"Join me in this painful battle". Nie Hastings, nie Stamford Bridge, tylko… Work Tax Credit

piątek, 29 października 2010 10:13 Grzegorz Krawczyński
Drukuj
Ocena użytkowników: / 0
SłabyŚwietny 

Tags: Komentarze | Sapienti sat!

 „Bądźcie ze mną w tej bolesnej bitwie” - nawołuje rodaków premier brytyjskiego rządu, David Cameron. Chodzi o cięcia w dotacjach. W Wielkiej Brytanii istnieją dwa główne zasiłki: work tax credit - dodatek do niskich zarobków oraz child benefit - dodatek na dzieci. O ile do work tax credit uprawnieni są najubożsi (nawiasem mówiąc i tak lepiej sytuowani niż przewiduje to polska średnia), to z child benefit do tej pory mogła korzystać każda brytyjska rodzina.

Od 2013 roku jednak rodziny, w których jeden z rodziców ma roczny dochód powyżej 43 875 £, lub oboje powyżej 87 750 £, stracą możliwość pobierania dodatku na dzieci.

Szacuje się, że około 1 200 000 rodzin nie otrzyma tysięcy funtów w skali rocznej. Ludziom zamożniejszym państwo płaciło £ 20,30 tygodniowo za pierwsze dziecko i £ 13,40 za każde następne. Nie są to duże pieniądze, ale rząd Camerona, skądinąd słusznie, skonstatował, że bogatym rodzinom w sumie nie potrzebny jest child benefit.

Dlaczego jednak owych cięć tak naprawdę nie należy traktować z należytą powagą, z jaką zwykle kibicujemy posunięciom konserwatywnych rządów?

Po pierwsze dlatego, że ledwie rząd ogłosił swoją reformą, a już ruszyła podżegana przez Labour Party i generalnie "przewrażliwioną społecznie" większość Brytyjczyków potężna histeria i nagonka na planowane uszczuplenia przywilwjów, podpierająca się populistycznymi argumentami w rodzaju: „jak można tym biednym rodzinom odebrać jakiekolwiek pieniądze”.

Po drugie, planowane cięcie ma przynieść skarbowi państwa około miliarda funtów rocznie, gdy tymczasem dziura budżetowa wynosi 150 miliardów. Jest to więc forma zaspokojenia tylko niecałego procentu potrzeb, ale i tak działanie tego rodzaju ściąga na siebie potężną krytykę medialno-społeczną.

Po trzecie, jest to typowa dla pseudoprawicy gra o utrzymanie poparcia społecznego i kreowanie działań pozorowanych. Cameron nie ma bowiem dość odwagi, aby stawić czoła prawdziwemu marnotrawstwu pieniędzy. Gdyby naprawdę chciał ograniczyć brytyjskie rozdawnictwo tego dobra, powinien raczej zająć się dodatkiem na dzieci dla uboższych i związanymi z tym wyłudzeniami. Tam są dopiero duże pieniądze do odzyskania przez państwo.

Po czwarte, skoro Cameron chce wprowadzić granicę rocznego dochodu 43 875 £ dla jednego rodzica, to jest to wypychanie na siłę kobiety do pracy, a więc w gruncie rzeczy klasyczna polityka antyrodzinna. Gdyby bowiem zostawić tylko ograniczenie górne granicy dla obojga rodziców (87 750 £), byłoby to działanie jednak dużo bardziej prorodzinnie.

Skończyć z marnotrawstwem pieniędzy

Są rodziny, które biorą łącznie wszystkich zasiłków ponad 500 £ tygodniowo (bowiem uboższym przysługuje jeszcze dodatek do drogiego mieszkania). Cameron powinien zreformować przede wszystkim work tax credit. Wielka Brytania z samego tytułu wyłudzeń tego dodatku do niskich zarobków traci około 5,8 miliarda funtów rocznie. Dochodzi do tego jeszcze negatywny społecznie i dwuznaczny moralnie skutek podtrzymywania tak zorganizowanego systemu benefitów. Subsydiowane z państwowych pieniędzy, dorastają całe masy rozpuszczonych i leniwych młodych Brytyjczyków oraz – przede wszystkim – roszczeniowo nastawionych kolorowych imigrantów. Jedynym w miarę sensownym projektem (choć daleko za łagodnym) jest ograniczenie możliwości pobierania zasiłków do 500 £ tygodniowo przez jedną rodzinę.

