Życie wśród ludzi, zwierząt i bogów, czyli Ferdynanda Ossendowskiego spotkania z baronem Ungernem

poniedziałek, 11 listopada 2013 00:06 GV Kultura - Literatura
Drukuj

Tags: Białe plamy | Kultura | Literatura

 

Autor ponad 100 tomów przełożonych na blisko 30 języków, łącznie z urdu. Najpłodniejszy i najpoczytniejszy polski pisarz przedwojenny w kraju i na świecie, chemik, podróżnik, zapalony myśliwy, z pochodzenia Tatar, piszący pierwsze książki po rosyjsku polski patriota, wreszcie nieprzejednany wróg bolszewizmu i autor światowego bestsellera Lenin. I to ostatnie zadecydowało, że Ferdynand Ossendowski, nietuzinkowa postać historii polskiej literatury, został całkowicie wyrugowany ze świadomości Polaków w okresie PRL.

Efektem skuteczności tej akcji był do 1989 r. niemal całkowity brak dzieł Ossendowskiego w bibliotekach, nie mówiąc o księgarniach. Częściej jego spuścizna była wznawiana w językach obcych, jak choćby po mongolsku, niż w kraju ojczystym. Ten paradoks został przedstawiony np. w dokumencie emitowanym parę lat temu w TVP 1 – kolejnej część cyklu Roberta Kaczmarka Errata do biografii. I tym razem autorzy serii zajęli się przywracaniem Polakom nieznanych czy w tym wypadku wyrwanych kart z historii polskiej literatury. Co najważniejsze, twórcy Erraty... pokazali, że nawet dziś można znaleźć w Polsce ludzi, którym zależy na zniekształcaniu pamięci o pisarzu. Potwierdzają to słowa niejakiej p. Beata Dorosz, ze specyficznej instytucji pn. Instytut Badań Literackich PAN: „Teraz mam jakiś rodzaj satysfakcji, że ta tablica wygląda tak, jak wygląda”. Zdaniem pani doktor w przestrzeni publicznej powinno się bowiem kłaść akcenty na elementy łączące ludzi, a nie dzielące, co jej zdaniem robił napis „antykomunista”, który „budzi niepokój”. Nota bene Ossendowski nigdy nie miał szczęścia do pracowników IBL. Nawet w słowniku biograficznym tej „szacownej” placówki widnieje błąd w jego dacie urodzenia.

Dokument Roberta Kaczmarka otwiera bowiem scena z warsztatu, gdzie w huku i iskrach szlifierz pracuje nad kształtem pamiątkowej tablicy. To tablica na cześć autora demaskatorskiego pamfletu Lenin, którego rocznica śmierci miała zostać uhonorowana przez władze warszawskiej dzielnicy Ochota. Tu bowiem, przy ul. Grójeckiej 27 pod numerem 9, Ossendowski spędził lata wojny. Tablica nie zawisła jednak na czas z powodu awantury wywołanej przez rzeczoną p. Dorosz z IBL PAN. Jej źródło stanowiła treść spornej tablicy, przeciwko której zaprotestowała na zebraniu wspólnoty mieszkaniowej właśnie dr Dorosz, mieszkanka budynku i „literaturoznawca”. Nie chodziło jednak o błędy związane z twórczością literacką. Problem leżał w ostatnim słowie wizytówki, jaką opatrzono postać Ossendowskiego – „pisarz, podróżnik, antykomunista”. Niewygodne dla większości mieszkańców kamienicy słowo „antykomunista” zostało pod ich presją zeszlifowane.

