Zdradzona Europa, czyli komu potrzebne jest kłamstwo srebrenickie

środa, 15 czerwca 2011 21:59 Zoil Haq
Drukuj
Ocena użytkowników: / 5
SłabyŚwietny 

Tags: Hic et nunc | Lewiatan

Ratko Mladić aresztowany! Ta wiadomość obiegała w dniu 26 maja br. zdegenerowane media (czyli prawie wszystkie) i wywołała podobny paroksyzm niczym już nie zawoalowanej hipokryzji, jak podczas podobnych akcji przeciw Slobodanowi Miloševićovi i Radovanowvi Karadżićovi. Pomyślałby kto, że niespodziewanie dopadnięto ukrywającego się gdzieś jeszcze w brazylijskiej dżungli Adolfa Hitlera bądź matuzalemowego Rudolfa Hessa, który po ucieczce ze Spandau knuł z polskimi sojusznikami gdzieś pod Jedwabnem. Dla wielu byłoby to bardziej prawdopodobne, niż to, że obecne władze serbskie, te aż do bólu upokarzane marionetki, regularnie przehandlowują własnych bohaterów narodowych za miraż dobrobytu unioeuropejskiego.

Przypomnijmy, że Ratko Mladić oficjalnie nie został aresztowany przez CIA, Mosad czy inny Grom (co można by jeszcze wytłumaczyć międzynarodowym gwałtem na niezależnej Serbii), ale padło ofiarą poddańczej gorliwości rodzimych służb oraz „prezydenta” Tadićia, tej upodlonej pacynki, która z systemowym palcem w odwłoku oferowała za wydanie bohatera 10 mln dolarów (sami Amerykanie na przykład tylko pięć milionów).  W dniu 31 maja 2011 r. przefrymarczony bohater został przetransportowany  do Hagi, gdzie ma czekać na rozprawę przed  tzw.  Międzynarodowym Trybunałem Karnym dla byłej Jugosławii. Znalazł się tam w doborowym towarzystwie podobnie jak on wyklętych patriotów i nacjonalistów ze wspomnianym Radovanem Karadżićem (zatrzymanym w 2008 r.) i Vijslavem Szeszelijem na czele.

Kto jak kto, ale Polacy wielokrotnie oskarżani przez zholocaustyzowany system o wszelkie zbrodnie tego świata – żeby przypomnieć tylko nasze obozy koncentracyjne – Auschwitz, Treblinkę, a dlaczego nie Dachau, Ravensbrück, tzw. pogrom kielecki, tzw. Jedwabne i podobne tysiące spraw – powinni być szczególnie wyczuleni na zaklinanie rzeczywistości przez systemową propagandę. Tymczasem lata prania ludziom mózgów spowodowały, że tzw. opiniotwórcze elity niemalże podskórnie wchłonęły lansowana wersję o przerażających serbskich zbrodniachi mało kto, nawet wśród tzw. prawicowców na dźwięk nazwisk Miloševića, Karadżića czy Mladića automatycznie nie skojarzy ich z czarną semantyką i ludobójczymi konotacjami. A powinniśmy przecież pamiętać, że jest to podobny zabieg lingwistyczno-medialny, jak ten, który z Polaka immanentnie uczynił antysemitę, ksenofoba i, w najlepszym razie, złodzieja, natomiast z Palestyńczyka, Irańczyka czy do niedawna z Irlandczyka terrorystę. Naprawdę już nie warto przytaczać przykładów na głupotę i polityczną dyspozycyjność światowych i polskich mediów relacjonujących zarówno tę, jak i podobne niewygodne dla mainstreamu sprawy. Do tego ucywilizowanego grona należy, co konstatujemy nie bez pewnej satysfakcji, zaliczyć także polskie rozprawiczone przekaziory, które piórami (czy raczej klawiszami) swoich korespondentów i komentatorów odgrażają się jak to genocypedowiec Mladić nie uniknie sprawiedliwości (vide periodyk coś tam uważający). Ponieważ nie stać tych ludzi na odrobinę samodzielnego myślenia, na próbę poszukiwania prawdy czy choćby odrobinę odważnej refleksji, z typowym dla dyletantów lenistwem intelektualnym podchodzą do sprawy najłatwiejszą ze wszystkich dróg – nurzają się w kloace informacyjnej, która, jak cała Unia, stanęła przed nimi najohydniejszym ze swoich otworów, z którego każe czerpać talmudyczne prawdy niczym z krynicy mądrości.

