Każdemu, co mu się należy (od mafii), czyli heterycy mogą odejść

czwartek, 31 marca 2011 08:37 Wasyl Pylik, komentarz retorsyjny Zoil Haq
Drukuj
Ocena użytkowników: / 4
SłabyŚwietny 

Tags: Hic et nunc | Lewiatan

Poseł Robert Węgrzyn z Opola został wyrzucony z Platformy Obywatelskiej za to, że ośmielił się publicznie zażartować z dewiantów seksualnych i powiedzieć, że zachowania homoseksualne są sprzeczne z naturą. Decyzję o wykluczeniu posła z partii podjął regionalny sąd koleżeński Platformy Obywatelskiej w Opolu na wniosek władz regionalnych PO. Podobne represje nie spotkały żadnego działacza Platformy Obywatelskiej, który ośmielił się szydzić z ludzi przywiązanych do wartości narodowych i obrażać uczucia religijne katolików. Przeciwnie, z wyjątkiem Janusza Palikota, który najwyraźniej otrzymał inną misję, wszyscy szydercy zajmują wysokie stanowiska państwowe i partyjne.

W ubiegłym miesiącu T(usk)V(ision)N(etwork)24 wyemitowała materiał, w którym poseł Robert Węgrzyn zapytany o legalizację sodomicznych związków zaczął swoją wypowiedź od szyderczej uwagi „z gejami to dajmy sobie spokój, ale z lesbijkami, to chętnie bym popatrzył”, po czym dodał już całkiem rzeczowo, że „natura ludzka i człowiek jest tak skonstruowany, że powinien żyć w związku partnerskim zgodnie z naturą właśnie, to jest pogwałcenie praw natury”. Odnosząc się do roszczeń seksualnych dewiantów, aby publicznie i w majestacie prawa móc epatować otoczenie swoją obrzydliwością odpowiedział trzeźwo, że jest to „jego problem, ale niech się z tym nie obnosi”.

No cóż! Szyderstwo bardzo delikatne i jak najbardziej uzasadnione, bo jest to jedyny racjonalny sposób w jaki się można odnieść do absurdalnych i niezwykle groźnych roszczeń seksualnych dewiantów. Jeśli rozzuchwalonych bezkarnością deprawatorów nie można argumentami czy nawet siłą przywrócić do porządku, to pozostaje tylko szyderstwo, bo materia jest po prostu niedyskutowalna. Z kolei uwagi merytoryczne – tylko się pod nimi podpisać. Wychodzi więc na to, że polityk został ukarany za coś za co powinien być doceniony.

Cóż z tego jednak, że usłyszeliśmy tak odważną w dzisiejszych zdeprawowanych czasach, godną pochwały i jak się zdaje szczerą wypowiedź, skoro jej autor pod wpływem zmasowanej krytyki ze strony sodomicznego lobby w szeregach PO niemalże natychmiast zaczął się kajać i przepraszać i mówić, że nie powiedział tego co powiedział. – Przepraszam, jeśli kogokolwiek ten żart uraził, bo rzeczywiście mógł zabrzmieć seksistowsko, jednak nie było to moim zamiarem – napisał Węgrzyn w opublikowanym jeszcze tego samego dnia (10 lutego br.), zapewniając, że nie jest „homofobem”. Stając w obliczy piłatowego dylematu, polityk PO bez wahania wybrał karierę odwracając się od prawdy, którą tak naprawdę nosi w sercu. A był w tym zaprzaństwie niezwykle konsekwentny. W obliczu złamania politycznej kariery polityk prosił partyjny sąd, aby na szali położył nie tylko „niefortunną wypowiedź, niestosowny żart, który nie powinien mieć miejsca”, ale też „inne przesłanki – pracę w parlamencie i strukturach PO”.

Jednak nie docenił on siły i bezwzględności pederastycznego lobby, również tego w szeregach Platformy, które nigdy i nikomu nie wybacza wypowiedzianej głośno i z drwiną prawdy o swej intelektualnej i moralnej nędzy. Czołganie się i pełzanie u stóp nic mu nie dało, bo nie tylko nie uzyskał przebaczenia, ale dodatkowo stracił szacunek, jaki swoją odważną wypowiedzią mógłby zyskać u tych, co nie lękają się prawdy także o sobie i szanują naturę stworzenia. Zaślepiony uganianiem się za karierą, stracił wszystko… A może jednak nie, bo jeśli zachował w sercu, to co wypowiedział ustami, to jeszcze jest dla niego nadzieja. Musi jedynie z pokorą spojrzeć prawdzie w oczy – prawdzie o sobie ale też środowisku, w którym funkcjonuje.

