. 8 rano poszło 6 tow. zobaczyć oddział endecki i już do godz. 11 rano nie powrócili. Przed godz. 11, przyszło kilku endeków do naszego oddziału i po przyjacielsku prowadzili rozmowy. O godz. 11 pojawili się endecy uzbrojeni, otaczając nasz oddział ze wszystkich stron z okrzykiem: „ręce do góry”, zbliżyli się szybko do naszego oddziału. Gw[ardziści] nie przeczuwając nic złego, sądzili, że to żarty, również będący w naszym oddziale endeccy oficerowie krzyczeli:  „nie strzelać to żarty”. Kiedy jednak niektórzy chwycili za broń, oficerowie endeccy mając zawczasu przygotowane wisy zagrozili œśmiercią tym, którzy będą stawiać opór, nie było już żadnego ratunku zastraszeni gw[ardziści] usłuchali namawiania i zapewnienia, że to żarty i podnieśli ręce do góry. W tym czasie kilku usiłowało zbiec – było jednak za późno. Nastawione karabiny ręczne i maszynowe siekły i gwardziści legli trupem. Pozostałych powiązano sznurami po 2 i kolejno odprowadzano dwójkami o 300 m, gdzie spisywali nazwiska, rozbierali do koszul i nago, boso prowadzili dalej do lasu, gdzie stali kaci z siekierami i siekli na kawałki każdą dwójkę. W ten sposób zamordowali 4 chłopów, którzy przyszli zobaczyć żołnierzy AL. Chłopów wymordowali za to, że „współpracują z komunistami i bolszewikami”, nie pomogły tłumaczenia chłopów, prośby i łzy. Żołnierze AL nie prosili o litość, wszyscy poszli na œśmierć spokojnie. Uratowało się tylko 2 tow., którzy na mimo setek strzałów i pogoni na przestrzeni 4 km, szczęśliwie nie zostali trafieni. Drużynowy tow. K. i tow. K. L., jakom naoczni œświadkowie tej zbrodni zakomunikowali o wszystkim pow. dow[ództwu]. Zginęli m.in. tow. tow.:

1.      D-ca kompanii AL tow. „Sęp” [Wacław Dobosz]
2.      D-ca plutonu im. „Kilińskiego” tow. „Słowik” [Stefan Skrzypek]
3.      Szef plutonu im. „Kilińskiego” tow. „Bohun” [Stefan Adryańczyk]
4.      b[yły] komisarz oddz[iału] [im.] „Mickiewicza” „Stanis” ( z Hiszpanii) [Głuchowski]
ogółem zginęło 26 gw i 4 chłopów, razem 30 ludzi. Endecy postanowili wszystkich wybić, by nie było świadków zbrodni i by nie można było ten Katyń ludowy przerzucić na Niemców.

Wartą odnotowania jest również wersja „Przepiórki”, a to o tyle istotne, że miał on w oddziale „Słowika”, brata, który zginął 9 sierpnia. Swoje wspomnienia oparł w przeważające części na słowach „Koli”, czyli Rosjanina, który nie zginął pod Borowem. Wspomina on o wizycie reakcjonistów”w obozie GL-owców, którzy nie wietrzyli w tym podstępu. Z rewizytą poszli: „Słowik”, „Sęp”, „Zbyszek”, „Stanis” oraz „Serce”. W tym samym czasie do obozu komunistów przyszło kilku NSZ-owców. Po pewnym czasie obóz został okrążony i wszystkich GL-owców rozbrojono. „Po rozbrojeniu, niedawni goście przeprowadzili œśledztwo, kolejno wypytując każdego partyzanta i zapisując dane personalne dotyczące rodziny oraz członków i sympatyków GL i PPR. Ubliżanie i bicie stosowane przy rozbrojeniu i œśledztwie stanowiło tylko wstęp do zbrodni. Po przeprowadzonym śledztwie po dwu partyzantów wiązano za ręce, odprowadzano przez mostek za rzekę i rozstrzeliwano. O prośbach i perswazjach nie mogło być mowy. Z kierownictwem oddziału „Słowika”” znajdującym się w zgrupowaniu reakcyjnym, postąpiono podobnie, z tą różnicą, że zastosowano bardziej jeszcze brutalne metody. Narzędziem mordu była nie tylko broń, użyto również toporów, którymi, po torturach œcięto „Słowika”” i jego towarzyszy.(...) Szczęśliwy przypadek pozwolił uciec z pogromu 3 partyzantom i 1 chłopu.

Wśród tych, co przeżyli wymienia: „Adasia”, „Kuropatwę” i „Kolę” – M. Leszczenko, natomiast zginęło 28 osób. Podobne informacje znajdziemy we wspomnieniach „Graba” oraz jak już wspomnieliśmy „Lisa”.

Wersje wyżej przedstawione, mimo iż pochodzą od naocznych świadków, to bardzo różnią się od siebie. Nie wiemy, co jest tego przyczyną. Możemy się domyślać, że jednym z powodów takiego stanu rzeczy było upojenie alkoholem ocalałych GL-owców. Innym powodem mogła być utrata pamięci, bowiem wspomnienia owe powstały kilka lat po wojnie. Niektóre szczegóły mogły też zostać dopasowane” do „oficjalnej wersji mordu borowskiego.  Mimo wszystko z tych wspomnień wyłania się nam pewien obraz. Otóż GL-owcy przybywszy pod Borów dowiedzieli się, że niedaleko stacjonuje inny oddział. Bardzo szybko w obozie pojawia się alkohol, co u niektórych z nich z pewnością podniosło adrenalinę. W tym samym czasie zrzut, na który według słów dowódców czekali (???) nie doszedł do skutku. Wtedy (???) pojawił się pomysł, aby nawiązać kontakt z oddziałem NSZ i spróbować go przekabacić. Ponieważ równocześnie pojawiły się groźby wobec NSZ-owców, ci otoczyli oddział GL i związali wszystkich obecnych, w tym również 4 obecnych tam chłopów. Następnie rozmawiali z każdym zatrzymanym, a potem wszystkich bez wyjątku zamierzali rozstrzelać. Tak też uczynili (choć według „Koli” w użyciu były także topory, siekiery, narzędzia tortur). Tylko dzięki szczęściu kilku GL-owców ocalało.

