A.D.: 3 Październik 2024    |    Dziś świętego (-ej): Rozalia, Franciszek, Konrad

Patriota.pl

I znajdę spokój tam, gdzie świerszczy śpiewny gwar, spokój z poranka mgieł powoli spłynie w końcu,
Północ tam zawsze lśni, błyszczy południa żar, a purpurowy zmierzch pełen jest skrzydeł dzwonków.

William Butler Yeats, Wyspa na jeziorze

 
  • Increase font size
  • Default font size
  • Decrease font size
Błąd
  • Nieudane wczytanie danych z kanału informacyjnego.
  • Nieudane wczytanie danych z kanału informacyjnego.

Polski mord polityczny, czyli historia motłochem pisana

Drukuj PDF

Tags: Białe plamy | Dzieje narodowe

Źle się dzieje w kraju, w którym feldfeble mordują generałów. W nocy z 29 na 30 listopada 1830 r. zamordowano siedmiu wybitnych polskich oficerów. Zbrodnia ta nigdy nie doczekała się moralnego i politycznego osądu Polaków.

 

Źle się dzieje w kraju, w którym feldfeble mordują generałów. W nocy z 29 na 30 listopada 1830 r. zamordowano siedmiu wybitnych polskich oficerów. Zbrodnia ta nigdy nie doczekała się moralnego i politycznego osądu Polaków.

Przedstawmy ofiary

Generał broni Maurycy Hauke. Jego rodzina pochodziła z Flandrii. Na fali reorganizacji wojska polskiego w 1790 r., jako czternastoletni chłopiec wstąpił do armii. Był saperem e korpusie inżynierów. Odbył kampanię 1792 r.: Nieśwież, Izabelin, Gran. W powstaniu kościuszkowskim już podporucznik, nastolatek awansowany na polu bitwy! Na pierwszą wieść o formowaniu Legionów wyjechał do Włoch. Z tamtych czasów datowało się jego oddanie, a następnie przyjaźń z gen. Janem Henrykiem Dąbrowskim. W 1807 r. awansowany na generała brygady. W 1809 r. Został mianowany komendantem twierdzy Zamość. W 1813r. kapitulował przed Rosjanami jako przedostatni w całym Księstwie Warszawskim. Dokumentem tych czasów jest jego Dziennik oblężenia Zamościa wraz z korespondencją z dowództwem rosyjskim, piękny dowód doświadczenia i honoru wojskowego. W wojsku Królestwa Polskiego został generałem dywizji i kwatermistrzem generalnym. W 1816 r. objął ministerium wojny, niestety, po popularnym wśród ulicy gen. Wielohorskim...

W 1826 r. podjął się koordynacji i dowództwa swej prawdziwej pasji, jaką był korpus artylerii i inżynierów Królestwa. W ciągu kilku lat uczynił z tej niewielkiej formacji jedną z najlepszych i najnowocześniejszych w Europie, armii rosyjskiej nie wyłączając. Przez cały ten okres funkcję tę pełnił społecznie, pobierając tylko pensję kwatermistrzowską. Pozostawiło to w kasie ministerstwa wojny oszczędności na sumę jednego miliona ówczesnych złotych polskich! Kwotę tę przekazano (na prośbę Haukego) na remonty i budowę umocnień wojskowych Polski. Doceniając poświęcenie żyjącego bardzo skromnie generała, król Polski nadał mu tytuł hrabiowski. Maurycy Hauke zasiadał też w Senacie Królestwa, najwyższej reprezentacji elit narodowych.

Pułkownik Filip Meciszewski był szefem sztabu generała Haukego w korpusie artylerii i inżynierów. Jako jeden z nielicznych w dobie „dzielnych wojaków” był wybitnym teoretykiem wojskowości. Napisał między innymi pracę O fortyfikacji polnej. Przetłumaczył także O wojnie tureckiej generała Valentina.

Generał brygady Tomasz Siemiątkowski miał wszystkie dane, by być ukochanym przez rodaków. Mówiono o nim, że urodził się w siodle. W 1807 r. został kapitanem 5 pułku jazdy, odznaczył się w bitwie pod Maltheser, w 1809 r. dowodził szwadronem galicyjskiego 15 pułku ułanów. W kampanii saskiej 1813 r. pod Irterbork uderzeniem brygady kawalerii uratował przed zniszczeniem cofający się korpus marszałka Neya.

Generał brygady Józef Nowicki – sekretarz Generalnej Komisji Rządowej Wojny. Był powszechnie kochany i podziwiany dla głębokiego patriotyzmu. Szacunek nie chroni jednak (jak wiadomo) przed kulą pistoletową...

Generał brygady Stanisław Potocki – to jeden z tych, którzy poszli na wezwanie „świętej miłości kochanej Ojczyzny”. W 1776 r. wstąpił do słynnej stanisławowskiej szkoły kadetów. W wieku 16 lat był już żołnierzem, oficerem artylerii konnej. Po klęsce insurekcji znalazł się Dreźnie. W 1806 r. dowodził 2 pułkiem piechoty. Rok później odznaczył się męstwem przy przeprawie Narwi. W 1809 r. szturmował Zamość. Od roku 1812 – generał. W 1813 r. książę Józef mianował go komendantem Warszawy. W Królestwie Polskim od roku 1828 dowodził całym korpusem piechoty.

Generał brygady Ignacy Blummer – jeszcze jego ojciec zwał się O'Blummer i przed represjami angielskimi w Irlandii schronił się w Polsce. Jego syn czuł się już Polakiem – więc jak Polak zginął... Już w wieku 17 lat wziął udział w kampanii 1792 r. W 1794 przebił się do oblężonej Warszawy i wziął udział w jej obronie. Był nieodrodnym synem tej ziemi – nigdy nie składał broni! W 1795 na wieść o zamierzonym powstaniu przedarł się na Wołoszczyznę, a następnie udał się do Włoch, gdzie przeszedł wszystkie kampanie 1797–1801. Już jako kapitan został wzięty do niewoli pod Lignano. Wrócił do armii i ruszył na St. Domingo. Trzy lata walczył z buntem murzynów. Wiosną 1804 na czele 112 polskich żołnierzy został otoczony przez 3.000 czarnych w Troubombon. Zbierając rozproszonych Francuzów przebił się i po pięciomilowym marszu pod ogniem wyrwał się z pierścienia. W Księstwie objął dowództwo 5 pułku piechoty. 3 maja 1809 r. wziął bagnetem austriacki szaniec przedmostowy pod Górą. W rozkazie dziennym książę Józef napisał o nim „Nieustraszony”.

W 1812 r. był już pułkownikiem, walczył pod Borodino i nad Berezyną. Został mianowany polskim komendantem obrony Modlina. Gdy ta ostatnia twierdza Księstwa (na rozkaz Francuzów) kapitulowała – odmówił podpisania zawieszenia broni. Obiecał wszak Poniatowskiemu, że fortecy Rosjanom nie odda! W Królestwie awansowany na generała dowodził drugą brygadą piechoty. Jako człowiek honoru i znawca prawa wojskowego często brał udział w pracach sądów wojskowych, tak o nadużycia finansowe, jak i przestępstwa polityczne. Dla swej surowości nazywany był „generałem–pistoletem”. Miał jednak wiele zrozumienia dla patriotycznych pobudek nieprzemyślanych działań młodzieży. We wspomnieniu pośmiertnym historyk, gen. Józef Pasikowski pisał o nim: „Generał Ignacy Blummer nie był innym na jotę w swojej młodości, bo rozsądek przychodzi później, po wygoreniu namiętnych uniesień krwi z czasem wystudzonej. Stąd przysłowie: gdyby stary mógł, a młody chciał...”. Dorośnięcia sobie współczesnych gorących głów generał Blummer nie doczekał.

