Galilejczyku, zwyciężysz! – albo milczenie owiec w sprawie krzyża

czwartek, 19 sierpnia 2010 12:39 Wasyl Pylik
Drukuj

Tags: Publicystyka | Sapienti sat!

Kiedy w listopadzie ubiegłego roku sędziowie z tzw. Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu nakładając na Włochy karę za obecność krzyża w klasie w praktyce zakazali wieszania krzyży w szkołach, nawet nie zdawaliśmy sobie sprawy jak ciężki walec agresywnego ateizmu wtacza się z Zachodu do Polski. Na efekty tej jurydycznej aberracji nie trzeba było długo czekać.

Zaledwie miesiąc po tym jak ateiści w sędziowskich togach dopuścili się antychrześcijańskiego zuchwalstwa, zdeprawowani antychrześcijańską propagandą młodzi ludzie z jednej z wrocławskich szkól zaczęli domagać się „odkrzyżowania” polskich szkół. Wbrew jednak nadziejom ich mocodawców ten pierwszy atak mający na celu wyrzucenie krzyża z publicznej przestrzeni okazał się kompletnym fiaskiem – na mniej niż dziesięć listów domagających się usunięcia krzyży z polskich szkół do Ministerstwa Edukacji Narodowej spłynęło ponad 10 tys. listów w formie papierowej i elektronicznej potępiających działania zmierzające do wyrzucenia krzyży nie tylko ze szkół, ale z publicznej przestrzeni w ogóle.

Znamienne jest przy tej okazji tchórzliwe milczenie władz resortu edukacji, które poleciły jedynie uruchomienie respondera informującego petentów o obowiązującym stanie prawnym w tej kwestii. Jednak autorzy listów w obronie krzyża – wśród których są przeważnie rodzice, ale także nauczyciele i uczniowie – nie oczekują od kierownictwa kluczowego dla przyszłego oblicza Polski resortu wygenerowanej automatycznie bełkotliwej formułki, lecz zajęcia wyraźnego stanowiska. Milczenie w tej kwestii Ministerstwa Edukacji Narodowej odbierane jest w najlepszym przypadku jako błędne pojmowanie przez min. Katarzynę Hall i jej współpracowników zasady legalizmu i neutralności światopoglądowej, zaś w najgorszym jako ciche sprzyjanie zwolennikom „odkrzyżowania” Polski.

Pozornie trudno zrozumieć to milczenie, bo zajęcie wyrazistego stanowiska miałoby wręcz zbawienny wpływ na panującą w szkołach, a tak ważną dla prawidłowego procesu nauczania, atmosferę. Pozornie, bo wystarczy wejść na stronę internetową MEN, aby szybko przekonać się, że celem działań kierowanego przez minister K. Hall szkolnictwa nie jest przekazywanie rzetelnej wiedzy i prawidłowy proces wychowawczy, gdzie symbolika chrześcijańska odgrywa zasadniczą rolę, lecz intelektualna degradacja i światopoglądowa indoktrynacja w duchu relatywizmu moralnego. Wskazuje na to chociażby zatrudnienie na stanowisku podsekretarza stanu Mirosława Sielatyckiego, który w swoim czasie kierując pracami Centralnego Ośrodka Doskonalenia Nauczycieli dał się poznać jako zwolennik propagującego seksualne zboczenia bełkotliwego gniota, zwanego niesłusznie podręcznikiem o nazwie Kompas. Krótko mówiąc – agresywne epatowanie dzieci i młodzieży chorą seksualnością jest w porządku, a wręcz wskazane, zaś wydanie mądrego oświadczenia o ogromnym znaczeniu ewangelicznych wartości, których symbolem jest krzyż, w procesie wychowania dzieci i młodzieży jest dla min. Hall problemem nie do przezwyciężenia.

