Pierścień w ogniu Góry Przeznaczenia, czyli nadzieja na Boże Narodzenie w Śródziemiu

wtorek, 22 grudnia 2015 13:53 Inkling Kultura - Literatura
Drukuj

Tags: Literatura | Tradycja w Kościele | Wiara

 

Nie ulega wątpliwości, iż katolicyzm odegrał ogromną rolę w formowaniu literackiej wrażliwości Johna R. R. Tolkiena. Jednak w jego dziełach nigdzie nie natrafimy na bezpośrednią promocję chrześcijaństwa. Profesor cenił sobie szczególnie Eucharystię. Umiłowanie tego sakramentu pozostawił w duchowym testamencie jednemu z synów, pisząc do niego: „Spomiędzy ciemności mego życia, pełnego rozczarowań, kładę ci przed oczy jedną wspaniałą rzecz godną miłości na ziemi: Najświętszy Sakrament. Tam znajdziesz miłość, chwałę, honor, wierność i prawdziwy sposób przeżywania wszystkich twoich miłości na ziemi, których pragnie serce każdego człowieka”.

Znajomość Ewangelii sprawiła, że Tolkien podchodził do życia i historii świata z nadzieją. Pomimo ciemności, które dotknęły jego samego i krewnych, wierzył, że ostatecznie nastąpi zwycięstwo, że zło - chociaż wydaje się wszechobecne i potężne – w końcu przegra. Tę wiarę Tolkien uwiecznił szczególnie na kartach Władcy pierścieni. Jest to o tyle dziwne, że w tej epopei nie znajdziemy ani jednej wzmianki o Bogu. Nie pojawia się też słowo o religii. Nie ma kultu i świątyń. Wydaje się, że Śródziemie to świat, w którym bogowie nie istnieją, że jest to rzeczywistość laicka, pogańska, areligijna. Jednak sam pisarz powiada, że Władca pierścieni jest oczywiście z gruntu religijnym i katolickim dziełem.

Tolkien nie lubił alegorii, bo wydawała mu się zbyt prosta. Nie podobała mu się bezpośredniość, z jaką C. S. Lewis stworzył Kroniki Narnii. Autor Hobbita nie chciał, aby doszukiwać się w baśniowych bohaterach kolejnych ucieleśnień Chrystusa. Obrał sprytniejszą i skuteczniejszą metodę. Wolał odwoływać się do literackiego mitu, który, jego zdaniem, jest bardziej wymagający, ale za to odsłania znacznie więcej. Chciał, aby to czytelnik utożsamił się z konkretnymi wartościami, które wprawdzie nienazwane, są pochodzenia chrześcijańskiego, choć wiele z nich cechuje również uniwersalizm. Religijne znaczenie dzieła wciela się niejako w samą akcję, odbija w różnych charakterach, obrazach i całym nastroju Władcy pierścieni. Jest to obecność na poły sakramentalna. Pod znakami i materialną rzeczywistością ukrywa się to, co niewidzialne, ale działające. Myślę, że katolickie rozumienie sakramentalności naznaczyło sposób przedstawiania prawdy o człowieku i świecie w dziełach Tolkiena.

Spójrzmy na kilka możliwych ukrytych nawiązań do chrześcijaństwa. Na czoło wysuwa się idea niemalże kosmicznej walki między dobrem i złem, walki nierównej. Przypomina to zarazem ewangeliczne zmaganie tego, co małe, ubogie, pozornie bez szans, z tym, co silne i ufające tylko w przemoc i lęk. Zwycięstwo, choć opóźnione, należy jednak do „słabszego”. W dziele dobrze też zarysowuje się konieczność współpracy łaski z człowiekiem. W bitwach, które odmalowuje Tolkien, walczy się do ostatka, pomimo lęku, ale też we współpracy z innymi. Pomoc nadchodzi często wtedy, kiedy wydaje się, że już wszystko stracone. Jednak najpierw trzeba zrobić swoje.

Warto również wspomnieć o wierności, przyjaźni, lojalności, dążeniu do celu pomimo doświadczenia głodu, pragnienia, zimna i zagrożenia życia. Nie bez znaczenia jest też zgoda na cierpienie dla wyższego celu, poświęcenie się dla innych, ufność w działanie Siły Wyższej.