Wersja NSZ-owska wypadków pod Borowem

NSZ-owcy pozostawili po sobie niewiele wspomnień. Na szczęście żyją, pośród mieszkańców Wólki Szczeckiej, jeszcze œświadkowie tamtych dni, którzy pamiętają tamte czasy. Jednym z takich ludzi jest Stanisław Mazurek „Kołodziej”. Mówi on to, co możemy się domyślać na podstawie niepełnych informacji z innych Ÿźródeł. Uważa on, że w oddziale GL im. J. Kilińskiego znajdowało się wielu, jeszcze przedwojennych złodziei. Również w okresie pobytu w tymże oddziale, okradali oni miejscowych ludzi, głównie ze zwierząt gospodarskich – kur, krów, świń. Ważne jest także to, że również miejscowi chłopi (wszyscy pochodzili z Wólki Szczeckiej), którzy poszli do GL-owców w odwiedziny, to również byli dawni drobni złodzieje i na pewno nie należeli do GL. Zresztą we wsi nie było żadnego członka GL ani PPR. Poszli oni do komunistów, na zaproszenie wspólnych kolegów sprzed wojny. Zresztą znali się z uprawiania tego samego fachu. Jak wspomina „Kołodziej”, chłopów, którzy poszli do GL-owców było 3 lub 4 – Mozgawa Jan, Burak M. [Marian, Marcin], Mozgawa [Tadeusz], oraz prawdopodobnie Dęga [Aleksander], który prawdopodobnie pochodził ze Szczecyna. To oni donosili do „Słowika”, zarazem kradnąc i pijąc. To nie podobało się mieszkańcom wsi, wobec czego poprosili „Stepa” o pomoc. Do tego doszło jeszcze jedno wydarzenie, które być może sprawiło, że wydarzenia potoczyły się tak, a nie inaczej. Otóż tuż przed likwidacją, GL-owcy „odwiedzili” dom gajowego w leśniczówce pod Borowem. Pod jego nieobecność „zaczęli się dobierać do kobiet” znajdujących się w domu, na szczęście szybki powrót gajowego (bądźŸ leśniczego) prawdopodobnie uchronił kobiety przed gwałtem. GL-owcy, którzy jeszcze nic nie zrobili kobietom, zostali wygnani. Gajowy, który współpracował z NSZ-owcami, doniósł do oddziału o owym wydarzeniu. Prawdopodobnie owa gajówka (leśniczówka) nazywana była Brzózą, leżała pomiędzy Radomyślem Wielkim a Borowem i prawdopodobnie współpracowała z NSZ-owcami. „Kołodziej””nic nie słyszał, aby oddział „Słowika” wcześniej dopuszczał się gwałtów na kobietach. Zachowanie grupy „Słowika” w leśniczówce przesądziło o tym, że oddział NSZ przystąpił do działania. Tu „Kołodziej” podaje, że w tym czasie oddziałem dowodził „Step”, gdyż „Ząb” dołączył do oddziału dopiero po 9 sierpnia. GL-owcy mieli swoją bazę w lasach borowskich, a kradnąc podszywali się pod „Zęba”, za co byli kilkakrotnie upominani. Owe kradzieże występowały w kilku okolicznych wioskach, zaś cały łup zwożony był do bazy GL-owców w lesie. Widzimy więc tu niespójność, bowiem nie mogli podszywać się pod „Zęba”, który dołączył do oddziału dopiero po likwidacji GL-owców. Możliwe jednak, że „Ząb” w tym czasie przebywał poza oddziałem, wracając do niego po wspomnianym 9 sierpnia i taką nieobecność miał na myśli „Kołodziej”.

Sama akcja przebiegała w sposób następujący: obóz GL-owców znajdował się w pobliżu rzeczki, oraz stawów rybnych w lesie oraz był rozrzucony punktowo tzn. nie był skupiony w bardzo bliskiej odległości. Wszyscy w tym czasie byli w obozie, część z nich piła alkohol. Na pewno wówczas nikt z nich się nie kąpał. Został on otoczony przez NSZ-owców i zdobyty po kilku wystrzałach. GL-owcy poddali się widząc, że są otoczeni. Po rozbrojeniu GL-owcy powzięli próbę ucieczki, wobec czego otworzono do nich ogień i większość zginęła na miejscu. W ten sposób sąd, który miał ich osądzić, nie doszedł do skutku. Uciekło 3 GL-owców: „Kuropatwa”, oraz 2 Rosjan, bądźŸ1 Rosjanin i 1 Polak. Uciekał jeszcze jeden z GL-owców, ale po około 4 kilometrowym pościgu został zastrzelony. Autor twierdzi, że jeszcze jedna osoba nie zginęła w obozie. Otóż ocalał jeszcze Drewniak pochodzący z Budek, który przyrzekł pokazać broń schowaną przez komunistów, w zamian miał nie zginąć. Gdy okazało się, że Drewniak zaczął kręcić, został zabity. Autor nie jest też pewny œśmierci jednego z Żydów obecnych w oddziale, gdyż jest on pochowany w Salaminie i trudno orzec mu czy zginął wówczas, czy też w czasie późniejszym. Na koniec „Kołodziej” podał bardzo ciekawą informację. Otóż likwidacji oddziału GL, wspólnie ze „Stepem”, dokonały nie znane mu jednostki AK. Brały one aktywny udział w rozstrzelaniu GL-owców. Nie pamięta jednak, jaki był to oddział, jak również, kto nim dowodził. Pamięta, że owi AK-owcy pochodzili zza Wisły, nie pochodzili więc z lubelskiego. Stosunki pomiędzy AK i NSZ w Borowie, gdyż tam znajdowała się placówka AK, określa jako bardzo dobre. Obydwie organizacje ściśle ze sobą współpracowały. O tym, że oddział „Słowika” trudnił się rabunkami, wspomina także Bogusław Kopacz.

Inne ciekawe informacje podaje Stanisław Szymula. Jego sąsiadem był Henryk Jaworski, osoba, która pochowała rozstrzelanych GL-owców. W rozmowie z Szymulą stwierdził on, że wszyscy GL-owcy zostali rozstrzelani. Stwierdził on też, że ciała komunistów były zmasakrowane [jak uważa M.J. Chodakiewicz, jest to wynik użycia rkm-ów oraz strzelania z bliskiej odległości, natomiast żadne z ciał nie miało odciętej głowy. Co ciekawe, w latach 60. do owego grabarza przybywali wielokrotnie ówcześni kombatanci GL - AL, próbując go nakłonić do oświadczenia na piśmie, że zamordowani GL-owcy mieli obcięte głowy oraz byli przed œśmiercią torturowani. Oczywiście takie oświadczenie nie zostało złożone. Również od niego Szymula dowiedział się kilka istotnych szczegółów. Otóż pochowanych we wspólnej mogile było 26 GL-owców (25 Polaków oraz jeden Żyd). Według niego owym Żydem był Jankiel Topki „Lisek”, który pochodził z Rzeczycy Ziemiańskiej, w której posiadał sklep. Jego rodzice przeżyli wojnę – jego ojciec osiedlił się w Izraelu, natomiast jego matka zmieniła nazwisko na Rzeczycka i osiedliła się we Wrocławiu. 4 miejscowych chłopów, którzy przyszli do obozu GL-owców, byli tam z racji dzielenia łupów przez ten oddział, być może część z nich również uczestniczyła w „zdobyciu łupów” (prawdopodobnie świń). Powodem, dla którego zginęli, było uznanie ich działalności oraz ich samych za wrogów Polski, a dla wrogów Polski jest tylko jedna kara –śmierć. Istotna jest jeszcze jedna informacja – autor twierdzi, że rozstrzelania GL-owców dokonano pod Wólką Szczecką, a nie jak podają inne źródła pod Borowem. 