To złowrogie milczenie MEN w połączeniu z treścią odpowiedzi z respondera nie zapowiada niczego dobrego i powinno budzić nasz najwyższy niepokój. Wprawdzie obecny stan prawny gwarantuje obecność krzyża w przestrzeni publicznej, ale przecież – jak pokazują ostatnie miesiące, a w szczególności tygodnie – może się on łatwo zmienić, tym bardziej, że wyraźny sygnał w tym kierunku płynie z najwyższego szczebla władz Platformy Obywatelskiej.

Najpierw więc była zgoda Prezydent Warszawy, „praktykującej katoliczki”, Hanny Gronkiewicz-Waltz na paradę zboczeńców, którzy przyjmując za hasło tej godnej najwyższego politowania hucpy motto pierwszej pielgrzymki Jana Pawła II do Ojczyzny – „nie lękajcie się”, nie tylko szydzili z moralnego nauczania nieodżałowanego Papieża-Polaka, lecz przede wszystkim dali wyraz swojej najgłębszej pogardy wobec ludzi wierzących i poczucia bezkarności w deprawowaniu społeczeństwa, a zwłaszcza jego najmłodszych przedstawicieli – dzieci.

Zaraz potem prezydent elekt Bronisław Komorowski nakazał wyrzucenie z dziedzińca Pałacu Prezydenckiego Krzyża Smoleńskiego do kościoła św. Anny, gdzie – jak uznano zapewne w wyniku obrad jakiegoś nowego „okrągłego stołu” – ponoć jest Jego miejsce. Dorobiono do tego stosowną ideologię i znaleziono usłużnych kapłanów – równie szybko, jak wyprodukowano haniebny pomnik czerwonoarmistów w Ossowie, czy godną politowania tablicę upamiętniającą…. no właśnie, na dobrą sprawę nawet nie wiadomo do końca co. Perwersyjnej pikanterii całej sprawie dodaje fakt, że banicji Chrystusa spod Pałacu Prezydenckiego miano dokonać rękami duchownych w uroczystej procesji. Jak nisko upadliśmy! I pewnie dokonałaby się ta świętokradcza perwersja, gdyby nie grupa Sprawiedliwych, którzy wprawdzie z rażącym pogwałceniem zasad PR, ale odważnie i z wiarą w sercu, stanęli w obronie drogiego dla milionów Polaków symbolu.

Może nie byłoby w tej wyprowadzce niczego niestosownego, gdyby nie jeden, lecz bardzo istotny niuans – miejsce Krzyża Smoleńskiego, ze względu na wydarzenia jakie dokonały się w Warszawie pod Pałacem Prezydenckim po 10 kwietnia bieżącego roku jest na terenie Pałacu. Ten krzyż jest na trwałe związany z tym miejscem. To nie jest jakiś tam krzyż – jeden z wielu, jakie możemy zrobić lub kupić w sklepie z dewocjonaliami, lecz jest to TEN krzyż. Ten, z którego nasz Pan i Zbawiciel koił smutek i żal Polaków opłakujących Prezydencką Parę i towarzyszące im w chwili śmierci osoby. Lech i Maria Kaczyńscy nie zginęli w wypadku samochodowym w drodze na wczasy, lecz na służbie, reprezentując Majestat państwa polskiego. Dlatego w miejscu Smoleńskiego Krzyża, który powinien – niczego nie ujmując kościołowi św. Anny – zostać na stałe przeniesiony do pałacowej kaplicy (o ile jeszcze będzie po remoncie), musi stanąć wspaniały monument, godnie upamiętniający Prezydencką Parę i pozostałe poległe osoby oraz niespotykane w skali europejskiej poruszenie milionów serc. Każde inne rozwiązanie będzie chore i uwłaczające Majestatowi państwa polskiego.

