A.D.: 3 Październik 2024    |    Dziś świętego (-ej): Rozalia, Franciszek, Konrad

Patriota.pl

Współczesny motłoch toleruje tylko tych przełożonych, którymi może pogardzać.
Nicolás Gómez Dávila, Na straconym posterunku

 
  • Increase font size
  • Default font size
  • Decrease font size
Błąd
  • Nieudane wczytanie danych z kanału informacyjnego.
  • Nieudane wczytanie danych z kanału informacyjnego.

Po trupach bolszewików do niepodległości, czyli manewr znad Wieprza między bajkami

Drukuj PDF

Tags: Białe plamy | Dzieje narodowe

Celem wojny nie jest zginąć za swoją ojczyznę,
tylko sprawić by tamci skurwiele zginęli za swoją...

George Smith Patton


Gdy 17 lutego 1919 r. w rejonie Berezy Kartuskiej i na wschód od Grodna doszło do pierwszych starć wojska polskiego z Armią Czerwoną nie było wątpliwości, że o kształcie wschodniej granicy odradzającego się państwa polskiego zdecyduje konfrontacja zbrojna z opanowaną przez bolszewików Rosją. Bez względu na charakter tego pierwszego kontaktu z bolszewicką armią, wojna z Rosją – ze względu na jej polityczne cele – i tak wpisywała się w logikę wydarzeń rozgrywających się ówcześnie na arenie międzynarodowej. Konflikt był nieunikniony, chociaż ze względu na rozwój sytuacji w samej Rosji, mogło do niego dojść w innym czasie i w innych okolicznościach.

 

Celem wojny nie jest zginąć za swoją ojczyznę,
tylko sprawić by tamci skurwiele zginęli za swoją...

George Smith Patton


Gdy 17 lutego 1919 r. w rejonie Berezy Kartuskiej i na wschód od Grodna doszło do pierwszych starć wojska polskiego z Armią Czerwoną nie było wątpliwości, że o kształcie wschodniej granicy odradzającego się państwa polskiego zdecyduje konfrontacja zbrojna z opanowaną przez bolszewików Rosją. Bez względu na charakter tego pierwszego kontaktu z bolszewicką armią, wojna z Rosją – ze względu na jej polityczne cele – i tak wpisywała się w logikę wydarzeń rozgrywających się ówcześnie na arenie międzynarodowej. Konflikt był nieunikniony, chociaż ze względu na rozwój sytuacji w samej Rosji, mogło do niego dojść w innym czasie i w innych okolicznościach.

W listopadzie 1918 roku na terenie dawnego Królestwa Kongresowego i Galicji dynamicznie odradzały się i umacniały struktury państwa polskiego. W tym samym czasie na wschód od Bugu, pomiędzy Brześciem a Smoleńskiem znajdowały się masy wojsk niemieckich, które stopniowo opuszczały okupowane tereny wycofując się do kraju. Zajmowane przez nie dotychczas terytoria od wschodu opanowywały wojska bolszewickie, zaś od zachodu polskie. W połowie lutego 1919 r. ukształtowała się linia frontu rozdzielająca wojsko polskie od Armii Czerwonej, biegnąca od Grodna przez Wołkowysk, Kobryń, Kowel do Włodzimierza Wołyńskiego. Na początku marca 1919 r. polska armia rozpoczęła zbrojną rewindykację utraconych na mocy traktatów rozbiorowych ziem. W wyniku tych działań odzyskano m.in. Słonim (2 marca), Pińsk (5 marca), Lidę (17 kwietnia), Nowogródek (18 kwietnia), Baranowicze i Wilno (21 kwietnia).

Następny etap rewindykacji ziem należących do dawnej Rzeczypospolitej rozpoczął się w czerwcu 1919 roku, kiedy stan armii polskiej wzrósł do 230 tys. żołnierzy. Ukoronowaniem tych działań, w wyniku których zajęto m.in. Nieśwież i Słuck, było odebranie 8 sierpnia 1919 r. bolszewikom Mińska przez wojska Frontu Litewsko-Białoruskiego, dowodzonego przez gen. Stanisława Szeptyckiego. Do końca roku linia frontu ustabilizowała się biegnąc od Dźwińska (Dyneburg) do Połocka wzdłuż rzeki Dźwiny na północy, a dalej na południe wzdłuż rzek Berezyna, Ptycz, Uborć, koło miejscowości Szepietówka, Płoskirów, dochodząc wzdłuż rzeki Uszyca do Dniestru.

Po reorganizacji i wzmocnieniu (liczebność polskiej armii wzrosła do 600 tys. żołnierzy) zimą 1919/1920, polska armia rozpoczęła kolejny etap działań. W ich wyniku 5 marca 1920 r. zajęto Mozyrz, a także pomniejsze miejscowości na Polesiu, m.in. Kalenkowicze, Narowlę i Barbarów. 25 kwietnia rozpoczęło się natarcie wojsk polskich wspieranych przez wojska ukraińskie dowodzone przez Semena Petlurę na Kijów, które zakończyło się zajęciem miasta 7 maja 1920 roku.

Zdobycie Kijowa zapoczątkowało sekwencję wydarzeń, których kulminacją były krwawe walki pod Radzyminem. Już tydzień po zajęciu Kijowa rozpoczęło się przeciwuderzenie bolszewików, chwilowo powstrzymane dzięki użyciu armii rezerwowych. Jednak 5 czerwca Armia Konna Siemiona Budionnego przerywa front i w powstałą wyrwę wlała się masa kawalerii bolszewickiej, zdobywając 7 czerwca Żytomierz i Berdyczów, zaś trzy dni później (10 czerwca) polskie wojska opuszczają Kijów. 20 czerwca Budionny ponownie przerywa z trudem odtworzony front polski zdobywając leżący 100 km w głębi polskiej obrony Nowogród Wołyński, a następnie, po zdobyciu przepraw na rzece Słuczy, uderza na Równe, zdobywając je 5 lipca.

Decydującym ciosem dla armii polskiej w toczącej się wojnie była rozpoczęta 4 lipca ofensywa liczących 160 tys. żołnierzy sił bolszewickich, która złamała polską obronę na Białorusi. Na liczącą 62 tys. żołnierzy 1 Armię dowodzoną przez gen. Gustawa Zegadłowicza uderzyły trzy bolszewickie armie wsparte przez korpus kawalerii Gaj-Chana. 11 lipca Rosjanie zdobywają Mińsk, 14 lipca Wilno, zaś 19 lipca bolszewicy z marszu zajmują Grodno. 23 lipca grupa mozyrska wojsk Michaiła Tuchaczewskiego zdobywa Pińsk, 1 sierpnia pada Brześć. Trzy dni wcześniej (28 lipca) w ręce bolszewików wpada Białystok, gdzie 1 sierpnia przybył zmontowany przez bolszewików „polski rząd”, z Julianem Marchlewskim i Feliksem Dzierżyńskim na czele.

Mimo tężejącego oporu wojsk polskich, bolszewicy nadal postępują naprzód. Nacierające wzdłuż granicy niemieckiej w Prusach główne siły pod dowództwem Tuchaczewskiego zdobywają kolejno Łomżę i Ostrołękę jednocześnie podchodząc od wschodu pod Warszawę. Powoli okrążają Stolicę od północy napierając w kierunku Wisły. Jednocześnie wraz z ich postępami następuje niemająca precedensu mobilizacja całego kraju. 12 sierpnia Rosjanie stają na przedpolach Warszawy, do której drogę zamyka im tylko Radzymin…

Zasadniczym miejscem bitwy warszawskiej był teren obejmujący obszar od Warszawy do Modlina. Pewne znaczenie na końcowy wynik bitwy miały działania na północnym skrzydle działań zbrojnych między Modlinem a Ciechanowem. Marginalne znaczenie miała sytuacja na skrzydle południowym w rejonie Góry Kalwarii, gdzie nieprzyjaciel praktycznie w tych dniach nie podejmował działań ofensywnych.

W walkach o Warszawę po stronie sowieckiej bezpośrednio brały udział trzy armie: XVI, III i XV, które uderzyły na w pełni przygotowaną do działań i bezpośrednio broniącą Warszawy 1 Armię oraz operującą na północ od niej, nie do końca sformowaną 5 Armię. Po złożeniu 11 sierpnia dymisji ze stanowiska Naczelnika Państwa i Naczelnego Wodza przez Marszałka Józefa Piłsudskiego, faktyczne dowództwo nad całością operacji od granicy pruskiej do rumuńskiej objął Szef Sztabu Generalnego Naczelnego Dowództwa gen. Tadeusz Rozwadowski, któremu podlegał m.in. gen. Józef Haller, dowodzący frontem północno-wschodnim, w skład którego wchodziły dowodzona przez gen. Franciszka Latinika 1 Armia i dowodzona przez gen. Władysłąwa Sikorskiego 5 Armia, bezpośrednio uczestniczące w Bitwie Warszawskiej.

W dniach 12 i 13 sierpnia doszło do zaciekłych walk na przedpolach Warszawy. Najkrótsza droga do stolicy Polski wiodła przez Radzymin. „Z wielką zaciętością napierał nieprzyjaciel na odcinki Zegrze i Leśniakowiznę, ale najsilniej i prawie bez przerwy atakował na odcinek Radzymin. Nieprzyjacielskie ataki spotkały się z czujnym i zaciętym oporem placówek, które zmuszały nieprzyjaciela do przedwczesnego rozwinięcia swych oddziałów i ich zużycia. Przeciwuderzenia naszych ugrupowanych w głąb odwodów pozwoliły przez blisko 24 godziny utrzymać linię placówek.

Tylko na pododcinku 46 pułku udało się nieprzyjacielowi pod noc 13 sierpnia wtargnąć w naszą pierwszą linię obronną i zająć Radzymin. Ten fakt nie ujmuje zasług 46 pułku, który się w boju obficie skrwawił. Cofnął się, bo musiał ulec przemocy, podobnie jak się cofały armie polskie przez blisko dwa miesiące od Dniepru aż pod mury Warszawy.” (gen. Franciszek Latinik, Bój o Warszawę. Rola Wojskowego Gubernatora i 1 armii w bitwie pod Warszawą w 1920 r., Bydgoszcz 1931, s. 36).

Gubernator Wojenny Warszawy i dowódca 1 Armii gen. Franciszek Latinik relacjonował później, że ten bez znaczenia strategicznego „drobny sukces bolszewicki” potwierdził wcześniejsze przypuszczenia polskich dowódców co do głównego kierunku uderzenia wojsk bolszewickich, co było niezwykle ważne „dla prowadzenia skutecznej obrony i wiązania nieprzyjaciela”.

Jednakże, jak zauważa uczestnik ówczesnych wydarzeń gen. Tadeusz Machalski, sytuacja była niezwykle groźna. „14 sierpnia dywizje sowieckie ruszyły na całym froncie do natarcia, odnosząc dość poważne sukcesy. (…) Po powtórnym upadku Radzymina patrole bolszewickie podeszły aż do linii Wołomin-Izabelin-Nieporęt” (gen. Tadeusz Machalski, Bitwa Warszawska, „Kronika”, Londyn 5/1967, s. 9, cyt. za: Jędrzej Giertych, Rozważania o Bitwie Warszawskiej 1920-go roku, Londyn 1984, s. 128).

Bolszewicy odnieśli też sukcesy na północnym skrzydle. „15 sierpnia z brzaskiem dnia wojska sowieckie zdołały ubiec oddziały 5 armii i rozpoczęły uderzenie na całym odcinku Wkry. Wszystkie ataki zostały wprawdzie odrzucone, nie mniej jednak opóźniło to, a częściowo nawet i zmieniło ustalony plan działania. (…) Sytuacja stawała się groźna, gdyż na tyłach 5 armii zawisły oddziały 4 sowieckiej armii wraz z Korpusem Konnym Gaj Chana” (tamże).

Jednakże, z każdą godziną opór wojsk polskich tężał i kolejne sukcesy przychodziły bolszewikom z coraz większym trudem. 14 sierpnia wywiązały się krwawe walki o Radzymin, co utwierdzało polskich dowódców w przekonaniu, że bolszewicy upatrzyli to miasto jako bramę do opanowania Warszawy. Jednakowoż dzień ten zaowocował pierwszymi ważnymi sukcesami polskich jednostek w walkach z coraz bardziej wykrwawionymi Rosjanami.

„Bolszewicy, zająwszy Radzymin, zaprzestali pościgu wobec oporu 46 pułku we wsi Cegielni. By swą zdobycz utrzymać okopywali się w Radzyminie pod osłoną silnego ognia karabinów maszynowych. (…) Nieprzyjaciel nie zadowolił się radzymińskim sukcesem, bo zaatakował o godz. 21.30 pododcinek 47 pułku, lecz tu spotkał się z należytą odprawą. Tak samo zostały odbite bolszewickie ataki na Leśniakowiznę przez oddziały 8 dywizji. (…) Aby w odcinku radzymińskim odzyskać utracony kawałek linii obronnej i wyrzucić przeciwnika poza rzekę Rządzę, nakazałem dowództwu 1 dyw. litewsko-białoruskiej zrobić przeciw natarcie (…). Główna, środkowa kolumna (…) mimo ciężkich strat prze coraz gwałtowniej naprzód i zdobywa o godzinie 12 Radzymin. W tej krwawej walce wzięto około 70 jeńców, w tym kilku oficerów, uszkodzono dwie sowieckie armaty, wyjmując z nich zamki, zabrano 12 karabinów maszynowych. (…) Nasze straty były też znaczne, bo straciliśmy przeszło 100 szeregowych i kilku oficerów, a między zabitymi znajdował się dowódca batalionu kapitan Zapolski-Downar (Latinik, s. 37-39).

Schwytani jeńcy potwierdzili wcześniejsze przypuszczenia polskich dowódców, zeznając, że walczące oddziały dostały nakaz uderzenia na Warszawę przez Izabelin, co było możliwe tylko po opanowaniu Radzymina. Ich zeznania zgadzały się z rozkazem i planem, znalezionym u zabitego dowódcy 27 dywizji sowieckiej. Logiczną konsekwencją tego założenia sowieckiego dowództwa było podjęcie walki o zdobycie Radzymina aż do ostatecznego sukcesu. „Zdobywca Radzymina, ppłk Rybicki, zagrożony z obu flank, robił rozpaczliwe wysiłki celem utrzymania się w posiadaniu tej miejscowości, nie tracąc nadziei, że boczne kolumny lada chwilę przyjdą mu z pomocą. Te oczekiwania zawiodły; musiał opuścić Radzymin, gdyż oddziały bolszewickie ukazały się i na tyłach bohaterskich zwycięzców” (tamże, s. 39).

Jednakże czas i okoliczności grały już wyraźnie na niekorzyść agresorów – w Bitwie Warszawskiej powoli zarysowywał się przełom. „Mimo ponownej utraty Radzymina widać tak u dowódców, jak i u szeregowych pewne zadzierzyste napięcie, chęć rewanżu i zadowolenie, że nieprzyjaciel poniósł ciężkie straty. Ten objaw utrwalił mnie w przekonaniu, że poczucie obowiązku względem Ojczyzny góruje nad przemęczeniem żołnierza, zmagającego się już trzeci dzień bez wytchnienia z odwiecznym wrogiem” (tamże, s. 43). W trakcie ciężkich walk o Radzymin, 14 sierpnia po południu, zaczął się Cud nad Wisłą.

Jednakże mimo pierwszych, ciężko okupionych sukcesów na froncie, bitwa nie była jeszcze wygrana. 15 sierpnia zaczął się od kolejnych ataków bolszewików. Wielki rozgłos zyskał przeprowadzony tego dnia kontratak polskich ochotników. „Do Ossowa przybył wieczorem 14 sierpnia batalion ochotniczy jako uzupełnienie dla 36 pułku. (…) Dowódca 8 dywizji, spodziewając się ponownego ataku w nocy, przygotował w Rembertowie 13 pułk do przeciwuderzenia. Istotnie bolszewicy zaatakowali o godz. 2 w nocy i w ciężkiej walce zmusili 33 pułk do odwrotu. Pułkownik Krakówka, nie mając już żadnych odwodów, wysłał do przeciwuderzenia powyższy batalion ochotniczy. Ten batalion nie posiadał żadnego wojskowego wyszkolenia i szedł po raz pierwszy na chrzest bojowy. Przed wyruszeniem wystąpił ksiądz I. Skorupka przed front tego batalionu z krzyżem w ręku pobłogosławił go i postępował z nim w dalszym ciągu. Psychika, czy urojone przeświadczenie, że jeśli bolszewicy przerwą front, to Warszawa może upaść, porwała księdza Skorupkę, a pod jego wpływem i cały batalion, który rzucił się z wielką brawurą do walki na bagnety i wyparł nieprzyjaciela, który wtargnął już do Ossowa. Tymczasem nadszedł 13 pułk, przeprowadził w dalszym ciągu kontratak, wyrzucając przeciwnika poza linię obronną. (…) W powyższej walce wzięto do niewoli sowieckiego dowódcę brygady, komisarza i 50 jeńców, a poza tym stwierdzono w pościgu, że tak pole walki jak i przedpole zasłane było trupami bolszewickimi. Nasze straty były też znaczne. Oprócz Ks. Skorupki poległo na polu chwały 60 zabitych i 300 rannych” (tamże, s. 47-48). Ta lokalna potyczka, jedna z wielu jakie, miały miejsce w chwilach krwawych bojów pod Radzyminem, dzięki rozgłosowi odegrała bez wątpienia pozytywną rolę w umacnianiu morale polskiego żołnierza. Jednakże epizod ten nie dokonał przełomu, który zaważyłby na dalszym przebiegu wojny, chociaż dzięki sukcesowi pod Ossowem udało się utrzymać linię frontu pod Wołominem i Okuniewem.

Ciężkie walki nadal trwały na odcinku radzymińskim, zaś szczególnie uporczywie nieprzyjaciel atakował na pododcinku 47, 46 i nowogrodzkiego pułku, zwłaszcza w rejonie Czarna Stara. „W nocy 15 sierpnia 1920 r. wojska bolszewickie były zaledwie o 15 wiorst od Warszawy. Drogę Radzymińską osłaniała dywizja litewsko-białoruska – ale między Słupnem, a Bieniaminowem była przerwa, przez którą prące duże siły bolszewickie dążyły do opanowania zupełnego Wólki Radzymińskiej, Nieporętu, Izabelina, Aleksandrowa i Kątów Węgierskich, a nadto szły ku Pradze, by zająć most i odciąć połączenie polskie” (tamże, s. 48). Jednakże był to już jeden z ostatnich sukcesów bolszewików w tej wojnie. W krwawych walkach pod Radzyminem, widząc potężne straty ponoszone przez wroga polski żołnierz odzyskał już wiarę w zwycięstwo. „Z meldunków dowódców miałem wrażenie o dobrym nastroju moralnym, mimo ogólnego przemęczenia” (tamże, s. 48).

Momentem, który zasadniczo zaważył na losach Bitwy Warszawskiej, a ostatecznie zdecydował o klęsce bolszewików był atak przeprowadzony przez dowódcę 1 batalionu 28 pułku piechoty kapitana Stefana Pogonowskiego. Stacjonując w najbardziej newralgicznym dla pozycji bolszewików miejscu jego oddział uderzył w nocy z 14 na 15 sierpnia pod Wólką Radzymińską na tyły nacierającego nieprzyjaciela. „Batalion stał wzdłuż szosy do Wólki, we wzorowym porządku. (…) Obchodząc szeregi batalionu nie przypuszczałem, że za kilka godzin wypadnie właśnie temu batalionowi i jego dowódcy odegrać tak ważną rolę w obronie Warszawy (…) Bój 10 dywizji rozpoczął się jednak przed świtem, atakiem batalionu por. Pogonowskiego. O godzinie 1. w nocy [15 sierpnia – K.W.] zaatakował on Wólkę Radzymińską… Pułki rosyjskie słysząc silną strzelaninę na swoich tyłach zatrzymały się i poczęły się cofać (gen. Lucjan Żeligowski, cyt. za: Jerzy Pogonowski. Bohater Radzymina, Warszawa 1934 s. 28-29).

Dowódca Dywizji Litewsko-Białoruskiej gen. Lucjan Żeligowski przypisywał natarciu por. Stefana Pogonowskiego pod Radzyminem decydujące znaczenie dla ostatecznego wyniku bitwy o Warszawę. „Rosjanie widzieli przed sobą swój cel prawie osiągnięty. Z pozycji ich było widać ognie i światła Warszawy. My broniliśmy naszej stolicy już z rozpaczą. Walczyły nie tylko armaty, karabiny i bagnety, ale serca i psyche obu armii. Oni byli zwycięzcami, my zwyciężonymi. Droga do Warszawy – stała otworem. Zdawało się, że bez przeszkody wejść do niej może nieprzyjaciel.

W tej to chwili, słaby batalion, nie czekając godziny ogólnego natarcia, o 1. w nocy atakuje punkt, który – jak się później okazało, stanowi najczulsze miejsce armii rosyjskiej, centrum głównej arterii nieprzyjacielskiego ruchu naprzód.

Straciliśmy wielu oficerów… jednakże śmierć Pogonowskiego – jest momentem historycznym… w tym miejscu odwróciła się karta wojny, nastąpił przełom psychiczny u nas i u Rosjan. Od chwili tego natarcia rozpoczęły odwrót trzy, zwycięsko i niepowstrzymanie dotąd idące brygady, a także 21 dywizja ze Słupna, odwrotem tym stwarzając chaos i zamieszanie. Pogonowski, wiedziony nadzwyczajnym instynktem, rozpoczął zwycięstwo i 10 dywizji i 1 armii na przyczółku warszawskim. Na tym polega wielkie znaczenie jego czynu i w tym chwała jego żołnierskiej śmierci” (tamże, s. 29-30). Atakiem batalionu Stefana Pogonowskiego została ostatecznie przełamana psychologia klęski i ciągłych odwrotów. Nastąpił moment zwrotny w historii wojny polsko-bolszewickiej i odwróciła się karta historii. „Batalion Stefana Pogonowskiego poszedł w kierunku strzałów i złapał niebezpieczny ruch wroga w najlepszej chwili, powodując jego stopniowy odwrót” (tamże, s. 19).

Podobnie uważali bezpośredni uczestnicy walk pod Radzyminem, jak m.in. kapitan Bolesław Waligóra. „Na decyzję tego odwrotu wpłynął również nacisk, jaki w tym czasie wywarł 1 batalion 28 p.p., który nadszedł pod Mostki Wólczańskie i wdał się w walkę pod Wólką Radzymińską. (…) Bój na przedmieściu Warszawy, bój pod Radzyminem, mają w historii wojny polsko-rosyjskiej wybitne znaczenie. (…) Zawsze jednak, każdy żołnierz, który wspomina, iż bił się pod Radzyminem… ma prawo podkreślić, iż tam obronił stolicę, ocalił państwo” (tamże, s. 27-28).

Identycznie sytuację wywołaną atakiem batalionu por. Pogonowskiego postrzegali Rosjanie. „Ażeby odeprzeć nasz atak, nieprzyjaciel z rejonu Pustelnika poprowadził energiczne natarcie w kierunku na północ na froncie Słupna – Piekielne Wrota – Rembelszczyzna. Wyrzucając ze Słupna części 21 dywizji, odrzucił on i nasz 242 pułk, a uczynił to z taką szybkością, że pułk nawet nie zdołał zawiadomić wysuniętego do Kątów Węgierskich 243 pułku – nieprzyjaciel prowadził ostatnie ataki i natarcie z uporem. W naszych wysiłkach daje się zauważyć przełom i przejście od aktywności do pasywności” (tamże, s. 30).

Brawurowy atak batalionu por. Stefana Pogonowskiego na tyły nacierających na Warszawę bolszewików dał początek walnej bitwie pod Radzyminem. „Walki ostatnich dni spowodowały pewne zmiany w ugrupowaniu sił nieprzyjacielskich. Na naszej 1 pozycji obronnej załamały się bowiem wszystkie próby przebicia frontu za wyjątkiem pododcinka 46 pułku w rejonie Radzymina. Ale i tu znalazł nieprzyjaciel taką zawziętość bojową, że chcąc wykorzystać lokalne powodzenie, musiał przesunąć do Radzymina główną część swoich sił, by nie utracić tej zdobyczy” (Latinik, s. 49).

O godz. 6 rano polska piechota rozpoczęła natarcie. „W ciężkiej i powolnej walce wyrzucono przeciwnika z lasu pod Izabelinem, z Dąbkowizny i z Wólki Radzymińskiej (…). Mimo naszego silnego ognia czołgów i artylerii stawia nieprzyjaciel zacięty opór. Na prawym skrzydle atakuje I brygada Helenów, zostaje jednak wstrzymana silnym ogniem karabinów maszynowych, pod którego osłoną i wsparciem przechodzą bolszewicy do kontrataku. Ten zostanie z naszej znów strony odparty, siły się równoważą, zmuszając obie strony do walki pozycyjnej. W środku stawia nieprzyjaciel we wsi Ciemne opór nie do złamania, ale obok w cegielni zyskuje II brygada w zaciętej walce przewagę i zajmuje o godz. 12 Radzymin. Nieprzyjaciel nie ustąpił jednak całkowicie z Radzymina, trzyma się jeszcze w jego północnej i wschodniej stronie; wywiązuje się dwugodzinna walka uliczna. Wileński pułk, który wziął dotychczas około 100 jeńców i jeden karabin maszynowi nie może sprostać nieprzyjacielowi. Wróg ustawicznie zasilany nowymi odwodami, zmusza wileński pułk do odwrotu” (tamże, s. 50-51).