Najbardziej wiarygodną wersją wydarzeń pod Borowem jest informacja zawarta w pracach: M. J. Chodakiewicza i L. Jurewicza[341]. Pierwsze spotkanie, jak już było wspomniane, nastąpiło w nocy z 8/9 sierpnia. Jako pierwszy natknął się na komunistów rtm. „Zagłoba”. Nie wiedząc z kim ma do czynienia poszedł na rozpoznanie, dowódca GL-owców, prawdopodobnie „Słowik” zaproponował spotkanie z „Zębem”, jako dowódcą. Propozycja spotkania została przyjęta przez „Zęba”, i w niedługim czasie doszło do spotkania. Wtedy dopiero, podczas rozmowy z przedstawicielami nieznanego oddziału – „Sępem”” oraz „Słowikiem”, „Ząb” zorientował się, że ma do czynienia z oddziałem GL. Goście stwierdzili, że nie mają zamiaru podlegać władzom krajowym, bo liczą na szybkie zajęcie polski przez Rosjan i na zmianę stosunków politycznych w Polsce. Próba podporządkowania GL-owców nie udała się. Mimo tego, „Ząb” dał czas komunistom do namysłu. NSZ-owcy tolerowali przebywający niedaleko oddział GL, do tego stopnia, że jak mówią to obydwie strony, trwały wzajemne odwiedziny. Można się zastanowić, dlaczego NSZ-owcy już wówczas nie rozbroili GL-owców. Na pytanie to komuniści twierdzą, że był to podstęp ze strony „Zęba”, natomiast NSZ-owcy, że przystąpili do rozbrojenia dopiero, gdy komuniści zaczęli agitować przeciwko NSZ-owcom. Tutaj mamy trochę nieścisłości.

Otóż według jednego Ÿźródła „Ząb” po daniu „Słowikowi” czasu do namysłu wyruszył z oddziałem pod Kraśnik, gdzie stoczył potyczkę z lotnikami niemieckimi. Dopiero po 2 dniach o świcie spotkali na nowo oddział komunistyczny. Drugie Ÿźródło nic nie wspomina o rozmowie ze „"Słowikiem"” przed potyczką z lotnikami, twierdząc, że owa rozmowa była konferencją pomiędzy NSZ a GL, o której wspominaliśmy wcześniej. Dopiero po przybyciu spod Kraśnika NSZ-owcy natknęli się na oddział GL „Słowika”. Rano, następnego dnia, 9 sierpnia, oddział NSZ ponownie natknął się na gwardzistów, ci zaś znowu odmówili podporządkowania się „Zębowi”. Jak sam wspomina, miał nadzieję, że uda mu się przejąć oddział bez rozlewu krwi. Wypadki, które się potoczyły, przekreśliły szanse na pokojowe przejęcie GL-owców. W ciągu dnia, do obozu NSZ-owców, zaczęli przychodzić łącznicy z okolicznych wsi. To od nich dowiedziano się, że komuniści odgrażali się „pańskiemu wojsku, głosząc rozbrojenie lub zniszczenie (likwidację) oddziału NSZ. Prawdopodobnie w oddziale „Słowika” znajdował się także człowiek, który dostarczył te informacje „Zębowi”. Nie są znane personalia tej osoby. Przypuszczenia idą w kierunku 3 osób: Józef Ul z Popowa, Stanisław Babieradzki „Pokrzywa” oraz Stefan Skrzypek „Słowik”. Wiemy też (domyślamy się), że ów informator przeżył. Nie należy się też sugerować tym, że nazwiska zarówno Józefa Ula, jak i „Słowika” widnieją na liście pomordowanych. W interesie zarówno informatora, jak i NSZ-owców leżało, aby owo nazwisko pozostało nieznane.

Na „Słowika” wskazują dwie rzeczy – to, że jak wspomina Babieradzki, jak się zachowywał podczas pobytu w Borowie oraz to, że w przeszłości należał do NSZ. Nasze przypuszczenia, mogą okazać się mylące, ponieważ nikt inny, spośród tych, co przeżyli, nie opisuje takiego zachowania dowódcy oddziału. Inną osobą, która mogła informować NSZ-owców był „Pokrzywa”. Jego wskazania na „Słowika” były jedynie zabiegiem, który pozwalał mu na utajnienie własnej roli. Nie bez znaczenia pozostają także względy bezpieczeństwa, bowiem jego dekonspiracja groziła surowymi konsekwencjami nie tylko dla niego, ale i dla całej rodziny. Inną osobą, która mogła być owym informatorem był Józef Ul.

Wróćmy jednak do wydarzeń z 9 sierpnia. NSZ-owcy bardzo poważnie potraktowali groźbę komunistów. Można by się zastanowić, czy naprawdę powinni. Z jednej strony każda groźba powinna być zbadana, bez względu na to, czy realne jest jej wykonanie. A czy wykonanie było realne? Jak słusznie zauważa M. J. Chodakiewicz, komuniści w 1943 r. nie stanowili takiej siły, nie mieli takiego oparcia w oddziałach sowieckich, jak już rok później. Byli za słabi, aby móc spokojnie likwidować reakcję. Mimo tego w lipcu zabili kilkunastu członków AK i NSZ. Ci jednak nie odpowiedzieli likwidacją komunistów. W tym momencie „Ząb” znalazł się między młotem a kowadłem. Z jednej strony odpowiadał za swoich ludzi i do jego zadań należała troska o ich bezpieczeństwo, z drugiej strony liczebność obydwu oddziałów kształtowała się podobnie (GL – około 28, NSZ – około 24 osoby), a niespodziewany napad oraz zamordowanie wszystkich partyzantów były mało prawdopodobne (co nie znaczy, że niemożliwe). „Ząb” postanowił jednak działać i w ten sposób uprzedzić możliwe działania komunistów. Bezpośrednią przyczyną działania było „szerzenie komunistycznej propagandy wśród (...) ludzi i namawianie ich do przejścia do nich”[350]. Miało to miejsce podczas wizyty sześciu GL-owców, rankiem 9 sierpnia, w obozie NSZ-owców. Wówczas „Ząb” zdecydował się na rozpoczęcie działań przeciwko oddziałowi GL „Słowika”:

(...) Licząc się z niespodziewanym atakiem z ich strony i mając dowody szerzenia propagandy komunistycznej wśród nas i w okolicy, postanowiłem działać natychmiast. Akcją dowodziłem osobiście. Użyłem 20 ludzi. Najpierw rozkazałem zaaresztować i rozbroić sześciu „gości”. Następnie stosownie do ich wskazówek odszukałem biwak „Słowika”. Sam rozbroiłem wartownika i tyralierą zaatakowałem obóz zajmując go bez jednego wystrzału.(...).