Można zrozumieć (chociaż nie wolno respektować) roszczenia ograniczonych ateistów, którzy mogą odczuwać metafizyczny dyskomfort na widok krzyża, ale o co chodzi Bronisławowi Komorowskiemu, który przecież publicznie deklaruje, że jest katolikiem? Dlaczego krzyż – symbol wiary głoszącej miłość wszystkim, bez względu na status społeczny, majątkowy, narodowość, rasę czy wyznanie – nie zasługuje na to, aby na trwałe zagościć na terenie Pałacu Prezydenckiego? Czyżby samopoczucie masonów, ateistów i innowierców, których najwyraźniej spodziewa się gościć nowy gospodarz Pałacu, było dla niego ważniejsze niż zasady ewangeliczne, które symbolizuje krzyż? Może po części i tak, jednak istota problemu tkwi w innej symbolice, jaka wiąże się ze Smoleńskim Krzyżem. Nie oszukujmy się – stojący przed Pałacem Prezydenckim Krzyż Smoleński nie jest dla Bronisława Komorowskiego symbolem wiary, lecz pomnikiem Lecha Kaczyńskiego – człowieka, którym zoologicznie pogardzał i to do tego stopnia, że nawet nie silił się tego ukrywać. Tym należy tłumaczyć jego alergiczne zachowania. Więcej – Krzyż Smoleński jest także natarczywym przypomnieniem, że prawda o przyczynach tragedii musi być wyjaśniona, jeszcze więcej – jest niemym, a jakże wymownym oskarżeniem rządzącej Polską Platformy Obywatelskiej, że nie była w stanie zapewnić skutecznej ochrony reprezentującemu Majestat Rzeczypospolitej Prezydentowi Lechowi Kaczyńskiemu, Jego małżonce oraz 94 osobom, z których znaczna część pełniła także najwyższe urzędy w państwie i w strukturach Wojska Polskiego. Komorowski, Tusk oraz ich zwierzchnik w strukturach destabilizującej świat koterii zgrupowanej w tzw. Komisji Trójstronnej, Janusz Palikot szybciej zgodzą się na przeniesienie na dziedziniec Pałacu Prezydenckiego bolszewickiej mogiły z Ossowa (też ma krzyż, i co z tego, że prawosławny), niż na pomnik Lecha Kaczyńskiego, bez względu na to jaką miałby mieć formę. Nakłada się więc tutaj na sieć uzależnień rządzącej Polską formacji od ośrodków decyzyjnych poza granicami Polski także bazująca na najniższych instynktach nienawiść soc-demo-libertyńskiego establishmentu do Lecha Kaczyńskiego i tego, co swoją osobą reprezentował, i racjonalne argumenty nic tu nie znaczą. Dlatego w tej sprawie kompromisu nie będzie, a raczej eskalacja. Zapowiedzią jej jest odsłonięcie tablicy, której treści – godnej co najwyżej tandetnego przewodnika dla niedorozwiniętych turystów z Zachodu – z nikim nie konsultowano, zaś forma ceremonii, jaka temu towarzyszyła niegodna była nawet szkolnej akademii. Bronisław Komorowski i jego partyjni współpracownicy nie są w stanie uwolnić się od kompleksu Lecha Kaczyńskiego, uparcie prezentując ostentacyjną nienawiść wobec Niego nawet po Jego śmierci.

Będąc tego świadomym czy nie, występując z inicjatywą wyrzucenia Smoleńskiego Krzyża z terenu Pałacu Prezydenckiego Bronisław Komorowski postąpił zgodnie z duchem ubiegłorocznego orzeczenia Strasburskiego Trybunału. Jednak po ostatnich nominacjach najbliższych współpracowników możemy być pewni, że nie jest to przypadek. Organy władzy państwowej w dyspozycji Platformy Obywatelskiej nie tylko swoją pasywną postawą sprzyjają szerzeniu ducha Strasburga, lecz jak widać przechodzą do czynu. Są więc poważne podstawy, aby sądzić, że obecnie, gdy Platforma Obywatelska zdobyła pełnię władzy, stan prawny regulujący obecność symboli religijnych w przestrzeni publicznej może się zmienić w każdej chwili. Dlatego wysyłana z MEN-owskiej skrzynki automatycznie generowana odpowiedź nie tylko nie uspokaja, lecz powinna budzić trwogę.

