Armagedon, czyli David Irving ante portas

czwartek, 30 września 2010 22:19 Ebenezer Cook
Drukuj

Tags: Komentarze | Sapienti sat!

Ogromne wojska, bitne generały,
Policje – tajne, widne i dwu-płciowe
– Przeciwko komuż tak się pojednały?
– Przeciwko kilku myślom… co nienowe!
                                   C.K. Norwid, Siła ich

Od 23 września br. (czwartek) przebywał w Polsce David Irving, historyk brytyjski, autor m.in. tak znaczących pozycji, jak Wojna Hitlera, Goebels. Mózg Trzeciej Rzeszy, Wypadek, Drezno. Apokalipsa 1945. Z grupą pasjonatów historii przybył do Mrągowa, skąd urządzane były objazdy do kwater wodzów Trzeciej Rzeszy zlokalizowanych na Mazurach. (m.in. do   wojennej siedziby dowódcy SS Heinricha Himmlera („Hochwald”) w Pozezdrzu i kwatery głównej Adolfa Hitlera w Gierłoży, kwatery naczelnego dowództwa wojak lądowych („Anna”) w Mamerkach oraz kwatery polowej szefa kancelarii Rzeszy Hansa Lammersa w Radziejach k. Kętrzyna.  Na zakończenie pobytu (w poniedziałek 27 września br.) odbyła się zamknięta konferencja prasowa w hotelu Marriott w Warszawie.

Wobec zaistniałych na terytorium Rzeczypospolitej Polskiej faktów w stan gotowości bojowej zostały postawione debilnoliberalne media, środowiska żydowskie, służby specjalne, policja, wojsko, prokuratura,  minister sprawiedliwości i Bogu ducha winni posterunkowi z wymienionych wcześniej miejscowości. 
 
Biorąc pod uwagę potencjał zaangażowanych sił i środków, jak również histeryczne reakcje spolegliwej prasy można by przypuszczać, że nie tyle samym Mazurom, co całej polskiej racji stanu groził niespotykany kataklizm. Straszniejszy od wszystkich tegorocznych powodzi, lądowania talibów w Klewkach, reformy edukacji, wojny o krzyż, kolejnej podróży życia p. Premiera czy biegłości w przekazywaniu komunikatów w języku polskim p. Prezydenta. Okazuje się, że raptem przebywał na naszych pięknych obszarach naukowiec eksplorujący teren jak najściślej związany z tematyką badawczą, której poświęcił całe swoje życie i karierę naukową. Jego prace, oparte na oryginalnych, nie preparowanych, materiałach źródłowych (co w dzisiejszym świecie nauki zdarza się coraz rzadziej), dotyczące dziejów Trzeciej Rzeszy, przebiegu II wojny światowej, niejednokrotnie nawiązujące do dramatycznych wydarzeń z historii Polski, są rozchwytywane na całym świecie, a kolejne znikające z księgarń wydania udowadniają, że prof. Irving jest badaczem na tyle rzetelnym i poszukującym prawdy, że aż niewygodnym dla „brązowników” i poprawiaczy historii przeznaczonej dla debilno-liberalnego motłochu.

Nie jest więc istotne, że brytyjski historyk, twórca słynnej „Kolekcji Davida Irvinga”, zawierającej wiele unikatowych dokumentów, umożliwił do niej dostęp historykom z całego świata, a ilu tak naprawdę skorzystało z tak nadarzającej się okazji, aby poznać prawdę, to zupełnie inna sprawa. Z pewnością nasze środowiska badaczy i popularyzatorów historii, w świetle tego, co wypisują o Irvingu, nie pofatygowały się, aby uzupełnić braki w wiedzy. Źródłem ich aksjomatów są ci sami globalni i lokalni dysponenci, którzy brużdżą w naszych umysłach od kiedy informacja stała się bronią. W 1983 r. historyk jeszcze raz przyłożył w spektakularny sposób koncesjonowanym przez system naukowcom, kiedy zakwestionował publicznie autentyczność rzekomych pamiętników Hitlera, których publikację rozpoczął tygodnik "Stern".

