Święto osłów, czyli nasz byt codzienny

środa, 09 grudnia 2015 15:23 BeK
Drukuj
Ocena użytkowników: / 2
SłabyŚwietny 

Tags: Dzieje powszechne | Sapienti sat! | Wiara

 

Przyzwyczailiśmy się spoglądać na okres zwany przez historyków Średniowieczem jako na czasy przesiąknięte religijnością. I rzeczywiście, nie da się zaprzeczyć, że myśli o Bogu, o zbawieniu duszy, o sprawach ostatecznych nurtowały wówczas ludzi w stopniu o wiele większym niż w jakiejkolwiek innej epoce. Stwierdzenie, iż duch religijny przenikał wówczas wszystkie sfery ludzkiej aktywności, będzie w odniesieniu do Wieków Średnich jak najbardziej trafne. Tym bardziej zdumiewają nas wszelkie odstępstwa od tej reguły, wszelkie przejawy odrzucenia bądź negacji sacrum, jakie odnajdujemy w owej epoce. Chyba jednym z najbardziej niezwykłych i szokujących dla nie-historyków przykładów występowania przeciwko religijnym i moralnym nakazom Chrześcijaństwa i Kościoła będzie tak zwane Święto Szaleńców.

Owo święto był to w istocie dwunastodniowy okres wyuzdanego szaleństwa, bluźnierczych zabaw i ekscesów, trwający od Świąt Bożego Narodzenia do Trzech Króli. Inauguracją tego obłąkańczego cyklu był dzień Świętego Szczepana (26 grudnia),  kiedy to obchodzono tak zwane święto subdiakonów, zwane też „świętem pijanych diaczków”. Właściwe Święto Szaleńców obchodzono 1 stycznia i trwało ono nieprzerwanie aż do Święta Trzech Króli (6 stycznia). Święto Szaleńców, w zależności od regionu i kraju, zwano też Świętem Kalendów, Świętem Głupców, Świętem Błaznów, Świętem Niewiniątek, Świętem Osła, Świętem Opata Rogaczy lub Opata Śmieszków.

Już pierwszego dnia święta rozradowany tłum, poprzebierany w cudaczne stroje, w maskach przedstawiających zwierzęce pyski lub odrażające gęby diabłów, wybiera swego przywódcę – Pana Święta (Dominus Festi). Ów Dominus Festi nosi miano Biskupa Świętych Młodzianków, Opata Durniów, Papieża Narwańców, Wielkiego Opata Rogaczy, Biskupa Diaczków. Najczęściej wybierany jest ktoś z szeregów niższego duchowieństwa, ktoś posiadający niższe święcenia kapłańskie, diakon, subdiakon, dyrygent chóru kościelnego, kleryk, brat-konwers lub jakiś student Uniwersytetu czy żak. W większych miastach, takich jak na przykład Paryż, owych Papieży Narwańców i Opatów Rogaczy wybiera się kilku w różnych dzielnicach miasta. Bardzo ważne jest, aby kandydat był obeznany z liturgią i ceremoniałem kościelnym, albowiem osią, wokół której oscylują wszystkie zabawy i orgie jest właśnie parodiowanie obrzędów religijnych.

Diakoni, subdiakoni i niżsi duchowni przebierają się w szaty kapłańskie obrócone na wywrót lub też w maski i stroje kobiece, i w kościele, przed ołtarzem, udzielają sakry wybranemu „Biskupowi”, „Papieżowi” czy też „Opatowi”. Kandydat otrzymuje pierścień, pastorał i mitrę, zakłada mu się wywrócony na lewą stronę ornat. W tym czasie zgromadzony w kościele tłum zajada kiełbasy i kaszanki, upija się piwem i winem, krzyczy, gwiżdże, wyczynia wszelkie swawole i sprośności. „Papież” wygłasza z ambony kazanie – bezsensowne, naszpikowane sprośnościami i bluźnierstwami, a tłum wyje i krzyczy z zachwytu, gwiżdże, hałasuje, dmie w trąby i uderza w bębny. Potem rozradowana i pijana masa ludzka wylewa się z kościoła na ulicę, niosąc w lektyce lub ciągnąc na wózku służącym do wywozu śmieci swego „Papieża”.