Podobnie jak wielu zatroskanych o przyszłość narodu i państwa Polaków jestem przekonany, że obecność symbolu krzyża w przestrzeni publicznej jest nie tylko uzasadniona, lecz wręcz konieczna i to z wielu względów. I nie ma konieczności występowania tutaj z pozycji konfesyjnych, ponieważ jest wiele ważnych argumentów natury społeczno-politycznej przemawiających za pielęgnowaniem obecności znaku krzyża w przestrzeni publicznej.

Nie mniej, najpierw trzeba mieć świadomość co symbolizuje znak krzyża. Dla ludzi wierzących jest przede wszystkim znakiem zbawienia danym dla każdego człowieka na ziemi. I nie ma tutaj znaczenia czy taka osoba jest wierząca czy nie. Gdy chcemy kogoś obdarować, to wcale nie zastanawiamy się nad tym, czy w ogóle wolno nam obdarowywać. Po prostu obdarowujemy, a czy obdarowany przyjmie dar, to jest już inna sprawa. Można odrzucić Ewangelię podobnie jak będący na głodzie narkoman odrzuci najwykwintniejsze danie, ale to nie znaczy, że takiego człowieka nie trzeba karmić chlebem. Dlatego każdy człowiek ma prawo dzielić się znakiem krzyża, tak jak każdy człowiek ma prawo poznać znak krzyża oraz to, co symbolizuje – miłość, dobro, piękno – i nikogo tego prawa nie wolno pozbawiać, nikomu tego prawa nie wolno odbierać. I nikogo to nie obraża. „W znaku krzyża ujmujemy dziś to, co najbardziej piękne i wartościowe w człowieku” – jak pięknie powiedział w homilii z okazji święta Wniebowzięcia NMP Metropolita Gdański, JE abp Sławoj Leszek Głódź.

Również z punktu widzenia człowieka niewierzącego są solidne argumenty przemawiające za obecnością znaku Krzyża w przestrzeni publicznej. Nie trzeba udowadniać tezy, że wszystkie problemy są wspólne zarówno ludziom wierzącym jak i niewierzącym. Z powodu takich plag społecznych, jak korupcja, wandalizm, alkoholizm, złodziejstwo, brak poszanowania dla uczciwej pracy, obyczajowy prymitywizm cierpią wszyscy – chrześcijanie, muzułmanie, żydzi, buddyści i ateiści. Wszyscy muszą ponosić konsekwencje demoralizacji, które mają przecież także poważny wymiar materialny. Na ich niwelowanie Państwo ponosi ogromne wydatki, na które składają się wpływy z podatków płaconych tak przez wierzących jak i niewierzących. Dlatego w interesie Państwa jest popieranie wszelkich działań, które przyczyniają się do upowszechniania zasad moralnych i podnoszenia poziomu moralnego społeczeństwa, w tym pielęgnowanie obecności znaku Krzyża w przestrzeni publicznej, która przecież nie może być pusta. Tzw. neutralność światopoglądowa jest w rzeczywistości groźnym zabobonem, mającym destrukcyjny wpływ na ład moralny w Państwie. Poprzez to, że Krzyż jest symbolem wysokich standardów etycznych, jego powszechna obecność w życiu społecznym nie tylko nie kłóci się z demokratycznym porządkiem prawnym, lecz stojąc na straży porządku moralnego, w istotnym stopniu wspiera interes Państwa. Ośmielę się zaryzykować twierdzenie, że wszelkie działania mające na celu walkę z chrześcijańską moralnością i symboliką powinny uzyskać kwalifikacje zbrodni stanu, ponieważ kto godzi w chrześcijański (uniwersalny), oparty na prawie naturalnym kodeks moralny, godzi w fundamenty państwa.