Wreszcie generał Stanisław Trębicki. Tu również oddajmy głos dziejopisowi – w swej Historii Powstania Barzykowski pisał: „używał opinii oficera wyższej nauki i wyższych zdolności wojskowych. Był to przy tem duch podniosły, uparty, ambitny. Człowiek przywykły chodzić drogą wojskowego honoru, porządku i karności. Był to, jednym słowem, generał wielkiej przyszłości. Sama młodzież – jego dozorowi oddana, jako zwierzchnikowi szkoły kadetów, miała o nim takie wyobrażenie i dlatego (pomimo rygoru, jaki zaprowadzać zaczął) – miała dla niego szacunek wysoki”. Inny (podziwiany i dziś) żołnierz tak o nim wspominał: „Przez działalność charakteru i wyższe usposobienie był on stworzony na Wodza!” Tak mówił ze wstydem sam współwinny tragedii generał Ignacy Prądzyński...

Zanim zajrzymy w

mroki nocy listopadowej

– zastanówmy się co działo się w Warszawie tamtej jesieni. Polacy uważają się (nie wiedzieć czemu) za genialnych spiskowców. Liberum conspiro to ponoć nasza główna cecha i duma narodowa. Tymczasem w listopadzie 1830 r. wszyscy wiedzieli, co się szykuje. Dziś rzuca się gromy na „zdrajców”, którzy sądzili niedoszłych morderców króla polskiego, ale nie baczy się, że starali się oni potraktować winnych nie gorzej, niż złodziei zajęcy. Jeszcze październiku 1830 r. jeden ze sprzysiężonych, a zatrzymanych studentów, jak pisano „wygadał bardzo wiele przed komisją śledczą” złożoną z członków Komisji Oświecenia pod przewodnictwem gen. Potockiego. Również jeden z wtajemniczonych podchorążych, dowiedziawszy o planowanym rozlewie krwi królewskiej – ostrzegł wielkiego księcia Konstantego. Swoje raporty na te tematy mieli m.in. minister spraw wewnętrznych Tadeusz Mostowski, sekretarz Komisji Oświecenia Józef Kalasanty Szaniawski, szef wywiadu gen. Różnowski, wreszcie senator Nowosilcow. Konwentykle i wenty węglarzy wydawały już wówczas wyroki śmierci na trzon polskiej armii i polityki. Tymczasem owi rzekomi „okrutni starcy” czynili wszystko, by wybuch powstrzymać nie alarmując jednak dworu monarszego w Petersburgu. Robiono tak zresztą nie tylko z troski o zdrowie i życie zapalczywych młodzieńców, ale przede wszystkim w dobrze rozumianym interesie Polski.

Zdecydowano się nie używać środków prawnych. Główną rolę miał odegrać gen. Trębicki, mianowany komendantem szkoły podchorążych, gdzie właśnie dojrzewał bunt. Jednak otrzymawszy wieści o wsypie – spiskowcy postąpili jakże „po polsku” uznając, że skoro nie są gotowi – tym bardziej winni zaczynać!

29 listopada o 18:00 zapłonął

browar na Solcu

Było jeszcze za jasno, sygnału nie dostrzeżono, ale przecież zdrowy rozsądek nie był jednym ze spiskowców. W Warszawie zaczynają się rozruchy i strzelanina. Generał Trębicki przedziera się do Belwederu. W Alejach Ujazdowskich spotyka polski pułk strzelców konnych gwardii. Odsyła go Naczelnemu Wodzowi, wielkiemu księciu Konstantemu. Jego śladem podążają generałowie Krasiński i Kurnatowski. Trębicki jedzie jednak do swych uczniów – podchorążych. Wysłuchawszy ich – odmawia stanięcia na ich czele. Porywają go więc ze sobą. Na Nowym Świecie, przed Pałacem Namiestnikowskim na ich drodze staje generał Hauke wraz z pułkownikiem Meciszewskim. Młodzież nie słucha – pada salwa, a wraz z nią pierwsi zamordowani tej strasznej nocy. Nieco dalej zatrzymany zostaje powód gen. Nowickiego. W zamieszaniu słychać strzał z pistoletu. Ciało wypada z fiakra...