Jest prawdopodobne, że użyto również jakiegoś podstępu. GL-owcom odebrano broń oraz przeprowadzono nad nimi sąd polowy, który prawdopodobnie skazał ich na œśmierć. Warto dodać, że w obozie GL-owców w czasie ich rozbrojenia, przebywało 4 chłopów z Wólki Szczeckiej, którzy również zostali osądzeni. Sąd polowy NSZ prawdopodobnie skazał wszystkich na karę śmierci[353]. Tak to wspominał „Ząb:

(...) Wykonałem wyrok wydając rozkaz rozstrzelania „Słowika””i jego ludzi z rkm. Podczas rozstrzeliwania jeden z wziętych do niewoli(...) uciekł. W międzyczasie „Zagłoba” zameldował mi, iż zbliżają się Niemcy. Udałem się na rozpoznanie sam. Niemców nie było. Jednego z jeńców, Rosjanina zbiegłego z niemieckiej niewoli zwolniłem, jako niewinnego zbrodni, których dopuścili się „Słowik” i jego oddział. Reszta skazanych i rozstrzelanych to byli Polacy.(...).

Widzimy, więc, że rozstrzelanie GL-owców nastąpiło z ręcznego karabinu maszynowego. Nie ma ani słowa o œścinaniu toporem głów, czy jakiś perfidnych mękach. „Ząb” przyznaje, że jeden ze skazanych uciekł, natomiast innego puścił wolno, jako niewinnego przestępstw popełnionych przez GL-owców. I tutaj pojawia się nam przyczyna skazania komunistów na rozstrzelanie. M. J. Chodakiewicz pisze, że przyczyną była zdrada własnego kraju, a co za tym idzie przejście na stronę wroga. Znaczyłoby to, że tylko z tego powodu zginęli. Jednak „Ząb” wyraźnie wspomina o przyczynie w liczbie mnogiej (zbrodni, których dopuścili się), co może oznaczać, ze na tak surowy wyrok skumulowało się kilka czynników, nie tylko ten najcięższy zarzut. Z innych przekazów wiemy, że „Słowik” i jego ludzie byli ostrzegani przez NSZ, aby ukrócili działalność rabunkową i bandycką. Pośrednio potwierdza to „Kuropatwa”, wspominając, iż w oddziale alkohol nie był czymś obcym, natomiast nie wspominał, w jaki sposób zdobywano pieniądze na ten alkohol. Pamiętajmy jednak, że oddział „Słowika” składał się w dużej części z członków dawnej grupy „Liska” oraz „Jastrzębia”, czyli grup rabunkowych, zaś na samym „Słowiku” spoczywała odpowiedzialność za œśmierć kilku osób. To w pewnym sensie uwiarygodnia przekazy mówiące o „nie-partyzanckim” zachowaniu się oddziału GL.

Tu jednak pojawia się kolejne pytanie – dlaczego wypuścił Rosjanina? Z pewnością on, jako członek grupy, również trudnił się bandyctwem (jeśli wiadomości o tym procederze GL-owców przyjmiemy za prawdziwe), wobec czego NSZ-owcy nie puścili by go wolno. Ta kwestia nie jest do końca wyjaśniona. „Ząb” wspomina także o składzie grupy, czyli jednym Rosjaninie i pozostałych Polakach. Oczywiście „Ząb”, mimo że nie wymienił obecnych tam Żydów(a), miał prawo się pomylić. Zresztą mógł uznać ich za obywateli polskich, nie wspominając jednak nic o narodowości. Kolejną sporną kwestią jest Rosjanin i jego uwolnienie. Chodzi tu prawdopodobnie o „Kolę”. Z komunistycznych przekazów wiemy, że „Kola””... uciekł z miejsca egzekucji. Byłoby to prawdopodobne, jeśli przyjmiemy, że GL-owcy zostali skazani na œśmierć nie tylko za zdradę stanu. W takim przypadku, „Kola” również zostałby skazany i podzieliłby los kompanów. Logiczne jest, więc, że w wyniku sprzyjających okoliczności „Koli” udało się zbiec. Ponieważ kwestia uwolnienia „Koli” jest sporna, dzisiaj nie jesteśmy w stanie stwierdzić, czy „Kola” został uwolniony, czy też uciekł, choć skłonni jesteśmy uznać wersję ucieczki. Pewnym wytłumaczeniem surowego wyroku, była aprowizacyjna wojna” pomiędzy komunistami a podziemiem niepodległościowym. Bardzo często komuniści po prostu grabili chłopów, którzy pomagali niepodległościowcom, ci zaś skarżyli się na to partyzantom. W tym przypadku „Ząb” chciał ukrócić zarówno samowolę komunistów, jak i takie praktyki. Sam „Ząb” przyznaje, że działał na rozkaz kpt. Stanisława Żochowskiego. Podczas odprawy w majątku gen. Boguckiego (p. Broniewskiego) pod Puławami w czerwcu/lipcu 1943 (oraz jeszcze w Warszawie) kpt. Żochowski podkreślał i rozkazywał, ze obowiązkiem AS i „Zęba" jest zwalczanie band[357]. Zachował się jeszcze raport „Zęba” z akcji, datowany na 05.04.1944 r., sporządzony na rozkaz przełożonych po scaleniu NSZ z AK:

(...) Do oddziału dołączyłem dopiero w dniu 24 lipca bowiem w między czasie trwała niemiecka akcja zmierzająca do spacyfikowania terenów lubelskiego wobec szalejącego tam bandytyzmu. Bandytyzm ten zagrażał przeważnie ludności polskiej. [brak wyrazu: bandy?] składały się z Polaków przedwojennych i wojennych bandytów rabujących na własny rachunek oraz b. żołnierzy sowieckich, którzy z niewoli przechodzili do służby w wojsku niemieckim, a następnie uciekali z bronią w ręku do lasu i trudnili się napadaniem przeważnie na ludność polską. Jednym z głównych zadań Akcji Specjalnej w ramach NSZ było zwalczanie tego bandytyzmu i ochrona ludności polskiej i w tym celu jako pierwsze z organizacji wojskowych Narodowe Siły Zbrojne zaczęły tworzyć oddziałki leśne akcji specjalnej już na jesieni 1942 r. O godz. 9-tej rano wysłałem w przypuszczalny rejon zakwaterowania grupy bandyckiej Szefa bezpieczeństwa mojego oddziału „Zagłobę”, który przed wstąpienie[m] do oddziału pełnił funkcję szefa egzekutywy z kpr. „Morusem” z oddziału [udali się] z zadaniem rozpoznania m.p. grupy bandyckiej, jej ubezpieczenia (liczebności i sił _______* w miarę możliwości). Do godz. 11-tej „Zagłoba” nie powrócił, wówczas zaalarmowałem oddział i dwoma drużynami pomaszerowałem w przypuszczalnym kierunku, gdzie kwaterowała grupa bandycka. Po przemaszerowaniu około 2 km: dostrzegłem stojącego na drodze leśnej wartownika grupy bandyckiej, obok którego stało jego 4-ch kolegów nie będących jak się okazało na służbie.
Poszedłem do nich. Za mną posuwała się w ________* drużyna ogniomistrza „Lamparta”, która miała rozkaz zaatakowania obozu grupy bandyckiej od strony duchty leśnej. Druga drużyna ppor. „Kreta” miała za zadanie rozwinięcie się prostopadle do pierwszej drużyny. Rozbroiłem wartownika i jego kolegów i wszedłem w rejon obozu; jednocześnie rozwinęły się obie drużyny, wszedłem do namiotu herszta bandy każąc zebranym tam kilku ludziom podnieść ręce do góry, –jednocześnie obie moje drużyny wszedłszy w rejon obozu podały ten sam rozkaz reszcie bandy grożąc użyciem broni. Do obezwładnienia herszta i jego najbliższych współpracowników pomogli mi znajdujący się w namiocie moi ludzie wysłani poprzednio na wywiad, tj. „Zagłoba” i „Morus”, którzy poprzednio zostali zatrzymani przez wartownika bandy i doprowadzeni do jej herszta. Po opanowaniu obozu wezwałem przebywającego czasowo w moim oddziale ppor. „Cichego”, oficera organizacyjnego powiatu Kraśnik i poleciłem mu, aby wraz z „Zagłobą” jako znający dokładnie miejscowe stosunki przesłuchali wszystkich bandytów i po stwierdzeniu ich winy rozstrzelali ich z pomocą sekcji egzekucyjnej. Jak się okazało z przesłuchania herszta bandy był [to] przedwojenny bandyta ze wsi Łysków [Łysaków] nazwiskiem Skrzypek, poza tym pamiętam jeszcze nazwiska przedwojennych bandytów, którzy byli najbliższymi współpracownikami herszta bandy. Byli to Orlikowski i _______* byli bandyci, t. zw. wojenni, tzn. trudniący się rabunkiem i innych korzyści. Z całości bandy liczącej 30 ludzi, kazałem rozstrzelać 29, jednego Rosjanina i jednego Polaka ułaskawiłem ze względu na wiek; jeden bandyta uciekł. Dowodem jak pożyteczna była akcja œświadczą liczne podziękowania ludności wiejskiej okolicznej _________* [za uwolnienie] jej od silnej bandy. Sekcja egzekucyjna wykonała wyroki przez rozstrzelanie: na bandzie zdobyłem _________* rkm., około __________* dużo zrabowanych uprzednio przez bandę przedmiotów z odzieży ludności. Mniej więcej w połowie przeprowadzania dochodzenia i egzekucji przybył Komendant rejonowy NSZ pan „Kania” [kpr. Jan Kamiński], który rozpoznał wśród podsądnych znanych dawniej i obecnie w okolicy bandytów.