„Papież Szaleńców” obejmuje faktycznie rządy nad miastem, dzielnicą czy osadą. Jego panowanie osiąga szczyt 1 stycznia. Wtedy to rozbawiony motłoch obejmuje w swe posiadanie wszystkie świątynie i kaplice. W kościołach odprawiane są parodie nabożeństw. Klerycy, subdiakoni lub diakoni, poprzebierani w suknie kobiece i wywrócone na lewą stronę szaty liturgiczne, odprawiają niby-msze, szwargocząc bezsensowne słowa imitujące łacinę. W tym czasie księża i kanonicy pląsają przed ołtarzem, grają w kości, nawet w prezbiterium, obłapiają kobiety i czynią nieprzystojne gesty. Nabożeństwo odprawiane jest na wspak, modlitwy są zmieniane w bluźnierczy sposób, tłum śpiewa psalmy przeplatane sprośnościami oraz rozpustne pieśni znane z tawern i oberży. Modlitewniki stawia się do góry nogami, jako komunikant podaje się pokrajaną w plasterki kiełbasę, a zamiast wody święconej używa się wina lub moczu. Kadzielnice napełniane są strzępami stałych chodaków i kawałkami znoszonej skóry, tak by wydzielały cuchnący i gryzący dym. Jednocześnie trwa nieprzerwanie uczta, otwiera się kolejne beczki wina i piwa, zajada chleb i mięso, które dostarczają za darmo ogarnięci amokiem zabawy mieszczanie.

W przerwach między tymi „nabożeństwami” przez ulice miasta ciągną taneczne korowody, w których prym wiodą ślepcy i kalecy. Mnisi jak swawolni żacy chodzą na szczudłach, zakonnice ubrane w jaskrawo-kolorowe, żółte lub niebieskie, suknie pląsają w tłumie. Uczestnicy korowodu wkładają koszmarne, diabelskie lub zwierzęce, maski i ryczą udając zwierzęta i diabły. Niektórzy poprzebierani są we włochate kostiumy, grając rolę faunów i demonów. Na placach ustawiane są prowizoryczne estrady z desek, na których duchowni, wraz z rozpustnikami i rozpustnicami spośród pospólstwa, odgrywają nieprzyzwoite sceny. Tematem tych sprośnych przedstawień są najczęściej damsko-męskie relacje pomiędzy mnichami i mniszkami. Czasami Wielki Opat Rogaczy, Biskup Szaleńców czy inny Dominus Festi obwożony jest po mieście nagi, utytłany w błocie, na wózku służącym do wywozu śmieci. Opat rozdziela wśród tłumu „błogosławieństwa”, obrzucając gapiów błotem lub gnojem z wózka, udziela też „odpustów” w zamian za dzban wina lub pęto kiełbasy.

Święto Szaleńców obchodzi się nawet w męskich i żeńskich klasztorach, gdzie wybiera się Szalonego Opata i Szaloną Opatkę. Dwa wesołe korowody prowadzą wybrańców przed kościół, gdzie obydwoje są sobie przedstawieni. Opatowi zdziera się habit i maluje brzuch niebieską farbą, Opatce zaś to samo czyni się farbą żółtą. Potem obydwoje zamyka się w skrzyni. Tłum klęka i odmawia sprośne niby-modlitwy oraz odśpiewuje swawolne litanie. Po jakimś czasie wieko skrzyni otwiera się, a tłum ogląda dokładnie Opata i Opatkę, sprawdzając czy dobrze ocierali się brzuchami. Farba żółta i niebieska powinny tak dokładnie wymieszać się przez pocieranie, aby utworzyła się zieleń – kolor szaleńców.

Niewiasty mają w tym okresie swoje szczególne święto. Spośród pokrak, garbusów lub ślepców wybierają jednego, który dysponuje największym atrybutem męskości i oddają mu hołdy jako Świętemu Jeburowi. Stateczne matrony i czcigodne mieszczki rywalizują z ladacznicami w oddawaniu się rozpuście i lubieżnym czynom, prawdziwe polowania na co okazalszych mężów. Dużym powodzeniem cieszą się też osobnicy upośledzeni fizycznie lub umysłowo, uważani za wyjątkowo jurnych.

