A.D.: 19 Kwiecień 2024    |    Dziś świętego (-ej): Adolf, Leon, Tymon

Patriota.pl

Że nikt ci nie powie, żeś głupi, przez to mądrym nie jesteś.
 Aleksander hr. Fredro

 
  • Increase font size
  • Default font size
  • Decrease font size
Błąd
  • Nieudane wczytanie danych z kanału informacyjnego.
  • Nieudane wczytanie danych z kanału informacyjnego.

La Commedia è finita, czyli tryumf motłochokracji

Drukuj
Ocena użytkowników: / 11
SłabyŚwietny 

Tags: Hic et nunc | Lewiatan

Al Kaida (platforma po arabsku) wygrała, PiS znowu dało ciała. Tak mają się sprawy. Przynajmniej na pierwszy rzut oka. Można już chyba być pewnym, że Prawo i Sprawiedliwość pod kierownictwem Jarosława Kaczyńskiego nie ma szans na wyborczy sukces. Jest to tym bardziej bolesne, że przeciwnikiem Prawa i Sprawiedliwości jest formacja, która tworzyła najgorszy rząd (a raczej łupieżczy nierząd) od 1989 roku. Przegrać po raz kolejny z tak słabym przeciwnikiem jak Platforma Obywatelska, to po prostu wstyd.

Jest jednak nadzieja. Chyba dobrze się stało, że Platforma wygrała, chociaż dziwne „błędy” PR-owskie, jakie niespodziewanie pojawiły się w jej kampanii wyborczej pokazują, że najwyraźniej nie garnęła się do władzy. Możliwe nawet, że – widząc jakiego łajna naprodukowała przez cztery lata swojego nierządu – chciała nawet przegrać wybory. Nie sposób nie zgodzić się z opinią Wojciecha Cejrowskiego, że w tej sytuacji zwycięstwo byłoby dla Kaczyńskiego „straszną karą”. Niestety dla PO, a na szczęście dla PiS, Tusk przedobrzył w ogłupianiu ludzi do tego stopnia, że cokolwiek durnego i szkodliwego PO by nie zrobiła to i tak demokratyczny motłoch (bardzo często z wyższym wykształceniem) bezrefleksyjnie, instynktem leminga był gotów głosować na nią. Szczepionka na PiS okazała się więc bardzo skuteczna, a nawet za bardzo.

Jednak póki co dobrze się stało. Wydaje się bowiem, że w obecnej sytuacji rozpadającego się państwa zwycięstwo Prawa i Sprawiedliwości byłoby początkiem przyszłej druzgocącej klęski, tym bardziej, że PiS nadal nie jest gotowy do przejęcia władzy o czym świadczy np. brak sensownych pomysłów na rozwiązanie problemu ubezpieczeń emerytalnych. Nie nadeszła jeszcze pora na PiS i gdyby teraz ta partia zwyciężyła, to za rok lub dwa skończyłoby się to dla niej katastrofą, tym bardziej, że ma samych wrogów w strukturach międzynarodowych i atakom spekulantów nie byłoby końca.

Wydaje się więc, i czas to zweryfikuje, że obecna porażka PiS wcale nie jest porażką, a już na pewno klęską. Można chyba nawet pokusić się o stwierdzenie, że jest to sukces, chociaż całkowicie niezamierzony. Przyjrzyjmy się z grubsza nowemu układowi w parlamencie. Oto mamy więc Prawo i Sprawiedliwość, które liczebnie w zasadzie obroniło swoją pozycję w sejmie. Co więcej, po odejściu rozmytych ideowo secesjonistów z PJN jest to partia o zdecydowanie wyrazistszym obliczu światopoglądowym, a przez to wewnętrznie bardziej skonsolidowana. Oznacza to, że będzie mniej wewnętrznych tarć, a to zawsze pozytywnie wpływa na siłę partii. Oto mamy PO, która także liczebnie zachowała swój stan posiadania sprzed czterech lat, ale po tym jak Palikot wyssał z niej wszelkich obyczajowych ekstremistów, także zmieniło się, chociaż niewiele, jej oblicze światopoglądowe. Daje to pewną szansę na konsolidację, ale ze względu na mimo wszystko szerokie spektrum poglądów jej członków oraz uwikłanie w ponad narodowe zależności w partii tej może dojść do swoistego rozdarcia. Krótko mówiąc PO przestała być zakładnikiem lokalnych dewiantów obyczajowych i wojujących aborcjonistów, eutanastów i lobby narkotykowego (do których często puszczała oko), ale wątpliwe aby jej uwikłane w ponadnarodowe koterie i biznesowe zależności kierownictwo zechciało z tego skorzystać. Czyli – jak długo będzie tort, tak długo będzie istnieć PO.

W jeszcze większym stopniu przez sito Palikota przeszło SLD, co w znaczącym stopniu złamało siłę ofensywną libertyńskiego skrzydła tej partii. Jest więc szansa na odideologizowaną lewicę, ale pewnie nikt z niej nie skorzysta. Palikot mocno zaszkodził też PSL, które ledwie wcisnęło się do sejmu. Wbrew uzyskanemu wynikowi Ruch Palikota jest ugrupowaniem przeraźliwie słabym, ponieważ jego siłą napędową nie jest chęć budowania według zasad ewangelicznych, lecz frustracja i wyrosłe z najniższych instynktów kompleksy. Cała partia trzyma się na osobie jej fundatora i nawet datki i subwencje producentów środków antykoncepcyjnych, lobby aborcyjnego i pedalskiego niewiele tu pomogą. Praktycznie więc tylko wyraziste Prawo i Sprawiedliwość jest po tych wyborach partią bardziej skonsolidowaną i wewnętrznie silniejszą niż cztery lata temu. Wystarczy na to, aby być bardzo silną opozycją.