W jednym natomiast domorośli komentatorzy rzeczywiście się nie mylą. Mladić nie uniknie sprawiedliwości – i miejmy taką nadzieję. Zostanie sprawiedliwie osądzony, podobnie jak każdy z nas chciałby być osądzony, jak światowi przywódcy, jak naczelni redaktorzy opiniotwórczych gazet, jak w końcu marionetkowi sędziowie od „humanitaryzmu”. Każdemu, co mu się należy…. Dla wolnego człowieka, a takim jest generał Mladić, sprawiedliwość to na szczęście nie Trybunał Haski, to nie ponoć niezawisłe i wolne od nacisków politycznych sądy, to nie skryci decydenci – prawdziwi inspiratorzy rozpętania potwornej, przybierającej formę czystek etnicznych wojny w byłej Jugosławii. To także nie rodzima swołocz, w kainowy sposób za judaszowe srebrniki próbująca przetransferować dowódcę Wojsk Republiki Serbskiej za rolę upodlonego wasala w unioeuropejskim kołchozie. Dlatego generał Mladić nie będzie szukał sprawiedliwości tam gdzie jej nie ma. Pozostanie wolnym, nawet nosząc kajdany.

Trzeba mieć świadomość, że obraz wojny w byłej Jugosławii w powszechnym odbiorze nie kreują, istniejące przecież, niezależne badania politologów czy historyków, zwłaszcza francuskich, niemieckich, amerykańskich, także polskich czy ginące w zamęcie informacyjnym publikacje – jak na przykład Alexandra Dorina ze Szwajcarii. Od tego są dyspozycyjni analitycy, sprzedajni dziennikarze, od tego jest przecież Hollywood. Rzeczywistość wojny na Bałkanach dla odmóżdżonych wrażliwców ostatecznie i jednoznacznie zinterpretował amerykański film sensacyjny Za linią wroga, w reżyserii Johna Moore’a, z gwiazdorską obsadą (Gene Hackman, Owen Wilson), osnuty na wątku łzawej historii zestrzelonego pilota F-117. W filmie jest oczywiście herosem odsłaniającym potworne zbrodnie Serbów i z powodzeniem wymykającym się z ich obławy z cennymi dowodami zbrodni popełnionych przez współczesnych czetników. W rzeczywistości zaś, jak pamiętamy, mimo supernowoczesnego wyposażenia, błąkającego się i zestrachanego wojaka służby amerykańskie znalazły dopiero po tygodniu poszukiwań.  Na swój sposób sprawie serbskiej niedźwiedzią przysługę oddała także polska – pożal się Boże – kinematografia, zwłaszcza obrazami Pasikowskiego (Psy 2, Demony wojny według Goyi). Zresztą nasze sprawy Amerykanie też już sobie i światu załatwili wypuszczając na rynek filmowy (też w gwiazdorskiej obsadzie) knota z gatunku shoah-fiction o znanych bandziorach z Wileńszczyzny, oczywiście Żydach, niejakich braciach Bielskich (Opór).

Zjawisko medialnej hucpy, przypisujące Mladićowi i jego żołnierzom, w 1995 r., mord w Srebrenicy na około 7000-8000 muzułmanów, celnie ujął – nazywając je salonowym rasizmem – wspomniany już badacz szwajcarski Alexander Dorin. Podejmując się niebezpiecznego i zapalnego tematu obnażenia kłamstwa srebrenickiego, przez czternaście z górą lat zbierał materiały i dowody obalające globalną manipulację, wskutek której prześladowani są i poniżani autentyczni serbscy patrioci. Wykorzystując – w swoim głównym dziele Srebrenica – die Geschichte eines salonfahigen Rassismus (Srebrenica – Historia salonowego rasizmu, Berlin 2010 ) – m.in. relacje muzułmańskich tzw. bojowników i ich dowódców, świadectwa holenderskich oddziałów UNPROFOR (według których to właśnie serbskie wojsko traktowało muzułmanów w sposób humanitarny, ewakuując m.in. z zagrożonych stref kobiety i dzieci, w przeciwieństwie do zwykłych band Nasera Orićia, dokonujących planowej rzezi na cywilnej ludności serbskiej)  demaskując kłamstwa Chorwata Drażena Erdemovićia, który był kluczowym świadkiem przed Trybunałem w Hadze, Dorin wykazał (a potwierdziły do m.in. statystki Światowej Organizacji Zdrowia), że w walkach o Srebrenicę zginęło 2000 muzułmańskich tzw. bojowników, czyli walczących z bronią w ręku kombatantów, nie zaś bezbronnych cywilów. I w dodatku zdrajców zbuntowanych przeciwko legalnej i prawowitej władzy, do pacyfikacji działań których rząd Serbii był w pełni uprawniony.

