Inkwizycja dla opornych

poniedziałek, 11 stycznia 2010 15:00 Krzysztof Warecki
Drukuj
Ocena użytkowników: / 1
SłabyŚwietny 
Cóż wiemy o Inkwizycji, mając do dyspozycji jako główne źródło wiedzy o świecie libertyńskie media? Nic, albo prawie nic! Można powiedzieć, parafrazując słowa powszechnie znanej niegdyś piosenki. Bez żadnej przesady można stwierdzić, że przeciętny katolik swoją wiedzę o Inkwizycji opiera na rozpowszechnionych przez wrogów Kościoła katolickiego komunałach i na tym, co zobaczył w filmie Imię róży. Jaki więc musi być stan świadomości na ten temat tych, którzy za katolików się nie uważają? Można się tylko domyślać. Ale łatwo to sprawdzić. Czasami wystarczy tylko popytać kolegów w pracy. Z niemal stu procentowym prawdopodobieństwem usłyszymy, że Inkwizycja to stosy z palącymi się czarownicami i uczonymi, tortury i sadystyczni mnisi.

Rzekomy upadek systemów totalitarnych w Europie niestety niczego nie zmienił w tym względzie. Pomimo obowiązującej wolności słowa i nieograniczonym możliwościom wyrażania myśli nadal żyjemy w zakłamanej rzeczywistości. I nic dziwnego, wszak dawnych politruków z powodzeniem zastąpiły "pralki mózgów", jak trafnie określa aparaty telewizyjne jeden z moich przyjaciół. Nie sposób oprzeć się wrażeniu, że otaczająca nas przestrzeń światopoglądowa podobnie jak w czasach PRL jest celowo, jakby na zamówienie, deformowana. Z tą jednak różnicą, że siermiężne metody ówczesnych propagandzistów zastąpiono finezyjnymi psychotechnikami. Po co to robią? To już temat na inną opowieść.

Ileż to razy zdarzyło się nam być szantażowanymi oskarżycielskim epitetem "Inkwizycja", gdy powodowani troską o czystość obyczajów ośmieliliśmy się kwestionować np. "autorytet" Jerzego Owsiaka i podobnych mu deprawatorów. Ciekawe, że tej samej broni używają uwikłane we współpracę z komunistycznym reżimem środowiska przeciwko Instytutowi Pamięci Narodowej, który ścigając zdrajców i donosicieli ponoć niczym Inkwizycja urządza "polowania na czarownice". Jak się okazuje, dla przeciętnego konsumenta medialnej papki, Inkwizycja jest nadal synonimem zła, zaś inkwizytorzy pierwowzorami nazistowskich zbrodniarzy. Niestety, cierpiąc na celowo powodowany w tym zakresie niedostatek wiedzy, często ulegamy temu ćwierćinteligenckiemu szantażowi i jedyną odpowiedzią na ten bełkotliwy wytwór protestanckiej propagandy jest milczenie. A tam, gdzie obraża się prawdę milczeć nie można. Czym więc jest osławiona Inkwizycja?

Nazwa instytucji, której początki sięgają przełomu XII i XIII wieku pochodzi od łacińskiego terminu inquisitio – badanie, dochodzenie. O inkwizycji można mówić w dwojakim znaczeniu. Po pierwsze były to powoływane przez papieży od 1215 r., i przed nimi odpowiedzialne, instytucje kościelne zwane trybunałami wiary, przeznaczone do rozsądzania zgłaszanych zarzutów o herezję w konkretnych rejonach Europy. Od 1231 r. trybunały inkwizycyjne cieszyły się autonomią względem władzy świeckiej i lokalnych władz kościelnych, dysponując szerokimi kompetencjami. Miało to uchronić je przed naciskami lokalnych dygnitarzy, zainteresowanych ferowaniem korzystnych dla nich rozstrzygnięć. Trybunały inkwizycyjne działały w niektórych krajach katolickich do początku XIX w. Po drugie był to specjalny rodzaj procedury kościelno-sądowej stosowanej do zwalczania herezji uznawanej także za zagrożenie dla porządku społecznego. W tym rozumieniu Inkwizycja jest rodzajem czynności prawnej (postępowanie inkwizycyjne), na co wskazuje m.in. tytuł podręcznika Practica inquisitionis haeretice pravitatis (Praktyka badania heretyckiej nieprawości) napisanego przez inkwizytora diecezji Tuluzy Bernarda Gui (1261-1331).

Wbrew powszechnym skojarzeniom, nie istniała nigdy inkwizycja rozumiana jako jeden, wszechpotężny trybunał. Nic nie wspomina o istnieniu zinstytucjonalizowanego trybunału w swoim podręczniku Bernard Gui, jak również milczą na ten temat inne powstałe w czasach średniowiecza poradniki dla inkwizytorów. Do końca XV w. można mówić raczej o inkwizytorach niż o inkwizycji jako wszechpotężnej instytucji. Dopiero w czasach nowożytnych pojawiły się trybunały inkwizycyjne, lecz zasięg terytorialny ich jurysdykcji był ściśle zdefiniowany przez Stolicę Apostolską. Uniwersalnego charakteru nie miała także utworzona w 1542 r. Inkwizycja Rzymska, która działała wyłącznie na terenie Państwa Kościelnego.


Każda odpowiedzialna za poddanych (obywateli) władza dba o zdrowe fundamenty duchowe i spójność państwa. Dlatego wszelkie działania uderzające w te wartości były surowo karane. Nie mniej, aby wydać sprawiedliwy wyrok, każda władza potrzebuje ekspertów, którzy w tym jej pomogą. Zapotrzebowanie to zapoczątkowało proces, który doprowadził do zaistnienia inkwizycji.

Próbując właściwie ocenić działalność trybunałów stosujących procedurę inkwizycyjną należy poznać mentalność epoki oraz okoliczności w jakich działała. "Potoczna wiedza o Inkwizycji, ukształtowana przez XVIII-wiecznych, fanatycznych antyklerykałów i rozbudowana przez ich następców, opiera się właśnie na oderwanych faktach, przeinaczanych, wyolbrzymianych i obudowywanych całkiem fantastycznymi hipotezami. Co istotne, czarnej legendy Inkwizycji nie tworzyli historycy, nawet najbardziej stronniczy. Autorytetami od okrzyczanych zbrodni Świętego Oficjum stali się głównie pisarze i scenarzyści, których nikt nigdy nie próbował rozliczać z rzetelności czy obiektywizmu" (R. Ziemkiewicz, Stosy kłamstw o Inkwizycji, "Gazeta Polska" 26 IX 1996). Niestety, przeciętny odbiorca współczesnego przekazu medialnego z reguły nie czyta rzetelnych rozpraw naukowych i zwykle za pewnik przyjmie nawet największe niedorzeczności. A gdy na to nałoży się jeszcze zła wola, zamiast faktu mamy do czynienia z mitem.

Początków inkwizycji należy szukać w starożytności, na wiele stuleci przed pojawieniem się pierwszych papieskich inkwizytorów w XIII w. Kiedy za czasów rządów cesarza Augusta Oktawiana (30 przed Chr.-14 po Chr.) Imperium Rzymskie z Republiki przekształciło się w Cesarstwo, zmianom uległa także procedura prawna. Najważniejszym i w zasadzie jedynym źródłem prawa stał się edykt cesarski. W nowej sytuacji ustrojowej, kiedy doszło do przestępstwa przeciwko państwu, cesarz mógł wyznaczyć urzędnika, który podejmował dochodzenie przeciw komuś z własnej inicjatywy, bez oskarżyciela, np. na podstawie czyjegoś donosu. Ten sam urzędnik, na drodze procedury zwanej inquisitio zbierał dowody oskarżenia, poddawał je ocenie i sam wydawał wyrok. W ściśle określonych przypadkach w śledztwie stosowano tortury, co było w owych czasach było praktyką powszechnie akceptowaną. Ludzi wolnych poddawano torturom tylko w wypadku oskarżenia o zdradę. Taką procedurę odziedziczył po Rzymie pogańskim Rzym chrześcijański wraz ze wszystkimi instytucjami rzymskiego prawa. Cesarze chrześcijańscy, którzy często prowadzili ciężkie wojny o zachowanie jedności państwa, konsekwentnie stosowali tę procedurę w stosunku do wszystkich, którzy tej jedności zagrażali. Do kategorii tej zaliczono również heretyków, jako tych, którzy kwestionując ustalony porządek społeczny, godzą w fundamenty państwa. Jako przejaw działalności wywrotowej herezja uzyskała prawną kwalifikację zbrodni stanu. Na powstanie i ukształtowanie się Inkwizycji miała więc wpływ postawa nie tyle Kościoła, lecz władzy świeckiej wobec innowierców w pierwszych wiekach chrześcijaństwa.

Podziały wśród chrześcijan i odstępstwa od chrześcijaństwa zaczęły się pojawiać już w czasach apostolskich jako wynik różnic w rozumieniu prawd wiary, spraw dyscyplinarnych i organizacyjnych. Praktycznie już w pierwszym pokoleniu dochodziło wśród chrześcijan do podziałów. W pełni był tego świadom św. Paweł, o czym pisał w liście do Koryntian: "Przede wszystkim słyszę, i po części wierzę, że są wśród was rozłamy" (1 Kor 11, 18). Wielokrotnie interweniował on na rzecz jedności w Kościele, piętnując niezgodę i podziały, wskazując jednocześnie na ich szkodliwość. Przełożonemu gminy chrześcijańskiej na Krecie, św. Tytusowi, św. Paweł radził: "Sekciarza (haereticum hominem – K.W.) po jednym lub po drugim upomnieniu wystrzegaj się, wiedząc, że człowiek taki jest przewrotny i grzeszny, przy czym sam na siebie wydaje wyrok" (Tt 3,10-11). Podobnych zaleceń udzielali inni ojcowie Kościoła (m.in. Klemens Rzymski, Ignacy Antiocheński), którzy nakazywali unikać heretyków i modlić się o ich nawrócenie. Środkiem walki z herezją stała się także polemika literacka. To wszystko mieściło się w ramach wypowiedzianej przez Pana Jezusa zasady upomnienia braterskiego.

W pierwszych wiekach chrześcijaństwa, kiedy wyznanie to nie miało jeszcze statusu religii państwowej, w stosunku do innowierców najwyższą karą była ekskomunika czyli wyłączenie ze społeczności kościelnej, przy czym nie stosowano wobec nich siły. "Kiedy w II wieku Kościół stanie wobec zwielokrotnionego przez gnozę wyzwania w dziedzinie doktryny, reakcją nie będzie w żadnym przypadku gorączkowe rozglądanie się za pomocą »z zewnątrz«, lecz umocnienie wewnątrz Kościoła autorytetu biskupów, i to nie poprzez przyznanie im »nadzwyczajnych uprawnień« w zakresie dyscypliny, lecz przez podkreślenie ich roli jako nauczycieli – autentycznych stróżów apostolskiej tradycji" (G. Ryś, Inkwizycja, Kraków 1997).

Po wprowadzeniu równouprawnienia chrześcijan na mocy edyktu mediolańskiego w 313 r., chrześcijańscy cesarze, wzorem swoich pogańskich poprzedników, dzierżących godność "najwyższych kapłanów" (pontifex maximus), uznali, że ponoszący odpowiedzialność za losy państwa władca ma prawo ingerować w sferę życia religijnego i kościelnego. Zgodnie z tą logiką nie tylko zabierali głos w sprawach teologicznych, lecz środkami administracyjnymi ingerowali w spory doktrynalne. Uważając się za stróżów czystości wiary, a przede wszystkim za obrońców jedności państwa, przy pomocy ustawodawstwa państwowego zwalczali heretyków, odstępców, schizmatyków a także pogan. Wydany przez cesarza Gracjana edykt zakazywał arianom i donatystom sprawowania kultu pod groźbą kary wywłaszczenia. Cesarz Teodozjusz Wielki, który uznał chrześcijaństwo za religię państwową, groził heretykom karami konfiskaty majątku, banicją, a przywódcom manichejczyków śmiercią na stosie. Surowość kar stosowanych w stosunku do heretyków wynikała z tego, że traktowano ich jako burzycieli porządku społecznego, a herezję przyrównano do, karanej śmiercią, zbrodni obrazy majestatu. Tak zakwalifikował ją wydany w 458 r. Codex Theodosianus. Podobne stanowisko w tej sprawie zajęli juryści w wydanym za panowania Justyniana Wielkiego Corpus iuris civilis (534). Regulacje te wydają się być w pełni racjonalne, jeśli się weźmie pod uwagę specyfikę Imperium Rzymskiego. W ogromnym państwie, sięgającym od Szkocji na północy do Sahary i Etiopii na południu i od Atlantyku na Zachodzie do Eufratu na wschodzie, na którego ludność składała się mozaika niezliczonych plemion, ludów i narodów, wspólna religia była jedyną gwarancją jego jedności i trwałości. Dlatego przestępstwa wobec niej zakwalifikowano jako zdradę stanu. Na takim stanowisku stała władza świecka.

Tymczasem Kościół aż do końca starożytności nie utożsamiał się z prawodawstwem cesarskim w stosunku do heretyków, zawsze pamiętając o ewangelicznej zasadzie poszanowania sumienia i wolności wiary. Wolał pozostawać przy własnej dyscyplinie, która była najlepszym gwarantem zachowania siły i jedności Kościoła, niż odwoływać się do prawodawstwa świeckiego. W związku z tym najwyższą karą dla heretyka ze strony Kościoła było wykluczenie ze wspólnoty.

Wymierzaniu kary śmierci za herezję sprzeciwiali się ówcześni papieże (m.in. Syrycjusz, Galezy I) i inni wybitni przedstawiciele Kościoła (m.in. św. Ambroży, św. Marcin z Tours, św. Atanazy Wielki, św. Jan Chryzostom). Zauważmy, że żaden ze starożytnych soborów, zaostrzając dyscyplinę wobec heretyków ani słowem nie odwoływał się do szerokich możliwości ich karania, jakie oferowało prawodawstwo cesarskie. Sobór nicejski z 325 r. wspomina jedynie, że "każda herezja winna być objęta ekskomuniką". Sankcję tę podtrzymali biskupi Kościoła powszechnego na soborze w Efezie w 431 r., zaś sobór konstantynopolitański II, dyskutując nad sensownością ekskomunikowania osób już zmarłych, przypomina List do Tytusa (3, 10-11), że "heretyk, nawet jeśli nie został formalnie przez kogokolwiek potępiony, w rzeczywistości sam, poprzez sam fakt swojej herezji, odcina się od prawdziwego życia". Na II soborze nicejskim w 787 r. zaostrzono dyscyplinę wobec heretyków, rozszerzając stosowanie ekskomuniki także na tych, którzy posiadają heretyckie książki. Jednak i tym razem ani słowem nie sugerowano, aby odwoływać się do pomocy władzy świeckiej.