Obecność znaku Krzyża w przestrzeni publicznej w żaden sposób nie ogranicza praw obywatelskich wyznawców innych religii, a tym bardziej osób niewierzących, których sprawa po prostu nie dotyczy. Dla prawdziwego ateisty krzyż, to po prostu dwa kijki lub dwie deski połączone ze sobą pod kątem prostym z przytwierdzoną figurką mężczyzny. Nie ma więc żadnego logicznego powodu, aby występować przeciwko znakowi Krzyża. Przeciwnie. Jeśli są to ludzie dobrej woli, szanujący swoich wierzących przyjaciół, sąsiadów, kolegów ze szkoły czy z pracy, to nie tylko nie będą się sprzeciwiać krzyżowi, ale nawet pomogą wybrać najładniejszy. Prawdziwy ateista powie: „dla mnie jest to bez znaczenia, ale jeśli dla Ciebie jest to ważne, to jak najbardziej niech symbol krzyża będzie obecny”. I rzeczywiście domaganie się przez osobę określająca się jako niewierząca usunięcia krzyża z jakiegokolwiek miejsca publicznego – ze szkoły czy z urzędu – jest po prostu absurdalne. Równie dobrze można domagać się od urzędniczki w Gminie, aby zdjęła z biurka fotografię swoich dzieci czy swoją ulubiona maskotkę np. pluszowego misia, albo równie dobrze uczeń mógłby domagać się od władz szkoły wyrzucenia dzienników szkolnych, bo przecież w naszym zrelatywizowanym świecie nawet i one mogą obrażać czyjeś uczucia. W zasadzie można domagać się usunięcia z przestrzeni publicznej wszystkiego, bo wszystko może przecież kojarzyć się z czymś, czego nie akceptujemy i w jakiś sposób może to nas obrażać.

Ci, którzy domagają się „odkrzyżowania” Polski, naruszają obowiązujący porządek prawny Rzeczypospolitej Polskiej, ponieważ występując przeciwko obecności znaku Krzyża w przestrzeni publicznej, łamią prawo obywateli do wolności wyznania. Co więcej, swoją agresywną postawą kreują atmosferę nienawiści wobec ludzi wierzących, przez co stwarzają zagrożenie dla spokoju społecznego. Dlatego należy domagać się od władz państwowych skutecznej ochrony konstytucyjnych praw ludzi wierzących, których praktyczną realizacją jest obecność znaku krzyża we wszystkich instytucjach publicznych. Jeśli Państwo nie stanie w obronie krzyża, to tak hołubiona obecnie demokracja zostanie pozbawiona moralnego fundamentu i szybko przekształci się w demonokrację, a w najlepszym razie w ochlokrację, czyli panowanie motłochu. Jednakże, jeśli weźmiemy pod uwagę intelektualny i obyczajowy prymitywizm czołowych polityków Platformy Obywatelskiej z Januszem Palikotem, Stefanem Niesiołowskim i prezydentem Komorowskim na czele, czego świadectwem są ich liczne wypowiedzi o swoich politycznych przeciwnikach, to może właśnie o to chodzi?

Tym bardziej znak krzyża musi być obecny w przedszkolu i szkole, ponieważ instytucje te są pierwszą publiczną przestrzenią, gdzie rozwijający się człowiek spotyka się z religijną i patriotyczną symboliką, za którą kryją się konkretne wartości fundamentalne. W zależności od tego jakimi symbolami, a poprzez nie wartościami wypełnimy otaczającą nas przestrzeń, taką będziemy mieć młodzież, która będzie kształtować przyszłe oblicze państwa. Nieprawdą więc jest, co wydaje się sugerować swoim milczeniem kierownictwo MEN, że spór o obecność krzyża w szkole nie dotyczy Ministerstwa Edukacji Narodowej. A jakże, dotyczy i to z całą mocą, ponieważ poprzez swoją politykę Ministerstwo Edukacji Narodowej oddziałuje nie na dorosłych i nie na sferę materialną, lecz na sferę duchową, psychiczną i intelektualną człowieka, który dopiero się kształtuje. Można więc takiego młodego człowieka albo dobrze uformować, albo zdeformować – tertium non datur. Popełnione w procesie edukacji błędy są praktycznie nieodwracalne, niezwykle kosztowne i bolesne dla całego społeczeństwa, które musi zmagać się z jego niszczycielskimi konsekwencjami.