Raport ten jest dla nas ważnym źródłem wiedzy o tamtych wydarzeniach. Wiemy, że „Słowik” pochodził ze wsi Łysaków (bądźŸ Łychów). Gdyby prawdziwa była informacja druga, to jest ona o tyle istotna, że z Łychowa pochodził... „Cichy”, który zaczął wykonywanie wyroku na GL-owcach, począwszy od „Słowika”. Gdyby faktycznie pochodzili z tej samej wsi, to jest niemożliwością, aby się nie znali. To może potwierdzić, iż możliwy jest osobisty wątek w postępowaniu „Cichego”. Jaki, tego niestety możemy tylko dociekać. Wiemy też, że „Ząb” wiedział o bandyckim pochodzeniu części bandytów, co również może potwierdzać, iż wyrok był sumą przewinień, nie zaś karą za zdradę. „Ząb” również wspomina, że egzekucja przebiegała przynajmniej w dwóch częściach, ponieważ w trakcie jej przeprowadzania przybył „pan „Kania”. Ów kpr. Kamiński, może być wspomnianym przez „Kuropatwę” policjantem z Kraśnika, choć nazwisko się nie zgadza. Bardzo interesujący opis wydarzeń z tych interesujących nas dni, przedstawia Tadeusz Stolarz:

(...) 6 sierpnia 1943r. pod Borów, pod bazę „kretowisko” skierowany został przez swe dowództwo oddział GL pod dowództwem „Słowika”.(...) oddział komunistyczny po dotarciu pod Borów w dniu 6 sierpnia 1943r., od razu nawiązał kontakt z d-cą NSZ rtm. Zub - Zdanowiczem ps. „Ząb”. Por. „Sęp”, d-ca oddziału GL przekazał żądanie podporządkowania się oddziału NSZ „Stepa” pod rozkazy GL i nadmienił z przyciskiem, że jego oddział jest gospodarzem terenu. Ponadto używał obraźliwych słów, że służą „panom i endekom”. Rotm. „Ząb” ze spokojem wysłuchał wypowiedzi d-cy oddziału komunistycznego por. „Sępa” i przekazał mu nie wysiadając z bryczki, ze on teraz stawia następujące żądania, a mianowicie: wyznacza termin dwudniowy i aby oddział komunistyczny podporządkował się pod rozkazy NSZ, lub opuścił teren, po czym odjechał, bowiem miał zaplanowaną akcję na lotników niemieckich, na drodze Gościeradów - Annopol. 9 sierpnia 1943 r. w godzinach rannych ze swymi ludźmi dociera na teren „kretowiska” rotm. Ryszard Ławruszczuk, d-ca żandarmerii Obwodu NSZ i oficer wywiadu, z wiadomością, że komuniści w najbliższym czasie, zamierzają zlikwidować oddział „Stepa” – tak głoszą okoliczni chłopi, bowiem endeki to „pańskie wojsko”. Oddział komunistyczny był oddalony od oddziału „Stepa”, w odległości około 2 km. W godz. przedpołudniowych z oddziału GL dociera łącznik i przekazuje rotm. „Zębowi” karteczkę swego dowództwa z propozycją odbycia spotkania i rozmowy. Jako warunek spotkania, „Sęp” wyznacza po 4 ludzi oraz miejsce i czas. Rotm. „Ząb” dobiera sobie: pchor. „Lamparta”, kpr. Jaworskiego oraz jeszcze jednego partyzanta. Jako broń biorą: 2 empi niemieckie oraz broń krótką. Gdy dotarli do miejsca spotkania z „Sępem” i jego ludźmi, zauważyli, że komunistów jest nie 4-ech, lecz 6-ciu, w tym jeden uzbrojony w rkm, stojący w pewnej odległości.(...) Po przywitaniu, odezwał się „Ząb” i zapytał? Czego sobie życzą i dlaczego nie opuścili terenu, bowiem są już o jeden dzień za długo? Na to usłyszał odpowiedźŸ „Sępa” i zapytanie, czy już dobrowolnie przechodzą pod rozkazy GL. rotm. „Ząb” nie wytrzymał i wygłosił krótką mowę, w której przypomniał ujawniony mord oficerów polskich w Katyniu oraz, że służą takiemu samemu wrogowi Polski, jaki jest okupant niemiecki, nazywając ich zdrajcami Ojczyzny. Ta wypowiedźŸ rotm. „Zęba”, wywołała ironiczny uśmiech u „Sępa” i „Słowika”, zaś erkaemista znacznie się przybliżył, trzymając rkm w pozycji na pas. Znów głos zabiera „Sęp”, podkreślając z naciskiem, że jeśli ludzie „Stepa” nie podporządkują się, to weźmie ich siłą. Jego interesuje głównie ich broń. Usłyszawszy tę wypowiedźŸ rotm. „Ząb” działa natychmiast. Błyskawicznie rozbrajają z pchor. „Lampartem” „Sępa” i „Słowika”, zaœ kpr. Jaworski z empi nie pozwolił z pasa zdjąć rkm-u gwardziście, a za kilkanaście sekund, rkm był już w jego posiadaniu. Pozostali gwardziści posłusznie pozwalają się rozbroić. Rotm. „Ząb” jako prawnik przeprowadza krótkie dochodzenie, które w całej rozciągłości uzasadnia prawdziwość informacji rotm. „Zagłoby”. Krótka formuła: za zdradę Ojczyzny kula w łeb. Wśród rozbrojonych gwardzistów znalazł się Rosjanin zbiegły z niewoli niemieckiej, którego „Ząb” poleca puścić wolno. W tym czasie udanej ucieczki dokonuje gwardzista „Kuropatwa”. Strzały słyszane w obozie gwardzistów, gdzie byli „Stanis” i „Bohun” spowodowały dezorientację. Gwardziści byli pewni, że zostało zlikwidowane dowództwo endeków i nawet nie zachowali odpowiedniej ostrożności, co z powodzeniem wykorzystali „Znicz” i „Zagłoba”. „Znicz” mścił się za chłopców zamordowanych w Gizówce, zaś „Zagłoba” za rodzinę i kolegów zamordowanych przez bojówki komunistyczne na Ukrainie.(...).