Jednak pod wpływem plagi herezji, jaka nastąpiła w późnej starożytności oraz okrucieństwa stosowanego przez heretyków w stosunku do przeciwników, niektórzy pisarze chrześcijańscy zaczęli dopuszczać stosowanie kar cielesnych wobec heretyków. Jako pierwszy interwencję władców w obronie religii dopuszczał Firmicus Maternus. W opublikowanym dziele O niedorzeczności religii pogańskich (346) nie tylko poparł niszczenie przez cesarzy obiektów pogańskich kultów, ale także uświadamiał władców, że ich obowiązkiem jest "ścigać surowo i wszelkimi sposobami zbrodnię bałwochwalstwa". swoją argumentację oparł on na stosownym fragmencie Starego Testamentu: "Jeśli cię będzie pobudzał skrycie twój brat, syn twojej matki, twój syn lub córka albo żona, co na łonie twym spoczywa albo przyjaciel tak ci miły, jak ty sam, mówiąc: »Chodźmy, służmy bogom obcym«, bogom, których nie znałeś ani ty, ani przodkowie twoi – jakiemuś spośród bóstw okolicznych narodów, czy też dalekich od jednego krańca ziemi do drugiego – nie usłuchasz go, nie ulegniesz mu, nie spojrzysz na niego z litością, nie będziesz miał miłosierdzia, nie będziesz taił jego przestępstwa. Winieneś go zabić, pierwszy podniesiesz rękę, aby go zgładzić, a potem cały lud. Ukamienujesz go na śmierć, ponieważ usiłował cię odwieść od Pana, Boga twojego, który cię wywiódł z ziemi egipskiej, z domu niewoli" (Pwt 13, 7-11).

Podobne poglądy w tym względzie reprezentowali inni pisarze chrześcijańscy (m.in. Optat z Milewy, św. Jan Chryzostom). Jednak decydujące znaczenie w tym względzie odegrały poglądy św. Augustyna. Początkowo był on przeciwny zmuszaniu siłą heretyków do jedności z Kościołem. Jednak pod wpływem brutalności, jaka towarzyszyła schizmie donatystycznej w Afryce Północnej, jego poglądy w sprawie odwoływania się do pomocy państwa w zwalczaniu herezji uległy zasadniczej ewolucji: "Początkowo oczekiwał od władz jedynie zapewnienia bezpieczeństwa ludności katolickiej przed napadami donatystów, wkrótce jednak doszedł do wniosku, że schizma i herezja powinny podlegać sądownictwu państwowemu tak, jak każde inne przestępstwo kryminalne, ponieważ, po pierwsze, burzą porządek społeczny i, po wtóre, można je zaliczyć do występków tej samej kategorii, co porubstwo i trucicielstwo" (G. Ryś, dz. cyt.). Uznano więc, że skoro surowo karze się tych, co zatruwają ciało, to tym surowiej powinno się karać tych, co zatruwają duszę.

W tym miejscu należy pamiętać, że św. Augustyn ani przez chwilę nie dopuszczał stosowania przymusu wobec pogan, zaś dopuszczając przymus wobec heretyków sprzeciwiał się stosowaniu wobec nich kary śmierci. "Zaprawdę, nikt nie może być wbrew swojej woli przymuszony do przyjęcia wiary. Jest jednak powszechnie przyjęte, aby kierując się surowością, lub – lepiej powiedzieć – miłosierdziem Bożym, oczyszczać zdradę rózgą cierpienia (ucisku) (...) Chociaż bowiem nikt nie spełnia we właściwy sposób dobra, którego nie wybrał i nie pokochał w swej wolnej woli, to jednak lęk przed karą powstrzymuje złe dążenia przed przekraczaniem granic, wyznaczonych im przez rozum" (Contra epistolam Parmeniani, cyt. za G. Ryś, dz. cyt.).

Argumentu teologicznego na stosowanie "zbawiennego przymusu" wobec heretyków dostarczyła mu Ewangelia w postaci przypowieści Chrystusa o uczcie. "Pewien człowiek wyprawił wielką ucztę i zaprosił wielu. Kiedy nadszedł czas uczty, posłał swego sługę, aby powiedział zaproszonym: Przyjdźcie, bo już wszystko jest gotowe. Wtedy zaczęli się wszyscy jednomyślnie wymawiać. (...) Wtedy rozgniewany gospodarz nakazał słudze: »Wyjdź co prędzej na ulice i zaułki miasta i wprowadź tu ubogich, ułomnych, niewidomych i chromych!« Sługa oznajmił: »Panie, stało się, jak rozkazałeś, a jeszcze jest miejsce«. Na to pan rzekł do sługi: »Wyjdź na drogi i między opłotki i zmuszaj do wejścia, aby mój dom był zapełniony. Albowiem powiadam wam: Żaden z owych ludzi, którzy byli zaproszeni, nie skosztuje mojej uczty«" (14, 15-24). Zlekceważony przez zaproszonych gospodarz każe więc słudze "zmuszać" ich "do wejścia". W liście do namiestnika Afryki Bonifacjusza, św. Augustyn pisał, że "z pewnością lepszym jest przyprowadzać ludzi do Boga poprzez nauczanie". Jednakowoż uważał, że także ci, którzy nie są kaznodziejami i nauczycielami, dostępnymi sobie środkami powinni przyprowadzać ludzi do Boga nawet poprzez przymuszanie ich bólem czy lękiem przed karą.

Dodatkowych argumentów Augustynowi dostarczyły przykłady praw stanowionych przez starotestamentowych królów. "Nabuchodonozor, kiedy nakazywał w całym swoim państwie oddawać cześć odlanemu na swój rozkaz posągowi, był bluźniercą, wydane przez niego prawo – świętokradztwem, a śmierć za odmowę jego wykonania – męczeństwem. Nawrócony Bożym cudem (...), ustanowił w obronie prawdy »pobożne i godne najwyższej pochwały prawo«, karające śmiercią każdego, kto by zbluźnił względem »Boga Szadraka, Meszaka i Abed-Nega«" (G. Ryś, dz. cyt.). Podobnie przemocy stosowanej przez donatystów Augustyn przeciwstawiał stosowany przez Kościół przymus wobec odstępców od wiary, analogiczny do tego, jaki stosują rodzice wobec dzieci: "Jest prześladowanie niesprawiedliwe, jakie bezbożni wyrządzają Kościołowi Chrystusa; i jest sprawiedliwe prześladowanie dotykające bezbożnych ze strony Kościołów Chrystusowych" (cyt. za G. Ryś, dz. cyt.); Doktor Kościoła podkreśla, że pierwszy rodzaj prześladowania "jest owocem okrutnego szaleństwa", zaś drugi rodzaj "prześladowania" jest przejawem miłości wobec tymczasowych przeciwników, a jego celem jest doprowadzenie ich do zbawienia.

Pod wpływem św. Augustyna i św. Jana Chryzostoma za całkiem naturalne uznano odwoływanie się do pomocy władzy świeckiej w walce z heretykami. Poglądy św. Augustyna znalazły swoje odzwierciedlenie w późniejszym antykacerskim ustawodawstwie.

Po fali herezji w końcu X i w XI-XII w., w podobnym duchu co do sposobu traktowania heretyków wypowiedział się także św. Tomasz z Akwinu. Mając na względzie ówczesne prawodawstwo uznał on za logiczne karanie heretyków śmiercią. Akwinata argumentował, że heretycy popełniają grzech, poprzez który "zasłużyli sobie nie tylko na to, by zostali karą klątwy wyłączeni z Kościoła, lecz także usunięci ze świata karą śmierci. O wiele bowiem cięższą zbrodnią jest psuć wiarę, która daje życie dla duszy, niż fałszować pieniądze, które służą życiu doczesnemu. Skoro więc świeccy władcy z miejsca sprawiedliwie karzą fałszerzy pieniędzy i innych złoczyńców karą śmierci, tym bardziej heretyków można z miejsca, skoro tylko udowodni im się winę herezji, nie tylko ukarać śmiercią, ale także sprawiedliwie uśmiercić" (Suma Teologiczna A. 2-2, 11.3, cyt. za "Zawsze Wierni" 4/2000).

Św. Tomasz podkreśla, że życie duchowe więcej znaczy niż życie doczesne i dlatego, skoro śmiercią karze się zabójców, którzy odbierają życie doczesne, tym bardziej na śmierć zasługują heretycy, którzy odbierają ludziom życie wieczne. Ponadto heretycy, wyznając fałszywą wiarę, bluźnią Bogu, w związku z czym powinni być o wiele ciężej ukarani niż zwykli przestępcy. "Ze strony zaś Kościoła jest miłosierdzie troszczące się o nawrócenie błądzących; stosownie do nauki Apostoła nie potępia ich od razu, lecz dopiero: »po pierwszym i drugim napomnieniu«; po tym zaś, skoro heretyk nadal trwa w uporze, straciwszy nadzieję w jego nawrócenie, mając na uwadze zbawienie innych, Kościół karą klątwy wyklucza go z swojego łona i następnie zostawia go sądownictwu świeckiemu, by przezeń był usunięty ze świata karą śmierci. Mówi przecież Hieronim: »Trzeba odciąć zgangrenowane członki i usunąć z trzody parszywą owcę, aby cały dom nie spłonął, nie popsuła się cała masa, nie zaraziło się całe ciało, nie zginęła cała trzoda (...)«.

Korzyść wypływająca z herezji nie jest przez heretyków zamierzona, a jest nią, według Apostoła, wypróbowanie stałości wiernych, oraz, co podaje Augustyn: »Abyśmy otrząsnąwszy się z lenistwa, zabrali się skrzętnie do badania Pisma świętego«. W zamierzeniu zaś swoim mają (heretycy – K.W.) psuć wiarę, co przecież jest największą szkodą. I dlatego należy więcej brać pod uwagę to, co wprost mają w swoich zamiarach, co też usprawiedliwia ich wykluczenie, niż to, czego nie zamierzali, a co dawałoby podstawę do ich tolerowania. (...) Jak twierdzi Apostoł, wyklina się heretyka, by »duch jego był uratowany na dzień Pana«. Nie jest też sprzeczne z zakazem Pańskim tępienie doszczętnie heretyków karą śmierci; zakaz ten przecież dotyczy tylko wypadku, gdy nie można wyrwać kąkolu bez wyrywania pszenicy" (tamże). Głęboko wierzący ludzie Średniowiecza byli przekonani, że grzesznicy, a w szczególności grzesznicy tak zuchwali jak heretycy, stanowią ogromne niebezpieczeństwo nie tylko dla siebie ale także dla całej społeczności w której żyli, ponieważ swym odrażającym postępkiem pozbawiali ją bożego błogosławieństwa.

Ostatecznie sposób, w jaki traktowano heretyków zależał od wielu czynników. Zależało to od postawy samych heretyków, częstotliwości występowania herezji i skali, jakie przybierała, jak też od relacji panujących pomiędzy państwem a Kościołem. Generalnie prawem Kościoła stało się prawo rzymskie i w oparciu o to prawo rozstrzygano również problemy wewnątrzkościelne. Z drugiej jednak strony wydane w wiekach V-XI penitencjały (księgi pokutne będące wykazami grzechów i pokut, jakie się za nie należały) nie traktowały herezji w kategoriach kryminalnych. W penitencjałach w żaden sposób nie odwoływano się do rzymskiego prawa, za to konsekwentnie odwołują się one do dyscypliny starożytnych soborów i synodów. Na przykład Św. Kolumban (VI/VII w.) w swojej Księdze pokutnej potraktował herezję prawie marginalnie, o wiele wyżej w hierarchii grzechów stawiając zabójstwo, kradzież, krzywoprzysięstwo, potwarz, nieczystość czy nawet obżarstwo i pijaństwo. Można przypuszczać, że niedocenienie przez niego herezji było wynikiem faktu, że w czasach, w których żył, na jego terenie stanowiła ona rzadkość. W związku z tym Św. Kolumban zalecał jedynie, aby winny popełnienia herezji został zaliczony do katechumenów, "to znaczy przez czterdzieści dni odłączony od pozostałych chrześcijan; przez dwie następne czterdziestnice niech przebywa w ostatniej grupie chrześcijan, to znaczy pośród czyniących pokutę, i niech obmyje winę tego występnego związku. Jeśli natomiast postąpił tak powodowany lekceważeniem, niechaj przez cały rok i trzy czterdziestnice czyni pokutę, przez dwa następne lata niechaj powstrzymuje się od wina i pokarmów mięsnych i tak potem po nałożeniu rąk katolickiego biskupa niech zostanie przyłączony do wspólnoty ołtarza" (cyt. za G. Ryś, dz. cyt.).

Z kolei arcybiskup Canterbury, Teodor z Tarsu w swoim Penitencjale z drugiej połowy VII w. nawiązał do praktyki pokutnej soboru nicejskiego (325). Przewidywał on za herezję pokutę rozłożoną na 12 lat (3 lata poza Kościołem, 7 lat w Kościele między pokutnikami oraz 2 lata bez komunii). Była to kara o tyle dotkliwa, że w żaden sposób nie można było jej skrócić. Wynikało to z faktu, że herezję uznano za jeden z najcięższych grzechów i tylko Bóg mógł skrócić należną za nią pokutę poprzez śmierć lub chorobę.

Sytuacja zmieniła się w chwili odbudowy struktur władzy państwowej na terenach dawnego cesarstwa rzymskiego, szczególnie w okresie cesarstwa karolińskiego. Ukształtowana w późnej starożytności kultura charakteryzowała się jednością państwa i Kościoła. Fundamentem ówczesnego porządku społecznego była jedność wiary i przywództwa. Każdy ochrzczony, który zaprzeczał Prawdziwej wierze, stawiał się poza społeczną i religijną jednością. W konsekwencji wykluczany był nie tylko ze wspólnoty wierzących, ale też i ze wspólnoty obywatelskiej. Jako że jedność wiary gwarantowała siłę i stabilność państwa, kompetentne władze były zobowiązane do karania tych, którzy przeciwko tej jedności występowali. Na kilka stuleci, jako skutek upadku cesarstwa zachodnio-rzymskiego, ta jedność została zerwana. Jednak w chwili koronacji Karola Wielkiego na cesarza rzymskiego w Boże Narodzenie 800 r. powstały warunki, aby ją przywrócić. W tej sytuacji herezja przestała być jedynie ciężkim grzechem i ponownie uzyskała status zbrodni stanu. Problem herezji ponownie przeszedł z wokandy prawa wewnątrzkościelnego na obszar prawa państwowego. Jednak stało się coś więcej – w wyniku sakralizacji władzy monarchy religia przestała być domeną biskupów. Także monarcha został zobowiązany do krzewienia wiary i obyczajów chrześcijańskich oraz do walki z herezją, która stała się taranem rozbijającym nie tylko jedność wewnątrzkościelną, lecz także cały porządek społeczny.

Od czasów panowania Karola Wielkiego władcy chrześcijańscy, którzy czuli się odpowiedzialni za zbawienie swoich poddanych, wydają leges ecclesiasticae. Na ich mocy karano m.in. za wielożeństwo, nierząd, pracę w niedzielę i dni świąteczne, niezachowywanie postu. Wydaje się jednak, że do końca X w., kiedy herezje nie były zjawiskiem masowym, z heretykami rozprawiano się raczej na drodze wewnątrzkościelnej dyscypliny.

Z końcem X i początkiem XI w. sytuacja zaczęła się gwałtownie zmieniać. "Wielkie spory dogmatyczne pierwszych wieków rozgrywały się z reguły na Wschodzie (...) wczesnośredniowieczne problemy doktrynalne (...) angażowały na zachodzie jedynie wąskie grono teologów. Tym większe było zaskoczenie i przerażenie, kiedy pod koniec X stulecia niemal równocześnie z różnych zakątków Europy posypały się wieści o pojawieniu się całych grup heretyków. Około 970 roku wykryto herezję w Rawennie, około 1000 roku w diecezji Châlons-sur-Marne we Francji, niemal w tym samym czasie – w Akwitanii, w 1022 w Orleanie, w 1025 w Arras, trzy lata później ponownie we Włoszech, w miejscowości Monforte koło Mediolanu, około 1050 roku ponownie w Châlons oraz na terenie Niemiec (Goslar)" (G. Ryś, dz. cyt.). Po 1143 r. na Zachód przedostają się członkowie powstałej w Bułgarii sekty bogomilów, którzy zasilili liczebnie i doktrynalnie sektę Katarów.

W połowie XII stulecia sytuacja stała się bardzo groźna. Największy w owym czasie autorytet Kościoła, Bernard z Clairvaux, alarmował: "kościoły są bez zgromadzeń, zgromadzenia są bez duchownych, duchowni są pozbawieni należnej czci, i w końcu, Chrześcijanie są bez Chrystusa. Kościoły wyglądają jak synagogi; odrzuca się świętość Bożego sanktuarium i sakramentów; wyśmiewa się uroczyste święta. Ludzie umierają w swoich grzechach (...) nie pojednani z Bogiem przez pokutę, nie wzmocnieni przez Świętą Komunię; dzieci nie zbliżają się do zbawienia tak długo, jak długo odmawiana jest im łaska chrztu" (cyt. za G. Ryś, dz. cyt.).

Często heretycy nie ograniczali się tylko do odstępstwa od wiary. Ok. 1150 r. w Bretanii niejaki Eudo de Stella przez 3 lata pustoszył razem ze swoimi zwolennikami kościoły i klasztory, dopuszczając się aktów świętokradztwa. "W połowie XII wieku wydawać się już mogło, że cały Kościół zachodni ogarnięty jest herezją. Działalność pojedynczych charyzmatycznych kaznodziejów przemieniła się w masowe ruchy heretyckie, prawdziwe heterodoksyjne Kościoły (...) o własnej hierarchii i własnej obrzędowości. W Anglii, na terenie Niemiec, Nadrenii, Flandrii, a zwłaszcza w południowej Francji, swą działalność prowadzili katarzy; w miastach włoskich, szczególnie w Lombardii, pojawili się Humiliati, a w okolicach Lyonu – waldensi. W 1184 roku, obok tych najpoważniejszych heretyckich ruchów ludowych, działały jeszcze inne sekty: patareni, passagianie, józefini i arnoldyści" (G. Ryś, dz. cyt.).

Cały chrześcijański Zachód stanął przed zadaniem poskromienia tego, pod wieloma względami groźnego, zjawiska. W samym Kościele rozpoczęła się dyskusja nad środkami, jakie należałoby przedsięwziąć względem heretyków. Jedni duchowni zalecali pokorę i cierpliwość (bp Liege, Wason), inni wojnę na argumenty (Bernard z Clairvaux). W każdym razie w XI-XII w. Kościół nie miał wypracowanej jednolitej strategii postępowania wobec heretyków. W praktyce kary śmierci dla heretyków domagał się lud i władcy krajów, na terenie których występowała herezja, podczas gdy biskupi, do których należała troska o czystość wiary, z reguły się jej sprzeciwiali. Heretycy byli więc represjonowani nie z woli autorytetów kościelnych, lecz z woli władców, rycerstwa czy po prostu tłumu. Powodem tej determinacji była świadomość, że herezje uderzają nie tylko w autorytet Kościoła, lecz w strukturę państwową. Ponadto ze względu na dużą skalę herezji podejmowane przez Kościół misje, dysputy oraz stosowane środki dyscyplinarne (ekskomuniki) okazywały się całkowicie nieskuteczne. W związku z tym coraz częściej brano pod uwagę odwoływanie się do pomocy władzy świeckiej w zwalczaniu odstępców.

Do wypracowania jednolitej strategii postępowania względem heretyków przyczynili się profesorowie uniwersytetu bolońskiego, którzy odkryli dla współczesnych prawo rzymskie. Jednocześnie, przy okazji badań prowadzonych nad prawem rzymskim, wydobyto na światło dzienne wypracowaną w IV-VI w. dyscyplinę dotyczącą zwalczania herezji. Boloński uczony Gracjan (zm. 1179), autor dzieła Concordia discordantium canonum, które w późniejszym czasie stało się znane jako Kodeks Gracjana, opierając się na materiale, który zebrał (orzeczenia Doktorów Kościoła, soborów, papieży i cesarzy), przewidywał za herezję, obok ekskomuniki, także kary fizyczne. "Starożytne prawo dotyczące heretyków, które dla Gracjana było raczej jedynie przedmiotem studiów, niespełna 40 lat później, gdy herezja stała się na niektórych obszarach Kościoła palącym problemem, przeobraziło się w praktyczne, »opatrznościowo« wręcz i »na czasie« podarowane, narzędzie. Dwa potężne fakty zbiegły się więc ze sobą w czasie. Z jednej strony, pojawienie się herezji w zachodnim Kościele, i to z siłą i w wymiarze dotychczas nieznanym; z drugiej – ponowne odkrycie litery i procedur rzymskiego prawa, karzącego herezję jako jedno z najpoważniejszych przestępstw kryminalnych" (G. Ryś, dz. cyt.).

Przez następne kilkadziesiąt lat dopracowywano zasady i sposoby postępowania wobec heretyków, które w między czasie stały się oficjalnym prawem Kościoła. Na synodzie w Tours w 1164 r. biskupi zaapelowali do władców świeckich, by podejmowali aktywne działania przeciwko podejrzanym, nie oglądając się na formalne wniesienie oskarżenia o herezję. Przełomowy pod tym względem był Sobór Laterański III (1179). W kanonie 27., powołując się na autorytet papieża Leona Wielkiego, biskupi stwierdzają, że "chociaż wypada, aby dyscyplina kościelna zaspokoiła się osądem kapłańskim, nie powodując przelewu krwi, to jednak wspomagana jest ona prawami katolickich książąt" (cyt. za G. Ryś, dz. cyt.). Sprowokowany agresywną postawą kacerzy, którzy najeżdżali zbrojnie kościoły i klasztory oraz pustoszyli tereny zamieszkałe przez katolików, Sobór wezwał katolickich władców do użycia siły. Biskupi nie tylko nałożyli ekskomunikę na katarów, ale pozwolili karać ich konfiskatą dóbr, a walczącym z nimi rycerzom zapewniono opiekę Kościoła.

Do wspólnego zwalczania herezji zobowiązali się w 1184 r. na spotkaniu w Weronie papież Lucjusz III i cesarz Fryderyk I Barbarossa. W wydanej po rozmowach bulli Ad abolendam diversarum haeresium pravitatem papież zlecił biskupom wizytowanie parafii i wyszukiwanie w nich osób podejrzanych o herezję. Bulla nie wspomina nic o fizycznym prześladowaniu heretyków, czy o karze śmierci. Nie mniej od tego czasu w praktyce postępowania względem heretyków doszło do wyraźnego podziału kompetencji pomiędzy władzą kościelną a władzą świecką. W sytuacji, gdyby podejrzenia o herezję się potwierdziły, biskupi mieli obowiązek przeprowadzenia stosownego śledztwa. Po przeprowadzeniu dochodzenia i potwierdzeniu się zarzutów, heretyk miał być przekazany sądowi świeckiemu, który ustalał stosowny wymiar kary. Oznaczało to, że wymiar kary i jej wykonanie należały do władzy świeckiej. Władcom, którzy ociągaliby się w zwalczaniu herezji groziła ekskomunika, zaś na ich posiadłości miałby być nałożony interdykt, a ich poddani zwolnieni byliby z przysięgi posłuszeństwa względem nich.


Zwalczanie herezji stało się priorytetową sprawą pontyfikatu papieża Innocentego III (1198-1216). Już na początku swojej posługi w 1199 r. w dekrecie Vergentis in senium przyrównał on herezję do karanej śmiercią zbrodni obrazy majestatu. Mimo to do końca XII w. herezji nie ścigano systematycznie. Sytuacja zmieniła się w 1209 r., kiedy to podjęto zdecydowane kroki przeciwko heretykom w południowej Francji. Na zwołanym w tym samym roku synodzie w Awinionie polecono biskupom powołać spośród prawowiernych i powszechnie szanowanych mężczyzn tzw. świadków synodalnych. Informacje o jakichkolwiek przejawach herezji mieli oni wnosić przed tzw. sąd synodalny, składający się z ławników synodalnych i przewodniczącego (zwykle miejscowego biskupa). W 1227 r. synod w Narbonne uzupełnił postanowienia synodu awiniońskiego. Odtąd świadkowie synodalni mieli stanowić stałą instytucję w gminach i być podporządkowani miejscowemu proboszczowi.

Sobór Laterański IV w 1215 r. powtórzył i uzupełnił postanowienia zawarte w bulli Ad abolendam. W kanonie III postanowień soborowych czytamy m.in.: "Potępiamy wszystkich heretyków (...). Ci, którym zostanie udowodniona wina, mają być przekazani władcom świeckim lub ich urzędnikom dla wymierzenia należnej kary. Duchowni winni być najpierw zdegradowani. Dobra potępionych – jeśli są ludźmi świeckimi – mają być skonfiskowane, jeśli duchownymi – winny być oddane Kościołowi (...). Ci, co do których istnieje jedynie podejrzenie o herezję, winni być także uderzeni mieczem ekskomuniki oraz unikani przez wszystkich, dokąd nie udowodnią swojej niewinności, oczyszczając w zadowalający sposób swoją osobę i wszystkie okoliczności (...) Władcom świeckim, niezależnie od urzędu, jaki spełniają, należy doradzać, ponaglać, a w razie potrzeby przymusić karą kościelną, aby – jeśli chcą uchodzić i być uważani za katolickich – zobowiązali się publiczną przysięgą do obrony wiary (...). Jeśli jednak świecki władca, poproszony i pouczony przez Kościół, zaniedbuje oczyszczenie swojej ziemi z ohydy heretyckiej, winien być związany ekskomuniką przez metropolitę lub innego biskupa tej prowincji. Jeśli nie wypełni zadośćuczynienia w ciągu roku, powinno się o tym donieść papieżowi. Ten będzie mógł zwolnić jego wasali z przysięgi wierności, a podległe mu ziemie poddać pod panowanie [innych książąt] katolików, aby ci, wygnawszy heretyków, mogli je bez przeszkód posiąść i zachować w czystości wiary. (...) Ponadto, określamy, że ekskomunice podlegają także wierzący, przyjmujący, broniący i wspierający heretyków. (...) Dalej stanowimy, aby każdy arcybiskup lub biskup, albo sam osobiście, albo przez archidiakona, albo poprzez inne odpowiednie i godne osoby, dwukrotnie lub przynajmniej raz w ciągu roku zwizytował podległą mu parafię, o której krążyłaby fama, że mieszkają w niej heretycy. (...) Oskarżonych biskup powinien wezwać do stawienia się przed sobą i ukarać kanonicznie, jeśli nie mogą się oczyścić z oskarżenia lub po oczyszczeniu ponownie wpadli w poprzednie błędy w wierze. (...) Chcemy więc i polecamy, oraz pod cnotą posłuszeństwa usilnie nakazujemy, aby biskupi uważnie czuwali nad wprowadzeniem tych postanowień w swoich diecezjach, jeśli chcą uniknąć kar kościelnych. Jeśliby biskup okazał niedbałość i opieszałość w oczyszczaniu swej diecezji z fermentu heretyckiej nieprawości, wtedy – jeśli się to okaże pewne – będzie złożony z urzędu biskupiego i zastąpiony przez inną odpowiednią osobę, która będzie chciała i mogła przeciwdziałać heretyckiej niegodziwości" (cyt. za G. Ryś, dz. cyt.).

W ciągu 36 lat dopracowano więc procedury tzw. inkwizycji biskupiej i maksymalnie rozszerzono krąg osób, które mogły zostać pociągnięte do odpowiedzialności z oskarżenia o herezję. Do kręgu tego zaliczono też obrońców heretyków, ich protektorów, rozmówców i słuchaczy, a także tych, którzy nie byli aktywni w walce z herezją. Na ostateczny kształt antykacerskiego ustawodawstwa znaczący wpływ wywarły jeszcze, świeże w pamięci, wystąpienia katarów, a zwłaszcza zamordowanie przez nich legata papieskiego Piotra z Castelnau.

Herezja uzyskała najwyższą kwalifikację karną i została postawiona na równi ze zdradą i zbrodnią obrazy majestatu (crimen laesae maiestatis). Umożliwiało to zastosowanie w jej zwalczaniu najsurowszych środków, z karą śmierci włącznie. Trzeba także pamiętać, że przeciwdziałanie herezji odbywało się również poprzez podejmowane przez Kościół próby pojednania (rekoncyliację) z wieloma heretyckimi grupami oraz prowadzoną przez zakony ewangelizację, czy to za pomocą głoszenia Słowa Bożego (dominikanie), czy też poprzez świecenie przykładem pobożności (franciszkanie). W odpowiedzi na problem herezji na Soborze Laterańskim IV podjęto także gruntowną reformę Kościoła.

Wszystkie te dokumenty wywarły wpływ na ustawodawstwo antyheretyckie w Hiszpanii, Szwabii, Saksonii, Francji. Cesarz Fryderyk II w ogłoszonym w Padwie w 1224 r. edykcie dla Lombardii nakładał surowe kary na heretyków "oszczędzonych" przez Kościół i po raz pierwszy wprowadzał karę śmierci przez spalenie na stosie dla heretyków "zatwardziałych i recydywistów"; pozbawiał również praw publicznych i honorowych wszystkich ich potomków, do drugiego pokolenia włącznie, z wyjątkiem dzieci, które zadenuncjowały własnych rodziców. W 1231 r. przepisy te rozciągnięto na Sycylię, a w 1232 r. na całe cesarstwo.