Koleje losu Ossendowskiego, który dorastał w Petersburgu, wielokrotnie przeinaczano, zwłaszcza jeśli chodzi o wątek jego wyjazdu do Mongolii. Sam pisał o tym wydarzeniu tymi słowy: „Przed nawałnicą bolszewicką musiałem uchodzić z Petersburga na Syberję jeszcze w r. 1918. Do stycznia r. 1920 przebywałem na Syberji, gdzie rządy bolszewickie zastąpił rząd admirała Kołczaka, zgubionego przez wpływy monarchistów i przez nieudolnych ministrów – czytamy w pierwszym rozdziale bestsellera Przez kraj ludzi, zwierząt i bogów. – Na początku r. 1920 los rzucił mię do Krasnojarska, miasta położonego u brzegu wielkiej i pięknej rzeki Jenisej, której źródła rodzą się w górach Urianchaju, a ujście ginie w Oceanie Lodowatym. Z kilku Polakami układaliśmy plan ucieczki do Urianchaju i dalej – do Mongolji, Chin, Europy... lecz wypadki zmieniły nasze zamiary. Znajomi moi zostali aresztowani i umarli na tyfus plamisty w więzieniu, a grupa katów bolszewickich przybyła po mnie i, wypadkowo nie zastawszy mnie w domu, uczyniła na mnie zasadzkę” – kontynuuje pisarz opowieść o początkach tej równie niesamowitej, co niebezpiecznej przygody.

W czasie wojny domowej w Rosji czynnie współpracował z dowództwem Białych, przekonany do misji admirała Aleksandra Wasiljewicza Kołczaka. Dlatego też dołączył do jego rządu jako urzędnik w Ministerstwie Finansów i Rolnictwa. Po upadku rządów admirała na Syberii, mieszkający dotychczas w Omsku pisarz zmuszony został do ucieczki przed bolszewikami, w trakcie której dotarł do Mongolii. Został tam ugoszczony przez barona Romana Fiodorowicza von Ungern-Sternberga, zwanego mongolskim chanem, dowódcę azjatyckiej dywizji konnej, która na Syberii w początkach lat 20. prowadziła walkę z bolszewikami, legendarnym posiadaczem gigantycznego skarbu szacowanego na 2 mld dolarów. Baron przyznał Ossendowskiemu obywatelstwo na terytoriach podlegających jego kontroli: to był początek partnerstwa, które miało być krótkie, ale intensywne. Zaciągnąwszy się jako oficer dowodzący jedną z jednostek samoobrony w armii barona – złożonej z Mongołów, Buriatów, Rosjan, Kozaków, Kaukazów, Tybetańczyków, Koreańczyków, Japończyków i Chińczyków – Ossendowski stał się wkrótce jego doradcą politycznym i szefem jego służby bezpieczeństwa, sprawując już wcześniej, według wszelkiego prawdopodobieństwa, podobne stanowiska w rządzie Kołczaka. Ungern darząc pisarza wielkim szacunkiem, tytułował go „profesorem” (jako profesor i ekspert od spraw ekonomicznych znany był też wcześniej w sztabie admirała Kołczaka). I właśnie tam w samym sercu Azji, w bezgranicznej, tajemniczej i bogatej Mongolii, miały miejsce najważniejsze wydarzenia w życiu polskiego pisarza, te same, które mistrzowsko opisał później w swojej najsłynniejszej książce Przez kraj ludzi, zwierząt i bogów. Geopolityczne wstrząsy będące skutkiem rewolucji w Rosji doprowadziły do konfrontacji Mongołów, Chińczyków, białych wojsk i bolszewików.

Baron von Ungern-Stenberg niedługo po rozstaniu się z Ossendowskim został rozstrzelany. Pisarz natomiast pożyczonym od barona samochodem przez pustynię Gobi bezpiecznie przedostał się do Pekinu. Dalej ruszył Koleją Wschodniochińską, aby z czasem dotrzeć także do Japonii i w końcu szczęśliwie do USA. Prawdopodobnie w Japonii przekazał swój raport o propagandzie bolszewickiej i sytuacji polityczno-ekonomicznej w centralnej Azji sporządzany na zlecenie rządu polskiego, w którego posiadanie weszli też Japończycy i Amerykanie. Przekazał też Edgarowi Sissonowi, oficerowi amerykańskiego wywiadu, teczki z korespondencją przedstawicieli partii bolszewickiej z niemieckim sztabem generalnym (tzw. dokumenty Sissona), który wykazywały, że Lenin był agentem wywiadu niemieckiego, a działalność partii bolszewickiej finansowana była z niemieckich pieniędzy.