 „Jedynie prawda jest ciekawa” – to jakże prawdziwe motto życiowe Józefa Mackiewicza, innego z nieprzystających do tego świata twórców, idealnie pasuje do charakteru i misji angielskiego uczonego. Żadne science-fiction (w tym wypadku raczej shoah-fiction), żadna beletrystyka à la Dan Brown nie bywa tak fascynująca jak katalogowanie prawdy. Prawdziwy badacz i prawdziwy, dojrzały jej odbiorca nie pozwoli sobie zatkać uszu i zamknąć ust, zadowalając się ersatzem zhomogenizowanej historii przeżutej przez „niekontrowersyjnych naukowców”, wtłaczających za grube pieniądze w umysły starszych i młodszych zatwierdzoną przez kahał z trójkąta Tel Awiw – Bruksela – Berlin jedynie słuszną prawdę np. o tzw. holokauście, „wypadku” generała Sikorskiego, Pearl Harbor, Monte Cassino, itp. itd.

Jak w zamierzchłej komunie tak i dzisiaj  – o niektórych faktach czy postaciach pisać w sposób obiektywny to znaczy pisać tak jak podawane są informacje przez większość dyspozycyjnych polskojęzycznych mediów – czyli z odpowiednio wmontowanym zjadliwym, hucpiarskim z założenia komentarzem. Uczyniono tak w przypadku niedawnej, zagadkowej śmierci dr. Dariusza Ratajczaka, nota bene - tout proporcion garde - polskiego odpowiednika Davida Irvinga (wulgarny nagłówek w jednym ze szmatławców brzmiał: Znaleziono ciało kłamcy oświęcimskiego). Dlatego nie dziwi, że większość tytułów dotyczących wizyty autora Wojny Hitlera po prostu musi zawierać zwrot „kłamca oświęcimski”, ewentualnie łagodniejszy „kontrowersyjny historyk”. Bzdury te wypisują koledzy profesora po fachu, czyli nasi mikronaukowcy (także z pionu śledczego IPN), za nimi powtarzają debilnoliberalni dziennikarze, za których wypocinami idą z kolei instrukcje z Komendy Głównej Policji do komend wojewódzkich, a te z kolei do powiatów – a kończy to wszystko, aż wzruszający swoją ignorancją, p. minister sprawiedliwości grzmiąc komunałami – oczywiście uprzednio skonsultowanymi ze środowiskami żydowskimi i „Otwartą [ciekawe, co otwiera i dla kogo] Rzeczpospolitą” – o kłamstwie oświęcimskim, negowaniu zbrodni nazistowskich i tzw. holokauście.

Cóż na takie dictum może poradzić człowiek wolny w zniewolonym kraju. Idąc za wskazaniem poety „plwać na tę skorupę i zstąpić do głębi”. Czyli, póki co kupujmy książki Davida Irvinga, prośmy o nie w bibliotekach, monitujmy wydawców o wznowienia – jednym słowem żądajmy prawdy. Wbrew politycznej poprawności, wbrew edukacyjnej indoktrynacji, wbrew koniunkturalnemu europejskiemu prawu – które pozwoliło aresztować prof. Irvinga pięć lat temu w Austrii pod zarzutem wygłoszenia wykładów w tym kraju w 1989 r. (zresztą na zaproszenie studentów wiedeńskich), czy wyrzucić go z międzynarodowych targów książki w Warszawie w ubiegłym roku. O licznych procesach, mających na celu drenaż finansowy historyka, wytaczanych przez „środowiska żydoidalne” nie trzeba już nawet wspominać.

Żądajmy prawdy, póki nie jest za późno. Walka w obronie wolnego słowa i wolnej myśli, jak pokazują poszczególne wypadki ostatnich dziesięcioleci, raczej nie kończy się dobrze dla defensorów tych wartości. Publikacje, zwłaszcza w dzisiejszych czasach nośników elektronicznych, mogą jeszcze przetrwać u dobrych ludzi i mącić w umysłach błądzących. Gorzej z samym twórcą - "analogowym" nośnikem dogmatów. Jeżeli ostateczny argument, czyli fizyczną eliminację, zastosowano wobec – weźmy tylko ostatnie lata i głośne nazwiska – Iana Stuarta Donaldsona, Jörga Haidera, Pima Fortuyn’a, Dariusza Ratajczaka czy jednego z dwóch, powiedzmy prawicowych, prezydentów w Europie – to dlaczego by nie „zamilczeć na śmierć” także p. Irvinga. Cała wolna Europa, cała jedna ludzka rasa,  odetchnęły by wówczas z ulgą – padł kolejny kłamca oświęcimski, a razem z nim jeden z ostatnich bastionów kontrowersji i kontrrewolucji.


Do najbardziej znanych książek Davida Irvinga należą: