Witajcie w ciężkich czasach, czyli powrót eugeniki

sobota, 11 czerwca 2011 23:55 Wasyl Pylik
Drukuj
Ocena użytkowników: / 3
SłabyŚwietny 

Tags: Hic et nunc | Lewiatan

Pogłębia się soc-demo-libertyński horror w systemie ubezpieczeń emerytalnych. Realizując – kosztem zwykłych obywateli – postulaty pasożytniczego lobby spod znaku „Przedsiębiorstwo Socjalizm”, władze Litwy jako kolejnego państwa w Europie podjęły decyzję o podniesieniu wieku emerytalnego. Wcześniej w tym kierunku poszły już Niemcy, Francja, Rumunia, zaś przymierza się do tego kroku Wielka Brytania. Jak się jednak okazuje wszelkie pomysły nie zmierzają do naprawy sytuacji, lecz pielęgnowania patologii, która jest źródłem dostatniego życia dla garstki lewicowych oligarchów.

W piątek 10 czerwca br. litewski sejm znowelizował ustawę o ubezpieczeniach społecznych. Oznacza to, że do 2026 r. wiek emerytalny na Litwie zostanie stopniowo wydłużony do 65 lat i ujednolicony dla kobiet i mężczyzn. Obecnie na Litwie kobiety mogą przechodzić na emeryturę po ukończeniu 60 lat, a mężczyźni 62,5. Znamienne, że za wydłużeniem wieku emerytalnego opowiedzieli się przede wszystkim konserwatyści, co dowodzi ich całkowitej dyspozycyjności wobec zarządzającej ubezpieczeniami emerytalnymi lewicowej oligarchii.

W ubiegłym roku w reakcji na „rosnący deficyt” w systemach emerytalnych analogiczne decyzje podjęły władze Rumunii, Francji i Hiszpanii. W połowie września ub. roku w Rumunii uchwalono stopniowe zrównanie wieku emerytalnego kobiet i mężczyzn i podniesienie go do 65 lat od 2015 roku dla mężczyzn, a od 2030 roku dla kobiet. Niespełna miesiąc później analogiczną ustawę emerytalną podpisał prezydent Francji Nicolas Sarkozy argumentując, że „reforma ta ratuje od upadku obecny system emerytalny”. Zakłada ona stopniowe podniesienie do 2018 r. minimalnego wieku przejścia na emeryturę z 60 do 62 lat. Podwyższono także z 65 do 67 lat wiek, od którego można będzie otrzymać emeryturę w pełnej wysokości i wydłużono okres płacenia obowiązkowych składek emerytalnych z 40,5 roku obecnie do 41 lat w 2012 r. i do 41,5 lat w 2020 roku. Z końcem ub. roku także premier bankrutującej Hiszpanii, socjalista Jose Luis Rodriguez Zapatero, objawił, że w 2013 r. rozpocznie się w tym kraju wydłużanie wieku emerytalnego do 67 lat, które potrwa do 2027 roku. Do łupieżczej reformy przymierza się też Wielka Brytania. Rok temu tamtejszy rząd zapowiedział, że ustawowy wiek emerytalny dla mężczyzn zostanie podniesiony do 66 lat od 2016 r., a dla kobiet do 65 lat od 2018 r.

Jednocześnie rządy zapewniają, że po reformie będzie lepiej, a przynajmniej nie gorzej. Na przykład rząd brytyjski zapowiedział wspaniałomyślnie, że kto będzie chciał, będzie mógł pracować dłużej niż ustalona granica wieku emerytalnego. Jeszcze dalej – a co? – w obietnicach posunął się Nicolas Sarkozy, który dał Francuzom „gwarancję”, że na pewno będą mogli liczyć na swoje emerytury i że poziom tych świadczeń będzie utrzymany. Brawo! Nie ujawnił jednak, z usług której wróżki korzystał. Ale to nie koniec „dobrych” wieści. „Prawicowy” Senat wprowadził „oszałamiające” poprawki przewidujące, że rodzice mający co najmniej trójkę dzieci i rodzice dzieci niepełnosprawnych będą mogli otrzymywać emerytury w pełnym wymiarze od 65. roku życia (jakoś trzeba zachęcić do produkcji płatników emerytalnego haraczu).

Rządy argumentują swoje decyzje „rosnącym deficytem” systemów emerytalnych, który zmusza państwo do zaciągania pożyczek na wypłacanie emerytur. W Rumunii do końca 2010 r. odnotowano z tego tytułu deficyt w wysokości 3 mld euro. Z kolei w Wielkiej Brytanii koszt dla budżetu z tytułu emerytur sektora publicznego do 2015 r. sięgnie 9 mld funtów, co oznacza, że w porównaniu z 2010 r. się podwoi. Z „głębokim deficytem kas emerytalnych” mamy również do czynienia we Francji. Władze liczą, że samo przesunięcie progu o dwa lata pozwoli na uzyskanie w najbliższych latach dodatkowych 20 mld euro.

Argumentacja rządów i zapewnienia, że jeśli nawet nie będzie lepiej to przynajmniej nie będzie gorzej pokazują rażącą arogancję elit rządzących państwami na obszarze cywilizacji euroatlantyckiej. Chociaż miliony obywateli tych wszystkich państw wpłacają co miesiąc grube miliardy euro do krajowych kas emerytalnych, to jedyne co rządy są w stanie im zagwarantować to dłuższą pracę, co dla wielu będzie oznaczać pracę dożywotnią. Czy ktoś kiedyś miał odwagę rozliczyć rządy jak w ogóle zarządzają tymi pieniędzmi? Przecież te wszystkie „reformy” (Polskę też to czeka), to jedna wielka, prowadzona systematycznie i na globalną skalę grabież, która na dodatek dokonuje się w poczuciu całkowitej bezkarności. A już szczytem bezczelności są stwierdzenia, które niby mają pocieszać ogłupiały demos, w rodzaju, że będzie można pracować dłużej niż granica emerytalnego wieku, czy też pisane patykiem na wodzie „gwarancje”, że w nowej sytuacji w ogóle będzie możliwe otrzymywanie emerytur. Krótko mówiąc rządy robią swoim obywatelom wielką łaskę, że w ogóle chcą wypłacać jakieś emerytury, zapominając najwyraźniej, że przecież są one wypłacane z ciężko zapracowanych wpompowywanych do systemu olbrzymich składek. Trzeba być wytresowanym na gazetowyborczo-TVNowskim światopoglądowym śmietniku debilem, żeby ten uwłaczający elementarnej inteligencji soc-demo-lewacki bełkot brać na serio. A jednak to działa.

Tragizm tej sytuacji polega na tym, że w ogóle nie stawia się zasadniczych pytań w kontekście zapaści obecnych systemów emerytalnych, a zwłaszcza o filozofię ich funkcjonowania. Ale przecież indoktrynowany przez „laickie” szkolnictwo ochlokratyczny demo(no)s w ogóle nie odczuwa zadawania jakichkolwiek pytań. Po co? Przecież wystarczy włączyć „pralkę mózgów” i odpowiedź jest gotowa. Co z tego że nie prawdziwa, ale jest miło i przyjemnie, a jak nawet pojawi się jakiś dyskomfort, to zawsze można włączyć „M jak miłość” czy jakiś quiz. Skąd więc ten deficyt w ubezpieczeniach emerytalnych? To proste. Wystarczy posłuchać zaufanych polityków? Najbardziej kompleksowo odpowiedział na to pytanie niezastąpiony w kwestiach ogłupiania ludzi Zapatero, który stwierdził, że w przyjętej przez jego rząd strategii reformy emerytalnej kierowano się m.in. „względami demograficznymi”. – Będzie wiele osób pobierających emerytury, dlatego więc musimy już dziś myśleć, jak zapobiec temu, aby wydatki publiczne nie wystrzeliły nagle zbytnio do góry – tłumaczył się lewicowy partacz. Z pomocą przychodzą też statystyki, które przecież nie kłamią. Przykładowo, średnia długość życia w Wielkiej Brytanii wynosi obecnie 77,4 lat dla mężczyzn i 81,6 lat dla kobiet, zaś ćwierć wieku temu wskaźnik ten wynosił 71 lat dla mężczyzn i 77 lat dla kobiet.