Na wiadomość o odwrocie Rosjan spod Radzymina dowódca 1. Armii wydał polecenie gen. Janowi Rządkowskiemu, dowódcy Grupy Operacyjnej swego imienia, ponowienia ataku na Radzymin. „Pod wieczór zgrupował nieprzyjaciel swe siły w rejonie Radzymin – Ciemne – Janków Stary, co nasuwało przypuszczenie, iż, poniósłszy poważne straty, ograniczał się do minimum terenowej zdobyczy. W rzeczywistości sama miejscowość Radzymina nie miała dla nas doniosłego taktycznego i rozstrzygającego znaczenia. Atoli w wojnie mają czynniki moralne swą niezaprzeczalną wartość, a jednym z takich czynników było posiadanie Radzymina i wyrzucenie wroga poza pierwszą pozycję obronną. W myśl mojego rozkazu rozpoczęto zatem o godz. 18 ponowne natarcie na linię Janków – Radzymin, rzucając do tej akcji ostatnie rezerwy” (tamże, s. 52-53).

Pomimo zaciętego oporu i kontrataków bolszewików natarcie wojsk polskich rozwijało się pomyślnie. „Wspólnemu wysiłkowi na całej linii natarcia udało się wyprzeć nieprzyjaciela z najsilniej bronionej wsi Ciemne, a równocześnie o godz. 19.30 pluton II dywizjonu 4 pułku strzelców konnych wtargnął do Radzymina. Dowódca tego plutonu, wachmistrz Kozłowski, trzymał się po wyparciu nieprzyjaciela na północnym skraju Radzymina aż do nadejścia piechoty. Powyższy pluton wziął jeńców oraz odbił z niewoli 3 oficerów i 25 rannych żołnierzy 46 pułku piechoty. O godz. 21 został rejon Radzymina definitywnie zajęty przez polskie oddziały, a w nocy zajął grodzieński pułk w natarciu Kraszew. O godz. 22.20 rozpoczęli bolszewicy atak na całym pododcinku 47 pułku, który trwał do godz. 24. Przeciwatakiem wyparto nieprzyjaciela i ścigano go poza wieś Helenów” (tamże, s. 53).

Podobnie dynamicznie sytuacja rozwijała się na północ od Warszawy, gdzie główne siły marszałka Tuchaczewskiego prowadziły manewr oskrzydlający stolicę Polski od północy. „Walki toczyły się ze zmiennym powodzeniem. 14 sierpnia przeciwnatarcie 5 armii na bok i skrzydło III i XV armii bolszewickiej doprowadziło 15 i 16 sierpnia do ich pobicia. W tym czasie 1 nasza armia utrzymała swoje pozycje i po Radzyminie przeszła do przeciwnatarcia” (mjr Marceli Kycia, były adiutant gen. T. Rozwadowskiego, cyt. za: Giertych, s. 73).

Zdobycie przez operującą na północnym skrzydle 18 dywizję piechoty Nowego Miasta, zmusiło przeciwnika do wycofania się za rzekę Wkrę. „16 sierpnia około godz. 7.00 bitwa o Nasielsk rozgorzała na całym froncie, gdzie na stosunkowo niewielkiej przestrzeni przeciwnik skoncentrował aż 4 dywizje. (…) Po zaciętej walce oddziały nasze około godz. 16.00 wdarły się do Nasielska. (…) Dowództwo sowieckie (…) wytężyło w nocy z 16 na 17 sierpnia wszystkie siły by opanować powstałą pod Nasielskiem panikę (gen. Tadeusz Machalski, w: Giertych, s. 128).

Jednakże sukcesy na północnym skrzydle, które nastąpiły już po zwycięstwie pod Radzyminem, gdzie rozpęd ofensywy sowieckiej został złamany, ostatecznie przychyliły szalę zwycięstwa na stronę wojsk polskich. „W tej sytuacji Tuchaczewski wydał rozkaz dnia 17 sierpnia dla wszystkich trzech armii bolszewickich do przegrupowania na linii Liwca. Armie Polskie ruszyły do pościgu, przegrupowanie nie miało miejsca i bolszewicy przeszli do generalnego odwrotu” (mjr Marceli Kycia, cyt. za: Giertych, s. 73-74).

Rozpoczęta 14 sierpnia natarciem sowieckich wojsk na Radzymin Bitwa Warszawska zakończyła się 16 sierpnia po południu ich odwrotem na froncie północnym. „Nasze zwycięstwo pod Nasielskiem zdecydowało o zwrocie na naszą korzyść, po czym lokalny początkowo odwrót pod wpływem uderzenia znad Wieprza przemienił się w ogólną ucieczkę wojsk sowieckich na wschód” (gen. Tadeusz Machalski, cyt. za: Giertych, s. 129).

Dowódca 1 Armii, na której spoczął zasadniczy ciężar powstrzymania marszu wojsk bolszewickich na Warszawę, gen. Latinik, podsumowując wynik zmagań w dniach 14 – 15 sierpnia mówi wprost o „chlubnym zwycięstwie”. „Na odcinku radzymińskim pobito sromotnie trzy do czterech nieprzyjacielskich dywizji, na odcinku Leśniakowizny jedną dywizję. W odcinkach Zegrza i Karczewa rozgromiono wszystkie nieprzyjacielskie ataki. Zdobyto w tych walkach kilka dział, kilkadziesiąt karabinów maszynowych, kilkaset jeńców. Nieprzyjaciel, poniósłszy ogromne straty, wycofuje się w kierunku południowo-wschodnim. Nasze straty są również wielkie, osobliwie w 1 litewsko-białoruskiej, 8 i 11 dywizji. A ponieważ 5 armia gen. Sikorskiego pobiła w dniu 15 sierpnia również pięć sowieckich dywizji, dlatego ten dzień należy uznać jako rozstrzygający o losach Polski” (Latinik, s. 54). Znamienne, że dokonało się to na dzień przed tym zanim znad Wieprza na dobre ruszyło natarcie dowodzonej przez marsz. Józefa Piłsudskiego Grupy Manewrowej.