W innej części miasta z koszar wychodzi kompania pobuntowanego 4 pułku piechoty. Przed żołnierzami staje ukochany dowódca, pułkownik Bogusławski, późniejszy bohater Grochowa. Błaga o rozsądek i posłuszeństwo. Biją go kolbami. W stronę Arsenału przez plac Saski bieżą saperzy i część grenadierów. Przemawia do nich gen. Sięmiątkowski – strzał i znów polska krew na polskich rękach...

Biedota miejska i zbuntowane oddziały docierają w końcu pod Arsenał. Staje tam przed nimi gen. Blummer. Nie ma nawet broni – tylko słowa o obowiązkach wobec Polski. Zastrzelony. Motłoch wdziera się do budynku. Ktoś woła (niezgodnie z prawdą), że nadchodzi gwardia litewska i polscy grenadierzy gwardii pod Żymirskim. Tłum pierzcha, jednak nie daleko. W pobliżu jest skład wódki Newachowicza, akurat na świętowanie „zwycięstwa”. By było ono pełne łupem „powstańców” padnie jeszcze kasa korpusowa armii rosyjskiej.

I znowu w innym zakątku Warszawy, naprzeciw elewom kawalerii staje ich sędziwy nauczyciel. Nie chce puszczać młodych na ulice. Powalają go, biją, zamierzają się bagnetami. Ktoś w końcu woła jednak: „Stójcie, przecież to kaleka!”. Porzucają pobitego. W sumie ma szczęście, zginie z obcej ręki – to generał Sowiński...

Około 23:00 generał Potocki błaga adiutanta króla Mikołaja, Władysława Zamoyskiego:

„Niech Wielki Książę rzuci całą jazdę na ulice!

Niech szwadrony kłusem zamiatają wszystko, co napotkają! Oto, co nam pozostaje do zrobienia! Lecz niech nie traci ani chwili, od trzech godzin powinien był to zrobić!” Z koszar ordynackich Potoki posyła pod Belweder sześć kompanii. Na Lesznie spotyka z kolei kompanię 5 pułku piechoty liniowej. Ktoś podbiega do ich „promotora” z okrzykiem „Potocki rozbraja żołnierzy!” – „To mu palcie w łeb!” – pada odpowiedź. To rzekłszy Zaliwski odchodzi. Dziś ulice jego imienia są w wielu miastach Polski. Wtedy wiedział, co robi: był zastępcą Lelewela w Wielkiej Wencie Węglarskiej Polski, jednym z głównych winnych polistopadowej klęski naszej ojczyzny.

Rozkaz zostaje wysłuchany. Tłum rzuca się na Potockiego. Dołączają żołnierze. Generał broni się szpadą, pięściami. W końcu pada. Zrywają mu szlify, które zdobył wszystkich polskich wojnach lat minionych. Kopią. Każdy chce sięgnąć pięścią. Na ratunek galopuje żandarmeria, lecz pada kolejny strzał tej nocy. Bohater znad Narwi umiera w Pałacu Zamoyskich, dokąd zaniesiono jego zmaltretowane ciało.

Tymczasem pochód podchorążych dotarł już do Bielańskiej. Aż tu przywlekli Trębickiego. Ponownie grożą mu, żądają objęcia nad sobą dowództwa. Odpowiada: „Nie stanę na waszym czele. Jesteście nikczemni. Jesteście mordercy! Możecie mi życie odebrać, ale mnie nigdy nie zmusicie do złamania zaprzysiężonej wiary monarsze!” I dokonuje się. Tak zginął siódmy prawdziwy polski żołnierz tej nocy.

Do rana trwały walki, które toczył z buntownikami m.in. wierny przysiędze polski pułk szaserów gwardii. W końcu rozpoczęto rozmowy o zawieszeniu broni, ale w Warszawie jeszcze długo rozlegały się pojedyncze strzały prywatnych porachunków i brzęki tłuczonych sklepowych witryn, tak nieuchronnie towarzyszące wszystkim aktom „narodowowyzwoleńczym”.