Paradoksalnie, śledczy z tzw. trybunału w Hadze odnaleźli dokładnie taką samą liczbę ciał muzułmanów, o jakiej wspomina Dorin (tylko jakie z tego wciągnęli wnioski?) i jaka wynika też z analiz niezależnych badaczy z innych krajów, kwestionując bijące po oczach zawyżenie liczby ofiar walk w Srebrenicy wśród muzułmanów (w porywach dochodzącej nawet do 10 tysięcy|). Faktem, na który zdają się nie zwracać najmniejszej uwagi sędziowie z Hagi jest także to, że żadne władze serbskie – ani wojskowe, ani cywilne – nigdy nie wydały rozkazu egzekucji takiej liczby muzułmańskich jeńców. Nie byłoby to nawet możliwe z czysto technicznej strony – walczących w tamtych rejonach żołnierzy serbskich nie było aż tak wielu, by schwytać, przetrzymywać, a w końcu pozbyć się w wcale nie najprostszy sposób tysięcy islamskich więźniów. Przyjmując odpowiednie proporcje byłoby to coś analogicznego do tych paru milionów „holo”, którzy ponoć masowo ginęli od spalin w więźniarkach albo w piecach, w których tak naprawdę eksterminowano miliony, ale wesz, z odkażanych ubrań więźniów.

Skąd w takim razie wzięła się inkryminowana liczba niemal 8000  zabitych muzułmanów. Przede wszystkim do 2000 już wspomnianych i potwierdzonych zgonów lekką ręką strona muzułmańska (według jej własnych dokumentów przechwyconych przez armię bośniackich Serbów) dodała wszystkich innych poległych, w większości przybyłych zza granicy, którzy bądź padli w walkach na kilka lat przed Srebrenicą, bądź dawno po tej bitwie. W ten sposób doliczono do rachunku około 1000 „martwych dusz”. Dla jeszcze większego efektu w szacowne grono nieżywych bohaterów, ofiar serbskiego „ludobójstwa”, zaliczono także tych muzułmanów, którzy wyemigrowali z ogarniętych pożogą wojenną terenów i zmarli np. w wyniku ran w kilka lat później. Że cuda się zdarzają nawet w systemie demokratycznym (zwłaszcza nad urną) tego chyba specjalnie nie trzeba udowadniać, ale fakt – ujawniony przez Milivoje Ivanisievića, dyrektora Belgradzkiego Centrum Badań Zbrodni Wojennych – że po upadku Srebrenicy około  trzech tysięcy muzułmanów powróciło z „ogrodów Allaha”, aby zagłosować w lokalnych wyborach, świadczyć może o sile tego systemu politycznego, potrafiącego wykorzystać do swoich matactw nawet gromady zombi. Przecież taki bohater, jak generał Mladić nie miał i nie może mieć z takim przeciwnikiem żadnych szans.

Bo oprócz takich sojuszników Alija Izetbegović i jego reżim mieli na swoich usługach, w przeciwieństwie do Serbów) także najlepszych speców od czarnej propagandy – czyli zachodnich polityków, basujące im media, chciwie konsumujące i zwracające na cały świat wyssane z palca konfabulacje na temat różnych form serbskiego ludobójstwa z 1995 r. – obozów koncentracyjnych, masakr, gwałtów na niespotykaną dotąd skalę. Jeżeli jeszcze uświadomimy sobie, że w samym mieście, mimo że oficjalnie było ono strefą zdemilitaryzowaną, sprzyjające islamistom oddziały NATO nieoficjalnie i skrycie dostarczały broń stacjonującej w Srebrenicy dywizji bośniackich muzułmanów, to kłamstwo srebrenickie objawi nam się w całej okazałości. Przede wszystkim jako idealny medialny oręż do ostatecznej rozprawy z niewygodnymi politycznie – choćby przez fakt, że są postrzegani jako przyczółek Rosji – Serbami. Globalni macherzy ideologiczni wykorzystując tego rodzaju wytrych geopolityczny spowodowali masowe czystki etniczne na Serbach, mobilizując do walki z nimi m.in. najemników-mudżahedinów, wzmacniając tym samym praktykę stosowania terroryzmu w relacjach z chrześcijanami oraz propagując wahabizm w najczystszej postaci, zwłaszcza wśród bośniackich muzułmanów.

Wojna w byłej Jugosławii, i została sprowokowana i podtrzymywana była przede wszystkim w jednym celu, jakim było wyniszczenie serbskiego narodu i destrukcja jego państwa. Bo przecież wszystko zaczęło się od zdrady i buntu muzułmańskich polityków i działaczy wobec konstytucji kraju, w którym żyli i funkcjonowali bez przeszkód. Następnym klockiem domina były – w ramach przyjacielskiej pomocy – natowskie „chirurgiczne cięcia” z powietrza, polegające na  planowej dewastacji zarówno substancji narodowej niepokornych Serbów, jak i ich infrastruktury przemysłowej, administracji, własności prywatnej i majątku państwowego. Natomiast lansowana w mass mediach hałaśliwa humanitarno-pacyfistycznej propaganda w sposób jednoznacznie wyprofilowany politycznie określiła preferencje ośrodków dyspozycyjnych. Aby osłabić i zwalczać aspiracje Serbów utworzono nawet – wspierając w ten sposób muzułmańskich Bośniaków, a także Chorwatów – zhomogenizowany kulturowo, etnicznie i wyznaniowo twór pod nazwą Bośni i Hercegowiny, która to kraina bez wsparcia militarnego i finansowego Zachodu nie przetrwałaby nawet miesiąca.

