Zabić każdy może, czyli o potrzebie Bożego kopniaka

poniedziałek, 31 maja 2010 14:32 Krzysztof Warecki
Drukuj

Tags: Publicystyka | Sapienti sat!

Pomimo „narodowych rekolekcji”, jakie przeżyliśmy w związku z odejściem „do Domu Ojca” Papieża-Polaka, cywilizacja śmierci w Polsce czyni postępy. Organizacja obrońców życia Human Life International alarmuje, że rośnie w Polsce liczba zabójstw dzieci poczętych, nawet w zaawansowanym stadium życia płodowego.

Szefowa polskiego oddziału HLI, Ewa Kowalewska podkreśla, że przyczyną tego stanu rzeczy jest ustawa o planowaniu rodziny, która wprawdzie w 2 paragrafie stanowi, że „prawo do życia podlega ochronie, w tym również w fazie prenatalnej” jednak za chwilę otwiera furtkę dla cywilizacji śmierci w postaci zastrzeżenia: „w granicach ustalonych w ustawie”.

Kiedy więc rodzice mogą zgodnie z prawem zabić swoje dziecko? A więc ustawa zezwala na zabicie dziecka, wtedy gdy „badania prenatalne lub inne przesłanki medyczne wskazują na duże prawdopodobieństwo ciężkiego i nieodwracalnego upośledzenia płodu albo nieuleczalnej choroby zagrażającej jego życiu”. Szczególnie diabelskie chociażby ze względu na brak precyzji jest sformułowanie, że dziecko można zabić „dopóki nie osiągnie zdolności do samodzielnego życia”, czyli w praktyce w każdym stadium życia płodowego.

Rosnąca tendencja tzw. aborcji dzieci w zaawansowanym stadium życia płodowego (20-24 tygodni) pokazuje, że przyjęcie ustawy o planowaniu rodziny, która się powinna raczej nazywać ustawą o eksterminacji rodziny, było zbrodniczym kompromisem. W odniesieniu do życia niewinnych nie może być żadnych kompromisów. Ustawa powinna zabronić dokonywania tzw. aborcji we wszystkich sytuacjach. Zabicia poczętego dziecka nie uzasadnia ani poczęcie go w wyniku gwałtu, ani w wyniku stwierdzenia jego nawet najgłębszego upośledzenia. Kto potrafi kochać doskonale o tym wie. Dziecko nie jest temu winne, że począł je jakiś zdeprawowany przez brak wychowania i libertyńskie media bydlak. Nie dziecka to też jest wina, że jest upośledzone. Nawet ciężko upośledzone, jeśli będzie wychowywane w atmosferze miłości będzie szczęśliwe. Ci, którzy argumentują, że zabijając takie dziecko oszczędzają mu cierpień są odrażającymi kłamcami i obłudnikami. Uczciwiej byłoby gdyby otwarcie przyznali, że jest to dla nich – jak określiła Ewa Kowalewska – „usunięcie kłopotu, którym jest opieka nad osobą niepełnosprawną”.

Jest tylko jedna sytuacja, kiedy możemy rozważać podjęcie tak dramatycznej decyzji jaką jest nie tyle zabicie, co raczej nieratowanie życia dziecka. Gdy w grę wchodzi zagrożenie życia matki. Nie zdrowia, ale właśnie życia i tylko życia, i to zagrożenie życia musi być rzeczywiste, a nie hipotetyczne. Podkreślam jednak – można rozważyć, a nie z automatu wybrać życie matki. Może się zdarzyć, że matka będzie gotowa podjąć ryzyko i postawić na szali swoje życie, aby ratować życie dziecka. Nie wykluczone, że w ten sposób nie tylko nie straci własnego życia, ale dodatkowo ocali dziecko. Lekarze kierując się względami medycznymi mogą o pewnych zagrożeniach informować, ale zagrożenie to tylko zagrożenie, a nie sprawa przesądzona. Czy nam się to podoba czy nie, ale nieodłącznym elementem ludzkiego życia jest ryzyko i gdy decydujemy się na poczęcie dziecka musimy liczyć się z sytuacją, że może być niepełnosprawne, chociaż dla niego ta niepełnosprawność jako wrodzona będzie czymś naturalnym. Przecież z punktu widzenia delfina też możemy się wydawać niepełnosprawni, bo przecież z ich punktu widzenia ledwie utrzymujemy się na wodzie.

Jak to zagadnienie wygląda z punktu widzenia chrześcijanina? Chrześcijanin powinien modlić się i pełen ufności być gotowy na wszystko. Jeśli więc urodzi się nam dziecko niepełnosprawne, to znaczy, że tego potrzebujemy na naszej drodze do zbawienia. Może czasami minąć wiele lat zanim to zrozumiemy, ale gdy wykażemy się elementarna pokorą na pewno to zrozumiemy i w niczym ta sytuacja nie umniejszy naszego szczęścia. Przeciwnie - z pewnością je nawet pomnoży. Pamiętajmy, że w przeciwieństwie do szatana Bóg nas kocha, dlatego nie daje nam tego o co prosimy (chyba że jest to zgodne z jego wolą) ale to czego potrzebujemy.

Niestety, ze względu na pychę lenistwo i inne nasze słabości często potrzebujemy trudnych doświadczeń, aby przejrzeć, aby nie zejść z drogi zbawienia. Jesteśmy takim pociągiem, co mknie szybko i bezkolizyjnie po szynach. Często jedzie się nam tak dobrze, że nie widzimy, że gdzieś tam w oddali szyny kończą się ścianą. Co więcej nie chcemy tego dostrzec. Ale Bóg, któremu na nas bardzo zależy wie o niebezpieczeństwie i mówi do nas o zagrażającym nam niebezpieczeństwie: „przestaw zwrotnicę i zmień tor”. Ale nam tak cudownie się jedzie, że ani nam to w głowie. Tymczasem ściana coraz bliżej. Zaślepieni i uparci, zamknięci na wołanie Boga dostajemy więc „kopniaka”, który boleśnie ale skutecznie, przestawia nas na bezpieczny tor. Takimi kopniakami są wydarzenia trudne… I nie pytajmy dlaczego, bo odpowiedź jest oczywista – tego nam właśnie potrzeba.