Tylko dla Boskich uszu, czyli cantus firmus piosenki wojskowej

wtorek, 16 kwietnia 2013 13:25 Antoni Karp
Drukuj

Tags: Muzyka | Muzyka klasyczna | Wiara

Znakomite dzieło Gillaume Dufay’a msza L’homme armé łączy w sobie wyrafinowanie skomplikowanej konstrukcji z umiłowaniem prostoty i czystości proporcji matematyczno-muzycznych. W poszukiwaniu pitagorejskich ideałów na przestrzeni historii muzyki przyjrzyjmy się bliżej temu arcydziełu wczesnorenesansowej polifonii...

Znakomite dzieło Gillaume Dufay’a msza L’homme armé łączy w sobie wyrafinowanie skomplikowanej konstrukcji z umiłowaniem prostoty i czystości proporcji matematyczno-muzycznych. W poszukiwaniu pitagorejskich ideałów na przestrzeni historii muzyki przyjrzyjmy się bliżej temu arcydziełu wczesnorenesansowej polifonii.

Cofnijmy się teraz jeszcze bardziej w czasie, aż do wieku XV, kiedy to już przebrzmiała manieryczna twórczość muzyczna jesieni Średniowiecza odchodzi w zapomnienie, a zaczyna się koncepcyjna twórczość zaliczana już do epoki odrodzenia. Jednym z prekursorów tego nowego kierunku będzie Guillaume Dufay, XV-wieczny kompozytor franko-flamandzki.

Jedną z głównych form muzycznych, które będzie on uprawiał będzie motet, a w szczególności motet izorytmiczny, którego misterna konstrukcja polega na osnuciu całego utworu na fragmencie melodii wziętej z chorału gregoriańskiego, albo nawet z jakiejś zupełnie świeckiej piosenki. Melodia ta powierzona jest zwykle głosowi tenorowemu, ale spreparowana jest w następujący sposób, że mianowicie ujęta jest w długich wartościach rytmicznych, powtarzających się według powtarzającego się wzoru rytmicznego.

Przywoływany jest on kilka razy, dopiero za którymś podejściem powtarza się sama melodia. Ten zabieg wykorzystywany był już i poprzednio, stosował go na przykład sto lat wcześniej wielki Guillaume de Machaut. Jest on niesłyszalny dla ucha ludzkiego, nikt nie jest w stanie „wysłyszeć” misternej konstrukcji rytmicznej, widoczna ona jest tylko w zapisie nutowym. Nasuwa się tu skojarzenie z rzeźbami umieszczonymi na zewnątrz katedry gotyckiej, absolutnie niewidocznymi dla ludzi stojących na ziemi i podziwiających budowlę. Ta prawdziwa sztuka jest ukryta, widoczna jedynie dla oczu Bożych.

Jednak dla mnie, jako poszukiwacza wątku pitagorejskiego w historii muzyki, szczególnym dziełem Dufay’a jest jego msza L’homme armé. Jest to cykl mszalny składający się z części stałych, czyli Kyrie, Gloria, Credo, Sanctus i Agnus Dei. Wszystkie części oparte są na tej samej melodii, tak zwanym cantus firmus. Dufay jako melodię cantus firmus wziął popularną w tym czasie piosenkę wojskową, tytułową L’homme armé. Melodia tej piosenki oprócz tego, że była prosta i powszechnie znana, posiadała również inne interesujące cechy, po pierwsze powtarzające się skoki kwintowe i kwartowe w przebiegu melodycznym, po drugie pełen wigoru bojowy charakter, co było efektem tego, iż była ona napisana w modus doryckim.

Modus ten wielokrotnie opisywany już przez filozofów starożytnych, zwłaszcza zaś przez Platona, zalecany był w wychowaniu młodzieży i wojska właśnie, jako najodpowiedniejszy przy wyrabianiu hartu ducha i ciała, sprzyjał także rozwijaniu cnót, postrzegany był jako harmonijny, zrównoważony, a zarazem bohaterski.

Użycie melodii tej piosenki wpłynęło na charakter całej mszy, która rzeczywiście „umacnia ducha i krzepi ciało”. Wspaniale brzmią na przykład fragmenty Sanctus, gdzie bas skanduje słowa Osanna! Osanna! na melodię tytułowej piosenki, co brzmi niemalże jak okrzyk bojowy.

Wracając jednak do elementów wątku pitagorejskiego w tej mszy, zwraca uwagę jej kwartowo-kwintowe brzmienie (charakterystyczne dla muzyki średniowiecznej), szczególnie akcentowane w kadencjach, co jest wyraźnym nawiązaniem do tamtej tradycji, która liczbom cztery i pięć przypisywała szczególne znaczenie, a interwał kwarty i kwinty ceniła ze względu na ich czystość.

Ciężko wychwytywany podczas słuchania cantus firmus, ujęty w długich wartościach rytmicznych, a powierzony głosowi tenorowemu (choć czasem wędruje on również i do innych głosów), jest swego rodzaju osią utrzymującą pozostałe głosy, które oplatają go swymi melizmatycznymi melodiami, zawsze jednak powracając do współbrzmienia kwartowo-kwintowego. Dopiero pod koniec danej części mszalnej (np. w Kyrie) melodia cantus firmus powraca w drobniejszych wartościach rytmicznych, co daje wrażenie przyspieszenia utworu, jednak wtedy właśnie melodia wojskowej piosenki staje się na powrót rozpoznawalna, jakby w ten sposób przypominała o sobie, że nie jest tylko abstrakcyjną kombinacją interwałów, ale też popularnym wśród współczesnych kompozytorowi słuchaczy „hitem”.

Ciekawostką jest fakt, że w uznaniu doskonałości tego dzieła, kilka następnych generacji kompozytorów tworzyło własne wersje mszy L’homme armé, opartych na tym samym cantus firmus