W powszechnej świadomości utarło się przekonanie, że o zwycięstwie wojsk polskich w Bitwie Warszawskiej zdecydowało przeprowadzone przez marsz. Piłsudskiego uderzenie oskrzydlające znad Wieprza. W rzeczywistości jednak, Piłsudski ze swoją Grupą Manewrową nie zdążył wziąć udziału w Bitwie Warszawskiej, uczestnicząc jedynie w pościgu za cofającym się już pobitym nieprzyjacielem. Początkowo zgrupowanie sił Marszałka uderzyło w próżnię, czego nie omieszkał zauważyć sam Piłsudski. „Dnia 16 [sierpnia – K.W.] rozpoczynałem atak, o ile atakiem nazwać to można. Lekki i bardzo łatwy bój prowadziła przy wejściu 21 dywizja. (…) Główną zagadką, którą chciałem sobie rozstrzygnąć, była tajemnica tak zwanej mozyrskiej grupy. Właściwie nie było jej wcale, oprócz 57 dywizji. (…) Wydawało mi się, że śnię. (…) Dzień 17 sierpnia nie przyniósł mi żadnego wyjaśnienia tych zagadek. Szukałem go [nieprzyjaciela – K.W.] teraz na prawym skrzydle. (…) Dobrze po południu zastałem w Łukowie dowódcę 21 dywizji wraz z jego sztabem, festynującego wesoło po tak wspaniałym marszu. Gdy dowódcy brygad i niektórych pułków mnie otoczyli przy stole, wszyscy w jeden głos stwierdzili, że właściwie nieprzyjaciela nie ma” (Józef Piłsudski, Rok 1920, Londyn 1941, s. 126-127).

Pierwszy kontakt bojowy z cofającym się nieprzyjacielem nawiązała 14 dywizja dopiero w nocy z 17 na 18 sierpnia. Mitem więc jest, że Bitwa Warszawska rozpoczęła się o świcie 16 sierpnia uderzeniem Grupy Manewrowej znad Wieprza, ponieważ w tym czasie wojska bolszewickie były już w pełnym odwrocie. Bitwa Warszawska rozstrzygnęła się dzień wcześniej pod Radzyminem, Nasielskiem i Ciechanowem. Gdy grupa Piłsudskiego ruszała do natarcia, Warszawa nie była już zagrożona. „Bitwa o Warszawę i o Polskę rozegrała się na przedpolu Warszawy i nad Wkrą, między 13 a 15 sierpnia, przy osobistej interwencji i nadzorze gen. Rozwadowskiego” (mjr Marceli Kycia, w: Giertych, s. 350).

W planach głównodowodzącego w Bitwie Warszawskiej gen. Tadeusza Rozwadowskiego Radzymin miał odegrać kluczową rolę w wojnie polsko-bolszewickiej. Tutaj miały odwrócić się losy wojny. „Największy wysiłek przeciw najliczniejszym przeciwnikom wykonała zaimprowizowana V armia gen. Sikorskiego. Nie była jeszcze skoncentrowana, gdy padł Radzymin, szerząc panikę w Warszawie. Jeden gen. Rozwadowski miał rozradowaną minę, zacierał ręce i powtarzał w kółko: mam go [Tuchaczewskiego] w saku. Przewidział wszystko. W Radzyminie umieścił najgorszą (w danej chwili) swoją dywizję 11-tą, która nie zdołała ochłonąć po niepowodzeniach w czasie pięciotygodniowego odwrotu. Nie obawiał się niczego, bo miał w drugiej linii dwie dywizje i wspaniałą artylerię przedmościa Warszawskiego. Ale wciągał do saka Tuchaczewskiego, który znalazłszy słaby punkt obrony polskiej niezwłocznie swoje rezerwy rzucił na zdobycie Warszawy osłabiając flanki” (płk Kornel Krzeczunowicz, cyt. za: Giertych, s. 381).

Identycznie sytuację postrzegał francuski „doradca techniczny” Wodza Naczelnego, gen. Maxim Weygand, stwierdzając, że „bitwa oparta jest na oporze przyczółka mostowego Warszawy, a raczej na wojskach, które mają go utrzymać” (cyt. za: Giertych, s. 136). Przekonany przez gen. Rozwadowskiego o konieczności przygotowania obrony na linii Wisły, twardo trzymał się zasady obrony Radzymina, aby umożliwić przeciwuderzenie Grupy Manewrowej znad Wieprza.