No i po co zadawać pytania? Przecież wszystko jasne! Wychodzi na to że sami sobie jesteśmy winni, bo nie wpadliśmy na to, że jest nas za dużo. A Unia Europejska przecież tyle robi żeby nas było mniej. Swoimi standardami upadla jedzenie zabijając płodność, niszczy ducha i deprawuje, czyniąc nasze życie tak nieznośnym, że im człowiek starszy tym bardziej powinien mieć ochotę poprosić o eutanazję i jeszcze za tę „dobroczynność” słono zapłacić. A tu nic! Młodych wprawdzie coraz mniej, ale starych przybywa. Zamiast prosić o eutanazję z chwilą przejścia na emeryturę, bezwstydnie żyją coraz dłużej, a z punktu widzenia architektów Nowego Światowego Ładu wręcz w nieskończoność. Ale od czego mamy ministerstwa edukacji? Czas najwyższy zabrać się za tworzenie programów edukacyjnych, które z pomocą unijnych dotacji, odpowiednio „wyedukują” Europejczyków zgodnie z unijnymi standardami w poszanowaniu dla wszelkich aberracji społeczno-obyczajowych. „Przedsiębiorstwo Socjalizm” nie może przerwać pracy. Przeciwnie – musi się rozwijać.

Oczywiście tendencje demograficzne są nieubłagane. To prawda, że ludzie żyją dłużej, a społeczeństwa się starzeją, jednak w uczciwie zbudowanym systemie emerytalnym czynniki te nie odgrywają żadnej roli. Współczesne systemy emerytalne są niczym innym jak gigantycznymi mechanizmami masowego łupienia, które pod pięknymi szyldami „sprawiedliwości społecznej” bezwzględnie ograbiają całe narody z ich ciężko zapracowanych dochodów. Co gorsza, dzięki potwornemu zakłamaniu, proceder ten odbywa się za pełnym przyzwoleniem zainteresowanych. Wystarczą bałamutne obiecanki w rodzaju tych, jakimi uspokajał Brytyjczyków minister ds. pracy i emerytur Iain Duncan Smith („Jeśli Wielka Brytania ma mieć stabilny system emerytalny i taki, na który państwo stać, to ludzie muszą pracować dłużej, ale rząd nagrodzi ich [pod warunkiem, że dożyją – W.P.] za pracę przyzwoitą emeryturą państwową zapewniającą im wysoką jakość życia po wycofaniu się z życia zawodowego), aby ludzie, niczym owce idące na rzeź, pogodzili się z nową rzeczywistością.

Nikt nie pyta o istotę problemu, a zamiast tego przeciwnicy wydłużenia wieku emerytalnego podnoszą drugorzędne i nie mające znaczenia dla uczciwego rozwiązania sytuacji kwestie. Co więc słyszymy od (udawanych?) przeciwników „reformy”? Rumuńskie partie opozycyjne, głównie socjaldemokraci twierdzą, że teraz wielu ludzi w ogóle nie doczeka się emerytury, albo będzie się starało o uzyskanie rent. We Francji przeciwnicy reformy podkreślają, że w jej wyniku ucierpią szczególnie osoby zaczynające aktywność zawodową w młodym wieku oraz ci, którzy pracują w bardzo trudnych warunkach. Tymczasem brytyjskie związki zawodowe podkreślają, że średnia życia pracowników przemysłowych jest niższa od średniej krajowej, co oznacza, że dla wielu z nich emerytura stanie się nieosiągalna. Z kolei lobby emerytów – National Pensioners Convention – zwraca uwagę, że „nie ma wystarczającej liczby miejsc pracy dla osób starszych wiekiem, a tam, gdzie są, są niepewne i nisko płatne”. Poza tym zero głębszej refleksji nad zaistniałą sytuacją i sposobami jej uzdrowienia.

A przecież w tym wszystkim kompletnie nie o to chodzi. Nicolas Sarkozy argumentując za podniesieniem wieku emerytalnego użył niezwykle znamiennego stwierdzenia – „reforma ta ratuje od upadku obecny system emerytalny”. Dla każdego analityka jest to niezwykle ważne stwierdzenie, ponieważ zdradza ono u wszystkich rządów, które idą tym tropem, elementarny brak woli rozwiązania problemu. Bo ani wydłużenie okresu składkowego, ani podwyższenie składek emerytalnych nawet o milimetr nie przybliży nas do rozwiązania problemu. Sprawa jest banalnie prosta – tego systemu nie sposób zreformować. Jest to oczywiste.