Informacje te, niestety, nie można ich już sprawdzić, są dla nas o tyle cenne, że pochodzą od żony „Zęba”, oraz od miejscowych komunistów, którzy w większości już nie żyją.

Wersja NSZ-owska różni się zdecydowanie od wersji komunistycznej. Przede wszystkim wszędzie spotykamy informacje mówiące o bandyckiej profesji GL-owców. Często pojawia się tez wiadomość o prowokacyjnym zachowaniu się GL-owców, czy też dowództwa oddziału. Mamy też informacje o sądzie dokonanym na ludziach „Słowika”, których to sądzili „Cichy””i „Zagłoba”. NSZ-owcy zdobyli obóz prawie bez jednego wystrzału, co może potwierdzać tezę o niekarności oddziału. Następnie odbyto sąd, po którym prawie cały oddział został rozstrzelany. Jedynie liczby rozstrzelanych są różne, co nie zmniejsza wiarygodności przekazów NSZ-owców.

W jaki sposób zabito GL-owców

Na to pytanie przez szereg lat padało kilka odpowiedzi. Ale jedna z nich łączyła pozostałe. W większości przekazów komunistycznych GL-owcy zginęli... poprzez œcięcie toporem! Motyw cięcia toporem komunistów pod Borowem, występuje w literaturze prawie od początku. Ten rodzaj śmierci GL-owców podaje w swoich wspomnieniach „Rysiek”:

(...) W sierpniu pojechali nasi na konferencję do Borowa, a ci [NSZ] ich okrążyli, rozbroili, porozbierali do naga, po czym kładli pojedynczo na pniaku i ucinali głowy toporem. Tak cięli 25 a 3 zaczęło uciekać, z których złapano jednego i zabito.(...).

Również inne źródła komunistyczne mówią o ścinaniu toporem. Przeczy temu opublikowane zdjęcie, ukazujące podobno zabitych pod Borowem GL-owców. Widzimy tam wyraźnie, że żaden z nich nie jest pozbawiony głowy, czy też rąk, co podają niektóre źródła komunistyczne. 3 ludzi, których widzimy na zdjęciu z pewnością nie zostało ciętych toporem, lecz zostało zastrzelonych, co wyraźnie widać. Jeszcze dziwniejsze rzeczy są wypisywane o śmierci „Słowika”, jakoby został on wzięty żywy na Kielecczyznę i dopiero gdzieś tam pozbawiony życia.

Zupełnie inaczej wykonanie wyroku przedstawiają źródła NSZ, w tym uczestnicy opisywanych wydarzeń, choć niektóre z podanych informacji pojawiają się i u komunistów. Otóż po zajęciu obozu atmosfera tam panująca była bardzo napięta. GL-owcy rozebrani zostali do bielizny oraz związani sznurami. Następnie rozpoczęło się przesłuchanie, po którym odbyła się krótka narada sądu polowego NSZ. Prawdopodobnie wówczas odczytano im wyrok, który skazywał ich na śmierć. Również wtedy, wywołano „Kolę”, i oznajmiając, że nie jest on winien zdrady puszczono wolno. Nie do końca jednak wiemy, w jaki sposób wykonano egzekucję. Jak podaje „Ząb”, na skutek meldunku o zbliżaniu się Niemców, na jakiśœ bliżej nieokreślony, ale krótki, czas oddalił się z obozu. Prawdopodobnie wówczas rozpoczęto wykonywanie wyroku sądu polowego. Nie wiemy do końca, w jakich okolicznościach zaczęto rozstrzeliwać jeńców. Jak mówią przekazy NSZ, egzekucję zaczęło dwóch NSZ-owców: „Cichy” (Wacław Piotrowski) oraz „Zagłoba”” (Ryszard Ławruszczuk). Potwierdza to Komendant BCh z Trzydnika:

Mylą się ci, którzy twierdzą, że to był rozkaz „Zęba”, który nie był nawet dowódcą oddziału. To była inicjatywa „Cichego””i obaj z „Zagłobą””rozstrzeliwali. Nienawiść do komunistów i pragnienie zemsty za poległych kolegów powodowały nim. Istnieje także ewentualność, że „Zagłoba” nie brał udziału w egzekucji, ponieważ, jak wiemy, wcześniej udał się na czujkę.

Możliwe jest jednak, że „Zagłoba” po oznajmieniu „Zębowi”” o nadchodzących Niemcach, nie udał się powtórnie na zwiady, lecz strzelał wspólnie z „Cichym”. Jeden z uczestników „Kret” (Kazimierz Poray-Wybranowski) wspomina, iż kilku lub kilkunastu komunistów rozstrzelał pluton egzekucyjny, do którego prawdopodobnie należeli: st. strzelec „Słowik”, „Pilot”, „Stryj””oraz kpr. „Mirski”. Inną osobą, która mogła brać udział w plutonie egzekucyjnym jest Wacław Gugała z Borowa bądź/i Flis Wojciech „Wir”, „Wujo”, bądźŸ/ Pidek Kazimierz. Nie wspomina nic jednak o rozkazie rozstrzelania osądzonych. Być może w egzekucji brali udział, także okoliczni chłopi. Wspomina o tym sprawozdawca wywiadu GL Stanisława Sowińska „Barbara”:

(...) W wymordowaniu oddziału im. Kilińskiego podobno częściowo brali udział i chłopi podbuntowani przez rządowców.(...).

Ewentualność taka, która dzisiaj nie można już zweryfikować istnieje. Jest wielce prawdopodobne, że uczestniczyli oni w rozpoznawaniu tych członków oddziału GL, których „znali” z rabunków oraz w rozpoznawaniu rzeczy zrabowanych przez gwardzistów. Pośrednio wynika to z raportu mjr. „Zęba”.