Duże znaczenie dla powstania Inkwizycji miał synod biskupów francuskich w Tuluzie w 1228 r., który został zwołany celem wykorzenienia herezji w Langwedocji (pd. Francja). Podjęto na nim wiele uchwał stanowiących ważny etap w procesie formowania się Inkwizycji. Przede wszystkim podkreślono władzę biskupów jako najwyższych sędziów w sprawach religijnych i w konsekwencji synod zlecił biskupom powoływanie specjalnych urzędników śledczych. Następnie zdefiniowano trzy rodzaje kar wymierzanych heretykom. Na dobrowolnie zgłaszających się i przyznających się do winy heretyków, po udzieleniu rozgrzeszenia, wystarczało nałożenie lekkiej pokuty (post, modlitwa, jałmużna, pielgrzymka). Tym, którzy nawróciliby się wyłącznie ze strachu przed śmiercią, groziłaby kara więzienia, zaś zatwardziałym heretykom i recydywistom groziła ekskomunika i przekazanie ich "ramieniu świeckiemu" ze wszelkimi tego konsekwencjami. Biskupi zobowiązali całą dorosłą ludność Langwedocji do publicznego potępienia herezji oraz do złożenia przysięgi na wierność Kościołowi. Jej odmowa stwarzała domniemanie, że dana osoba sprzyja herezji. Mieszkańcy zostali zobowiązani również do ujawniania heretyków oraz występowania w charakterze świadków na ich procesach. Ponadto biskupi zaostrzyli dyscyplinę wśród wiernych, którzy nie ulegli herezji, zobowiązując ich do trzykrotnej spowiedzi w roku. Osobom świeckim, jako nieprzygotowanym, zabroniono także posiadania i czytania Biblii. I wreszcie, nawróceni z herezji wierni mieli obowiązek noszenia strojów z dużym krzyżem z jaskrawego materiału na piersiach i plecach. Nakładano na nich także inne kary, np. utraty praw publicznych, czy prawa wykonywania swego zawodu.

Pomimo wyposażenia w bogate prawodawstwo, biskupi często nie czuli się władni do wydawania wyroków, odsyłając akta sprawy do Rzymu. W efekcie do Stolicy Apostolskiej napływało zbyt dużo apelacji w sprawie już wydanych wyroków oraz szczegółowych zapytań. Paraliżowało to pracę kurii papieskiej, która była zmuszona do zatrudniania coraz większej liczby prawników. Rozwiązanie problemu znalazł papież Grzegorz IX (1227-1241), który postanowił nadać walce z herezją wymiar ogólnokościelny pod przewodnictwem Stolicy Apostolskiej. W 1231 r. w konstytucji Excomunicamus et anathematisamus zebrał i potwierdził ustawy antyheretyckie z Werony, Soboru Laterańskiego IV, synodów w Awinionie i Tuluzie, podnosząc je do rangi prawa kanonicznego obowiązującego w całym Kościele. Papież podkreślił, że śledztwo, proces i wyrok w sprawie o herezję podlegają wyłącznie kompetencji władzy kościelnej, której władze świeckie powinny służyć jedynie pomocą techniczną. Nowością było utożsamianie "należytej surowości" z karą śmierci lub karą "wiecznego więzienia" dla wyrzekających się herezji ze strachu. Odtąd z procesów o herezję wykluczono adwokatów i notariuszy nie związanych z trybunałem. Wprowadzono także zakaz składania apelacji od wyroków oraz zakaz zajmowania stanowisk kościelnych przez potomków heretyków, do drugiego pokolenia włącznie. Aby uskutecznić walkę z wszechogarniającą herezją, papież sięgnął do starego pomysłu, jakim była instytucja tzw. sędziów delegowanych; byli to urzędnicy, którym papież powierzał część swojej władzy sądowej, aby go reprezentowali – najczęściej dla rozstrzygnięcia konkretnej sprawy lub przez konkretny okres na danym obszarze.

Bullami Ille humani generis i Licet ad capiendos Grzegorz IX nadał w 1233 r. dominikanom pełnomocnictwa do walki z herezją i odpowiednią jurysdykcję nad osobami świeckimi i duchownymi. Sprawy wyszukiwania i osądzania heretyków papież powierzył starannie przygotowanym do tego ludziom, wyposażonym w pełnomocnictwa papieskich sędziów delegowanych. Regułą stało się, że papież mianował inkwizytorów osobiście. W praktyce postanowienia te odebrały sądom biskupim władzę sądzenia herezji. Lata 1231-1233 można więc uznać za czas narodzin Inkwizycji kościelnej.

Na początku Grzegorz IX ustanowił specjalnych pełnomocników dla okolic szczególnie zagrożonych herezją (Toskania, Lombardia, Niemcy). Pierwszym takim sędzią, delegowanym przez papieża, został przeor klasztoru dominikanów w Ratyzbonie (Regensburg), który w razie potrzeby mógł sobie dobrać do pomocy jeszcze kilku współbraci. W specjalnym liście Grzegorz IX zobowiązał go, aby "wyszukiwał sumiennie tych, którzy są heretykami lub podejrzanymi o herezję".

"Dominikanie (później także franciszkanie) dla kilku powodów zdawali się stanowić »idealny materiał« na inkwizytorów. Po pierwsze, byli ludźmi wykształconymi; po drugie, absolutnie podporządkowanymi Stolicy Apostolskiej; po trzecie, jako zakonnicy, nie byli związani z lokalnymi społecznościami, do których ich wysyłano; wreszcie po czwarte, byli znani i powszechnie szanowani jako kaznodzieje i spowiednicy. Papież szukał więc możliwie najlepszych kandydatów, umiejących pogodzić w jednej osobie dwie, wymagające niewątpliwie różnych kwalifikacji funkcje: »inkwizytorzy mieli być równocześnie sędziami i pasterzami«" (E. Peters, Inquisition, New York 1988, cytat za G. Ryś, dz. cyt.). Wybór dominikanów, w przekonaniu papieża, miał gwarantować niezależność, bezstronność, uczciwość oraz skuteczność działań inkwizycji.

Jednak, wyposażeni w tak wielką władzę, nie wszyscy inkwizytorzy stanęli na wysokości zadania. Niektórzy z wyznaczonych do tego celu przez papieża duchownych wypełniali swoje obowiązki z nadmiernym okrucieństwem, popadając w konflikty z miejscową hierarchią kościelną i feudałami. Np. działający w północnej Francji inkwizytor Robert Le Bougre swą bezwzględnością doprowadził do rozruchów. Jego działalność wzbudziła gwałtowne protesty biskupów Sens i Reims, które doprowadziły do zawieszenia go przez Grzegorza IX w pełnieniu funkcji już w roku następnym. Biskupi wskazywali zarówno na ogromną liczbę prowadzonych spraw i związany z tym pośpiech (niedbalstwo i nadużycia), jak też na zupełną samowolę inkwizytora i brak jakichkolwiek konsultacji z miejscowymi biskupami. Robert Le Bougre na powrót objął swoją funkcję w roku 1235 i pełnił ją równie "energicznie" jeszcze przez 4 lata, po upływie których ostatecznie wytoczono mu proces, pozbawiono urzędu i uwięziono. Nieco wcześniej dolina Renu stała się areną działalności Konrada z Marburga. Stolica Apostolska nie zdążyła go osądzić, gdyż Konrad został zamordowany przez rozjuszonych wrogów. W efekcie w 1234 r. sejm Rzeszy we Frankfurcie n. Menem zakazał inkwizytorom papieskim wstępu na teren Niemiec (zakaz ten cofnął cesarz Fryderyk II).

Stosunkowo częste nadużycia z początku funkcjonowania Inkwizycji zrodziły konieczność dopracowania procedury inkwizycyjnej. Doświadczenia pierwszej dekady Inkwizycji papieskiej zostały zebrane w postanowieniach synodu w Tarragonie (1242). Przede wszystkim doprecyzowano na nim zakres znaczeniowy terminu "herezja". Za heretyka został więc uznany nie tylko ten, kto "trwa uparcie w błędzie", ale także ten, to akceptuje zasłyszane poglądy heretyków lub uczestniczy w ich nabożeństwach, nie informuje o znanych sobie heretykach, udziela im kryjówki lub gościny, czy też wreszcie przeciwdziała zwalczaniu herezji. Następnie biskupi zestawili cały katalog możliwych kar, zarówno o charakterze pokutnym, jak i kryminalnym, z karą śmierci włącznie. "Kanony synodu w Tarragonie zbierały razem całe prawodawstwo Grzegorza IX i ustanawiały prawdziwy schemat inkwizycyjnej procedury" (E. Peters, dz. cyt., cytat za G. Ryś, dz. cyt.). Na synodzie tym ustalono więc jasny i wyraźnie sformułowany schemat procedury wymierzonej przeciw herezji.

Powtarzające się skargi biskupów na ewidentne nadużycia spowodowały także zmiany w sposobie powoływania inkwizytorów. Papież Innocenty IV (1243-54) udzielił prawa mianowania inkwizytorów prowincjałom dominikańskim, na prośbę i za zgodą biskupa. Na synodzie w Narbonne (1243) złagodzono nieco procedurę sądową i pozwolono oskarżonemu podać sędziom listę swoich "śmiertelnych wrogów", których zeznania automatycznie traciły wszelką moc prawną. Na synodzie w Beziers (1246) wprowadzono zakaz konfiskaty mienia oskarżonego przed ogłoszeniem wyroku w jego sprawie. Określono także, że kara "wiecznego więzienia" dla heretyków skruszonych i pojednanych z Kościołem ma oznaczać w praktyce jedynie kilka lat pozbawienia wolności, a nie dożywocie.

Za końcowy etap formowania się Inkwizycji uważana jest wydana w 1252 r. bulla papieża Innocentego IV Ad extirpanda zbierająca i kodyfikująca wszystkie wcześniejsze rozporządzenia. Ustanawiała ona stałe trybunały inkwizycyjne we wszystkich diecezjach.

Jak więc widzimy Kościół z całą surowością zwalczał złych inkwizytorów, doskonale rozumiejąc, że stanowią oni równie wielkie zagrożenie dla wiary jak heretycy. Jednocześnie, co mocno kontrastowało z ustanowionym przez cesarza Fryderyka II niezwykle surowym prawodawstwem antyheretyckim, kościelne prawodawstwo obejmowało procesową ochroną osobę oskarżoną o herezję, co było rozwiązaniem w owym czasie niezwykle nowatorskim.


Specyficzną odmianą Inkwizycji były Inkwizycja Hiszpańska, która powstała już u progu czasów nowożytnych. Jej genezy należy szukać w uwarunkowaniach społeczno-politycznych oraz narodowościowo-religijnych Półwyspu Iberyjskiego. Wyzwalający spod arabskiego panowania Półwysep Iberyjski chrześcijańscy władcy w XII i XIII w. godzili się na współistnienie różnych grup narodowościowych i religijnych (muzułmanów, Żydów), tym bardziej że pełniły one ważne funkcje ekonomiczne (handel, rzemiosło, finanse). Zdobycie Grenady w 1492 r. położyło kres panowaniu kalifów na Półwyspie Pirenejskim. Zwycięstwo to umożliwiło hiszpańskiej parze królewskiej, Ferdynandowi i Izabelli, rozpoczęcie procesu unifikacji politycznie zjednoczonego, lecz etnicznie i wyznaniowo podzielonego kraju. Ówczesną Hiszpanię zamieszkiwały trzy, pod każdym względem różniące się, narody: autochtoniczni Hiszpanie (chrześcijanie), niedawni władcy Półwyspu, Maurowie (muzułmanie) oraz konsekwentnie zachowujący swoją odrębność Żydzi.

W owym czasie religia była fundamentem ładu społecznego i siły wewnętrznej państwa. Toteż królowie hiszpańscy starali się zjednoczyć całą ludność w ramach chrześcijaństwa, aby powoli i bez wstrząsów przywrócić, zniszczoną w efekcie arabskiej inwazji, wyznaniową i polityczną jedność kraju. Wbrew rozpowszechnianym obecnie stereotypom działali bardzo ostrożnie i bez odwoływania się do przemocy. Z jednej strony udzielali pomocy tym, którzy, chcąc zachować wyznanie, zdecydowali się na emigrację. Z drugiej wzięli pod ochronę wszystkich, którzy nawrócili się na chrześcijaństwo. "Wzbronione zostało wydziedziczanie przyjmujących katolicyzm dzieci, wyznaczano fundusze posagowe dla nawróconych dziewcząt, uwalniano niewolników neofitów. Wszędzie budowano kościoły, zakładano specjalne wschodnie kolegia dla kształcenia mówców i kaznodziejów języków i narzeczy arabskich, aby łatwiej mogli nieść wśród ludu Słowo Boże i przeprowadzać publiczne dysputy z obrońcami Koranu i Talmudu. Metoda ta okazała się bardzo dobra, pociągnęła liczne rzesze młodzieży, rokowała ogólną unifikację już w najbliższych pokoleniach, ale może właśnie dlatego, iż tak szybkie robiła postępy, załamała się nagle. Przestraszeni bowiem liczbą prawdziwych nawróceń muzułmanie porozumieli się z żydami (...), wybuchł szereg buntów, ostro uśmierzonych w latach 1499-1501, po czym przyszła normalna reakcja; rząd dał do wyboru; bądź opcję za krajem i przyjęcie chrześcijaństwa, bądź wygnanie. Ten krok rządu (...) pociągnął za sobą nowe spiski, bunty i represje, a z drugiej strony stworzył nagle ogromne rzesze wychrztów, bynajmniej nie nawróconych, wśród których wszelkie herezje o wyraźnym podkładzie gnozy i judaizmu poczęły się szybko rozwijać. I oto nagle koniecznością państwową stała się Inkwizycja" (J. Tyszkiewicz, Inkwizycja Hiszpańska, Lublin 1997).

Osiedleni w Hiszpanii jeszcze w czasach panowania rzymskiego Żydzi, w czasie arabskiej inwazji na Półwysep Iberyjski stanęli po stronie najeźdźców, za co uzyskali od wdzięcznych zdobywców wiele przywilejów. Kiedy kilka stuleci później stroną atakującą stali się Hiszpanie, Żydzi zaczęli ich wspomagać przeciwko Maurom; pod nowymi rządami nie tylko nic nie utracili ze swych praw, lecz uzyskali nowe przywileje; dzięki tej skrajnie konformistycznej postawie Żydzi w krótkim czasie zawładnęli wszystkimi źródłami dochodów państwa, wyczerpanego kilkusetletnimi walkami; opanowali wiele stanowisk w aparacie państw.; zmonopolizowali także dostawy dla armii, finanse, handel; wielu z nich doszło do wysokich godności państw., a nawet kościelnych. "Ci wszyscy wychrzci, a lud zwał ich maranos, czyli przeklęci, wspierali tamtych, tłum wielki jawnych Żydów i Hiszpania zamieniała się faktycznie w Judeo-Hiszpanię. Wszelkie kapitały i cały handel przeszły w ręce żydowskie, tworząc jednocześnie państwo w państwie, gdyż posiedli całkowitą autonomię – swoje szkoły, prawa sędziów, kahały, wreszcie szeregi specjalnych przywilejów, które wciąż nabywali od zrujnowanych wojną książąt, miast i rządów" (J. Tyszkiewicz, dz. cyt.). W Kastylii np. z marranów wywodziło się co najmniej czterech biskupów, kardynał Juan de Torquemada (stryj pierwszego generalnego inkwizytora), trzech sekretarzy królewskich, wielcy mistrzowie rycerskich zakonów santiago i calatrava. W Aragonii niemal cała arystokracja rodowa miała związki krwi z marranami. Pięć najwyższych stanowisk państwowych w tym królestwie zajmowali tzw. nowi chrześcijanie, czyli Żydzi, którzy przyjęli chrześcijaństwo. Krew żydowska płynęła nawet w rodzinie matki Ferdynanda V Katolickiego.