W szczytowym okresie Święta Szaleńców do kościoła prowadzi się przystrojonego wstążkami osła. Osła ustawia się przed ołtarzem, tłum oddaje mu hołdy, wielbi go jako „króla królów”, śpiewa osłu antyfony i psalmy. Dla osła odprawiane jest pseudonabożeństwo, a tłum w responsie zamiast „Amen” krzyczy na całe gardło „I-aaa…!”, „I-aaa…!”. Wielu uczestników tej uroczystości nosi też charakterystyczne nakrycia głowy z długimi uszami przypominające oślą głowę. Od tego właśnie obyczaju pochodzi jedna z nazw Święta Szaleńców – Święto Osła.

Powszechne szaleństwo ogarnia wszystkich. W wyuzdanych zabawach, orgiach, pijaństwie i dzikich pląsach biorą udział zarówno miejskie męty jak i stateczni mieszczanie, żebracy, włóczędzy i nędzarze pospołu z kupcami i rzemieślnikami, zawodowi szulerzy, złodzieje i rzezimieszki na równi z szanowanymi ojcami rodzin, swawolni żacy i studenci razem ze swymi profesorami, ladacznice i stręczycielki pospołu z dostojnymi mieszczkami i matronami. A poza tym całe niższe duchowieństwo – księża, klerycy, diakoni, mnisi i mniszki – oddaje się z obłąkańczym zapamiętaniem najbardziej lubieżnym i nieprzystojnym ekscesom.


***

Zaiste dla osób przyzwyczajonych do traktowania Średniowiecza jako epoki, w której panuje ład i hierarchia, w której przestrzega się nakazów wiary i słucha we wszystkim Kościoła, przywołanie obrazu Święta Głupców może być wstrząsem. Należy jednak przypomnieć, że Święto Szaleńców wywodzi się w prostej linii z rzymskich Saturnaliów. Nawet pora roku, w której odbywają się swawole Święta Szaleńców, pokrywa się w przybliżeniu z datą Saturnaliów, które celebrowano począwszy od 16 dnia przed kalendami styczniowymi (to jest od 17 grudnia). Również jedna z nazw średniowiecznego święta – Święto Kalendów – bezpośrednio nawiązuje do rzymskiej tradycji. W Rzymie Saturnalia miały podobnie „wywrotowy” charakter, tyle, że swym ostrzem skierowany przeciwko porządkowi społecznemu i politycznemu, gdy tymczasem święto średniowieczne „wywracało” przede wszystkim ład religijny. W czasie Saturnaliów niewolnicy przywdziewali odzież swych panów i wspólnie z nimi pili, ucztowali i bawili się, nie wahając się nawet wydawać swym panom poleceń, a ci gorliwie usługiwali swym sługom. W myśl rzymskiej tradycji Saturnalia miały przywoływać pamięć Złotej Ery ludzkości, której patronem był Saturn, kiedy to panowała na ziemi radość, dobrobyt i pokój, a wszyscy ludzie byli wolni i równi sobie.