Następne dni wystawiły jak najgorsze świadectwo polskiej klasie politycznej. Jej przedstawiciele zachowali się jak ów król z baśni, który zobaczywszy, jak jego naród oszalał po wypiciu wody ze studni zatrutej przez złego maga – sam z niej pije, by nie odstawać od mas. Oportunizm i błędne rachuby polityczne pomogły skierować kraj do przepaści. Niepewne zabiegi nielicznych, od Druckiego–Lubeckiego nawet po Chłopickiego – nic już przynieść nie mogły. Z honorem woleli odejść (acz z różnych przyczyn) Polacy tak zdolni i uczciwi, jak Mostowski, czy Stanisław Grabowski. Nad grobami ofiar mordów nocy listopadowej pochyliły się także głowy późniejszych bohaterów samobójczej wojny z Rosją. Na osąd zbrodni nie starczyło już jednak sił. Już zresztą 15 sierpnia 1831 r. na listę kolejnych bezsensownych ofiar rozjuszonego motłochu wpisani zostali generałowie Hurtig, Sałacki, Jankowski i Bukowski powywieszani za brak rewolucyjnego zapału dla bezsensownej i przegranej wojenki.

W 1835 r. król Mikołaj I polecił rozpisać konkurs na

pomnik

pamięci pomordowanych. Wygrał go wybitny architekt Corazzi. Na polecenie monarchy Bank Polski wyasygnował z budżetu na rok 1837/38 kwotę 392.000 zł na ten cel. Na budowę zużyto 3.460 cetnarów żelaza, 45.000 funtów spiżu oraz bloki szarego marmuru ze Słupcy. 30 września 1841 r. monument odsłonięto. Stanął przed prawym skrzydłem Pałacu Saskiego. Miał formę obelisku ozdobionego wieńcami laurowymi. U jego podnóża stały cztery orły herbowe Królestwa Polskiego. U stóp pomnika przysiadło osiem lwów symbolizujących cnoty wojskowe. W 1894 r. pomnik przeniesiono na plac Zielony. Zimą 1917 r. (pod okupacją niemiecką) budowlę usunięto.

Pozostało pytanie: dlaczego siedmiu polskich bohaterów wojennych stanęło wbrew powstaniu, które wkrótce potem okrzyczało się „narodowym”? Jakby odpowiadając, 22 listopada 1830 r. generał Blummer pisał do swego syna: „Kochaj najlepszą z matek, dalej Ojczyznę i króla swego, jako jedyne dobra na ziemi, a gdybyś miał stać się wiarołomnym – zdradzisz nadzieje twego ojca i natenczas przekleństwo moje ścigać cię będzie aż do grobu! Nie gwałć nigdy przysięgi! Nie szczędź majątku ani krwi dla ziemi, na którejś się urodził. Nie dbaj o cichą zawiść. Dobrym płać za złe. Podstęp wynagradzaj wspaniałomyślnym przebaczeniem. Nie znaj w słabym nieprzyjaciela, szanuj nieszczęście drugich. Wspieraj biednych. Jeśli obierzesz stan wojskowy – bądź mężny i nieugięty wśród boju. Szukaj niebezpieczeństw, uderzaj z dzielnością na nieprzyjaciela – a śmierć i wszystkie złe przygody uciekać będą od ciebie. Z czasem, jak dorośniesz i odczytasz moje zasady, pragnę abyś solenną na moim grobie w obecności Matki wykonał przysięgę, że zawsze będziesz uczciwym człowiekiem, dobrym Polakiem i cnotliwym obywatelem”.

Zapewne wystarczy wymagać od żołnierza tylko wierności przysiędze, a dalej męstwa i innych cnót wojskowych. Zdarza się jednak tak, że oprócz gorącego serca pod mundurem jest też umysł statysty. W noc listopadową padli nie tylko wybitni dowódcy, kwiat naszej kadry. Przede wszystkim zginęli patrioci, którzy nie wahali się poświęcić życia dla odwrócenia od ojczyzny ściąganej na nią klęski.

[źródło: "Mysl Polska", I, 1998]

 
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama


stat4u