Rosnące wpływy i dobrobyt marranów i jednoczesny brak u nich wyraźnych skłonności asymilacyjnych były zarzewiem poważnego niebezpieczeństwa dla państwa. Wielu Hiszpanów zdawało sobie sprawę z tego zagrożenia na długo przed powołaniem Inkwizycji Hiszpańskiej. Przywódcy sprowokowanych prożydowską polityką władz zamieszek w Toledo (1449) uchwalili tzw. Sentencję-Statut, zabraniającą konwertytom zajmowania jakichkolwiek urzędów w mieście i występowania w sądzie przeciw "starym chrześcijanom". Chociaż uchwale tej sprzeciwili się bp Cuenca Lope de Barrientos, papież Mikołaj V w bulli Humanis generis inimicus (1449) oraz synody biskupów kastylijskich w Vitorii i Alcala de Henares, to jednak sprzeciwy te straciły na znaczeniu, gdy w 1451 r. król Kastylii Juan II podczas toczącej się wojny domowej, zatwierdził Sentencję-Statut.

W 1473 r. nastąpił nieudany spisek, w który licznie zamieszani byli "nowi chrześcijanie", w wyniku którego Hiszpania omalże nie utraciła na rzecz Maurów ważnej twierdzy – Gibraltar. Co gorsza w 1474 r., po śmierci króla Henryka IV, "nowi chrześcijanie" wraz z możnowładztwem hiszpańskim, przy poparciu Francji i Portugalii, opowiedzieli się przeciw Izabeli I Katolickiej i Ferdynandowi V Katolickiemu. Dla pary królewskiej był to sygnał, że należy działać energicznie i konsekwentnie, bo tylko w ten sposób można uratować walczące jeszcze wówczas z Maurami i zagrożone od wewnątrz państwo. Po pokonaniu przeciwników politycznych w bitwie pod Toro (1476) para królewska przystąpiła do energicznej pacyfikacji zjednoczonego królestwa, rozprawiając się bezlitośnie z buntowniczą arystokracją. Musiała też zająć stanowisko wobec niepokojów społecznych, spowodowanych konfliktami między starymi i nowymi chrześcijanami, zwłaszcza po stwierdzeniu przez ustanowioną przez Izabelę I komisję śledczą udziału wielu wpływowych marranów sewilskich w tajnych zebraniach, na których wraz z Żydami spełniali praktyki judaistyczne. Zjawisko to było powszechne wśród "nowych chrześcijan" całej Andaluzji i Kastylii. W odpowiedzi na poufną prośbę Ferdynanda V i Izabeli I papież Sykstus IV w bulli Exigit sincerae devotionis affectus z 1 XI 1478 r. przyznał władcom Hiszpanii przywilej powoływania inkwizytorów i określił zasady funkcjonowania Inkwizycji, ograniczając jej prawa do sądzenia chrześcijan. W praktyce podlegali jej również Żydzi i Maurowie, którzy nawrócili się na chrześcijaństwo tylko dla celów politycznych czy ze względów materialnych.

Pomimo zagrożenia, jakie stanowili dla państwa fałszywi chrześcijanie, zgodnie z prawem dano im wszystkim tzw. czas łaski. Dwa lata poświęcono więc na misje i ewangelizacyjne dysputy, aby błądzący mogli stać się pełnowartościowymi chrześcijanami. Dla tych, którzy nie zamierzali szczerze nawrócić się na chrześcijaństwo był to czas na dobrowolną emigrację. Tymczasem w 1485 r. "wykryto olbrzymie sprzysiężenie antypaństwowe, zaraz potem nastąpiło zamordowanie legata papieskiego w Saragossie i w tymże roku mord w Le Guardia, który przypominał inne podobne z lat 1452-54 i z 1465. W całym kraju ujawnione zostały zdrady i zamachy i te wypadki przyspieszyły wydanie Edyktu Grenady (...) dając wszystkim opornym do wyboru, bądź szczere i wyraźne przyjęcie chrześcijaństwa, bądź banicję. Pozostawiono jeszcze sześć dodatkowych miesięcy na likwidację majątków, po czym nastąpiła deportacja, wygnanie mas żydowskich, uwolnienie kraju od wroga wewnętrznego" (J. Tyszkiewicz, dz. cyt.). Po ogłoszenie edyktu królewskiego nakazującego wszystkim Żydom opuszczenie Hiszpanii, wielu z nich zdecydowało się pozostać w kraju i przyjąć chrzest.

Pierwszymi inkwizytorami mianowano w 1480 r. dominikanów Juana de San Martin i Miguela de Morilo. Trybunały inkwizycyjne wystąpiły najpierw przeciw judaizującym marranom, a pierwsza egzekucja, tzw. auto da fé , odbyła się 6 II 1481 r. W wyniku coraz częstszych procesów w egzekucjach zginęło wielu przedstawicieli arystokratycznych rodów hiszpańskich. Masowe aresztowania, tortury, surowe wyroki i konfiskaty mienia podejrzanym o herezję skłoniły papieża Sykstusa IV do wydania 18 IV 1483 r. bulli potępiającej Inkwizycję w Aragonii, lecz wskutek sprzeciwu Ferdynanda V papież został zmuszony do jej odwołania. W 1483 r. utworzono Radę Najwyższej i Powszechnej Inkwizycji, która z czasem stała się jednym z organów państwowych. Pierwszym generalnym inkwizytorem został Tomás de Torquemada. Opracowane przez niego (1484, 1485, 1488, 1498) ściśle tajne instrukcje określiły zasady finansowania i organizacji trybunałów inkwizycyjnych, które z niewielkimi modyfikacjami przetrwały aż do XIX w.

Ze względu na specyficzną sytuację w kraju "Inkwizycja Hiszpańska, odmiennie niż w innych krajach, została wmontowana w państwowy system sprawiedliwości i na polecenie królowej Izabelli zajmowała się nie tylko wykrywaniem sprzyjających Maurom agentur wśród żydowskich conversos (które, wbrew twierdzeniom niektórych propagandystów, faktycznie istniały), ale także sądzeniem części przestępstw kryminalnych" (R. Ziemkiewicz, dz. cyt.).

Radykalne środki podejmowane przez trybunały inkwizycyjne wywołały opór marranów, co z kolei powodowało zazwyczaj eskalację prześladowań. Specyficzne dla inkwizycji hiszpańskiej zespolenie tej instytucji z państwowym wymiarem sprawiedliwości prowadziło też do nadużyć. Na początku XVI w. podejmowano wiele prób zreformowania Inkwizycji hiszpańskiej, a szczególnie zabiegały o to kortezy, broniące interesów szlachty. Wprawdzie starania te zyskały w 1519 r. aprobatę papieża Leona X, jednak król Karol V nie zezwolił na ogłoszenie wydanych w tej sprawie dokumentów papieskich. Od połowy XVI w. inkwizycja hiszpańska ulegała stopniowej biurokratyzacji, a jej działalność nasilała się jedynie w czasie specjalnych kampanii przeciw określonym grupom społecznym (np. moryskom) czy później wyznawcom protestantyzmu. Papież Innocenty VIII w brewe Ex debito pastoralis oraz Ut alias zezwolił Inkwizycji hiszpańskiej występować przeciw buntownikom, rozbójnikom i osobom zagrażającym porządkowi społecznemu. Wprowadzeniu w Hiszpanii indeksu ksiąg zakazanych (1559) towarzyszyła zakrojona na szeroką skalę akcja kontroli ksiąg w bibliotekach kościelnych i w zbiorach prywatnych, mająca na celu uchronienie kraju przed zalewem propagandy protestanckiej. Kontroli poddano obrazy, sztychy, a także wszelkie przedmioty zawierające motywy o treściach religijnych lub moralnych. Z Hiszpanii instytucja Inkwizycji została przeniesiona także do hiszpańskich prowincji w Ameryce.

W XVIII w. znacznie zmalało zainteresowanie monarchów hiszpańskich funkcjonowaniem Inkwizycji, jednak po wybuchu rewolucji francuskiej Karol IV ogłosił edykt nakazujący traktować wszelkie druki rewolucyjne na równi z heretyckimi. W tym czasie przeprowadzono także wiele procesów przeciwko masonerii. Wskutek dążności hiszpańskich kręgów liberalnych od początku XIX w. do zniesienia Inkwizycji oraz licznych wystąpień społecznych Ferdynand VII ogłosił 9 III 1820 r. dekret rozwiązujący tę instytucję w Hiszpanii.


Za początek działalności Inkwizycji w Polsce uważa się działalność arcybiskupa Janusza (1258-1271) i innych biskupów polskich, wspólnie z książętami, wymierzoną przeciw biczownikom. Pierwsi stali inkwizytorzy na ziemiach polskich zostali mianowani dopiero przez papieża Jana XXII w 1318 r. W diecezji wrocławskiej papież powierzył tenże urząd wybitnemu dominikaninowi Peregrynowi z Opola, a w diecezji krakowskiej Mikołajowi Hospodyńcowi z zakonu franciszkanów. Wydaje się, że decyzja ta nie była podyktowana jakimś masowym rozpowszechnieniem się herezji na ziemiach polskich, lecz było to działanie raczej prewencyjne.

Masowe ruchy heretyckie katarów czy waldensów, prawie w ogóle nie dotyczyły Królestwa Polskiego. Jedynie na nienależącym wówczas do Polski Śląsku i Pomorzu rozwijał się waldyzm. Ciężar zwalczania tych herezji wzięła na siebie Inkwizycja biskupia, bez angażowania autorytetu papieża. Szczególną troskę o zbawienie wiernych na terenie swojej diecezji wykazywał biskup wrocławski Henryk z Wierzbna (1312-1319), który zwalczał herezję z wielką energią i skutecznością. Zwalczani energicznie na Śląsku Waldensi dużą aktywność przejawiali także na Pomorzu, o czym świadczą zachowane protokoły Inkwizycji szczecińskiej z lat 1392-94, dokumentujące procesy aż 443 osób.

Królestwo Polskie zostało objęte jurysdykcją Inkwizycji w 1327 r. O obowiązku jej funkcjonowania przypomniał w 1372 r. papież Grzegorz XI. Działalność Inkwizycji wzmogła się w walce z husytami. Husytyzm stanowił dla polskiego Kościoła pierwsze poważne wyzwanie doktrynalne, tym bardziej, że w jego nurcie znajdywały się nie tylko zagadnienia dogmatyczne, ale także o wiele popularniejsze od nich w Polsce idee reformy Kościoła. Zdecydowaną odpowiedź doktrynalną wobec husytyzmu stosunkowo szybko sformułowano na poziomie prawa, najpierw kościelnego, a następnie państwowego. Wydane w 1420 r. statuty wieluńsko-kaliskie abpa Mikołaja Trąby w rozdziałach IV i V (zatytułowanym Remedia contra hereticos) zobowiązywały proboszczów i archidiakonów do wyszukiwania heretyków i przekazywania ich biskupom, oficjałom lub papieskim inkwizytorom. Szczególnemu nadzorowi miano poddać nauczycieli i kaznodziejów, a kontroli używane przez nich księgi. Biskupów zobowiązywano, aby domagali się "od pana króla, książąt i władz świeckich" pomocy w zwalczaniu herezji. Pomoc ta nadeszła cztery lata później, kiedy w 1424 r. król Władysław Jagiełło wydał edykt wieluński, zobowiązujący urzędników państwowych i władze miejskie do współpracy z Inkwizycją w zwalczaniu herezji. Wzorując się na konstytucji cesarza Fryderyka II przeciw heretykom z 1220 r., król uznał ją za zbrodnię "obrażającą królewski majestat". Edykt prewencyjnie nakazywał też wszystkim mieszkańcom Królestwa Polskiego przebywającym w Czechach niezwłoczny powrót do kraju. Chociaż niesłychanie rzadko egzekwowano najsurowsze postanowienia tych aktów prawnych, ich znaczenie dla przezwyciężenia husytyzmu w Polsce było poważne.

Walka z herezją była znacznie utrudniona z powodu popierania jej przez niektóre bardzo znaczące osoby. Na przykład w Wielkopolsce i Kujawach hasła husyckie propagował z powodzeniem ośrodek związany z osobą sędziego generalnego poznańskiego Abrahama ze Zbąszynia. Na terenie jego posiadłości działało kilku husyckich księży. Niemniej, inaczej niż w XVI w., osoby takie nie miały możliwości zapewnienia sobie bezkarności. W 1440 r. biskup poznański Andrzej Bniński z konnicą złożoną z 900 ludzi obległ Zbąszyń i uwolnił miasto i okolicę od herezji. Sąd nad wydanymi przez mieszkańców Zbąszynia kapłanami husyckimi przeprowadził w Poznaniu inkwizytor papieski Mikołaj z Łęczycy. Sam Abraham zmarł
w 1442 r., lecz przed śmiercią ukorzył się, składając w katedrze poznańskiej ortodoksyjne wyznanie wiary.

Duże zasługi w obronie czystości wiary przed husycką herezją położyło wielu ininnych papieskich Inkwizytorów. Niektórzy z nich znani są z imienia, jak np. inkwizytor krakowski Stefan Polak, wrocławski Jan Brascatoris czy inkwizytor generalny Jan, przeor krakowskich dominikanów. Niemniej ze względu na swoją pozycję społeczną największe zasługi w walce z czeskimi heretykami położył biskup krakowski, kardynał Zbigniew Oleśnicki. "Ten ścigał nie tylko [karami] kościelnymi, ale także mieczem heretyków zarażonych herezją czeską, a chwytając ich wszędzie, łając i usuwając, nie tylko swoją diecezję, ale całe Królestwo Polskie zachował czyste od haniebnej zarazy" (Polska Jana Długosza, red. H. Samsonowicz, Warszawa 1984).

