Kompleks Smierdiakowa, czyli transfuzja medialnego szamba

sobota, 02 marca 2013 22:54 Wasyl Pylik
Drukuj

Tags: Hic et nunc | Lewiatan

 

Jeśli nic nie wydarzy się nadzwyczajnego, to można być pewnym, że Telewizja TRWAM nie otrzyma koncesji na nadawanie na pierwszym multipleksie cyfrowym. Ubiegłotygodniowe ostentacyjne opuszczenie przez przedstawicieli Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji obrad Sejmowej Komisji Administracji i Cyfryzacji było nie tylko ucieczką przed ich kompromitacją, ale przede wszystkim arogancką demonstracją siły obecnie rządzącego układu nie tylko wobec toruńskiej stacji, ale wobec wszystkich niezależnych mediów.

Oczywiście nie ma sensu wdawanie się w głębsze rozważania przyczyn ucieczki Jana Dworaka i jego towarzyszy z obrad Komisji. Poza poczuciem bezkarności i brakiem elementarnej kultury z pewnością przyczyną ich arogancji był szok kulturowy, a może i cywilizacyjny, jakiego doznali słysząc pytania dyrektora Radia Maryja i Telewizji TRWAM o. Tadeusza Rydzyka. Dla nich, przyzwyczajonych do manipulowania poprzez ogłupianie, domaganie się precyzyjnego zdefiniowania pojęć, którymi się posługują było zachowaniem dosłownie nie z tego świata.

Zapewne Jan Dworak i jego podwładni myśleli, że samo przedstawienie w bełkotliwej, uwłaczającej elementarnej inteligencji formie „kryteriów”, jakie mają spełnić uczestnicy konkursu na miejsce dla telewizji „społeczno-religijnej”, „ekumenicznej”, „tolerancyjnej” i „prospołecznej” wystarczy. I pewnie nawet im do głowy nie przyszło, że mogą stanąć w obliczu konieczności precyzyjnego zdefiniowania tych pojęć. Po prostu szok, bo jak się ma głowę napakowaną światopoglądowymi zabobonami z TVN 24 i „Gazety Wyborczej”, to w uczciwej dyskusji, gdzie jest druga dobrze merytorycznie przygotowana strona po prostu nie ma się nic do powiedzenia.

Musieli po prostu zgłupieć, gdy usłyszeli, że tą telewizją „społeczno-religijną”, „ekumeniczną”, „tolerancyjną” i „prospołeczną” nie będzie telewizja TRWAM, „gdyż – jak stwierdził za ks. prof. Czesławem Bartnikiem założyciel katolickiej telewizji - nasi liberałowie przez religię rozumieją religioznawstwo, przez ekumenizm mieszanie różnych religii, przez tolerancję godzenie się na łamanie Dekalogu, a przez ducha społecznego poprawność polityczną. Nic więc dziwnego, że członkowie KRRiT uciekli, bo przecież już nic w tym temacie nie mieli do powiedzenia.

Układ, który nie liczy się z niczym

Ale to tylko jedna strona medalu. Wbrew pozorom nie chodzi tutaj wcale o telewizję TRWAM, a przynajmniej nie tylko o nią. Właściwie, to, co wydarzyło się w ubiegłym tygodniu w Sejmie nie powinno nas dziwić. Trzeba mieć pełną świadomość, że decyzja o nieprzyznaniu miejsca na pierwszym multipleksie dla telewizji TRWAM zapadła już dawno. Dlatego można być pewnym, że nic nie da zbiórka podpisów pod listami z poparciem dla toruńskiej stacji i niczego też nie zmienią organizowane licznie marsze poparcia. Nawet jeśli podpisów będzie 10 mln, a ulicami Warszawy przejdzie pięciomilionowy marsz, dla Jana Dworaka nie będzie to miało najmniejszego znaczenia.