Dlaczego więc, mimo tej oczywistości, Sarkozy i pozostali rządzący chcą go „ratować”? Odpowiedź jest bardzo prosta – bo na obsłudze tej patologii jakaś lewicowa koteria świetnie zarabia. Wystarczy zobaczyć jak wyglądają siedziby tych instytucji, jak rozkładają się pensje dyrektorów, prezesów, członków zarządu, jaki jest poziom zatrudnienia, wysokość prowizji pobieranych od deponowanego tam kapitału, koszty jego transferu etc. Z prowizjami wiąże się kolejny problem. Można by zapytać dlaczego pobierane przez fundusze emerytalne prowizje są tak haniebnie wysokie i dlaczego w ogóle są? Otóż czynnikiem, który w głównym stopniu o tym decyduje jest przymusowość. Zauważmy, że każdy bank gotów jest nam płacić wyższe lub niższe odsetki, abyśmy tylko zechcieli deponować w nim nasze pieniądze. Zwróćmy uwagę na słowo „zechcieli”. W przypadku systemów emerytalnych nie ma takiego słowa, jest za to słowo „musimy”. Ono sprawia, że chociaż sytuacja jest analogiczna (i tu i tu zostawiamy nasze pieniądze), to jednak w przypadku funduszy emerytalnych musimy słono płacić za to, że musimy deponować tam swoje pieniądze. Wystarczyłoby wprowadzić dobrowolność, a prowizje najprawdopodobniej zniknęłyby z dnia na dzień. Jakże więc silne musi być lobby pasożytujące na milionach ludzi za pomocą narzędzia, jakim są systemy emerytalne. Za naszym przyzwoleniem i właściwie na nasze życzenie (sami wynosimy tych ludzi do władzy) odbywa się największa grabież w historii. Można być raczej pewnym że rządzący państwami cywilizacji euroatlantyckiej politycy nie przejmują się narastającym kryzysem ubezpieczeń emerytalnych.

Ze względu na skalę drenażu pieniędzy ubezpieczenia emerytalne są jednym z najważniejszych filarów „Przedsiębiorstwa Socjalizm”. Zarządców tego biznesu, ze względu na zapaść demograficzną, niepokoi groźba zmniejszenia się liczby płatników z jednej strony i jednocześnie zwiększająca się liczba ludzi w wieku poprodukcyjnym z drugiej. Jako że priorytetem tego biznesu jest niekończąca się grabież społeczeństw, a nie zapewnienie ludziom środków utrzymania na starość, to tym co przyprawia polityków o ból głowy nie jest uzdrowienie sytuacji, lecz zagwarantowanie nieustającego i obfitego strumienia pieniędzy do systemu. Stąd celem „reformy” nie jest uzdrowienie sytuacji, lecz – jak powiedział otwarcie Sarkozy – „uratowanie od upadku obecnego systemu”. Dlatego doraźnym problemem rządzących jest, i jak się okazuje całkiem łatwym do przezwyciężenia, przekonanie ludzi aby pracowali dłużej, czyli wpłacali więcej, w nadziei że to się im opłaci.

A przecież nie po to jest, przynajmniej w założeniu, system emerytalny, aby na nim zarabiać, lecz po to żeby zapewnić ludziom kończącym okres aktywności zawodowej godziwe zabezpieczenie finansowe. Obecnie obowiązujące systemy nie spełniają tej roli, więc należy je jak najszybciej zlikwidować. Jak najszybciej, bo u ich podstaw leżą skrajnie fałszywe przesłanki. Poza tym jest to klasyczna, zagrażająca egzystencji setek milionów ludzi godna największego potępienia finansowa piramida. W zasadzie ten system, jak wszystko w lewackiej oligarchii, funkcjonuje dobrze tylko wtedy, gdy jest dużo wpłacających i jak najmniej świadczeniobiorców (ideałem byłoby gdyby ich w ogóle nie było).

Jak już wspomnieliśmy, w uczciwie zbudowanym systemie emerytalnym czynniki demograficzne nie mają żadnego znaczenia, ponieważ każdy oszczędza na własną emeryturę. Ile odłoży, tyle ma. Rozwiązanie więc wydaje się dziecinnie proste – wystarczyłoby (w przypadku Polski) każdemu pracującemu założyć konto w Narodowym Banku Polskim, na którym co miesiąc każdy odkładałby jakąś sumę, albo sięgnąć do wzorcowych doświadczeń chilijskich w tej dziedzinie, jeżeli już tradycyjnie nie potrafimy wypracować praktycznie żadnego systemowego rozwiązania.

ZUS należałoby zlikwidować w trybie natychmiastowym, zaś obecnych emerytów spłacić ze środków budżetowych. Trwałoby to trochę, ale w ostatecznym bilansie likwidacja tej pasożytniczej hydry bardzo by się opłaciła. Chcąc wymusić na obywatelach zgodę na wydłużenie okresu składkowego rządy wcale nie działają w interesie przyszłych emerytów (ani też w interesie państwa), lecz w interesie tych, którzy zarządzają systemem ubezpieczeń emerytalnych. Jeśli ktoś w tym haniebnym procederze może liczyć na „pogodną jesień życia”, to tylko oni, bo na pewno nie ci nieszczęśnicy, którzy będą musieli pracować dłużej nie mając żadnej gwarancji, że ich emerytury będą większe i że w ogóle jej dożyją.