Inkwizycja w Polsce zaistniała stosunkowo późno i nigdy nie rozwinęła aktywności porównywalnej z krajami zachodniej Europy. Zadecydowała o tym niezwykle silna pozycja biskupów w Kościele polskim. Ich zdecydowana postawa oraz zaangażowanie i autorytet na arenie politycznej, wsparte powagą i środkami państwa, przesądziły o niepowodzeniach heretyków w średniowiecznej Polsce. Ich postawa jest pouczającym przykładem dla współczesnych polskich biskupów, którzy stoją w obliczu wszechobecnej herezji, nie dysponując wsparciem świeckich struktur instytucjonalnych. Przeciwnie, w obecnych czasach to głosiciele odrażających, antychrześcijańskich idei dysponują instytucjonalnym wsparciem wszystkich rządów zachodniej cywilizacji.

Także i w czasach reformacji Inkwizycja papieska nie odegrała w Polsce większej roli, pomimo iż synody w Łęczycy (1527) oraz w Piotrkowie Trybunalskim (1530) żądały od biskupów zastosowania surowych środków w walce z herezją, z ustanowieniem inkwizytorów we wszystkich diecezjach włącznie. O konieczności walki z herezją, m.in. przez ustanawianie Inkwizycji, przypominały piotrkowskie synody zwoływane pod przewodnictwem arcybiskupów gnieźnieńskich M. Drzewickiego (1532), J. Latalskiego (1539), P. Gamrata (1542, 1544), M. Dzierzgowskiego (1551). Ściganiem herezji zajmowały się wówczas nie sądy inkwizycyjne, lecz biskupie. Jednak w 1552 r. spod ich jurysdykcji wyłączono szlachtę. Działalność Inkwizycji niemal zupełnie zanikła za panowania Zygmunta II Augusta (1549-1572). Sejmy z lat 1562 i 1565 skasowały Inkwizycję w Polsce, a jej kompetencje w sprawach religijnych przejęły trybunały koronne. Niemożliwe jest jednak ustalenie jakiejkolwiek daty, którą można by przyjąć za oficjalny moment rozwiązania Inkwizycji w Polsce. W każdym razie ostatni inkwizytor, Melchior z Mościsk, zmarł w 1591 roku.Z początkiem XVII w. wymiar sprawiedliwości w sprawach religijnych (np. oskarżenie o czary) przeszedł w praktyce na niższe sądy krajowe (grodzkie, miejskie), których decyzje były często surowsze niż wyroki Inkwizycji kościelnej. Stan taki utrzymał się do XVIII wieku.


Wbrew współczesnej propagandzie Inkwizycja była najbardziej obiektywną instytucją swej epoki. Mimo to na przestrzeni wieków pod jej adresem wysuwano liczne oskarżenia. Korzystając z ogólnie panującej ignorancji, tzw. postępowi lewicowi intelektualiści przekonują, że czasy działalności Inkwizycji były najczarniejszym okresem w dziejach Kościoła. Domniemana zbrodnicza działalność Inkwizycji stała się dla nich okazją do obwiniania Kościoła o wszelkie zło, jakie od czasów Cesarstwa Rzymskiego popełniono na ziemi. Aby udowodnić swoje tezy wrogowie Kościoła często uciekają się do kłamstw lub powielania utartych schematów. Inkwizycji zarzucano więc okrucieństwo, fanatyzm, zbrodniczość, stosowanie terroru, nieliczenie się z ludźmi, nietolerancję oraz dziesiątki innych "zbrodni". O Świętej Inkwizycji słyszał więc każdy, ponieważ przy lada okazji media i nierzetelni uczeni przywołują ją jako symbol najstraszliwszego w dziejach cywilizacji masowego prześladowania, fanatyzmu i kontroli myśli. Liczni dziennikarze, publicyści ideolodzy i politycy każą nam widzieć w niej historyczny pierwowzór hitleryzmu i stalinizmu.

W powszechnej świadomości pojęcie Inkwizycji kojarzy się z masowo palonymi przez Kościół katolicki na stosach, oczywiście "ku większej chwale Boga", innowierców i czarownic, a w ogólnym wymiarze ze stosowaniem przemocy przez instytucje władzy wobec światopoglądowych przeciwników. Zgodnie z tymi równie ponurymi, co i nieprawdziwymi skojarzeniami, sprawcami tego średniowiecznego holokaustu są ponurzy, fanatyczni mnisi, którzy swoim sposobem myślenia bliżsi są takim oprawcom, jak Stalin, Hitler czy Pol Pot, niż Jezusowi Chrystusowi. W opinii ks. G. Rysia, autora książki Inkwizycja (Kraków 1997), to nakreślony przez Fiodora Dostojewskiego w powieści Bracia Karamazow wizerunek Wielkiego Inkwizytora wpłynął najmocniej na ukształtowanie się dominującego obecnie w zbiorowej wyobraźni stereotypu Inkwizycji jako "wszechpotężnego, scentralizowanego trybunału-bestii", prześladującego wszelkie przejawy religijnej, intelektualnej czy politycznej wolności: "Pod piórem Dostojewskiego słowo »inkwizycja« stało się jednak czymś znacznie więcej niż tylko straszliwym hasłem wywołującym skojarzenia-upiory. Stało się słowem-syntezą na opisanie wszystkiego, co w Kościele urządzone jest nie na sposób chrystusowy, lecz na sposób ludzki, więcej – diabelski! (...) Wolna myśl, wolna nauka, wolne sumienie. Wolność może być narzędziem świętości, ale tylko dla w y b r a n y c h, inkwizytor zaś (i jest to jeden z przerażających refrenów jego monologu) chce zgromadzić w swoim Kościele w s z y s t k i c h, chce Kościoła t o t a l i t a r n e g o, który mylnie nazywa »powszechnym«. (...) W Kościele totalitarnym wolność musi być zastąpiona posłuszeństwem i podporządkowaniem się »ślepo, nawet na przekór sumieniu«. Inkwizycja jest syntezą takiej logiki" (G. Ryś, Inkwizycja, Kraków 1997). Zgodnie ze stworzonym przez Dostojewskiego stereotypem Inkwizycji, jawi się ona niemal jako instytucja wymyślona przez samego Szatana, a żądni totalnego panowania nad światem inkwizytorzy są jego sługami. Odrywając się od historycznego pierwowzoru ów symbol zaczął żyć własnym życiem, łatwo znajdując drogę do powszechnej świadomości. Obecna w powszechnej świadomości wizja Inkwizycji jest raczej pochodną spreparowanego przez jej wrogów mitu niż historycznych faktów. Co gorsza ten fałszywy obraz Inkwizycji jest konsekwentnie ugruntowywany przez mass media. Na jej wizerunek złożył się dorobek wielu pokoleń oszczerców, dla których inkwizytorzy stanowili silną przeszkodę w krzewieniu ich zgubnych dla społeczeństwa utopii. Najpierw należeli do nich średniowieczni heretycy i ich możni protektorzy, po nich pałeczkę przejęła protestancka propaganda, filozofowie Oświecenia, masoneria, a od XIX w., chociaż Inkwizycja już nie działała, jej czarną legendę kształtują socjaliści, komuniści oraz współcześni liberałowie.

Rzekome okrucieństwo Inkwizycji jest jednym z najważniejszych argumentów podejmowanych w walce z Kościołem. Już w XVIII w. znany z nienawiści do Kościoła katolickiego Wolter w odniesieniu do Inkwizycji używał określenia "krwawy trybunał". Sugerował w ten sposób, a za nim robią to inni, jakoby Inkwizycja znała tylko jeden wyrok – śmierć na stosie, i jakoby szafowała nim bez umiaru. Sugeruje się, że całe postępowanie sądowe Inkwizycji oparte było na wyrafinowanych torturach. twierdzi się wreszcie, że inkwizytorami byli ludzie o sadystycznych skłonnościach, fanatyczni mordercy i ogarnięci manią zabijania psychopaci. Antykatolicka propaganda od początku próbowała poprzeć swoje insynuacje "niezbitymi dowodami". W ten sposób już w XVI w. protestancka propaganda rozpowszechniała ryciny ze scenami tzw. autodafé (hiszp. auto-da-fé - akt wiary), podczas którego osoby poddane badaniu inkwizycyjnemu odczytywały treść artykułów wiary. Miały one ilustrować rzekome okrucieństwo inkwizytorów wobec heretyków, których z czasem nobilitowano nazywając innowiercami.

Jednak najchętniej przeciwnicy Kościoła odwołują się do argumentów "naukowych", w tym do liczby ofiar Inkwizycji. Z "pomocą" przychodzą im tutaj niekompletne archiwa dokumentujące działalność "szczególnie okrutnej i bezwzględnej" Inkwizycji hiszpańskiej, która stała się ulubionym celem ataków inkwizycyjnej literatury. "Ustalenie dokładnych danych dla całej Hiszpanii jest rzeczą sporną, istnieją bowiem źródła dawne, choć o kilkaset lat późniejsze od Torquemady, szacujące liczbę spalonych na stosie przez Inkwizycję – w ciągu całej jej kilkusetletniej działalności – nawet na trzydzieści tysięcy. Jest to największa z kiedykolwiek rzuconych liczb. Wymienia ją Juan Antonio Llorente, historyk zdecydowanie niechętny Kościołowi, nie wskazując jednak żadnych konkretnych źródeł tych danych" (R. Ziemkiewicz, dz, cyt.).

Całkiem in. obraz rzeczywistości wyłania się z fragmentarycznie zachowanych źródeł; "W uważanym za szczególnie »gorący« hiszpańskim okręgu Badajoz w ciągu 106 lat (1493-1599) skazano na stos... 20 osób. Podobne liczby zawierają dokumenty z innych archiwów. Według dzisiejszych szacunków, sporządzanych na podstawie źródeł z epoki, na około 50 tys. procesów, jakie odbyły się przed trybunałami inkwizycyjnymi w całym kraju w latach 1560-1700, wydano mniej niż 500 wyroków śmierci – około jeden na sto. Okres wcześniejszy, od roku 1484 do 1560, budzi więcej rozbieżności. Najbardziej niekorzystne dla Torquemady szacunki historyków mówią o stu tysiącach procesów i około 2 tysiącach wydanych wyroków śmierci (...). Nawet jeśli uznamy te dane za prawdziwe, trzeba pamiętać, iż – znowu – inkwizycja działała tutaj w warunkach podwójnej wojny, bowiem działaniom zbrojnym na granicach towarzyszyły bardzo silne, mające właściwie znamiona wojny domowej, napięcia etniczne" (R. Ziemkiewicz, dz. cyt.).

Bardzo dokładne dane zachowały się w odniesieniu do hiszpańskich posiadłości w Ameryce. Według legendy powstałej na podstawie kłamliwej pracy Bartolomé de Las Casasa Krótka relacja o wyniszczeniu Indian (1956), towarzyszący "okrutnym zdobywcom" inkwizytorzy rzekomo dokonywali na Indianach krwawych masakr, paląc ich bez opamiętania na stosach. Tymczasem źródła przeczą tym insynuacjom. Przykładowo w Meksyku pomiędzy rokiem 1574 a 1715 odbyło się zaledwie 39 egzekucji.

Trzeba także pamiętać, że przed trybunałami wmontowanej w państwowy wymiar sprawiedliwości hiszpańskiej inkwizycji stawiani także byli m.in. świętokradcy, złodzieje koni, sodomici i mordercy. Z pewnością wśród skazanych stanowili oni znaczną grupę.

Pisząc o liczbie ofiar Inkwizycji hiszpańskiej wielu badaczy dopuszcza się manipulacji, nie rozróżniając między skazanymi, a faktycznie straconymi, na co zwrócił uwagę hr. J. Tyszkiewicz: "Biorę więc najbardziej może wrogie względem Kościoła, ale rzeczowo opracowane dzieło, bo historię Inkwizycji, pisaną przez zdeklarowanego wroga Kościoła, księdza renegata i masona – Lloriente. Znajduję tam takie zdanie: »Inkwizycja hiszpańska straciła (dosł. immola) 234 526 ofiar«. Kilka wierszy niżej wyjaśnia on: »z których (to ofiar) 9600 było spalonych >in efige< (tzn. w wizerunku, bo winowajcy umknęli, a palono przedstawiające ich lalki), zaś 206 546 było skazanych na pokuty kościelne«. (...) istnieje lekka różnica między »straceniem« a »pokutą kościelną«! Pan Lloriente wszystko to jednak zalicza do »ofiar« (...) wertując całe wielkie cztery tomy tego dzieła znajdujemy zaledwie 216 faktycznie straconych w ciągu całych trzech wieków trwania Inkwizycji w Hiszpanii" (J. Tyszkiewicz, Inkwizycja Hiszpańska, Lublin 1997). Ten sam Lloriente informuje o wielkim autodafe 12 lutego 1486 r. w Toledo, kiedy na liczbę 750 podsądnych ani jeden nie został skazany na śmierć. Podobnie było podczas późniejszych procesów – 2 kwietnia (950 osądzonych osób), 1 maja (750 osądzonych osób) i 10 grudnia (950 osądzonych osób) – kiedy nikt nie został ukarany śmiercią. W tym okresie karą śmierci ukarano ogółem 27 osób, z których znaczną część, o ile nie większość, stanowili zwykli kryminaliści. Jak więc widzimy "dowody" rzekomej winy Inkwizycji, przy bliższym zapoznaniu się z nimi, przemawiają właśnie na korzyść "oskarżonej".

Jeśli ukażemy te liczby na tle epoki, w której działało Święte Officjum, to widzimy niespotykany wówczas umiar w szafowaniu wyroków. W Strasburgu w samym tylko październiku 1582 r. władze świeckie skazały na stos 134 kobiet oskarżonych o czary, czyli 2 razy więcej niż wynosi zsumowana liczba ofiar 5 największych auto da fé w dziejach Inkwizycji Hiszpańskiej. Z kolei w Genewie w 1545 r. Kalwin kazał spalić za czary, bez żadnego sądu, 31 osób. Autor dzieła Social England, Robert Steel, oszacował, że "w Anglii liczba powieszonych za herezję [trwanie przy katolicyzmie – K.W.] przewyższa trzydzieści do czterdziestu razy analogiczne dane dla działalności Inkwizycji Hiszpańskiej". Nie może być mowy o jakimkolwiek porównaniu działalności Inkwizycji ze zbrodniami Rewolucji Francuskiej. "Tylko w ciągu dwóch lat (1792-94) zamordowano 36 000 ludzi, w tym 12 000 bez żadnego w ogóle wyroku sądowego. Trudno znaleźć jakiekolwiek proporcje pomiędzy działalnością Inkwizycji a krwawą pacyfikacją katolickiej Wandei, czy ze zbrodniami Komuny Paryskiej, nie mówiąc już o stu kilkudziesięciu milionach ofiar dwudziestowiecznego komunizmu" (R. Ziemkiewicz, dz. cyt.). Republikańskie władze Hiszpanii w 1936-39 zdążyły zgładzić ponad 60 tys. obywateli za takie zbrodnie, jak arystokratyczne urodzenie, zbyt duży majątek, zbyt wysokie wykształcenie bądź śluby zakonne.