Sprawa Kosowa (zagrabionego odwiecznego centrum kulturowo-religijnego Serbów) to wcale nie, jakby się wydawało, kolejny samobójczy z punktu widzenia cywilizacji zachodniej strzał do własnej bramki. To ściśle zaplanowana akcja, dla której przykrywką miały być i „bałkańskie rurociągi” i powstała dla ich ochrony największa w tym rejonie świata baza wojskowa USA (Camp Bondsteel), a której celem był interes na globalną skalę, warty tych wszystkich czystek etnicznych i katastrof narodowych transfer (pod kuratelą CIA, a przynoszący największe korzyści wiadomo komu) afgańskiego opium na Zachód.  Wiadomo też dlaczego tak niezbędna jest obecność USA i jego sojuszników w Afganistanie i podtrzymywanie w tym kraju stanu permanentnej destabilizacji. Kanał przerzutowy Afganistan-Kosowo musi funkcjonować bezbłędnie, a wszelkie przeszkody stojące mu na drodze w sposób wiarygodny powinny zostać usunięte. Dlatego reprezentanci mafijnego, samozwańczego rządu Kosowa permanentnie goszczą na światowych salonach, podejmował ich nawet jeszcze nie tak dawno na hucpiarskiej imprezie, z okazji wizyty w Polsce głównego gwaranta „przemian bałkańskich” Baracka Obamy, nasz, z demosa łaski, prezydent-gajowy.

Dlatego nie ma się co dziwić, że dla podtrzymania takiego przekrętu lepiej tworzyć w Europie kolejne ogniska agresywnego islamu, niż przejmować się serbskimi liderami, patriotami i nacjonalistami, czy w ogóle całym tym archaicznym, stojącym na przeszkodzie celom globalnym, narodem. Wyłapywani, mordowani, poniżani i prezentowani opinii publicznej – jak generał Mladić – jako zbrodniarze i zwyrodnialcy hamujący proces wchłaniania Serbii, zarządzanej przez zwasalizowane władze, przez struktury „jewropejskie”, trafią zgodnie z wolą oprawców w sterylnych togach na śmietnik historii, na którym prawdy dogrzebać się nie będą mogli nawet uczciwi, niezależni badacze.

Dlatego też generał Mladić nie może liczyć, i dobrze o tym wie, na sprawiedliwy, tzn. obiektywny proces. Jeżeli, dla wygody sądzących unionistów nie zejdzie w przedziwnych okolicznościach z tego świata (przypominamy nie tylko przykład Miloszewića, ale także córki generała, która ponoć, po przeczytaniu w którejś z gazet steku bredni o swoim ojcu, popełniła – w 1994 r. – samobójstwo), to zapomniany przez wszystkich dożyje swoich dni w jakimś europejskim Spandau albo Guantanamo. Tak zwany Trybunał w Hadze wydaje bowiem wyroki rutynowo odrzucając wszelkie dowody świadczące na korzyść Serbów, a nawet prokurujący i przyjmujący fałszywki ułatwiające skazywanie serbskich bohaterów na długoletnie więzienia (np. przypadek Vidoje Blagojevicia). Natomiast zasłużony dla sprawy oprych Naser Orić, oczyszczony przez tych samych panów sędziów z wszelkich ciążących na nim zarzutów, może spać spokojnie. Trybunał, reżyserzy wydarzeń bałkańskich, media i lobby muzułmańskie nie pozwolą, aby spadł mu włos z głowy. Jedyna korzyść z tego gangstera, i jemu podobnych, może być tylko taka, że tym wszystkim zachodnim mocodawcom, medialnym pożytecznym idiotom, czy sędziom wszelkich „prawo człowieczych” trybunałów,  gdy tylko islam na Bałkanach i na Zachodzie okrzepnie już na dobre, pewnego pięknego dnia poderżnie spasione gardła kindżałem, przejmie dochodowe interesy, wykradnie bombę atomową i wypieprzy ją gdzieś na Izrael. Albo wtedy będzie koniec świata, albo…


Czytaj także:
"Kosovo je Srbija", czyli solidarność z prawdziwą Europą