Jeśli nie zlikwidujemy obecnych systemów emerytalnych alternatywą dla społeczeństw będzie sukcesywne wydłużanie okresu składkowego poprzez nieustanne podnoszenie wieku emerytalnego (może uczciwiej byłoby od razu podwyższyć wiek emerytalny do stu lat?) lub obniżanie wieku obowiązku szkolnego (co właśnie dokonuje się w Polsce) ewentualnie stosowanie obu rozwiązań jednocześnie. Po cichu jest przygotowywane kolejne, o wiele bardziej drastyczne rozwiązanie, które na zasadzie dobrowolności (na razie) zostało już wprowadzone w Belgii i Holandii. Jak już zauważyliśmy, natura obecnie obowiązujących systemów ubezpieczeń społecznych jest taka, że funkcjonują dobrze tylko wtedy, gdy jest dużo wpłacających i zero świadczeniobiorców. I tutaj zbiegają się interesy lobby emerytalnych oligarchów z interesami lobby promującego tzw. dobrą śmierć czyli eutanazję. Niebawem, jak tylko zakończy się w „Gazecie Wyborczej” zmasowana kampania promująca i oswajająca nas ze zboczeniami seksualnymi, w periodyku tym będą pojawiać się najpierw niewielkie wzmianki, a później coraz większe artykuły o tym jak to polskie państwo okrutnie obchodzi się z ludźmi nieuleczalnie chorymi i cierpiącymi, których zmusza się do życia w cierpieniu nawet jeśli nie chcą żyć. W sukurs „Gazecie”, którą tak lubi kardynał Stanisław Dziwisz, niechybnie przyjdzie Joanna Mucha, najpiękniejsza posłanka rządzącej partii, do której (partii oczywiście) słabości nie kryje spoglądający na nas demonicznie z 17 strony najnowszego „Newsweeka” bp Tadeusz Pieronek. Sytuacja jest więc dla szarego człowieka niezwykle groźna, bo analogicznie, jak to się dzieje w Belgii i Holandii tylko patrzeć jak rozpętana zostanie nagonka na ludzi starych i chorych terminalnie. Nie zmienia to jednak faktu, że ten szary, najczęściej jeszcze młody, człowiek uparcie w każdych wyborach najchętniej głosuje na polityków, którzy są całkowicie dyspozycyjni wobec tych dwóch lobby, i którzy stanowią dla niego śmiertelne – i to w sensie dosłownym – zagrożenie.

Sprawa rozwiązania narastającego kryzysu ubezpieczeń społecznych ma też paradoksalnie i pozytywny aspekt. Jest to doskonały test na szczerość poglądów i uczciwość polityków. Wiadomo, że człowieka najlepiej poznać po czynach i ich owocach. W obliczu konkretnego problemu okazuje się czy dany polityk jest politycznym pasożytem z gębą wypchaną lewackimi frazesami czy odwołującym się do zasad moralnych i rozumu mężem stanu pragnącym rozwiązać problem tak, aby pogodzić interes publiczny i indywidualny każdego obywatela, czyli sprawiedliwie. Kryzys ubezpieczeń społecznych obnażył z całą surowością nędzę moralną i intelektualną polityków w zasadzie wszystkich opcji, a także nędzę moralną i atrofię intelektualną całych społeczeństw, które pokornie przyjmują kolejne wynalazki laboratorium „Przedsiębiorstwa Socjalizm”. Nie ulega wątpliwości, że Europą rządzą tchórze i pasożyci wynoszeni do władzy przez stado bezrefleksyjnych lemingów.

Poza niszowymi (np. Unii Polityki Realnej), wszystkie przedstawiane propozycje „reformy” ubezpieczeń społecznych sprowadzają się nie do rozwiązania problemu, lecz do eksterminacji świadczeniobiorców czy to za pomocą eutanazji, czy też poprzez zamęczenie ich pracą na śmierć. Krótko mówiąc, polityk lewicowy, gdy staje w obliczu deficytu w systemie ubezpieczeń emerytalnych widzi tylko jedno proste rozwiązanie – wybić świadczeniobiorców. Z kolei polityk prawicowy, będzie dążył do zwiększenia godziwymi metodami liczby pieniędzy w systemie chociażby poprzez tak prostą operację, jak likwidacja wspólnego wora i założenie pracownikom indywidualnych kont. No, ale zachęcać do eutanazji i kazać ludziom dłużej pracować jest o wiele łatwiej.