Ale trzeba mieć też świadomość, że kierowana przez Jana Dworaka KRRiT postąpiłaby identycznie z każdym, krytycznym wobec poczynań politycznego establishmentu, katolickim medium o dużej sile oddziaływania. Dlatego obecne szykany nie są atakiem na telewizję TRWAM jako taką, lecz na wartości, które uosabiają także wszystkie inne media katolickie. Dzierżąca absolutną władzę w Polsce Platforma Obywatelska, która ma w oczach światowej oligarchii ważne zadania do zrealizowania w Polsce, nie zniesie żadnego głosu sprzeciwu.

Nie mają racji ci, a przynajmniej nie do końca, którzy uważają, że rękami Jana Dworaka PO po mistrzowsku dokonała swojej zemsty na toruńskiej stacji za nagłaśnianie nieprawidłowości w prowadzeniu śledztwa smoleńskiego. W każdym razie nie to było głównym celem. Nie najważniejsza w tym wszystkim jest też miażdżąca krytyka polityki zagranicznej, gospodarczej i społecznej rządu Donalda Tuska. Ostatecznie dzięki sprawnej machinie propagandowej jest on w stanie sprawnie zarządzać nastrojami społecznymi.

Sedno sprawy leży gdzie indziej. Należy pamiętać, że Platforma Obywatelska jest forpocztą światopoglądowej rewolucji, która dosłownie ma postawić na głowie chrześcijański porządek. Chociaż być może wielu z czytających w to nie uwierzy, ale PO w prostej linii dąży do wprowadzenia w Polsce aborcji na żądanie, łatwej i powszechnej eutanazji, wprowadzenia w szkołach tzw. edukacji seksualnej i, co istotne, jest ona jednym z filarów homoseksualnego lobby w Polsce. I nie zmienia tego obecność w jej szeregach kilkudziesięciu posłów skupionych wokół Jarosława Gowina i Johna Godsona.

Media w interesie państwa

Można więc być pewnym, że żadna duża katolicka stacja telewizyjna, bez względu na nazwę i osobę założyciela, nie dostanie możliwości nieskrępowanego funkcjonowania w głównym nurcie medialnym. Gdyby było inaczej telewizja TRWAM już dawno cieszyłaby się koncesją. Biorąc pod uwagę ważne względy społeczne, nie tylko reprezentatywną obecność katolików w przestrzeni medialnej czy zachowanie równowagi medialnej, ale przede wszystkim troskę o respektowanie zasad moralnych na wszystkich obszarach życia oraz promocję postaw i cnót ewangelicznych – KRRiT nie tylko mogła, ale powinna była podjąć całkiem inną decyzję.

Po prostu dominująca obecność katolickich mediów jest całkowicie w interesie państwa i całego społeczeństwa. Czytelnicy katolickich czasopism, słuchacze katolickich stacji radiowych i widzowie katolickich stacji telewizyjnych z reguły nie niszczą ławek na osiedlach, nie dewastują fasad kamienic i bloków, przystanków, autobusów i pociągów, o czym można było przekonać się 29 września ub.r., uczestnicząc w kilkusettysięcznym marszu „Obudź się Polsko”. Olbrzymi, posuwający się wolno Nowym Światem i Krakowskim Przedmieściem tłum mijając liczne ogródki kawiarniane nie przesunął nawet krzesełka.

Czytelnicy katolickich czasopism, słuchacze katolickich stacji radiowych i widzowie katolickich stacji telewizyjnych nie biorą i nie wręczają milionowych łapówek, nie kradną samochodów, nie napadają na przechodniów, nie włamują się do mieszkań, nie trudnią się rozbojem, są za to gotowi do poświęceń, doskonaląc się w poczuciu miłości bliźniego. I właśnie dlatego duże katolickie media mają zniknąć z przestrzeni medialnej. Przecież celem obecnie rządzących Polską polityków – o czym świadczy powaga, z jaką w poszczególnych resortach traktowane są wykolejone pomysły obecnej Rzecznik Praw Obywatelskich – nie jest formowanie ludzi pracowitych, uczciwych, odpowiedzialnych czyli generalnie prawych, lecz ludzi wykolejonych z połamanymi kręgosłupami moralnymi, otwartych na wszelki, wprawdzie ładnie zapakowany, ale jednak moralny gnój.