Całe swoje życie Ossendowski poświęcił walce z zarazą mentalną, jaką w jego głębokim przekonaniu była bolszewia. I czy pisał książkę Lenin, w której na długo przed Orwellem diagnozuje rewolucję komunistyczną i jej wodza, czy opracowywał projekt broni chemicznej, zawsze miało to związek z jego konsekwentną i wyraźną antykomunistyczną postawą, która jednak – zdaniem wspomnianej dr Dorosz – nie była na tyle oczywista, by określeniem „antykomunista” opatrywać jego sylwetkę. By propagować wiedzę na temat zbrodniczego systemu, Ossendowski wykorzystywał wszystkie swoje kontakty, nawet wywiadowcze, choć wbrew utartym pogłoskom nie odnaleziono żadnych dowodów jego współpracy z obcym wywiadem.

W Japonii pisarz spotkał się też z L. S. Pallenem, amerykańskim wydawcą żydowskiego pochodzenia, który znając świetnie zapotrzebowanie rynku na sensację i egzotykę, namówił Ossendowskiego do zrelacjonowania jego konnej podróży przez Azję Centralną. Tak właśnie zrodził się hit wydawniczy Beasts, Men and Gods, którego premiera miała miejsce w Nowym Jorku w 1922 roku (po polsku wspominany już tom Przez kraj ludzi, zwierząt i bogów ukazał się w 1923 r.) i który przekonał Ossendowskiego, by profesjonalnie zająć się pisarstwem. Pallen miał nosa, bo sensacyjną książkę sprzedano na pniu i osiągnęła blisko milionowy nakład, a wkrótce została przetłumaczona na prawie 20 języków. Co ciekawe, książka ta weszła do światowego kanonu kultury popularnej za sprawą słynnego włoskiego rysownika i scenarzysty Hugo Prata, który jeden z odcinków swej komiksowej serii o kapitanie Corto Maltese (Corto Maltese na Syberii z 1974 r.) stworzył właśnie pod wpływem lektury Przez kraj ludzi, zwierząt i bogów.

Za sprawą tego tomu oraz demaskatorskiego i pionierskiego na tamte czasy Lenina z 1930 roku Ossendowski był najbardziej rozpoznawalnym polskim przedwojennym pisarzem na świecie. Ani tej wiedzy, ani innych informacji o literaturze Ossendowskiego nie sposób dziś uzyskać nawet na studiach polonistycznych. Jego literatura nie doczekała się poważnych opracowań naukowych, nie figuruje w wielu podręcznikach i słownikach, a jego filmowy wręcz życiorys „polskiego Indiany Jonesa” czy „syberyjskiego Lawrence’a” dotychczas nie stał się kanwą żadnego scenariusza fabularnego.

Ossendowski, którym zachwycali się Melchior Wańkowicz i Aleksy Tołstoj, był w międzywojennej Polsce jednym z kilku autorów, którzy utrzymywali się z pisania. Wydawał po kilka tytułów rocznie. W celach komercyjnych tworzył romanse orientalne, na zamówienie napisał powieść dla fabrykanta czekolady (Pierścień z krwawnikiem, 1938 r.). Wedle umowy z 1931 roku miał za 2000 zł miesięcznie stworzyć cykl powieści krzewiących wartości chrześcijańskie. Jednak największymi zasługami Ossendowskiego były oczywiście jego książki reporterskie i podróżnicze – pewnie nieprzypadkowo w dokumencie z cyklu Errata do biografii padają takie określenia jak „polski Herodot”, „Marco Polo” czy „przedwojenny Kapuściński”. Prócz Azji eksplorował też Afrykę, czego pokłosiem jest chociażby dwutomowa opowieść o północnej części tego kontynentu poświęcona Algierii i Tunezji Pod smaganiem samumu z 1926 r. Ossendowski, jak zwykle, nie poprzestaje na obrazowaniu przyrodniczego aspektu podróży, ale zajmuje się w niej też tłem społecznym. Opisuje więc nikczemność kolonializmu francuskiego, ale też pokazuje, że w licznych kręgach arabskiej ludności Afryki Północnej Lenin traktowany jest niemal jak Mahdi, czyli mesjasz.