Podobnie rzecz się ma i w innych sprawach. Gdy lewicowy polityk stanie w obliczu niedoboru żywności jego kierunek myślenia jest prosty – zmniejszyć liczbę konsumentów, np. poprzez zagłodzenie części populacji jako systemowych wrogów, czy też wymordowanie wybranych kategorii osób jako np. homofobów, ksenofobów, antysemitów, wykazujących się ogólnie nietolerancją i brakiem otwartości etc. Prekursorami zastosowania na masową skalę tego rodzaju rozwiązania byli bolszewicy w Rosji. Tymczasem polityk prawicowy będzie dążyć do zwiększenia ilości żywności, czy to poprzez doraźny import czy też w dłuższej perspektywie przez podniesienie kultury rolnej. Weźmy jeszcze inną sytuację. Gdy lewicowy polityk stanie w obliczu bezrobocia, to pierwsze co mu przyjdzie do głowy, to zredukować liczbę bezrobotnych, najlepiej poprzez wypędzenie ich do krajów lepiej prosperujących lub zakazanie pracy na pół etatu emerytom, którzy „bezwstydnie” okupują miejsca pracy, uniemożliwiając podjęcie pracy młodym. To, że dla wielu emerytów oznacza to powolną agonię z niedostatku lub bezdomność wcale ich nie interesuje (chociaż może i interesuje, bo przecież później, w kampaniach wyborczych będą mieli pole do popisu „walcząc” o poprawę ich losu). Tymczasem polityk przeniknięty duchem Ewangelii, dla którego każdy człowiek jest wyjątkowy i niepowtarzalny, będzie poszukiwać rozwiązań, których wprowadzenie będzie skutkować zwiększeniem liczby miejsc pracy. Będzie więc dążyć do zmniejszenia obciążeń fiskalnych, aby pobudzić koniunkturę w gospodarce (lewak podniesie podatki niby to na zasiłki dla bezrobotnych) czy też zlikwiduje bariery prawno-biurokratyczne utrudniające zakładanie firm i prowadzenie działalności gospodarczej. Są to uproszczone schematy, ale doskonale oddają one mentalność ludzi, którzy odcinają się od Ewangelii, ewentualnie tylko udają do niej przywiązanie, od tych którzy w pełni respektują jej ducha. Jak w tym wszystkim odnajdują się SLD i PO, wszyscy widzimy – cuchnące siarką i czosnkiem lewactwo. Ale jak w tym odnajduje się Prawo i Sprawiedliwość? Jeśli chodzi o systemy emerytalne nie widać najmniejszych symptomów myślenia odmiennego od tego, jakie reprezentują elity polityczne krajów, które podniosły wiek emerytalny. I to jest niepokojące. Na szczęście w innych kwestiach jest nieco lepiej.

Bez względu jednak na przepychanki wokół kryzysu w ubezpieczeniach społecznych i ich wynik, jest jedna niepodważalna prawda – najdoskonalszym systemem emerytalnym jest zdrowa moralnie rodzina. Jeżeli chcemy mieć spokój na starość postarajmy się o dużo dzieci, porządnie je wychowajmy i żyjmy roztropnie oszczędzając ile się da. Korzyść będzie podwójna – osobista dla nas, bo moralnie wychowane dzieci nigdy nie będą zachęcać nas do samobójstwa i nie zabraknie nam środków do życia – i dla państwa, bo gdy te wychowane w duchu Chrystusowej Ewangelii dzieci dorosną i wejdą w życie, zastąpią obecnych pustoszących Europę lewicowych zombich, budując świat oparty na Bożej sprawiedliwości, bynajmniej nie społecznej. Dlaczego budowanie naszej rzeczywistości według oświeceniowych ciemniaków i Marksa jest odbierane jako coś oczywistego, zaś gdy chcemy to czynić na fundamencie Chrystusowej Ewangelii, to wywołuje to u bez mała wszystkich „autorytetów” konwulsyjne drgawki? Nie ulegajmy szantażowi szczekających w mediach półgłówków oraz gnieżdżących się w uniwersyteckich wylęgarniach lewactwa ich mentorów i budujmy nasz świat po Bożemu. 


Czytaj także:
Han Pasado!, czyli dlaczego warto świętować 1 maja?