Również analiza założeń strategicznych potwierdza, że bój o Radzymin odegrał kluczową rolę w zmaganiach polsko-bolszewickich. Miastu temu wyznaczono rolę swego rodzaju sworznia, na którym zawisnąć miały losy całej kampanii. „Bitwa rozegrana została zgodnie z zasadami sztuki wojennej, która między innymi polega na zatrzymaniu od czoła ofensywy nieprzyjaciela możliwie małymi siłami by uderzyć na jego flankę możliwie dużymi siłami. (…) W zastosowaniu do bitwy warszawskiej przedstawia się to jako czołowe zatrzymanie przeciwnika pod Radzyminem i wykonanie 15 sierpnia z rejonu Nasielska i Mławy uderzenia na północne skrzydło ofensywy Tuchaczewskiego. Podjęta dopiero 17 sierpnia akcja na południu (…) była spóźniona, ponieważ nieprzyjaciel był już w pełnym odwrocie, tak, że uderzenie znad Wieprza było uderzeniem w próżnię, co potwierdza osobiście marszałek Piłsudski w swoim dziele Rok 1920 (T. Machalski, cyt. za: Giertych, s. 132 i 369).

Jednakże rozwój sytuacji pod Radzyminem zaskoczył planistów. Ów sworzeń, który miał stabilizować działania ofensywne północnego, a zwłaszcza południowego skrzydła polskich wojsk, całkowicie wykroczył poza pierwotnie przewidzianą mu rolę. „W strategicznym założeniu planu wojennego leżało, by 1 Armia wiązała przeciwnika tylko tak długo, dopóki Armia Manewrowa pod wodzą Marszałka Piłsudskiego nie wpadnie nieprzyjacielowi na flankę i tyły. Dlatego 1 Armia mimo ochoty zmiażdżenia nieprzyjaciela w pościgu, musiała czekać na rozkaz wyższego dowództwa, by przez przedwczesny pościg nie komplikować i nie zepsuć planu, który prowadził do zupełnego zniszczenia armii sowieckich – a zatem do ich klęski” (Latinik, s. 55). Tak więc nieoczekiwany sukces pod Radzyminem w połączeniu z kompletnym brakiem orientacji w sytuacji na froncie Marszałka Piłsudskiego częściowo zniweczył owoce tego zwycięstwa, uniemożliwiając całkowite rozgromienie pokonanych bolszewików, którzy zdążyli wycofać się na wschód.

Wydarzenia, jakie rozegrały się w Radzyminie 15 sierpnia 1920 roku były kluczowe dla całej wojny polsko-bolszewickiej, ponieważ rozpoczęły ciąg sukcesów militarnych wojska polskiego, które przypieczętowały odrodzenie się i ugruntowanie państwowości polskiej. Bitwa Warszawska 1920 roku, której kluczowym elementem była zakończona przełamaniem pozycji bolszewickich obrona Radzymina, stanowiła jeden z najjaśniejszych momentów w historii polskiej wojskowości. Zwycięstwo to było zasługą całego Narodu, który w obliczu bolszewickiej nawały zjednoczył się w obronie Ojczyzny na niemającą precedensu w dotychczasowej historii skalę.

„Wiadomo, że zwycięstwo jest łatwe, gdy wojsko i dowódcy są dobrzy, jednak jest ono bardzo wątpliwe, gdy żołnierz jest wyczerpany i zwątpiony, nieufny i zdemoralizowany. Wówczas najświetniejsze plany, najmądrzejsze i najostrzejsze rozkazy nie pomogą nic, jeśli nie przyjdą z pomocą duchowe i moralne czynniki, przekuwające u żołnierza psychologię odwrotu na psychologię zwycięstwa, na pobudzenie go do największego wysiłku i do szlachetnej ofiarności krwi za drogą Ojczyznę. Do cudu nad Wisłą przyczynił się zbiorowy wysiłek całego narodu, a bezpośrednio ludność stolicy, duchowieństwo, patriotyczne organizacje wojskowe i cywilne, które ofiarowując swoje siły i wiedzę w chwili najbardziej przełomowej – przetworzyły zmęczenie w rześkość, zwątpienie w zapał, cofanie się w natarcie, odwrót w zwycięstwo – i przez to dopomogły w obronie Warszawy” (Latinik, s. 55-56).

Jak trafnie zauważył gen. Machalski „określenie Cud nad Wisłą nie odnosi się do dowodzenia, ale do żołnierza, który będąc od tygodni w beznadziejnym odwrocie, nie załamał się, lecz nagle stanął, odwrócił się i zaczął bić swojego przeciwnika, przed którym dotąd ustępował”(cyt. za: Giertych, s. 132 i 369). Pamiętajmy jednakże, że przełom w Bitwie Warszawskiej dokonał się pod Radzyminem – 15 sierpnia, w święto Wniebowzięcia NMP.

Gdyby nie było „Cudu nad Wisłą”, być może zagrożona bolszewizmem i wykrwawiona zmaganiami wojennymi Europa, stanęłaby w obliczu odnowienia się wojny światowej. Jej skutki z pewnością byłyby tragiczne. W pewnym sensie, dokonało się to w 1939 roku, jednak dzięki męstwu polskiego żołnierza, uzbrojonego także w wiarę w pomoc Bożej Opatrzności, na polach Radzymina odrodzona Polska zyskała bezcennych 20 lat, które pozwoliły jej okrzepnąć. Katastrofa II wojny światowej oraz czas komunistycznego zniewolenia pokazały jak ważne było to 20 lat dla zachowania tożsamości narodowej i atrybutów państwa polskiego.

 
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama


stat4u