Barbarzyńcy w ogrodzie, czyli wesołe jest życie sodomczyka

czwartek, 21 kwietnia 2011 14:35 Wayl Pylik
Drukuj
Ocena użytkowników: / 1
SłabyŚwietny 

Tags: Hic et nunc | Lewiatan

Dożyliśmy bardzo smutnych czasów, kiedy obrona zdrowego rozsądku stała się nie tylko dziejową koniecznością, ale wręcz działaniem, od którego zależy przetrwanie nie tylko poszczególnych narodów, ale wręcz rodzaju ludzkiego. Każdy kto myśli zdroworozsądkowo wie, że małżeństwo to oparty na fundamencie miłości związek mężczyzny i kobiety zawarty w celu zrodzenia i wychowania potomstwa.

Ze względu na wymienione cele, każdy kto używa rozumu wie, że zawarcie małżeństwa z punktu widzenia rodzaju ludzkiego jest działaniem strategicznym, przez co związek ten podlega szczególnej ochronie, zaś wszyscy, którzy z różnych względów nie mogą zawrzeć małżeństwa (fizyczna szpetność, kalectwo, względy osobowościowe, uwarunkowania społeczne etc.) powinni całą swoją mocą, we własnym dobrze pojętym interesie tę wspaniałą instytucję wspierać. Od rodziny bowiem, której małżeństwo daje początek, zależy chociażby nasze bezpieczeństwo (im jest nas więcej, tym skuteczniej obronimy się przed zewnętrznymi wrogami) nie mówiąc już o biologicznym przetrwaniu narodu.

Niestety naszemu rodzimemu lewactwu zarówno temu jawnemu z SLD, jak i zakamuflowanemu pod płaszczykiem centroprawicy z PO na czele, kompletnie już odebrało rozum, co z całą mocą potwierdza odrzucenie poprawki Prawa i Sprawiedliwości do ustawy „Prywatne prawo międzynarodowe”, której przyjęcie uniemożliwiłoby nadanie związkom seksualnych zboczeńców identycznego statusu, jakim cieszą się małżeństwa, czy przypadek posła Węgrzyna. Ujawniona przy tej okazji „duchowość” Platformy jednoznacznie wskazuje, że epatowanie i znieczulanie polskiego społeczeństwa sodomicznymi obrzydliwościami będzie się nasilać. Dlatego trzeba podjąć walkę z tym procederem – tym groźniejszym, że popieranym przez osobników, którzy dzięki medialnym i piarowym trickom opanowali struktury rządowe.

W tej sytuacji zdecydowanie należy poprzeć ze wszechmiar zacną inicjatywę Fundacji Mamy i Taty, która zachęca do głosowania przeciwko uznawaniu przez prawo polskie za legalne zawieranych za granicą sodomicznych związków, które coraz częściej nieprawdziwie i bezczelnie określa się mianem „homoseksualnych małżeństw” (można nazywać produkt kiszki stolcowej kiełbasą, ale nie zmienia to faktu, że kiełbasa to nie jest). Czasu jest nie wiele, ponieważ tylko do 30 kwietnia można wysyłać swoje stanowisko w tej sprawie do Komisji Europejskiej. Najwygodniej uczynić to na adres mailowy Adres poczty elektronicznej jest chroniony przed robotami spamującymi. W przeglądarce musi być włączona obsługa JavaScript, żeby go zobaczyć. . – Tylko dzięki licznemu zaangażowaniu jakikolwiek społeczny sprzeciw może być skuteczny – podkreśla Paweł Woliński z Fundacji Mamy i Taty. Wzór listu można znaleźć na stronie www.mamaitata.org.pl (a dokładniej na:
http://www.mamaitata.org.pl/index.php?option=com_content&view=article&id=66:list-do-komisji-europejskiej&catid=35).

Organizatorzy akcji protestacyjnej słusznie podkreślają, że ważna jest obrona przed wypaczeniem definicji małżeństwa, zgodnie z którą małżeństwem jest wyłącznie związkiem kobiety i mężczyzny. Tymczasem całkowitą społeczno-obyczajową aberracją jest podejście do problemu Komisji Europejskiej, która pracuje nad regulacją mającą na celu „automatyczne wzajemne uznanie” dokumentów urzędowych we wszystkich państwach Unii Europejskiej, w tym dokumentów związanych z małżeństwem (w wielu krajach mianem tym określa się związki contra naturam) i adopcją (w wielu krajach UE prawo pozwala na adopcję dzieci przez seksualnych zboczeńców). Skutkiem przyjęcia takiego rozwiązania byłaby np. konieczność bezwarunkowego uznania w Polsce „małżeństw” osób tej samej płci zawartych zagranicą.

Nie dajmy się zwariować, nazywajmy sprawy po imieniu. Król jest nagi i nie bójmy się tego mówić głośno, zwłaszcza komisarzom, którzy wydają się być całkowicie wyzbyci poczucia zdrowego rozsądku i dobrego smaku. Homoseksualizm jest zboczeniem, a orientacja seksualna jest tylko jedna. Jeśli ta prawda wywołuje czyjś dyskomfort to jego problem. Wystarczy spojrzeć prawdzie w oczy, uznać rzeczywistość i wyrzec się utopijnego sposobu myślenia, a dyskomfort zniknie jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, zaś życie stanie się piękne i nabierze niezwykłego smaku. Nie dajmy się terroryzować obrzydliwościami i nie pozwólmy, aby epatowano nimi i deprawowano nasze dzieci.

Mamy obowiązek chronić je przed zalewem moralnego brudu, zwłaszcza w tak ohydnej postaci, jak publiczne obnoszenie się ze zboczeniami seksualnymi. W tej perfidnej agresji mamy pełne prawo się bronić (jeśli zajdzie taka potrzeba nawet czynnie), zaś nasze dzieci mają prawo do całkowitej niewiedzy w tym kloacznym temacie. Nie może być, że pławiąca się w plugastwie grupka seksualnych dewiantów w imię poprawy swojego samopoczucia chce splugawić wszystko dookoła. Najwyższy czas powiedzieć NIE!!!