Poza stosunkowo rzadko orzekaną, a jeszcze rzadziej wykonywaną, karą śmierci średniowieczni inkwizytorzy stosowali dwa rodzaje kary więzienia. Pierwszy polegał na skazaniu winnego na pobyt w klasztorze z bardzo rygorystycznie ograniczonym prawem do poruszania się, drugi zaś na ścisłym zamknięciu w celi klasztornej. W jednym i drugim przypadku więzień miał zakaz kontaktowania się ze światem zewnętrznym. Dopuszczalne były jedynie odwiedziny współmałżonka. Wydawane wyroki były z reguły dożywotnie, na ogół jednak w trakcie odbywania kary skracano je. Zachowane z 2 poł. XIII w. archiwalia z dochodzeń inkwizycyjnych w Tuluzie wskazują, że będące ich wynikiem orzeczenia kary śmierci stanowiły w tym czasie 1 proc. ogólnej liczby wyroków, zaś wyroki dożywotniego więzienia stanowiły 15 proc. Najczęściej jednak orzekane były kary pokutne, np. noszenie piętnujących szat czy odbycie pielgrzymki do świętego miejsca.

Opisując "zbrodnie" Inkwizycji antykatolicka propaganda ze szczególnym upodobaniem pastwi się nad ich rzekomymi inspiratorami. W związku z tym inkwizytorów przedstawia się jako ogarniętych manią mordowania potworów w ludzkich skórach, czego odzwierciedleniem jest charakterystyka Wielkiego Inkwizytora z Braci Karamazow Fiodora Dostojewskiego. Jednym z najbardziej znienawidzonych był inkwizytor Tuluzy (1307-23) Bernard Gui. Tymczasem spośród prowadzonych przez niego postępowań inkwizycyjnych tylko jedno na sto kończyło się decyzją o przekazaniu oskarżonego sądowi świeckiemu (wówczas Inkwizycja nie miała prawa ferować wyroków śmierci), co w praktyce oznaczało dla podsądnego karę śmierci. Jeśli weźmie się pod uwagę to, że działo się to w samym sercu nieformalnego "państwa" Albigensów, to można stwierdzić, że Bernard Gui w swojej pracy wykazywał się wręcz niezwykłą łagodnością i wyrozumiałością. W rzeczywistości więc postać ta w niczym nie przypomina sadystycznego psychopaty, jak przedstawił go w powieści Imię Róży Umberto Eco.

Z kolei działający w okolicach Lauragais i Lavour w Langwedocji Bernard de Caux w latach 1245-46 prowadził wraz ze swoimi pomocnikami dochodzenie inkwizycyjne, które objęło 39 miejscowości. Przesłuchano łącznie 5471 osób, z których 23 zostało skazane na więzienie, 184 natomiast otrzymało kary typowo pokutne.

Jednak do rangi symbolu okrucieństwa Inkwizycji urosła postać pierwszego Wielkiego Inkwizytora Hiszpanii, Tomasza de Torquemady (1420-1498). W Polsce w jak najgorszym świetle postać tę rozpropagował autor beletrystycznej biografii Wielkiego Inkwizytora Hiszpanii, Jerzy Cepik: "Tomasz de Torquemada stworzył system (...) grozy, którego Europa nie podejmie, owej furii śmierci i ognia. Furii władzy. Torquemadyzm był systemem walki o świat (...) był jak »upiór zbudzony wyciem swego wilka«. Przerażające w nim było wszystko, zwłaszcza jednak skala działania" (Torquemada, Poznań 1986). Autor tej nad wyraz tendencyjnej biografii odmawia Wielkiemu Inkwizytorowi wszelkich ludzkich uczuć z wyjątkiem żądzy władzy.

Zupełnie inną charakterystykę tej postaci nakreślił autor monografii o Inkwizycji W. Th. Walsh: "Bardzo surowy dla innych, a szczególnie w stosunku do siebie samego (...) Pozostał nieprzekupny, zamknięty na wszelkie pokusy i obietnice (...) Pieniądz miał w jego oczach tak małą wartość, że wydawał na cele świątobliwe i charytatywne spore sumy, którymi nagradzała go Izabela. Z tych środków zbudował piękny monaster św. Tomasza z Akwinu w Ávila, powiększył swój klasztor Santa Cruz i dotował budowle użyteczności publicznej w rodzinnym mieście (...) Przystępując do dzieła z zimną energią, Torquemada zaczął od reorganizowania trybunałów Św. Oficjum. Odwołał inkwizytorów, którzy dali dowód stronniczości, zbędnej surowości lub niewłaściwych dla pełnienia tych funkcji cech charakteru. Złagodził procedurę i zdawał się czynić wysiłki, aby wszelkimi sposobami uniknąć błędów i nadużyć popełnianych przez pierwszych inkwizytorów. Baczną uwagę zwracał na przyjmowanie odwołań, nawet od skazańców ubogich i prostych, wydał liczne rozkazy znoszące nadużycia przy konfiskatach, a także wspierał dzieci oskarżonych" (Character of Inquisition, cyt. za "Zawsze Wierni", 4/2000). Fakty te w niczym nie przystają do ponurej legendy stworzonej wokół tego wielkiego człowieka. Wręcz przeciwnie, świadczą o jego wielkim poczuciu sprawiedliwości, jak też i wyrozumiałości.

Owocem jego pracy było nie tylko umocnienie Królestwa Hiszpanii, lecz zatrzymaniem się fali protestantyzmu na jej granicach. Mimom to "Liczba przypisywanych mu zbrodni waha się w zależności od fantazji autora, zawsze jednak w granicach 100 000 ofiar. Ten wrażliwy i ascetyczny starzec (...), który całe swoje życie spędził na wyrywaniu dusz biednych heretyków piekłu, był człowiekiem samotnym. Z racji swego stanowiska nie chciał zbliżać się do nikogo, gdyż mogłoby to zakłócić bezstronność wyroków. Bliższe kontakty utrzymywał jedynie z rodziną Alvero del Rafel, (...) traktując ich jak własnych krewnych" (J. C. Dupuis, W obronie Czystości Wiary, "Zawsze Wierni" 4/2000). Do obrazu "okrutnego" inkwizytora opanowanego żądzą zamiany Hiszpanii w zarządzany przez siebie wielki obóz zagłady innowierców nie przystają również zredagowane przez Torquemadę zapiski z instrukcjami dla inkwizytorów. Są one pełne napomnień, aby sędziowie nie popadali w gniew, ani nie poddawali się łatwym uproszczeniom oraz aby pamiętali o miłosierdziu i o tym, że ich celem jest zwalczanie grzechu, a nie grzeszników. "Niechętni religii historycy zazwyczaj wszystkie te wskazania odsuwają na bok, z lekceważącą kwalifikacją »hipokryzja«. Po cóż jednak miałby Torquemada udawać w swoich prywatnych, w ogóle nie przeznaczonych dla niczyich oczu zapiskach, które pełne są podobnych myśli? Przed kim odgrywałby komedię, żyjąc w ascezie i przeznaczając cały majątek na wsparcie dla ubogich – w tym często dla rodzin osób skazanych przez jego trybunały? Przed swymi współczesnymi na pewno niczego odgrywać nie musiał, a trudno podejrzewać, by przewidział encyklopedystów, oświeceniowy antyklerykalizm i dzisiejszą antykatolicką propagandę" (R. Ziemkiewicz, dz. cyt.).

Zapiski Tomasza de Torquemady nie są jedynymi, z których ujawnia się obraz inkwizytorów nie zbrodniarzy, ale sędziów pragnących przede wszystkim ustalić prawdę. W swoim podręczniku dla inkwizytorów Bernard Gui uczy, że inkwizytor powinien "zawsze zachować spokój, nie dać się ponieść złości ani oburzeniu (...) powinien nie zatwardzać swego serca i nie odmawiać zmniejszenia albo złagodzenia kary zależnie od towarzyszących okoliczności (...) W przypadkach wątpliwych powinien być ostrożny, powinien wysłuchiwać, dyskutować i badać, aby dojść cierpliwie do światła prawdy" (cyt. za R. Ziemkiewicz, dz. cyt.).

Do budowy czarnej legendy Inkwizycji przyczynił się również uznawany za wybitnego znawcę Średniowiecza francuski uczony Jacques Le Goff. W swojej pracy La civilta dell' Occidente mediewale (Cywilizacja średniowiecznego Zachodu) na przykładzie zabójstwa inkwizytora Piotra z Werony usiłuje on zaszczepić mit o tym, jakoby Inkwizycja i jej funkcjonariusze byli znienawidzeni przez ludność zamieszkałą na terenach, na których działali. W swojej pracy Le Goff bez najmniejszych skrupułów zbudował całkowicie fałszywy wizerunek dominikanów i franciszkanów, z których rekrutowali się inkwizytorzy. W szczególności dominikanom przypisuje on hipokryzję i określił ich jako tych, którzy inspirują najbardziej nienawistne formy walki z herezją. Wypowiedzi Le Goffa zawierają kłamliwe aluzje do rzekomej "nienawiści", która podobno miała towarzyszyć dominikanom z racji zajmowania czołowego miejsca w represjach skierowanych przeciwko wyznawcom herezji i roli, jaką odegrali w Inkwizycji. Natrząsa się on z pochodzącego z tego zakonu inkwizytora, św. Piotra z Werony, który poniósł męczeńską śmierć z rąk heretyków. Le Goff całkowicie zafałszował zwłaszcza okoliczności jego śmierci, stwierdzając wyraźnie, że dominikański męczennik padł ofiarą sprowokowanej przez niego samego "rewolucji ludowej w Weronie". Tymczasem sprawy miały się całkiem odmiennie, ponieważ św. Piotra zabito 6 IV 1252 r. w lesie Farga koło miejscowości Brianza, kiedy zmierzał z Como do Mediolanu. "Wspomniane »powstanie ludowe« nie ma żadnego związku z jego śmiercią. Piotr został mianowany przez papieża inkwizytorem, aby walczyć z herezją »patarenów« i »katarów«. Został zamordowany w lesie przez dwóch heretyków longa manus z sekretnego sprzysiężenia zawiązanego przeciwko niemu. Obaj zabójcy spontanicznie uznali swoją winę i wstąpili do zakonu... dominikanów!

Ich nawrócenie spowodowane było m.in., reakcją ludu na zabójstwo. Ten właśnie lud, który według Le Goffa, chciał kategorycznie skończyć ze »złym inkwizytorem«, natychmiast okazuje mu najwyższy szacunek i cześć, jakie może pamiętać historia świętych. Mieszkańcy Mediolanu, którzy masowo przychodzili słuchać jego kazań, dowiedziawszy się, że przywożone jest jego ciało, wyszli na ulice, oddając mu taką cześć, że same świeckie władze miasta wysłały delegację do papieża, aby Piotra uznał za świętego. (...) Uznanie mieszkańców Mediolanu dla Piotra jest tak wielkie, że dzięki powszechnej zbiórce, w Sant’Eustorgio zostaje zbudowany pomnik nagrobkowy, który jest jednym z największych dzieł włoskiego gotyku" (V. Messori, dz. cyt.). Św. Piotra męczennika określa się mianem "inkwizytor", co jak widać samo w sobie wystarczyło, aby cenionemu przez wielu historykowi ograniczyło pole widzenia na prawdę.

A tymczasem "Inkwizycja nie powstała jako instytucja przeciwna ludowi, lecz miała odpowiedzieć na jego wątpliwości. W społeczeństwie, dbającym przede wszystkim o zbawienie wieczne, herezja postrzegana była (począwszy od ludzi światłych, a na niepiśmiennych skończywszy) jako zagrożenie. Podobnie jak w naszej kulturze ten, kto nie myśli o niczym więcej tylko o zdrowiu fizycznym, będzie widział niebezpieczeństwo w każdym, kto może być nosicielem zakaźnych, śmiertelnych chorób lub przyczyną zatruwania środowiska.

Współczesnemu człowiekowi sam fakt potępiania przez Kościół herezji i zwalczania ich usiłuje się przedstawić jako rzecz z gruntu naganną, jak gdyby pierwowzór totalitarnych tendencji do tłumienia wolności myśli. Zapomina się przy tym, że religia chrześcijańska stanowiła w państwach średniowiecznych podstawę społecznego ładu, równie niekwestionowaną, jak dzisiaj demokracja i prawa obywatela. W przypadku większości herezji zakwestionowanie owej ideologicznej podstawy było środkiem służącym walce z ustrojem. Atak na dogmaty wiary zbiegał się nierozdzielnie z atakiem na króla lub feudalnego pana, towarzyszyły mu zawsze żądania natury politycznej, zazwyczaj także odwieczny postulat wszelkich rewolucji, aby wymordować bogatych i rozdzielić ich mienie między biednych – czyli samych heretyków. W formie sporów religijnych znajdowały ujście konflikty o podłożu ekonomicznym lub narodowościowym, i to one właśnie nadawały tym konfliktom temperaturę prowadzącą do okrucieństw.

Dla ludzi średniowiecza heretyk był »wielkim zakazicielem«, nieprzyjacielem zbawienia duszy, osobą, która ściągała boską karę na całe społeczeństwo. Dlatego dominikanin (...), który przybywał, aby heretyka odłączyć od społeczeństwa i unieszkodliwić, wcale nie był kimś »znienawidzonym«, lecz przyjmowany był z ulgą i przy powszechnym poparciu.

Pośród innych deformacji tejże historiografii, najbardziej rzuca się w oczy obraz »narodu« jęczącego pod jarzmem inkwizycji, z upragnieniem oczekującego okazji do uwolnienia się spod niego. Tymczasem dzieje się coś zupełnie innego: jeśli w niektórych przypadkach ludzie okazują wrogość wobec trybunału, to nie czynią tego z powodu jego surowości, lecz dlatego, że uważają go za zbyt tolerancyjny wobec heretyków, którzy – według vox populi – nie zasługują na miłosierdzie okazywane im przez dominikanów. W rzeczywistości ludzie chcieli jak najszybciej skończyć z tym problemem i bez ceregieli uwolnić się od tych, dla których sędziowie w dominikańskich habitach byli gwarancją sprawiedliwości" (V. Messori, Czarne karty Kościoła, Katowice 2001).