Ale Ossendowskiego zachwycała też polska przyroda. Jest autorem opublikowanych we wspaniałym cyklu «Cuda Polski» książek poświęconych Karpatom, Huculszczyźnie, Polesiu oraz polskim puszczom, które, jak pisał w przedmowie, uwiecznił z umiłowania oraz dla „zrozumienia znaczenia ich dla państwa i szlachetnej dumy, iż wszędzie tu przetrwała polskość”. Ossendowski, który zanim zajął się pisarstwem, wykładał na wielu warszawskich uczelniach, miał na koncie imponującą liczbę prac naukowych, między innymi z zakresu chemii, którą studiował na Sorbonie. Wśród jego dokonań można wymienić między innymi zwielokrotnienie wydajności kolei transsyberyjskiej za sprawą nowej receptury smaru do osi pojazdu, który miał funkcjonować w temperaturze ujemnej.

Wciąż aktywny w obszarach inżynierskich, po powrocie do Polski w latach 20. był inicjatorem uruchomienia w kraju produkcji broni chemicznej i opracowania do tego celu odpowiednich receptur, które zachowały się do dziś. Z ciekawostek warto też wspomnieć, że Ossendowski był twórcą i producentem pierwszego polskiego filmu turystycznego czy raczej dokumentu z dalekiej Afryki. A scenariusz do pierwszego polskiego fabularnego filmu egzotycznego, za który zainkasował 6000 zł, pisał pod Eugeniusza Bodo. Zdjęcia kręcono w Algierii, lecz filmu nigdy nie dokończono. Za to pisarz dokończył dwie książki będące zapisem lat w okupowanej Warszawie, gdzie brał udział w pracy konspiracyjnej. Podobnie jak jego dzienniki – do dziś nie doczekały się wydawcy i w formie rękopisów znajdują się w Muzeum Literatury w Warszawie.

Gdy mowa o dorobku Ossendowskiego, zawsze z tematu literatury ześlizgujemy się w obszar biografii. Jest ona nie tylko kluczem do czytania jego powieści, ale w dużej mierze swoistym streszczeniem jego książek, które zawsze miały swe źródło w bogatych doświadczeniach podróżniczych czy obserwacjach dziennikarskich. Nawet dalekie od reporterskiej relacji jego liczne romanse orientalne czy książki dla dzieci czerpią swój klimat z jego odległych wojaży, w czasie których zdarzało mu się zaszywać w rejony nigdy wcześniej nieodwiedzane przez Europejczyka. Książki dla najmłodszych zapełniają więc egzotyczne zwierzęta – najpopularniejsza z nich to oczywiście Słoń Birara z 1932 r. Akcje pokupnych powieści popularnych, czyli jego romansów podróżniczych, miewają miejsce w odległych Chinach (Za chińskim murem, 1924 r.), Japonii (Szkarłatny kwiat kamelii, 1928 r.) czy Maroku (Orlica z 1925 roku). „Walczę ze swoją miłością ku Tobie, Czar Aziza, a gdy widzę Ciebie przed sobą, gdy tonę w otchłani twoich oczu, płonie moje serce i błaga o miłość i pocieszenie...” – czytamy w tej ostatniej, która, rzecz jasna, nie należy do literatury wysokiej próby. Bo twórczość Ossendowskiego była bardzo nierówna pod względem literackim i autor sam się wstydził wielu swoich romansów pisanych wyłącznie dla pieniędzy. Jak opowiada Witold Michałowski – musiał on jakoś zarobić na największe brylanty, by wygrać z Adolfem Nowaczyńskim zabiegi o względy swej ukochanej Zofii.

Wszak ten krzepki mężczyzna o ponurej twarzy, tytan pracy, przez wiele dam nazywany gburem, potrafił też kochać czułą i płomienną miłością. A taką z pewnością było jego uczucie do przyszłej żony, kompozytorki Zofii Płoszko (dla niej porzucił pierwszą żonę Annę, Rosjankę i siostrę właścicieli kopalni złota na Syberii). Zofię pierwszy raz ujrzał w Baku, ale los połączył ich wiele lat później, gdy była już wdową i matką zabitego pod Radzyminem syna Lolusia, któremu Ossendowski postawił murowaną tablicę na wojskowych Powązkach. A dedykacja jednej z najgłośniejszych jego książek brzmiała: „Tej, którą spotkałem niegdyś na brzegu «wielkiej, lazurowej, słonej wody» u stóp piętrzących się czerwonych skał, a dla której przechowałem wierną miłość do dnia, gdy stała się moją”. Obie żony pisarza zmarły w okresie okupacji, a ostatnia dama jego serca przyczynić się miała do jego zgonu. Otóż, jak głosi anegdota, podała Ossendowskiemu bigos, który był ostatnią potrawą w życiu pisarza cierpiącego na owrzodzenie dwunastnicy. Ale są to tylko przypuszczenia, albowiem historia dopisała do śmierci Ossendowskiego jeszcze niejedną tajemnicę.