Nie wiemy też czy rozstrzelano ich na miejscu, czy też jak mówią niektóre źródła komunistyczne, część została wyprowadzona poza miejsce przebywania, a tylko część, chociaż większa, zginęła na terenie obozowiska. Mimo zapadłego wyroku egzekucję rozpoczęto bez zgody nieobecnego „Zęba”, chociaż zarówno „Cichy”,” jak i „Zagłoba”, jako oficerowie egzekutywy Komendy Powiatowej NSZ, nie podlegali „Zębowi”. Jak wyglądała egzekucja tego niestety nie wiemy. Prawdopodobnie rozstrzeliwanie rozpoczęto od oficerów GL z oddziału „Słowika”, których wyprowadzono kilkadziesiąt metrów poza obóz GL-owców. Prawdopodobnie też wówczas widząc, co się dzieje, część GL-owców zaczęła uciekać (przypomnijmy uciekło 4 GL-owców oraz miejscowy chłop), być może także zaczęli się bronić. Wtedy też, najprawdopodobniej otworzono do uciekających ogień z rkmu(ów), a strzelała już raczej większość NSZ-owców. Tu może nas dziwić, że partyzanci NSZ nigdy wcześniej nie wykonujący takiej akcji, strzelali do uciekających GL-owców. Jedynym racjonalnym wytłumaczeniem jest to, że w grupie „Słowika” byli dawni uczestnicy grup rabunkowych. Być może rozpoznanie ich ułatwiło” wykonanie egzekucji. Łatwiej, bowiem strzela się do osoby, do której ma się żal, czy którą się nienawidzi niż do osoby nieznanej. Takimi ludźmi byli na pewno dawni członkowie grup rabunkowych, którzy z jednej strony budzili strach, a z drugiej nienawiść wśród ludności cywilnej. Pośród oddziału „Zęba”, było wielu krewnych czy też znajomych pomordowanych, bądźŸograbionych przez „Liska””, lub przez inne oddziały GL. Dopiero po wykonaniu egzekucji i opadnięciu emocji, NSZ-owcy mogli stwierdzić, co się wydarzyło. Wszystko to działo się w raczej niedużym odstępie czasu. Gdy „Ząb” wrócił, z fałszywego, jak się okazało, alarmu, mógł jedynie stwierdzić, że jego podwładni, choć nie wszyscy, samowolnie wykonali wyrok sądu polowego. Nie wiemy, czy wszyscy zginęli na miejscu, choć znając siłę rkmu trudno sądzić, że ktośœprzeżył. Nigdzie też nie mamy informacji, jakoby z egzekucji ktoś ocalał i wówczas go wypuszczono lub dobito. Ze źródeł komunistycznych wynika, że NSZ-owcy zdobyli na GL-owcach: 3 rkmy, 1 automat, 22 sztuki broni długiej, 4 sztuki broni krótkiej oraz 2500 sztuk amunicji.

Zebrane informacje skłaniają do zadania kilku pytań. Po pierwsze, w jakich okolicznościach na wolności znaleźli się „Kuropatwa”, „Adaś”, „Pokrzywa”, „Kola”; po drugie, kto dokładnie rozstrzeliwał; po trzecie, w jakich okolicznościach rozpoczęto egzekucję GL-owców. Na te pytania nie znamy dzisiaj dokładnej odpowiedzi. Natomiast możemy odnaleźć przyczyny samowolnego wykonania wyroku przez „Cichego” (on na pewno brał udział w likwidacji komunistów). Przyczyny te były złożone. Po pierwsze, w oddziale „Słowika” znajdowało się kilku członków grupy „Liska”, którzy jak wiemy, dwukrotnie nachodzili dom rodzinny „Cichego” i poprzez groźby oraz bicie, żądali od niego wydania broni. Również dziełem „Liskowców”, było spalenie domu rodziców „Cichego”. Mamy, więc tutaj motyw osobistej zemsty. Z drugiej zaśœ strony, owi „Liskowcy” byli pospolitymi przestępcami, a „Cichy” jako oficer podziemia niepodległościowego wykonywał tylko rozkazy dowódców (zarówno AK, choć im nie podlegał, jak i NSZ), mówiące o likwidowaniu grup rabunkowych, które, przypomnijmy, były plagą w okupowanej Polsce. Ponieważ wcześniej zapadł wyrok skazujący, dlatego „Cichy” jako wykonawca nie podlega karze, ze względu na wykonanie wyroku sądu. Kwestią sporną jest jedynie legalność owego sądu, ale o tym poniżej. Innym motywem takiego postępowania „Cichego” były na pewno wydarzenia ostatnich dni, tzn. zamordowanie przez komunistów kilkunastu NSZ-owców. Być może w ten sposób chciał w ten sposób wymierzyć sprawiedliwość (jeśli ci sprawcy znajdowali się w oddziale GL „Słowika”, o czym nie wiemy), bądźŸ miała to być krwawa odpowiedź na likwidowanie członków podziemia niepodległościowego. Możliwe jest też, że „Cichy” miał jakieś zadawnione porachunki ze „Słowikiem” (którego podobno rozstrzelał na samym początku), a przypomnijmy, iż „Słowik”” należał kiedyśœdo AK, bądźŸdo NSZ. Nie wykluczone, więc, że obydwaj się znali i zaszły między nimi jakieśœ nieporozumienia. Możliwe jest także, że „Cichy” nie mógł „Słowikowi” darować zdrady. Te dwie ostatnie hipotezy nie są jednak sprawdzone.

Legalność postępowania „"Zęba"

Artykuły zarówno Konstytucji RP jak i Kodeksu karnego wyraźnie mówiły, że GL-owcy dopuścili się zdrady stanu. Przypomnijmy, że komuniści głosili „zmianę” polskiej granicy wschodniej, oddając Kresy Wschodnie Sowietom. Przypomnijmy, że groziła za to kara więzienia od 10 lat aż po karę śmierci włącznie (art. 93 § 1). Komuniści łamali także paragraf 2 tego samego artykułu, mówiący o zmianie przemocą ustroju państwa. Kara za to przewinienie wynosiła od 10 lat, aż do dożywocia włącznie. Kolejne przestępstwo dokonane przez komunistów, w tym oddział „Słowika”, który uznawał zwierzchnictwo GL, wynikało z art. 100 § 1 mówiącego o działaniu na korzyść nieprzyjaciela. W tym przypadku sprawa już nie jest tak jasna do rozstrzygnięcia. Wiemy, że część, chociaż nie wiemy dokładnie, jaka członków oddziału „Słowika” trudniła się rabunkami i bandyctwem, ograbiając w ten sposób mieszkańców. Było to z pewnością działanie na korzyść nieprzyjaciela, bowiem Niemcy nie uznawali usprawiedliwień chłopów, którzy mówili, że ich ograbiono. Poza tym część GL-owców brała udział w mordowaniu członków podziemia niepodległościowego, zarówno z AK jak i NSZ. Tutaj mamy już wyraźnie działanie na korzyść nieprzyjaciela. Za złamanie tego artykułu groziła kara więzienia od 10 lat do dożywocia. Musimy sobie jednak zdawać sprawę, że w czasie wojny wszystkie konsekwencje łamania prawa były surowiej przestrzegane, choćby z jednego powodu – nie można było nikogo wsadzić do więzienia. Należy także pamiętać, że „Ząb” działał zgodnie z wytycznymi płk. Ignacego Oziewicza, dowódcy NSZ, z dnia 01.12.1942 r.:

„(...) Na terenach band uzbrojonych napady kontrdywersyjne, które zlikwidują bandy i zdobędą broń, amunicję, radio – aparaty itp. Członków band rozstrzeliwać, gdyż są albo elementem nasłanym przez wroga, albo działają, jak bandyci miejscowi przeciw życiu i mieniu Polaków, o których nie dbają okupanci.(...).