Warto też podkreślić, że wyrobieni intelektualnie i duchowo odbiorcy katolickich mediów kierują się całkiem innymi priorytetami niż prymitywni konsumenci medialnego chłamu oferowanego przez tzw. komercyjne telewizje. Co niezmiernie ważne, mając pełną świadomość roli katolickich mediów dla formowania społeczeństwa w duchu ewangelicznych wartości (tak ważnych dla prawidłowego rozwoju każdego społeczeństwa i budowania gospodarczej i politycznej siły państwa), ich odbiorcy gotowi są w każdej chwili stosownie wspierać „swoje” czasopisma czy stacje radiowe i telewizyjne, co również wydaje się budzić przerażenie u budowniczych nowego światowego porządku.

Tu chodzi o Chrystusa

Oceniając dotychczasowy przebieg procesu koncesyjnego na miejsca na pierwszym multipleksie, nie sposób oprzeć się wrażeniu, że zdaniem członków KRRiT w interesie Polski jest masowa produkcja ludzi rozwiązłych, bezwzględnych egoistów, chciwych materialistów, oraz bezmyślnego i całkowicie nieodpowiedzialnego, wyjałowionego z jakichkolwiek wartości motłochu. Dokładnie to robi przytłaczająca większość mediów komercyjnych, którym z coraz większym powodzeniem dotrzymują w tym kroku także media publiczne.

Na konsekwencje tego nie będziemy musieli długo czekać. Powstaje tylko pytanie – kto zapłaci za dywersję KRRiT? Kto zapłaci za naprawę szkód spowodowanych przez zdeprawowaną medialną demoralizacją młodzież? Kto zrekompensuje szkody spowodowane monstrualną korupcją cynicznych ludzi wychowanych, a raczej wyhodowanych na „wartościach” i „mądrościach” obecnych w „szkle kontaktowym”? Kto zrekompensuje śmierć ludzi zamordowanych przez bandytów wzrastających w atmosferze braku szacunku dla życia niewinnych, za to ze świadomością jak cenne jest życie bandyty. Kto zrekompensuje nieszczęścia wynikające z forsowania wykolejonych relacji międzyludzkich i promocji patologicznych wzorców rodziny.

Gdyby było inaczej, to Telewizja TRWAM dostałaby koncesję od ręki. Gdyby członkowie KRRiT oraz ich mocodawcy kierowali się dobrem państwa, to wręcz zabiegaliby o jak najliczniejszą reprezentację katolickich nadawców w procesie koncesyjnym, bo ewangelizując i formując w duchu cnót obywatelskich media katolickie są potężnym filarem, na którym opiera się nasze państwo.

Jest jednak inaczej. Głosząc Ewangelię, formując w Jej duchu, katolickie media są znienawidzone przez tych, którzy żyją z łamania ludzkich sumień. Rządzący w zachodnim świecie lewicowi wywrotowcy potrzebują wulgarnego, bezmyślnego, zdemoralizowanego motłochu oraz wysokowydajnego niewolnika o wąskiej specjalizacji. Tymczasem media katolickie wychowują i uczą myśleć i dlatego z ich punktu widzenia są niebezpieczne i jako takie skazane na unicestwienie.

I nie dajmy się zwieść pokrętnej „argumentacji”, jakiej KRRiT użyła wykluczając z procesu koncesyjnego telewizję TRWAM. Nie oszukujmy się – nie chodziło o brak pluralizmu na antenie (goszczenie wyłącznie posłów jednej opcji politycznej), ani też o brak różnorodnej oferty czy stosownego zabezpieczenia finansowego. Nie chodziło też o konsekwentne naświetlanie prawdy o kulisach tragedii smoleńskiej. Tu chodzi o Chrystusa, a właściwie o to, aby go nie było. Jest to więc medialna wojna o rząd dusz, której celem jest trwałe wyrzucenie poza główny nurt nie tylko telewizji TRWAM, ale wszystkich katolickich mediów.