Pod koniec okupacji, w lutym 1943, pisarz wstąpił do konspiracyjnego Stronnictwa Narodowego. Prawdopodobnie podczas walk powstańczych w 1944 roku Ossendowski opuścił Warszawę i zamieszkał w dworku państwa Witaczków w Żółwinie koło Podkowy Leśnej (właścicielem był zaprzyjaźniony z autorem Orlicy fabrykant). Zmarł 3 stycznia 1945 roku, przeżywszy lat 67. Tydzień po pogrzebie na cmentarz w Milanówku wkroczyli żołnierze NKWD, który rozkopali świeżą mogiłę, by stojący pod lufami karabinów stomatolog mógł zaświadczyć, że w grobie faktycznie leży autor Lenina i wróg komunizmu. Można się jedynie domyślać, jaki los spotkałby Ossendowskiego, gdyby śmierć nie zdążyła przyjść przed wkroczeniem do Milanówka Armii Czerwonej. Ponieważ pisarz nie żył, należało zabrać się do uśmiercania pamięci o nim, co – z dzisiejszej perspektywy – rzeczywiście się udało. Na wykazie książek podlegających niezwłocznemu wycofaniu z bibliotek z 1 października 1951 r. nazwisko Ossendowskiego, autora ponad stu pozycji opatrzone jest hasłem „Wszystkie utwory”. Dopiero od roku 1989 jego prace mogą być w Polsce oficjalnie wydawane.

Ossendowski nigdy nie ujawnił żadnych szczegółów swojej działalności polityczno-wywiadowczej. Archiwum zostało skrupulatnie zniszczone przed jego śmiercią. Należy jeszcze przypomnieć, że kiedy po rewolucji i wojnie Ferdynand Ossendowski znalazł się w Polsce, sprawa ukrytego w Mongolii złota pozostawała na marginesie jego życia, przemieniona w pół bajkę, pół sen. Sam Ossendowski nigdy nie powracał w rozmowach do tamtych czasów, niekiedy tylko wspominał o tym, że lama w jednej z wiosek przepowiedział śmierć jego i Romana Fiodorowicza. Ungern miał żyć jeszcze szesnaście tygodni, a on – Ossendowski – miał umrzeć dopiero wtedy, kiedy baron mu o tym przypomni. Była to anegdota, zabawna historyjka do opowiadania znudzonym damom. Pisarz żartował, że będzie żył wiecznie.

1 stycznia 1945 roku Ossendowskiego, w jego domu koło Warszawy, odwiedził oficer Wehrmachtu, w stopniu porucznika, który przybył porozmawiać z pisarzem na kilka godzin przed jego wyjściem z domu z kopią Przez kraj ludzi, zwierząt i bogów. Niektórzy świadkowie i reporterzy wysuwają hipotezę, że niemiecki oficer mógł być spokrewniony z nieżyjącym już Ungern-Sternbergiem (tak się ponoć przedstawił pisarzowi). Zapewne był to porucznik Dollert, który pracował dla niemieckiej służby bezpieczeństwa i który po wojnie został franciszkaninem  w Asyżu. Mówiło się, że w kopii tej książki mogły znajdować się poufne dokumenty odnoszące się do wydarzeń, których świadkiem był Ossendowski; stąd zainteresowanie ze strony urzędnika. Pewne jest to, że zaledwie dwa dni później, 3 stycznia 1945 roku, Ossendowski zmarł na skutek poważnych dolegliwości żołądka, zabierając do grobu tajemnice dotyczące aspektów ezoterycznych Przez kraj ludzi, zwierząt i bogów. Wypełniła się więc przepowiednia lamy, że pisarz umrze, gdy ponownie spotka barona Ungerna.