Niektórzy interpretatorzy idą jeszcze dalej. Mimo wszystko dopatrują się w ciężarze dźwiganym przez Froda krzyża Chrystusa, a w chlebie elfów – lembas – symbolu Eucharystii. Specyficzne rozdwojenie Golluma czy nie przywodzi na myśl Pawłowego rozdarcia w człowieku grzesznym, który chce dobra, ale go nie czyni? A tolerowanie Golluma, pomimo jego przebiegłości i dwuznaczności, czy nie przypomina przypowieści o chwaście rosnącym pośród pszenicy, którego Chrystus nie każe wyrywać aż do żniwa? Bez Golluma Frodo nie wrzuciłby pierścienia w ogień Góry Przeznaczenia…

Jeszcze zanim Christopher Tolkien rozpoczął edycję cyklu Historii Śródziemia, sąd ten byłby jak najbardziej usprawiedliwiony. Świat Śródziemia opisany we Władcy Pierścieni wydać się może pozbawiony Boga (ale tylko na pierwszy rzut oka). Jeśli już dostrzeżemy w nim działanie sił wyższych, to zdają się one dalekie od codzienności zwykłego życia i bardzo niedookreślone. Już Silmarillion (wydany po śmierci autora) zmienia tę perspektywę, przybliżając universum świata wtórnego do naszych, dodajmy chrześcijańskich, wyobrażeń o relacji Stwórcy do Swego dzieła. Eru Ilúvatar jest Ojcem Wszystkich Rzeczy, dokładnie tak jak Stwórca biblijny, Bóg Abrahama, Izaaka i Jakuba, stwarza świat duchowy i materialny mocą Swojego Słowa. Oddaje go w dziedzictwo Swym Dzieciom, Dzieci zaś powierza opiece Aniołów czyli Ainurów. Los Elfów, ich eschatologia to inwencja Tolkiena. Istoty te materialnie (dziś rzeklibyśmy genetycznie) są tego samego gatunku co Ludzie, nie umierają jednak – nie opuszczają Kręgów Świata – ale pozostają w Świecie aż po jego kres. Jak zauważa Finrod w Athrabeth Finrod ah Andreth: "Kres [Ardy] nadejdzie. A wtedy przyjdzie nam umrzeć, a zatem zginąć ostatecznie, bo należymy do Ardy". Nie są zatem Elfowie nieśmiertelni – są jedynie długowieczni. Inaczej Ludzie. Ich wizyta w Świecie trwa krótko, jest niemal niezauważalnym z perspektywy Elfów epizodem. A tajemnica losu Człowieka, zakryta nawet przed Valarami, ma jak się zaraz okaże, najdonioślejsze znaczenie.

Wspaniałe źródło wiedzy o teologii i eschatologii legendarium – powstały w 1959 roku dialog Athrabeth Finrod ah Andreth – wnosi wiele nowych wątków w burzliwy spór o związki wyimaginowanego świata Śródziemia z objawieniem chrześcijańskim. Możemy wyobrazić sobie jaki wewnętrzny sprzeciw wywoływał u Tolkiena, wiernego Kościoła Katolickiego, fakt tworzenia z gruntu nie-katolickiego świata literackiego, dysonans jakim jest zauroczenie pogańskim światem mitów przedchrześcijańskiej Północy i wierność dogmatom wiary w Chrystusa, który zbawił świat. Odpowiedzią Tolkiena była idea współstwarzania, subkreacji – bardzo dobrze przyjęta wśród Inklingów. Człowiek na skutek Grzechu Pierworodnego utracił pełnię pierwotnej chwały, ale zachował strzępki pamięci o swym miejscu w zamysłach Stwórcy. Wszelkie mity i religie przedchrześcijańskie są w jakimś stopniu odbiciem owej Prawdy. A zatem nie są z pewnością kłamstwem, wymysłem ludzkiej wyobraźni. Jednak dopiero Objawienie – wyrażone w dziejach Narodu Wybranego – i jego pełna realizacja w osobie Zbawiciela, Jego Zmartwychwstaniu i Odkupieniu, są w pełni wiarygodnym i pełnym źródłem wiedzy o Bogu i Świecie. Chrześcijanie wierzą w Trójcę Świętą. W tej idei, pięknie zilustrowanej znaną ikoną Andrieja Rublowa, zawiera się wszystko, co chrześcijanie chcą przekazać światu. Stwórcą jest jeden Bóg Ojciec, który przyszedł odkupić człowieka jako Syn Boży i żyje ze swym ludem jako Duch Święty. Wiele wskazuje na to, że podobieństwa między metafizyką Ardy i wiarą chrześcijan nie są przypadkowe.