Ale sukces w polityce nie polega na byciu silną opozycją, lecz na sprawowaniu realnej władzy, a na to Prawo i Sprawiedliwość po prostu nie ma szans. To że partia ta nie jest jeszcze gotowa do przejęcia władzy to jedno. Drugim poważnym problemem jest jej przywódca. Nawet jeśli wszystko się w Polsce będzie walić, to i tak wykolejony przez media motłoch nie będzie głosować na „strasznego” Kaczyńskiego. I co z tego, że nie wiedzą dlaczego jest straszny. Tak pisze GW i tak kłapią w TVN – i to motłochowi wystarczy za wszystkie argumenty. Wbrew temu, co mówi prezes Kaczyński, nie będzie w Warszawie drugiego Budapesztu, bowiem – jak trafnie zauważył publicysta „Frondy” Grzegorz Górny „nie wystarczy czekać na kryzys, aż władza sama wpadnie do rąk – trzeba w tym czasie wykonać gigantyczną (i sensowną) pracę”. Inaczej, nawet jeśli będzie bardzo źle, wystarczy, że Tusk powie, że to wina Kaczyńskiego i popierającej go moherowej sekty spod Pałacu Prezydenckiego, a dzierżący klucze do demo(no)kracji motłoch to kupi bez zastanowienia. Taka jest rzeczywistość i trzeba to wreszcie uwzględnić w rachubach politycznych.

Najlepszym rozwiązaniem byłoby w tej sytuacji, aby Jarosław Kaczyński przesiadł się na fotel honorowego prezesa, oddając ster władzy ludziom, którzy bez trudu poradzą sobie z premierem Tuskiem – największym partaczem jaki kiedykolwiek zasiadał w rządowych ławach. Prezes Kaczyński powinien wreszcie zrozumieć, że to on jest największym atutem, prawdziwym asem w rękawie, Donalda Tuska. Gdy dzieci starożytnych Rzymian za bardzo dokazywały, matki i ojcowie natychmiast używały zaklęcia Hannibal ante portas (Hannibal u bram) i natychmiast dzieci robiły się grzeczne – tak wielkie przerażenie budził u Rzymian kartagiński generał. Podobny obraz szefa największej polskiej partii opozycyjnej stworzyły establiszmentowe media w polskim społeczeństwie, które zostało „zaszczepione” na Jarosława Kaczyńskiego. Wystarczy więc, że tylko Tusk wymieni jego nazwisko, a demos natychmiast zachowuje się jak zahipnotyzowany i głosuje tak jak trzeba.

Wejście Ruchu Palikota do sejmu pokazuje jednak, że sytuacja poważna i konieczna jest jeszcze większa polaryzacja sił parlamentarnych, aby było jasne, kto do jakich wartości lub antywartości się odwołuje. Możliwość taką stwarza akt ślubowania poselskiego. Często nowo wybrani posłowie kończą ślubowanie formułką „tak mi dopomóż Bóg”. Jeszcze 20 lat temu taka deklaracja była dla wszystkich jasna i wiadomo było, że chodzi o Boga Wszechmogącego w Trójcy Jedynego. Niestety, czasy się zmieniły i obecnie sama formułka „tak mi dopomóż Bóg” już nie wystarcza. Żyjemy w czasach relatywizmu i ktoś, kto mówi „tak mi dopomóż Bóg” wcale nie musi mieć na myśli Boga Wszechmogącego w Trójcy Jedynego. Obecnie taką formułkę jest w stanie wypowiedzieć (i pewnie wypowie) Janusz Palikot, czy też Robert Biedroń, a nawet Wanda Nowicka. Przecież dla Palikota bogiem może być mamona, gumowy fallus czy jego ego, dla Biedronia jego odbyt, a dla Nowickiej wagina. A czemu by nie? Przecież gdy posłowie wypowiadają tę formułkę nie widzimy czy wypowiadane przez nich słowo określające w naszym rozumieniu Boga osobowego jest przez duże czy przez małe „B”. Dlatego właściwym byłoby, aby posłowie uważający się za wierzących i odwołujący się do ewangelicznych wartości uzupełnili treść ślubowania o pełną formułę „tak mi dopomóż Panie Boże Wszechmogący w Trójcy Jedyny”.

Prawo i Sprawiedliwość, jeśli nie chce być wieczną opozycją (co jest zwykle statusem tymczasowym jak pokazała praktyka pierwszych lat powojennych), powinno szybko i bardzo poważnie przygotowywać się do przejęcia władzy. Nadchodzący kryzys z pewnością stworzy nową społeczną, polityczną i ekonomiczną jakość, na co trzeba być przygotowanym. Samo uganianie się za aferzystami nie wystarczy, trzeba będzie umieć rozwiązywać realne problemy, a do tego trzeba być przygotowanym. Aktywizujcie naród, przygotowujcie dobre ustawy, które zorganizują nasze życie według Chrystusa a nie według urojeń Marksa czy oświeceniowych ateistów. Uczcie się od Viktora  Orbána, i to szybko, bo skończymy w łagrach albo pod ścianą, a w najlepszym wypadku będziemy znosić panoszenie się odrażających odmieńców. Chociaż motłoch Palikota jest groteskowy, to nie mam wątpliwości, że mając tego świadomość bezwzględnie będzie zwalczać każdego, kto mu będzie o tym przypominać w jakikolwiek sposób. Z nimi nie ma żartów – będą zabijać w imię dobrego samopoczucia.

  


 

Ceterum censeo Carthaginem esse delendam!!!

 
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama


stat4u