Jak już wyżej wspomnieliśmy, cechą charakterystyczną zarówno Saturnaliów, jak i Święta Szaleńców jest to, iż odwracają one naturalny porządek społeczny, negują hierarchię. I tak niewolnicy zajmują miejsca panów, a niższy kler uzurpuje sobie godność biskupów, papieży i opatów. To odwrócenie porządków obejmuje również sferę liturgii – nabożeństwa odprawiane są na wspak, celebrujący je duchowni odziani są w wywrócone spodem do wierzchu szaty liturgiczne albo wręcz przebrani za kobiety, którym wszak nie wolno odprawiać mszy. Hostia – Ciało Chrystusa – zastąpiona zostaje kiełbasą, a święcona woda – winem lub moczem. Szczytem bluźnierstwa i najwyższym aktem negacji porządku już nie tylko społecznego i kościelnego, nie tylko porządku ludzkiego, ale wyrazem zanegowania porządku boskiego, kosmicznego, jest oddawanie czci osłu. Osioł zajmuje w czasie pseudonabożeństwa miejsce Chrystusa na ołtarzu. Oddaje mu się część jako „królowi królów”. Aby odczuć w całej pełni ohydę tego ceremoniału musimy sobie uświadomić, jakie znaczenie symboliczne posiada osioł. Grubym błędem byłoby kojarzenie go z pokorą, łagodnością, cierpliwością i uporem – cechami prostego ludu. Interpretacja taka, w myśl której osioł miałby personifikować lud, jest powierzchowna. Zapewne, takie rozumienie symbolu jest częściowo poprawne i tak było rozumiane już w Średniowieczu, ale osioł jest tutaj przede wszystkim symbolem zła, symbolem sił demonicznych, ciemnych, wrogich, szatańskich, symbolem mocy piekielnych.

W tej roli osioł pojawia się też w Nowym Testamencie i w symbolice chrześcijańskiej. Osioł i wół stojące po obu stronach żłobka, w którym spoczywa Dziecię Boże, symbolizują dwa aspekty świata –  dobro i zło. Ta sama symbolika, tyle że w innej postaci, pojawia się w scenie ukrzyżowania, gdzie Chrystus znajduje się pomiędzy dwoma łotrami, z których jeden nawrócił się – stał się dobry, drugi zaś pozostał zły. Również wjazd Chrystusa do Jerozolimy na grzbiecie osła symbolizuje ujarzmienie sił zła, sił infernalnych, tryumf nad Szatanem. Hołdy składane osłu podczas parodii nabożeństwa to w istocie rodzaj mszy satanistycznej, oddawanie czci złu, a więc absolutne, totalne zanegowanie wszelkiego naturalnego porządku.
Kolejna sfera, którą neguje się w czasie Święta Szaleńców to dziedzina nakazów i zasad moralnych. Bezwstyd, rozwiązłość, obżarstwo, pijaństwo, rozpusta, bluźnierstwa – nie ma takiej normy, która by nie została złamana, neguje się wszystkie przykazania i oddaje z radością wszystkim grzechom. W istocie w czasie Święta Szaleńców, podobnie jak w czasie Saturnaliów, motłoch tworzy spontanicznie swoją własną profańską wizję dawnego Złotego Wieku, tyle że jest to w rzeczywistości Złoty Wiek na wspak. Przez kilka dni ludzie żyją w chaotycznym profańskim raju, w którym panuje obfitość jadła i napoju, gdzie nie trzeba pracować ani troszczyć się o cokolwiek, gdzie można bez zahamowań oddawać się wszelkim przyjemnościom i zaspokajać wszystkie swoje żądze, gdzie panuje nieustanna radość, a wszyscy są wolni i równi sobie. Ideały wolności, równości i braterstwa ucieleśniają się tu na długo przed ich sformułowaniem przez rewolucję francuską. Bo Święto Szaleńców to najprawdziwsza rewolucja, która burzy cały odwieczny porządek świata, obala wszelkie normy i zakazy, wypowiada posłuszeństwo wszelkiej władzy – tak świeckiej jak duchownej, a nawet ośmiela się wypowiedzieć posłuszeństwo Bogu.

Zwróćmy uwagę, że podczas Święta Szaleńców przywódca zabawy – Dominus Festi – wybierany jest zgodnie z demokratycznymi zasadami przez cały zgromadzony lud. Mamy więc tutaj do czynienia z oczywistym tryumfem demokracji pośród  „mroków Średniowiecza”.