Widzimy, że rozkaz traktował grupy rabunkowe w sposób podobny jak art. 100 § 1. Trzeba także pamiętać, że w czasie wojny bardzo surowo traktowano osoby zajmujące się rabunkami i napadami na polską ludność. Tutaj warte są przypomnienia rozkazy zarówno KG AK jak i Dowódcy NSZ. Poza tym, że NSZ powołały Akcję Specjalną, m.in. w celu ochrony ludności polskiej przed nasilającym się bandytyzmem oraz w celu likwidacji partyzantki komunistycznej, zresztą bardzo często trudniącej się bandytyzmem. Pamiętajmy, że „Ząb” był dowódcą AS w Okręgu lubelskim. Możemy, więc domniemywać, że doskonale wiedział, co wchodziło w zakres jego obowiązków. Tutaj znowu pojawia się problem, czy NSZ mogło legalnie sądzić i wykonywać egzekucje, skoro tylko AK było legalną  armią Polski Podziemnej. Dowódcy AK mogli prawnie przeprowadzać tego typu operacje. Takiej możliwości prawnej nie mieli dowódcy NSZ. W tym przypadku „Ząb” mógł działać w samoobronie, ponieważ nie wiemy dokładnie, jaki cel miał o przybycie oddziału „Słowika”. „Ząb” miał prawo obawiać się o los swoich ludzi, mając w pamięci nie tak dawne wydarzenia. Być może jakieś znaczenie odegrało nasilenie się publikacji antykomunistycznych w prasie podziemnej, choć miało ono raczej charakter drugorzędny. Pamiętajmy, iż prasa podziemna rzadko docierała do Borowa. Poza tym, podczas wojny trudno szukać sprawiedliwości u uprawnionych funkcjonariuszy, jeśli nawet nie wiemy, gdzie oni się znajdują. W Borowie nie było wówczas żadnej osoby, która mogłaby egzekwować prawo. Wiemy, że dopiero 7 sierpnia 1943 r. wyszedł rozkaz Komendanta Okręgu Lublin mjr. Kazimierza Tumidajskiego „Marcin”” o powołaniu Cywilnych i Wojskowych Sądów Specjalnych w Okręgu. W takim przypadku zdarza się, że osoby cywilne biorą sprawy w swoje ręce.

Przypomnijmy, że „Ząb” był jednym z cichociemnych, przedwojennym żołnierzem Wojska Polskiego, dlatego w pierwszym rzędzie na nim spoczywała odpowiedzialność za ludność miejscową. Wiemy również, że NSZ-owcy byli uznawani za żołnierzy Polski Podziemnej jeszcze nie podporządkowanych, a co za tym idzie mieli być traktowani jak przyszli towarzysze broni. Również z rozkazu „Bora” wynika, że członkowie NSZ byli żołnierzami Polski Podziemnej z tym, iż nie byli oni scaleni z AK. Pamiętajmy jednak, że prawie cały czas toczono rozmowy scaleniowe pomiędzy AK i NSZ. Jednak jak słusznie zauważa St. Żochowski,„„Ząb” pełnił funkcję egzekutora praw na ochotnika. Ponieważ w okolicy nie było odpowiedniego przedstawiciela AK „Ząb” jako najstarszy stopniem zdecydował o przeprowadzeniu akcji. Widzimy, więc, że „Ząb” miał prawo zareagować w stosunku do osób, które tego prawa nie przestrzegały.

Wątpliwości pojawiają się, gdy spytamy, dlaczego wyrok zamierzano wykonać na wszystkich? Czy wszyscy z tego oddziału byli jednakowo winni? Wiemy, że tylko oficerowie GL wiedzieli, choć nie wiemy jak dużo, o prawdziwym obliczu partyzantki komunistycznej. Takiej œwiadomości nie mieli szeregowi członkowie oddziału GL. Dlatego dziwi fakt pociągnięcia wszystkich do odpowiedzialności zbiorowej, bowiem nie wszyscy GL-owcy zdawali sobie sprawę z celów komunistów, dla wielu ważne było to, aby walczyć z wrogiem oraz pomścić poległych i pomordowanych, nieraz z własnych rodzin. Nie zapominajmy, że większa część oddziału GL to byli chłopi, którzy nie orientowali się w polityce. Jedynym wytłumaczeniem tego faktu może być wcześniejsza sugestia, iż zdrada nie była jedynym przestępstwem, za który sądzono oddział „Słowika”, a w grę mógł wchodzić bandytyzm. Poza tym, jak ustaliliśmy, wyrok zaczęto wykonywać bez udziału „Zęba”, zaś później, w wyniku niejasnych okoliczności, rozstrzelano pozostałych członków oddziału GL (prawdopodobnie także bez udziału „Zęba”). Wobec tego, nie jesteśmy pewni, czy rozstrzelanie nie było czasem nieszczęśliwym zbiegiem okoliczności. Nie jesteśmy też pewni, czy wszyscy skazani na œśmierć faktycznie mieli zginąć, nie ma, bowiem żadnych dokumentów mówiących na ten temat. Trochę mniej problematyczna jest sprawa odpowiedzialności „Zęba” za to, co się stało. Z jednej strony, „Ząb” był dowódcą oddziału i odpowiadał za każdego żołnierza, a także za to, co czynił. Widzimy, że teoretycznie „Ząb” jest w pełni odpowiedzialny za rozstrzelanie oddziału. Jest jednak pewne „ale”. Wiemy, że wykonanie wyroku rozpoczął „Cichy”, oraz prawdopodobnie „Zagłoba”. Oni obydwaj nie podlegali „Zębowi”, dlatego też duża część odpowiedzialności, spoczywa właśnie na nich.

Do wyjaśnienia pozostaje jeszcze jedna kwestia – co się stało z oddziałem „Zęba” po wydarzeniach pod Borowem? Otóż, jak podaje M. J. Chodakiewicz, jeszcze tego samego dnia oddział wyruszył w stronę Janowa Lubelskiego, gdzie przeprowadził nieudaną zasadzkę na konfidenta Gestapo. Również w tym czasie do oddziału „Zęba”, dołączył oddział NOW „Ojca Jana”. Nie prawdą więc jest teza, jakoby NSZ-owcy przebywali w miejscu egzekucji jeszcze przez 7 dni, ostrzeliwując  przybyłych po ciała GL-owców.

 
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama


stat4u