Prosimy o więcej listów!

środa, 24 marca 2010 22:25 Benedykt Kowalski
Drukuj
Ocena użytkowników: / 0
SłabyŚwietny 

Tags: Publicystyka | Sapienti sat!

Upadek obyczajów w Polsce jest faktem. Na przystankach, skwerach, środkach komunikacji, a nawet w szkołach wśród młodzieży, a nierzadko i dzieci dominuje splugawiona wulgaryzmami mowa. Właściwie, ze względu na brak normalnej składni, reguł fleksyjnych i proporcje pomiędzy słowami a wulgaryzmami, trudno ten pozbawiony semantycznego znaczenia bełkot nazwać mową.

Niestety zjawisko to się potęguje. Nie dość, że nasze uszy są epatowane wulgaryzmami, to jeszcze muszą to znosić nasze oczy, oglądając upstrzone ordynarnymi napisami, zwanymi z angielska graffiti, ściany świeżo odnowionych domów, nowych przejść podziemnych czy filary nowo wzniesionych wiaduktów.

Zdumiewa porażająca bezsilność. Nawet jeśli przydybiesz takich szkodników na gorącym uczynku, to zaraz najbardziej polityczne media biorą ich w obronę wrzeszcząc, że o to faszyści ze straży miejskiej prześladują młodych artystów.

No chyba, że taki młodociany literat napisze np. na ścianie jakiegoś budynku juden raus, albo, zdradzając swoje inklinacje ku symbolizmowi, narysuje swastykę zespoloną z gwiazdą Dawida. O! wtedy nie ma pobłażania. Nagle problem przestaje być problemem.

Warto tutaj przypomnieć już starą, a jak się okazuje ciągle aktualną i pouczającą historię sprzed prawie dziesięciu lat. Otóż na podobną twórczość skutecznie poskarżył się na początku 2000 r. do władz Łodzi Abraham Zelig, prezes Związku Byłych Mieszkańców Łodzi w Izraelu. W reakcji na jego list: „Wojewoda łódzki Michał Kasiński i prezydent Łodzi Tadeusz Matusiak ustalili (…), że wystąpią z projektem prawnym zobowiązującym zarządców budynków do usuwania za ścian napisów antysemickich, które są plagą miasta. Planuje się w tej sprawie wydanie uchwały Zarządu Miasta lub Rady Miejskiej, a nawet – jeśli nie okaże się to skuteczne – wystąpienie na posiedzeniu Rady Ministrów z wnioskiem o wydanie odpowiedniego rozporządzenia. Ponadto w programach łódzkich szkół położy się szczególny nacisk na tematykę poszanowania wielonarodowościowej tradycji miasta” („Rzeczpospolita” z 4 lutego 2000 r.). Oczywiście pełen słusznego współczucia ówczesny wojewoda Kasińśki nazwał list wyrazem „bólu i cierpienia” środowisk żydowskich.

Chwalebne to, co uczynili ówcześni wojewoda łódzki i prezydent Łodzi. Szkoda jednak, że ani oni, ani inni wojewodowie czy zarządcy polskich miast nie podzielają odczuć obecnych mieszkańców Łodzi i innych polskich miast, którzy muszą codziennie znosić pornograficzne graffiti zdemoralizowanych soc-demo-libertyńską indoktrynacją wandali, pełne wulgarnych i obelżywych komentarzy. Ciekawe, czy ówcześni gospodarze Łodzi równie gorliwie przystąpiliby do akcji, gdyby jakiś mieszkaniec Łodzi, głęboko przywiązany do katolickiej wiary wystosował do nich list piętnujący pornograficzne, czy też naruszające cześć osób duchownych bohomazy na ścianach łódzkich budynków?

Nie możemy mieć za złe Panu Zeligowi, że uczynił to, co do niego należało, czyli upomniał się o rzeczy, które są ważne dla Żydów. Przeciwnie, jej spełnienie z pewnością przyczyniło się do poprawy estetyki miasta. Poza tym upomnienie Pana Zeliga powinniśmy przyjąć jako swoistą lekcję, jak należy dbać o swoje samopoczucie. Może też powinniśmy bombardować władze polskich miast podobnymi listami, pisząc na przykład: „Czy nie uważacie włodarze polskich miast, że aborcja, korupcja, niekompetencja, bezprawie, agresywny fiskalizm, przyzwolenie na zboczenia itd. hańbią nie tylko polskich katolików ale i polskich wolnomyślicieli, którzy jednakowo znoszą udrękę soc-demo-libertyńskiej rzeczywistości”.

Jest jednak mało prawdopodobne (a nawet nieprawdopodobne), aby włodarze polskich miast, którzy list Pana Zeliga przyjęli niemal jak rozkaz, przejęli się obecnie podobnymi apelami wystosowywanymi przez autochtonów. Jeśli więc głos Pana Zeliga był tak ważny dla polskich polityków, tylko ze względu na jego etniczną przynależność, to może dobrze by było, gdyby Pan Zelig poprosił swoich ludzi, aby nieustannie zasypywali listami polskich polityków (nie tylko do tych w terenie, ale i do tych we władzach centralnych), domagając się oczyszczenia publicznej sfery z kloacznej mowy i rujnującej człowieka symboliki. Piszcie więc bracia Żydzi, w obronie moralności, a na pewno was „nasi” politycy posłuchają! Może dzięki temu sprawicie, że kraj, który przez stulecia był dla was czymś więcej niż tylko bezpiecznym schronieniem, stanie się w „znormalizowanej” Europie oazą normalności. Będzie to z Waszej strony piękny wyraz wdzięczności, dla narodu, któremu zawdzięczacie więcej niż jakiemukolwiek innemu.

I na chwilę obecną nie ma chyba innego wyjścia, skoro polscy politycy nie potrafią w rządzeniu posługiwać się zdrowym osądem sytuacji i niezależnością myślenia, a w swoich decyzjach nie kierują się dobrem kraju, lecz dbałością o dobre samopoczucie obcych.