Skoro ów „wywrotowy”, bluźnierczy czy wręcz satanistyczny wydźwięk Święta Szaleńców nie podlega żadnej wątpliwości i jest łatwy do stwierdzenia nawet dla niewprawnego oka człowieka współczesnego, nieobeznanego zbytnio z tajemniczą mową symboli i zawiłym światem teologii, zachodzi uzasadnione pytanie: czyż nie był on dostrzegany przez ówczesnych władców, tak świeckich, jak duchownych, przez teologów, hierarchów Kościoła, biskupów, papieży, królów i książąt? Odpowiedź jest jednoznaczna – oczywiście był dostrzegany i to od samego początku. Już święty Augustyn potępiał Saturnalia, a nieco później święto to zostało potępione przez synod biskupów w Toledo. Także w Wiekach Średnich podnosiły się liczne głosy przeciwko Świętu Szaleńców i podejmowane były próby zakazania święta, próby, trzeba tu od razu zaznaczyć, bezskuteczne. Między innymi w 1198 roku biskup Paryża Eudoksjusz de Sully zniósł Święto Szaleńców, a w rok później Święto Subdiakonów. Jednakże mimo biskupiego zakazu święta obchodzono tak samo jak w latach poprzednich, a władze świeckie odmawiały jakiejkolwiek interwencji w tej sprawie.

Lecz owe próby zakazów i potępienia były raczej odosobnione i pozostaje faktem, że Święta Szaleńców były nie tylko tolerowane, ale nawet w pewnej mierze oficjalnie uznane. Prekursorem takiego podejścia był patriarcha Konstantynopola Teofilaktos, który popierał odbywanie Saturnaliów. Także Kościół zachodni de facto uznał Święto Szaleńców wyznaczając na jego obchodzenie okres pomiędzy Bożym Narodzeniem a Świętem Trzech Króli.

Cóż zatem kierowało hierarchami Kościoła, iż zezwalali na tak bluźniercze ekscesy urągające wszystkim zasadom wiary chrześcijańskiej? René Guénon w artykule  Sur la signification des fêtes carnavalesques (opublikowanym w piśmie „Etudes Traditionnelles” – XII 1945) podaje wyjaśnienie tego dziwnego faktu. Otóż, wedle Guénona, funkcja owych Świąt Szaleńców polegała na kanalizowaniu mrocznych, złowrogich tendencji drzemiących we wnętrzu człowieka. Natura ludzka ma bowiem swoją ciemną stronę, swe złowrogie oblicze. Jest to ów zwierzęcy aspekt ludzkiej natury, który dzięki potędze ducha i umysłu człowiek potrafi, lepiej lub gorzej, utrzymywać w ryzach. Kościół, w swej mądrości, wiedział doskonale, że te zwierzęce, niskie instynkty muszą znaleźć swoje ujście, że nie można ich tłumić i dławić bez końca albowiem może dojść do ich niekontrolowanej eksplozji. Ludzie Kościoła, hierarchowie i teologowie, jako znawcy duszy ludzkiej, rozumieli, iż taki niespodziewany wybuch ciemnych sił i zwierzęcych instynktów mógłby doprowadzić do obalenia całego porządku społecznego, mógłby w ruinę zamienić cały misterny gmach hierarchicznego ładu, tak pieczołowicie przez Kościół podtrzymywany. Byłaby to katastrofa o niewyobrażalnych rozmiarach, niosąca zgubę całej chrześcijańskiej cywilizacji i Kościołowi.

Co więcej, zburzeniu nie uległby tylko ład społeczny, zewnętrzny, ale również ład i harmonia panujące we wnętrzu człowieka. Siły destrukcji wymknąwszy się zupełnie spod kontroli nie dadzą się już opanować. Podłe i nikczemne tendencje ludzkiej natury, gdy pozwoli im się całkowicie wyrwać spod władzy rozumu, cnoty i nakazów etycznych, posiądą człowieka bez reszty, niszcząc go i zamieniając w hedonistyczne zwierzę. O wiele lepiej zatem, rozsądniej i bezpieczniej będzie, jeśli przez krótki, ściśle określony czas, w ściśle określonych warunkach i w bardzo ograniczonym zakresie, zezwoli się na swobodne ujawnienie tych niebezpiecznych tendencji, tak aby nikt na tym nie ucierpiał. I taką właśnie funkcję pełnić miały Święta Szaleńców.