Dlatego zamiast tchórzliwie milczeć, Katarzyna Hall, która obejmując urząd Ministra Edukacji Narodowej rotę przyrzeczenia uzupełniła formułką „tak mi dopomóż Bóg” (nie skonkretyzowała jednak czy miała na myśli Boga Wszechmogącego w Trójcy Jedynego, czy jakiegoś innego – może chodziło o boginię Mamonę?), powinna zająć jednoznaczne stanowisko w sprawie obecności znaku krzyża w polskich szkołach. Oczekują tego rodzice, nauczyciele i wychowawcy oraz sami uczniowie. Nie ma wątpliwości, że takie oświadczenie byłoby bardzo cennym wsparciem dla nauczycieli, którzy w swoich szkołach muszą już stawiać czoła światopoglądowej agresji, uzbrojonych w wyrok eurotrybunału młodocianych ateistów.

Z racji wykonywanego zawodu nauczyciele pragną w spokoju przekazywać młodym ludziom wiedzę, a nie zmagać się z tymi, którzy pod pozorem dochodzenia „należnych” im praw unikają sumiennego wykonywania uczniowskich obowiązków i życiowej odpowiedzialności. Rozzuchwalona pobłażliwością oświatowych władz i podburzana przez nieodpowiedzialne soc-demo-liberalne środowiska młodzież musi otrzymać z MEN bardzo wyraźny przekaz, który wzmocni obecność znaku Krzyża w szkole, a przez to znaczenie zasad moralnych w szkolnym środowisku. Polska szkoła, podobnie jak cała Polska potrzebuje spokoju, a nie światopoglądowej wojny, którą Bronisław Komorowski prowokuje swoimi wypowiedziami i prowokacjami, zaś minister Hall swoim milczeniem. Polska potrzebuje kształcenia mądrych i odpowiedzialnych obywateli a nie produkowania motłochowatego elektoratu dla PO. Tymczasem, od kiedy Katarzyna Hall przejęła kierownictwo nad Ministerstwem Edukacji Narodowej, nauczyciele i wychowawcy nie mają praktycznie możliwości wykonywania swojej pracy, lecz ciągle są czymś zaskakiwani i obezwładnieni neurotycznym klimatem.

Milczeniem nie rozwiąże się tego problemu, a zapowiedzi tzw. Młodych Socjalistów rozdawania ulotek z żądaniem nie tylko „odkrzyżowania” szkół, ale też wyrzucenia ze szkół nauczania religii, bezspornie dowodzą, że milczenie MEN odnośnie obecności krzyża w szkole zinterpretowali jako przyzwolenie dla swoich działań. Nadal więc czekamy na zajęcie przez Ministra Edukacji Narodowej jednoznacznego stanowiska w sprawie obecności symboli religijnych w szkole. Podobny przekaz powinien pójść również do całego społeczeństwa ze strony rządu. Ale nie wyjdzie, nie łudźmy się – Platforma potrzebuje fermentu, potrzebuje napięć, bo koteria, która nie ma społeczeństwu nic konstruktywnego do zaoferowania może sprawować władzę (nie rządzić) tylko według zasady divide et impera. A gdy po zakończeniu kadencji ludzie powiedzą, że nic nie zrobili, Platfusy odpowiedzą: Jak to nic – będziecie dłużej pracować, odciążyliśmy wasze portfele, uwolniliśmy was od problemu wychowania dzieci, dzięki nam mogliście oglądać sodomitów w pełnej krasie, no i przede wszystkim obroniliśmy was przed prawem i sprawiedliwością.