A powinna mu w tym przyjść z pomocą wypowiedź rzecznika rządu Pawła Grasia, który swego czasu bezkarnie szydził z przedstawicieli rodzin ofiar tragedii smoleńskiej, którzy domagali się rzetelnego śledztwa w tej sprawie i oczywiście jego drwiny nie spotkały się z jakąkolwiek reakcją ze strony Premiera i władz PO. Odnosząc się do wykluczenia Węgrzyna z PO Graś stwierdził bez ogródek, że jest to „wyraźnie i dość solidny sygnał”, który „wielu członkom PO da do myślenia”. – Jedno jest pewne, regionalne struktury doszły do wniosku, że ta wypowiedź jest na tyle karygodna, czy to zachowanie na tyle było szkodzące wizerunkowi partii, że podjęły taką decyzję – stwierdził Rzecznik rządu, który przypomniał, że premier Donald Tusk już wcześniej wykluczył umieszczenie Węgrzyna na listach PO. Osobiście może zarówno Premier Tusk, jak i Paweł Graś byliby skłonni wybaczyć Węgrzynowi (może w głębi serca mają identyczne zdanie na temat dewiantów seksualnych jak poseł Węgrzyn), wyklucza to jednak ich gorliwa dyspozycyjność wobec wspieranego przez Brukselę homolobby. A to przecież Bruksela rozdaje najsmakowitsze synekury.

Tak czy inaczej brak litości ze strony Tuska i wypowiedź Grasia jasno pokazują – podobnie jak niedawny krzyżowy incydent z udziałem Minister Edukacji Narodowej Katarzyny Hall we Włocławku – jakim wartościom hołduje Platforma Obywatelska i o jaki elektorat będzie zabiegać ta partia w najbliższych wyborach, a przecież wiadomo jest, że każda partia dąży do powiększenia swojego elektoratu.

[komentarz retorsyjny]

Zwróćmy jednak uwagę, że sprawa Węgrzyna i Hall tym się różni, że szefowa resortu edukacji stanęła na wysokości zadania i zdała trudny egzamin z wierności źródłowym zasadom partii. Natomiast tow. Węgrzyn, najwyraźniej zmęczony rutyną parlamentarną, postanowił zabłysnąć jako facet z jajami i powiedzieć coś oryginalnego  i pieprznego jednocześnie. A ponieważ jest ciężkawym intelektualnie, biesiadnym rubachą, ani się obejrzał jak wdepnął w guano, czy może nawet zarył w nim nosem. Samokrytyka rodem z lat 50. ubiegłego wieku nic już nie pomogła – wczorajsi przyjaciele okazali się czujnymi, dyspozycyjnymi i surowymi sędziami.

Gwoli sprawiedliwości przypomnijmy, że nie tylko oni. Powolni pedalskiej dintojrze nie tak przecież dawno temu, byli premierzy  tzw. prawicowych rządów – J.K. Bielecki oraz, niegdyś siermiężny luteranin, dziś brylującego na brukselskich salonach J. Buzek – którzy usuwali z całą celebrą ze swoich szeregów p. Kazimierza Kaperę – wiceministra zdrowia w jednej ekipie rządzącej,  a w kolejnym rozdaniu pełnomocnika rządu ds. rodziny, który odmawiał w publicznych wystąpieniach pederastii prawa do normalności. Na tle takiego zakłamania i permanentnego stresu, w jakim muszą pracować nasi posłowie i wygenerowane przez nich rządy, na czyn niemalże bohaterski uchodzi radosna, bezpretensjonalna, a zarazem cięta riposta dotycząca pedałów paradujących w kolorowych skarpetkach, jaką na którejś komisji sejmowej tow. Michnikowi zaserwowała posłanka Błochowiak. W odróżnieniu od Węgrzyna był jednak w tym jakiś styl i prawdopodobnie brak jeszcze odpowiedniego przeszkolenia i sprania mózgu u naiwnej i prostolinijnej kobiety. Z nawiązką ten wyskok koleżanki partyjnej po dziś dzień nadrabia tow. Kalisz, czynnie (jak bardzo?) uczestnicząc we wszelkim rozpasaniu parad równości czy innych dewiacji. Może właśnie nieszczęsny poseł Węgrzyn powinien pójść w jego ślady i stać się kolejną polityczną ciotą obsługującą napaloną mniejszość. Wtedy z pewnością by mu wybaczono, ba nawet dostałby pewnikiem pierwszy numer na liście wyborczej w swoim okręgu. Dla chcącego nic trudnego. Idźcie na całość, towarzyszu!!!

 


Czytaj także:
Dewianci wchodzą od tyłu, czyli na manowcach łańcucha pokarmowego