Demoniczne, nihilistyczne, nikczemne uczucia i pragnienia mogą się wyładować w bezpieczny sposób w ciągu kilkudniowych szaleństw, pozostając jednak cały czas pod kontrolą z zewnątrz. Czas, miejsce, a nawet forma manifestacji owych niskich instynktów są ściśle uregulowane, a więc zło jest w pewnym sensie zneutralizowane, uwięzione w konwencjonalnych ramach Święta Szaleńców. To prawda, dochodzi do oburzających bluźnierstw, szaleństw, rozpusty i swawoli, ale wszystko to odbywa się niejako „na niby”, jakby we śnie, nierzeczywiście. Zaiste, niska to cena za utrzymanie nienaruszonego gmachu Kościoła i całego chrześcijańskiego świata. Co ciekawe, nie tylko świeccy uczestnicy Święta Szaleńców bez trudu uzyskiwali od kapłanów rozgrzeszenie kosztem niezbyt ciężkiej pokuty, ale Kościół nie wyciągał też żadnych konsekwencji dyscyplinarnych w stosunku do duchownych uczestniczących w swawolach Święta Głupców, poprzestając na zwykłej spowiedzi i pokucie.

Wyjaśnienie jakie daje Guénon jest bez wątpienia trafne i z całą pewnością takie właśnie, a nie inne, motywy kierowały kościelną hierarchią,  gdy decydowała się tolerować Święto Szaleńców. Warto zwrócić uwagę na fakt, iż uczestnicy święta z upodobaniem nakładali na twarze maski wyobrażające pyski zwierząt lub demonów. Czasami samo Święto Szaleńców określano nawet mianem Barbatoire, zwano „pogańską maskaradą”. Owe maski demonów, diabłów, zwierząt, stanowiły symboliczne uzewnętrznienie demonicznych i zwierzęcych tendencji drzemiących w uczestnikach maskarady. Interpretacja taka zgodna jest zresztą z twierdzeniami współczesnej psychologii, która m.in. sugeruje, iż człowiek podświadomie wybiera dla siebie taką maskę, która najlepiej odpowiada jego ukrytym cechom. Tak więc zakładając maskę w istocie odsłania swoje prawdziwe oblicze.

W takim kontekście trudno się też zdumiewać, iż w czasie Święta Szaleńców największą radość tłumu budziło to wszystko, co stanowiło zaprzeczenie naturalnego ładu, a więc wypaczanie obrzędów liturgicznych, wypaczanie hierarchii etc. W ten sposób zaspokajane były wszystkie nikczemne pragnienia człowieka upadłego, wszystkie mroczne żądze znajdowały satysfakcję – oto najpodlejszy zajmował miejsce najgodniejszego, najniższy pełnił funkcję najwyższego (diaczek wybrany „Papieżem”), a sacrum zmieniało się w profanum (odwrócona liturgia).

***

Święto Szaleńców utrzymywało się, wbrew wydawanym sporadycznie przez niektórych hierarchów Kościoła zakazom, aż do schyłku średniowiecza. Jednakże już w ciągu wieku XIV zaczęło zanikać w wielu regionach, by w wieku XV zniknąć całkowicie. Bladym odbiciem tego starodawnego święta pozo-stały jedynie zabawy karnawałowe z ich tanecznymi korowodami i maskaradami. Lecz pierwotny sens i znaczenie Święta Głupców uległy całkowitemu zatarciu i zapomnieniu, tak iż z całkowitą słusznością możemy traktować karnawał jako daleki, pozbawiony znaczenia refleks średniowiecznych zabaw, jako „przeżytek” w dosłownym znaczeniu tego słowa.