Każdemu według jego cwaniactwa, czyli raj dla przekrętów

WTC skonstruowany jest bardzo naiwnie. Wystarczy, że osoba ubiegająca się o tę zapomogę ma skończone 25 lat życia i szacuje, że jej zarobki nie przekroczą 13 000 £ rocznie. Musi też pracować minimum 30 godzin tygodniowo. Wystarczy wylegitymować się co najmniej dwoma tygodniami wstecz przepracowanymi za tak niską stawkę, a rząd, po wypełnieniu formularza przez ubiegającego się o benefis, przeleje na jego konto minimum 1000 £ rocznie (maximum 2500 £).

Nie dziwi więc, że większość Cyganów brytyjskich pracuje tylko 2 tygodnie w roku, a jak przychodzi do rozliczeń i dopiero, gdy państwo dowiaduje się, ze owi delikwenci nie pracowali przez ten okres w ogóle, powstaje problem. Urząd Skarbowy chce zwrotu work tax credit, ale Cyganie powołują się wtedy na brak pieniędzy, trudną sytuację i w ogóle na prawa człowieka. Oczywiście zaraz wokół pojawiają się pomocne czerwone organizacje, gotowe zorganizować w obronie "prześladowanego" Cygana czy Hindusa pikietę czy inną aferę polityczną. Z reguły rząd bezradnie rozkłada ręce, a w tym czasie kolejni kuzyni naszych "milusińskich" składają wnioski o work tax credit.

Żeby było ciekawiej bułgarscy Cyganie zrobili na owym beneficie masowy interes. Otóż przywieźli kilkuset swoich ziomków z Bułgarii, zarejestrowali ich do pracy, i po dwóch tygodniach wszyscy wrócili do państwa swojego obywatelstwa. Natomiast naiwni Brytyjczycy przez cały rok "zrzucali się" na benefit dla miłych gości. Dopiero po roku w angielskiej prasie podniesiono lament, że kilkaset tysięcy funtów zostało wyłudzonych i szukaj wiatru w polu - czytaj Cyganów w Bułgarii.

Wystarczyłoby, żeby Cameron wykonał jeden mądry ruch w celu ukrócenia tego procederu. Zamiast przelewać pieniądze w ciemno, powinien zaproponować przelew tego dodatku po rocznym rozliczeniu się. Ale na to jest on za tchórzliwy, gdyż decyzja tego rodzaju zrodziłaby ogromne protesty kolorowej dziczy, podsycane przez lewackie organizacje.

Nie wspominamy juz tu o takich "skrajnościach" jak np. skasowanie work tax creditu i podwyższenie kwoty wolnej od podatku, lub minimalnej pensji. Wówczas zwiększyło by się zatrudnienie, a i wpływy do budżetu byłyby dużo większe. Przyniosłoby to na pewno ponad 15 miliardów £ rocznie, co, zwłaszcza w porównaniu z planowanymi dochodami z dotychczasowych pozornych działań, byłoby już znaczną kwotą.

Jednakże, przy obecnej arytmetyce wyborczej i kurczowym zabieganiu o poparcie mamy kwadraturę koła. Cameron nie jest politykiem tego formatu, aby samodzielnie stawić czoła krytyce, by wyprowadzić brytyjskie finanse na prostą. Z planowanej pseudoreformy zysk będzie taki, że brytyjska klasa średnia straci, a masy emigrantów będą dalej traktowane jak święte krowy (i to będzie dopiero prawdziwy ból).

[podane liczby według „The Times”, nr 70070]