Dezynsekcyjny sukces Jobbika. Do władzy po trupach pasożytów

wtorek, 26 października 2010 10:05 Grzegorz Krawczyński, Zoil Haq
Drukuj

Tags: Informacje | Komentarze

Ruch na Rzecz Lepszych Węgier, czyli Jobbik, po sukcesie w wyborach do Zgromadzenia Narodowego, uzyskał obecnie dobry wynik w wyborach samorządowych na Węgrzech. Jobbik zdobył 311 miejsc w radach gmin i 61 w radach powiatowych. Ponadto nacjonaliści będą mieli swojego burmistrza (Erik Fülöp) w liczącym 13 500 mieszkańców Tiszavasvári, mieście położonym na wschodzie Węgier, w pół drogi między Miszkolcem a Nyiregyhaza, co przy większości w radzie miejskiej sprawia, ze będzie to miasto  samodzielnie rządzone przez nacjonalistów. Właśnie w północno-wschodnich Węgrzech nacjonaliści cieszą się największym poparciem.

Ponadto Jobbik będzie miał dwóch sołtysów - we wsiach Hencia i Hegyháthodász. Ta pierwsza leży przy granicy rumuńskiej na południe od Debreczyna, druga zaś przy granicy austriackiej na północny-zachód od Zalaegerszegu.

W radzie stołecznej Budapesztu (do tej pory zdominowanej przez lewicową nomenklaturę) Jobbik zdobył 3 miejsca na 33 ogółem.

W swoim programie Ruch na Rzecz Lepszych Węgier sprzeciwia się m.in. wprowadzeniu na Węgrzech euro, dąży do rozwiązania problemów dotyczących mniejszości cygańskiej (słynny wyborczy plakat z komarem), czynnie występuje przeciw działalności izraelskich deweloperów, którzy paraliżują węgierską gospodarkę. Jobbikowcy powołują się w tej ostatniej sprawie na wypowiedź Szimona Peresa, premiera Izraela, który 10 października 2007 r. stwierdził na forum publicznym: “Kupujemy Manhattan, Węgry, Rumunię i Polskę”. Narodowcy z Jobbika solidaryzują się z uciskanym narodem palestyńskim. Są zwolennikami gospodarki narodowej, wolnej zarówno od socjalizmu, jak i amerykańskiej dominacji.

[komentarz retorsyjny]

Mimo pewnej tendencji zniżkowej (Jobbik zdobył około 5% wszystkich oddanych głosów) w porównaniu do wyborów do Zgromadzenia Narodowego, cieszy niezmiernie fakt zdobycia tylu stanowisk na szczeblu lokalnym przez węgierskich nacjonalistów. Najłatwiej bowiem realizować „u źródeł” własny program i sprawdzać się w ciężkiej pracy i walce z bieżącymi problemami prawdziwych Węgrów. Zwłaszcza, że od czasu wyborów parlamentarnych trwa histeryczna demoliberalna, ogólnoświatowa, medialna histeria, dyskredytująca partię Jobbik. Przoduje w tym, niezastąpiony w tropieniu wszelkich nazizmów, rasizmówi, faszyzmów, cyklizmów itp., „The New York Times”, w którym m.in. syjonistyczny dziennikarz Dan Bilefsky, określa Jobbik i powiązaną z nim Gwardię Węgierską mianem “ekstremistów”, którzy “maszerują przez romskie osady z flagami przypominającymi erę nazizmu”.  Wiadomo przecież powszechnie, że w sprawach Cyganów i wszelkiej wielokulturowości (multi-kulti) mogą wypowiadać się (obecnie nawet negatywnie) tylko takie autorytety, jak genouse Merkel czy citoyen Sarkozy.

Mając w pamięci to, co się wydarzyło w Hiszpanii parę lat temu za rządów, bądź co bądź, w miarę łagodnej prawicy, co się stało z Pimem Fortuyn’em czy Jörgiem Haiderem, należy się obawiać, że rządy Fideszu, sygnowane przez nacjonalistów z Jobbika, też mogą doczekać się „braterskiego” napomnienia od „administratorów” tego świata. Pierwszy zresztą sygnał Węgry już otrzymały - przecież tylko za rządów prawicy mogła się wydarzyć taka katastrofa ekologiczna, jak w  mieście Ajka. Dziwnym zbiegiem okoliczności tylko za rządów republikanów mógł się wydarzyć 11 września 2001 r., a za premiera Aznara 11 marca 2004 r. w Madrycie (osobliwie przegrywający zdecydowanie w sondażach socjalista Zapatero, w krótkim czasie po tym zamachu był już premierem). Cała więc nadzieja, znając quasi prawicowy format Viktora Orbana, w Gwardii Węgierskiej Gábora Vony.