Bardzo znamienny i bynajmniej nie przypadkowy jest fakt, iż zanikanie Święta Szaleńców przebiega równolegle do nasilających się w całej Europie procesów rozpadu tradycyjnego ładu etycznego, politycznego i ekonomiczno- społecznego. Wreszcie w wieku XV, gdy Święto Szaleńców odchodzi w niepamięć, następuje kompletny i definitywny rozkład organicznego porządku Wieków Średnich. Nasilają się herezje, by wkrótce eksplodować zarazą Reformacji; pojawia się plaga czarownictwa; wybuchają bunty chłopów i mieszczan. Wzbogaceni na lichwie i spekulacji kupcy i bankierzy zdobywają sobie dominującą pozycję w sferze ekonomicznej, zyskując zarazem coraz większy wpływ na sferę polityki. Stan rycerski zanika przekształcając się w szlachtę – warstwę w coraz większym stopniu zmieszczaniałą, tak poprzez dopływ do niej osobników z warstw niższych, jak i poprzez adaptowanie elementów mieszczańskiego sposobu myślenia. Dawna hierarchia trzech stanów społecznych sypie się w gruzy.

Wszystko wskazuje na to, iż ciemne siły drzemiące w naturze ludzkiej zaczęły przelewać się na zewnątrz. Pospólstwo przestaje wyładowywać swe nikczemne instynkty w ściśle określonych ramach Święta Szaleńców i zaczyna stwarzać dla nich ujście w życiu społecznym. Święto Szaleńców staje się w coraz większym stopniu zbędne, gdyż motłoch ma dostatecznie szerokie pole do działania we wszystkich dziedzinach życia.

Zauważmy, że w Święcie Szaleńców nie uczestniczyły warstwy wyższe średniowiecznego społeczeństwa –  rycerstwo i wyższa hierarchia duchowna. Święto Szaleńców to święto mieszczan, kupców, rzemieślników, wyrobników, miejskich mętów i szumowin, żebraków i włóczęgów, goliardów i żaków, kleryków i studentów Uniwersytetu, diakonów i subdiakonów, w mniejszym stopniu chłopów. Te same grupy społeczne stają się od początku XTV stulecia siłami napędowymi procesów destrukcji. To z szeregów niższego duchowieństwa rekrutują się wielcy heretycy i przyszli bojownicy Reformacji; to z grona ludzi Uniwersytetu wywodzą się humaniści Renesansu; to warstwa bogatego mieszczaństwa zaczyna aspirować do kierowniczej pozycji w społeczeństwie, a masy miejskiej biedoty stanowią zaplecze wszelkich rewolt i tumultów, zarówno społecznych jak i religijnych. To właśnie te grupy społeczne, które „wywracały” porządek naturalny w orgii Święta Głupców, dały początek trzem klasom społecznym, które doprowadziły do rzeczywistego wywrócenia całego tradycyjnego porządku politycznego, gospodarczego i etycznego: burżuazji, inteligencji i proletariatowi. I jeszcze jeden znaczący fakt – Święta Szaleńców odbywały się przede wszystkim w miastach i większych osadach, na wsi ten obyczaj był w zasadzie nieznany. I to właśnie miasto stało się wylęgarnią wszystkich rozkładowych tendencji epoki nowożytnej, to z miast wydobywały się trujące miazmaty protestantyzmu i humanizmu, to miasto wydzieliło gnilny odór Oświecenia, liberalizmu i kapitalizmu, to w mieście zakiełkowały bagienne chwasty socjalizmu, anarchizmu i nacjonalizmu.

* * *

Patrząc dookoła siebie, zrozumiemy bez trudu, że w naszej epoce Święto Szaleńców straciło całkowicie rację bytu, straciło wszelki sens, ponieważ chaos, rozkład i odwrócenie naturalnego ładu są zjawiskami powszechnymi w każdej dziedzinie ludzkiego życia i w każdej sferze ludzkiej aktywności. To, co w stuleciu XII i XIII rozgrywało się na przełomie grudnia i stycznia każdego roku na ulicach miast i miasteczek, dzieje się obecnie we wszystkich miastach, miasteczkach i wioskach we wszystkich niemal zakątkach świata. Święto Szaleńców odbywa się nieustannie dookoła nas, a my sami bierzemy w nim udział nie zdając sobie nawet sprawy z tego, w czym uczestniczymy. Oddajmy więc pokłon swojemu Opatowi Durniów, Papieżowi Szaleńców, Świętemu Osłu czy Świętemu Jeburowi i rzućmy się w pijany tan. Wszak Święto Szaleńców trwa!