Tolkien pragnął uczynić swój świat jak najbardziej „chrześcijańskim”. Uczynił to posługując się jednak innym od powszechnie przyjętego językiem. Podobnie „opisał” swoją wiarę C. S. Lewis w Opowieściach z Narnii. Perspektywa Ainulindalë, wielu fragmentów Quenta Silmarillion i w szczególności Athrabeth ukazuje nam Ardę jako świat oczekujący na swą erę chrześcijańską – by posłużyć się słowami wyżej wzmiankowanego listu. Choć proto-objawienie jest udziałem garstki Wiedzących ludu Maracha, to mamy już w Śródziemiu zalążek, którego odpowiednikiem w realnym świecie było potomstwo Abrahama, ojca wszystkich wierzących w Jedynego Boga. Czytamy w Athrabeth, że ludzie Dawnej Nadziei wierzą, że sam Jedyny wstąpi w Ardę i uzdrowi ludzi i wszystko, co uległo Skażeniu, od początku aż do samego końca. Nikt nie wie jak ma się to dokonać. Finrod sądzi, że gdyby Eru zechciał, to znalazłby sposób jak tego dokonać (...) nawet gdyby On Sam w Sobie miał wejść w świat, to musiałby wciąż pozostać Tym, kim jest: Autorem spoza swego dzieła. My wiemy już jak Inny przychodzi do ludzi. Poznaliśmy ubóstwo stajenki i znamy Tego, który ogołocił samego siebie, przyjąwszy postać sługi, stawszy się podobnym do ludzi (Flp 2, 7). Domyślamy się też, że Zbawienie Ardy nadejdzie podobną drogą. Nie zgadzamy się zatem z poglądem, który mówi, że w Śródziemiu Ery Chrześcijańskiej być nie może. Ona należy wyłącznie do Świata, w którym nastąpiło Wcielenie i Odkupienie. Śródziemie musi pozostać przy Starej Nadziei, zapisanej w Athrabeth Finrod ah Andreth... Czymże jest bowiem Dawna, czy też Stara Nadzieja jak nie zapowiedzią Wcielenia i Odkupienia. Zapowiedzią znacznie bardziej czytelną niż proroctwa Starego Testamentu. Niektórzy w domysłach idą jeszcze dalej... 

W 34 numerze „Vinyar Tengwar”, w komentarzu językoznawczym do Morgoth’s Ring czytamy o obecności Trójcy Świętej w wyobrażeniach religijnych ludzi i elfów Dawnych Dni. Patrick Wynne i Carl F. Hostetter piszą: "Komentarz do Athrabeth Finrod ah Andreth jasno sugeruje, że Niezniszczalny Płomień to Duch Święty (...)".  „Zróżnicowanie natury Eru”, które jest niewątpliwym nawiązaniem do Trójcy, rozwija następujący przypis Tolkiena: Zwrócono już na to uwagę w Ainulindalë, gdzie wzmiankuje się „Niezniszczalny Płomień”. Jest on tam przedstawiony jako stwórcza aktywność Eru (w jakimś sensie jako coś odrębnego od Niego lub w Nim), dzięki której rzeczy otrzymują „prawdziwe” i niezależne (choć wtórne i stworzone) istnienie. Podobny pogląd na temat Ducha Świętego wnosi doktryna chrześcijańska: „Duch Święty to boska zasada aktywności działająca wszędzie w świecie realizując wolę Boga”. Jeszcze mocniej poruszającym podobieństwem jest ognista manifestacja Ducha Świętego opisana w Dziejach Apostolskich (2, 1-4): „Kiedy nadszedł wreszcie dzień Pięćdziesiątnicy, znajdowali się wszyscy razem na tym samym miejscu. Nagle dał się słyszeć z nieba szum, jakby uderzenie gwałtownego wichru (...). Ukazały im się też języki jakby z ognia, które się rozdzieliły, i na każdym z nich spoczął jeden. I wszyscy zostali napełnieni Duchem Świętym”. 

Istnieje też w tym tekście nawiązanie do osoby Chrystusa. W Athrabeth Andreth opowiada o „Dawnej Nadziei” Człowieka (...). Komentarz dodaje, że Finrod wywnioskował z wywodu Andreth, że „Eru przybędzie wcielony w postać człowieka”.

A zatem jasne jest, że Eru „Jedyny” to Bóg chrześcijaństwa w Trzech Osobach: Ojciec (Ilúvatar „Ojciec Wszystkiego”), Syn („Dawna Nadzieja”, że Eru przybędzie do Ardy w postaci człowieka) i Duch Święty (Niezniszczalny Płomień/Sekretny Płomień). Te ciekawe spostrzeżenia wskazują, że Profesor Tolkien nie odebrał Śródziemiu nadziei czy może „Dawnej Nadziei” na Boże Narodzenie... Wesołych Świąt!