Znamiennym przykładem z jednej strony próby skalania dobrego imienia Inkwizycji, z drugiej zaś jej niekwestionowanej uczciwości jest "sprawa templariuszy". Po upadku państw krzyżowych na Wschodzie templariusze przekształcili się z zakonu rycerskiego w zakon bankierski. Wśród chrześcijan byli monopolistami, a dla trudniących się lichwą Żydów, z powodu o wiele niższego oprocentowania, byli bardzo skuteczną konkurencją. Ich sukces jako bankierów budził powszechną zazdrość i wrogość. Atmosferę nagonki, która szczyt osiągnęła w 1305 r. postanowił wykorzystać wiecznie potrzebujący pieniędzy król Francji Filip Piękny. Pomimo wierności, jaką okazywali mu templariusze, podsycał on oskarżenia przeciwko nim. W tej sytuacji wielki mistrz zakonu Jakub de Molay, będąc pewnym bezpodstawności zarzutów, w 1307 r. zwrócił się z prośbą do papieża Klemensa V o przeprowadzenie dochodzenia inkwizycyjnego w ich sprawie. Już ten fakt sam w sobie świadczy jak wielkim zaufaniem cieszyła się Inkwizycja. Wyniki wszczętego 24 VIII 1307 r. dochodzenia trafnie przewidywał również król Filip. Nie czekając na jego zakończenie, w październiku 1307 r. aresztował w swoim królestwie wszystkich templariuszy, ogłaszając jednocześnie, że działa z ramienia Generalnego Inkwizytora Francji. Cel króla był wyraźny – natychmiast po aresztowaniu templariuszy zaczął zbierać dochody z ich posiadłości. Francuski monarcha nie tylko nie przejął się protestami papieża, ale ponadto przekazał mu wyniki własnego "dochodzenia". Według zebranej dokumentacji wielu oskarżonych przyznawało się do zarzucanych im zbrodni (wypieranie się Chrystusa i profanacja krzyża podczas ceremonii przyjmowania do zakonu, sodomia, bałwochwalstwo, omijanie słów konsekracji podczas Mszy Św., itp.). Wkrótce po aresztowaniu templariuszy papież przesłał królowi ostry w tonie list, protestujący przeciw temu, co się stało, oraz nakazał zbadanie sprawy w całej Europie. W 1309 r. dwa sądy kościelne w Anglii (w Londynie i w Yorku) orzekły brak dowodów winy. W 1311 r. taki sam wyrok zapadł w Irlandii i Szkocji. Po dochodzeniach w latach 1310-1312 hiszpańskie trybunały inkwizycyjne w Tarragonie i Salamance uznały templariuszy za niewinnych. Takim samym orzeczeniem zakończyły się dochodzenia inkwizycyjne w Niemczech. Również francuscy templariusze po przekazaniu ich w ręce kościelne w 1308 r. odwołali swoje zeznania, tłumacząc że były wymuszone na torturach. Ostateczne stanowisko w sprawie templariuszy zajął papież na soborze w Vienne w 1312 r. Mimo obecności króla, papież pod karą ekskomuniki zakazał jakiejkolwiek dalszej dyskusji na temat templariuszy. W konstytucji soborowej stwierdzono, że nie ma podstaw, aby potępić templariuszy jako heretyków, nie mniej uznano, że poprzez wszystkie oskarżenia zakon został "na wiele sposobów zniesławiony". W tej sytuacji 3 IV 1312 r. papież rozwiązał zakon, uważając, że tak wielkie zniesławienie czyniło go nieużytecznym dla Kościoła. wszystkie jego dobra miały być przekazane Joannitom. Ten wyważony wyrok, który prawdopodobnie miał nie tyle uczynić zadość sprawiedliwości, co raczej ocalić życie templariuszom, nie spełnił pokładanych w nim nadziei. Król Filip potrzebował w tej sprawie wyroku skazującego, bo tylko taki wyrok pozwalał mu zachować autorytet w oczach poddanych. Przy bezsilności papieża, decyzją Rady Królewskiej wielki mistrz i 53 jego współbraci zostali skazani na śmierć i spaleni na stosie w marcu 1314 roku.

Polityczną manipulacją był również proces św. Joanny d’Arc. Za jej sprawą okupujący znaczne obszary Francji Anglicy zaczęli ponosić porażki. W konsekwencji Joanna szybko stała się dla Francuzów żywym symbolem skutecznego oporu przeciwko najeźdźcom. Z tego powodu stała się ona głównym celem Anglików, którzy uważali, że likwidując ją, złamią ducha walki Francuzów. Jednak oprócz fizycznej likwidacji bohaterskiej dziewczyny należało także zniszczyć jej moralny autorytet. Schwytana i uwięziona przez Anglików w 1431 r., została oskarżona o czary i postawiona przed sądem, któremu przewodził biskup Beauvais, a zarazem angielski sojusznik, Pierre Cauchon. Sterowany przez Anglików proces, mimo wszelkich prób nadania mu wszystkich znamion kanoniczności, był jednym wielkim nadużyciem. Prawdziwie kanoniczny proces inkwizycyjny w sprawie Joanny d’Arc odbył się w 1456 r. i doprowadził do jej pośmiertnej rehabilitacji.

Te dwa przypadki pokazują, jak władza świecka potrafiła czysto instrumentalnie i bezwzględnie traktować instytucje kościelne. Tym było właśnie odwoływanie się króla Filipa do autorytetu Generalnego Inkwizytora Francji, czy próby zaangażowania papieskich inkwizytorów do politycznego morderstwa, jakim był proces Joanny d’Arc. W jej przypadku tak król Francji, jak i Anglicy nie liczyli się z elementarnym poczuciem sprawiedliwości, lecz mieli na względzie jedynie własne korzyści. W przypadku templariuszy mamy z jednej strony do czynienia z odrażającym nadużyciem popełnionym przez władzę świecką, z drugiej zaś z rzetelnym i na wskroś uczciwym dochodzeniem przeprowadzonym przez papieskich inkwizytorów. Uwzględniwszy obyczaje panujące w ówczesnym świeckim wymiarze sprawiedliwości, nie należy się dziwić, że każdy chciał być sądzony przez niezależny od feudałów wymiar sprawiedliwości.

Przypadki te pokazują, że jednak pewna grupa inkwizytorów ulegała bardzo silnej presji władz świeckich, sprzeniewierzając się obowiązującym ich zasadom. Nadużycia rodziły się zwykle tam, gdzie kończyły się bezpośrednie wpływy Stolicy Apostolskiej, a inkwizytorzy wikłali się w sieci lokalnych powiązań. Mając świadomość popełnianych nadużyć, Stolica Apostolska zawsze usiłowała temu przeciwdziałać. Dobitnym tego świadectwem są dekrety wspomnianego już soboru w Vienne: "Nie chcemy, aby blask wiary został przysłonięty niby ciemną chmurą przez niedyskretne i niegodziwe czyny inkwizytorów (...) Należy odsunąć od siebie wszelką cielesną miłość, nienawiść i strach, jak również jakiekolwiek szukanie doczesnego panowania (...) Pod świętym posłuszeństwem i pod groźbą wiecznego potępienia nakazujemy biskupom, inkwizytorom oraz ich pełnomocnikom, aby dyskretnie i z gotowością postępowali wobec wszystkich podejrzanych o herezję, ale także aby złośliwie nie wmawiali tak ohydnej zbrodni ludziom niewinnym, ani ich nie oskarżali (...) Jeśli, powodowani nienawiścią, dobrodziejstwami, uczuciem, chęcią zdobycia pieniędzy lub ziemskiego znaczenia, sprzeniewierzą się w swym postępowaniu sprawiedliwości i osądowi sumienia, podlegną karze (zarówno biskup, jak i inkwizytor) suspensy na okres trzech lat (...) zastrzeżonej jedynie Biskupowi rzymskiemu" (cytat za: G. Ryś, dz. cyt.). Ojcowie soborowi słusznie zauważyli, że zwyrodniały czy choćby niesumienny inkwizytor stanowi takie samo zagrożenie dla wiary, Kościoła i społeczeństwa, jak heretyk.

W związku z tym podjęto odpowiednie środki zaradcze. "Sobór zabraniał powierzania funkcji inkwizytora osobie, która nie ukończyła jeszcze 40 roku życia. Przede wszystkim zaś zobowiązywał inkwizytorów do ścisłej współpracy z biskupami miejsca. Poddanie kogoś torturom wymagało zgody biskupa – jeśli dochodzenie prowadził inkwizytor, i inkwizytora – jeśli przeprowadzał je biskup. Podobnie od zgody obydwu zależało »zamknięcie kogoś w mur«. W przypadku ścisłej izolacji (murus strictus) heretyk miał pozostawać pod podwójną strażą (wyznaczaną z jednej strony przez biskupa, z drugiej – przez inkwizytora). Inkwizytorów stanowczo przestrzeżono zarówno przed przekraczaniem swoich kompetencji, jak też przed noszeniem broni i powiększaniem liczby towarzyszących sobie ludzi ponad grono koniecznych urzędników" (G. Ryś, dz. cyt.).

Niektórzy autorzy do tej samej kategorii, co zorganizowany przez króla Francji Filipa IV Pięknego proces templariuszy czy proces Joanny d’Arc, przyrównują działalność Inkwizycji hiszpańskiej, przypisując jej wiele nadużyć, a nawet zbrodnie. Wprawdzie została ona wmontowana w ogólnopaństwowy system wymiaru sprawiedliwości, jednak zachowała charakter instytucji kościelnej. "Był to trybunał kościelny pod bezpośrednim zwierzchnictwa Papieża, ponieważ nie jest możliwe, by trybunał cywilny mógł sądzić w sprawach dotyczących religii" (U. Giugni, Św. Piotr d’Arbues, "Zawsze Wierni" 4/2000).

Inkwizycja hiszpańska w żadnym stopniu nie sprzeniewierzyła się zasadom sprawiedliwości i pod względem skali nadużyć, które trzeba raczej zapisać na rachunek władz cywilnych, nie wyróżniała się na tle trybunałów inkwizycyjnych działających w innych państwach. Większa surowość Inkwizycji hiszpańskiej spowodowana była tym, że działała ona realiach wielkiego wewnętrznego i zewnętrznego zagrożenia. "Jeśli szuka się w historii prawdy, a nie amunicji do kampanii propagandowych, trzeba zwrócić uwagę na fakt, że Inkwizycja w większości wypadków działała w atmosferze antykatolickiego terroru, wojny, broniąc tradycyjnego porządku przed ewidentnie zbrodniczymi rewolucjami. Nie od rzeczy jest pamiętać, że wielu inkwizytorów poniosło męczeńską śmierć, niektórzy z rąk heretyckich powstańców, inni z polecenia władców, dla których ci nieprzekupni i niezależni sędziowie byli często przeszkodą" (R. Ziemkiewicz, dz. cyt.).

Nie ulega wątpliwości, że - jak w każdej powołanej przez człowieka instytucji - w działalności trybunałów inkwizycyjnych dochodziło do nadużyć. Miało to miejsce szczególnie wówczas, gdy Inkwizycja popadała w zależność od władzy świeckiej. Często oskarżenie o herezję było dobrym sposobem zniszczenia przeciwnika lub wymówienia posłuszeństwa feudalnemu suwerenowi. Stało się ono powszechnie nadużywanym orężem w politycznych rozgrywkach, często pretekstem do zwykłych grabieży. Wyrokowanie o herezji leżało w kompetencjach biskupów, jednak byli oni bardzo często zastraszani lub przekupywani przez feudałów. Przyczyną niedoskonałości Inkwizycji, jak każdej instytucji była po prostu ułomność natury ludzkiej. Jednak biorąc pod uwagę stosunkowo dużą liczbę prowadzonych przez Inkwizycję postępowań, trzeba przyznać, że do nadużyć dochodziło stosunkowo rzadko. Co więcej, inkwizytorzy w swoim postępowaniu wykazywali się niespotykaną w ówczesnym świecie rzetelnością. To właśnie z tego powodu budzili postrach wśród heretyków. Inkwizycja potrafiła skutecznie uchylić chroniące ich lokalne protekcje, często paraliżujące działalność lokalnych sądów świeckich, gdyż sądy inkwizycyjne były niezależne w stosunku do lokalnych nacisków. Inkwizycja okazała się także hamulcem powstrzymującym samosądy oraz arbitralne wyroki lokalnych władz niepoprzedzone rzeczowym dochodzeniem.


Mimo nadużyć sądownictwo inkwizycyjne gwarantowało rzetelność postępowania sądowego. Jej gwarantem był nie tylko stały nadzór nad trybunałami inkwizycyjnymi, lecz zapewniała ją także procedura postępowania inkwizycyjnego oraz regulacje dotyczące sposobów powoływania inkwizytorów, jak i wymagań, jakie powinni spełniać kandydaci do tego odpowiedzialnego urzędu.

Inkwizytorzy kierowali się w swoim postępowaniu całkowicie odmienną logiką niż świecki wymiar sprawiedliwości. Inaczej niż w sądownictwie świeckim celem postępowania inkwizycyjnego nie było skłonienie oskarżonego do przyznania się, lecz ustalanie prawdy. W związku z tym Inkwizycja przywróciła wiele instytucji nie znanych w Europie od upadku Imperium Rzymskiego, np. obrońcy z urzędu. Ponadto dodała wiele nowych instytucji, przejętych później przez sądy świeckie, uważane obecnie za nieodłączny warunek wolności obywatelskich.

Inkwizytor działał w imieniu papieża, a powoływany był przez przełożonych zakonu, z którego pochodził. Po negatywnych doświadczeniach z pierwszego okresu funkcjonowania trybunałów inkwizycyjnych ustalono dolną granicę wieku dla inkwizytorów na minimum 40 lat. Osoba taka musiała wyróżniać się wysokim poziomem moralnym, odznaczać się czystością obyczajów, wyrozumiałością, uczciwością a także mieć bardzo dobre przygotowanie fachowe do pełnienia obowiązków inkwizytora. Szczególnie ważna tu była biegła znajomość teologii i prawa kanonicznego.

W skład trybunałów wchodziło dwóch inkwizytorów, lokalny biskup (lub jego przedstawiciel) oraz od kilku do dwudziestu ławników, czyli sędziów przysięgłych, których instrukcje Świętego Oficjum nakazywały wybierać spośród najbardziej szanowanych miejscowych obywateli (tzw. boni viri). Przy podejmowaniu decyzji obowiązywała zasada kolegialności, jednak głos decydujący należał do inkwizytorów. Trybunał zatrudniał też dwóch notariuszy, lekarza, gońców, a od XIV w. tzw. kwalifikatorów. Ci ostatni byli zwykle prawnikami i do ich obowiązków należało sprawdzenie zgodności wydawanych wyroków z obowiązującym na danym terenie prawem świeckim, wydawanie opinii pomocniczych i cenzurowanie zakwestionowanych tekstów. Z trybunałami inkwizycyjnymi współpracowały także grupy tzw. familiares (domownicy), z których rekrutowali się donosiciele, straż więzienna, osobista eskorta i służba inkwizytorów. Cieszyli się oni licznymi przywilejami – podlegali wyłącznej jurysdykcji inkwizycji, mogli nosić broń, a każda wyrządzona im zniewaga była traktowana jako zamach na Inkwizycję.

Oskarżony przed trybunałem inkwizycyjnym nie tylko mógł, ale - na stanowcze polecenie Grzegorza IX - musiał, korzystać z usług obrońcy, którym zwykle był zawodowy prawnik. Oskarżonemu i jego obrońcy sąd miał obowiązek udostępnić wszystkie zebrane dowody winy wraz z podaniem nazwisk zeznających przeciwko oskarżonemu świadków. W wypadku udowodnienia fałszywości oskarżeń, tym ostatnim groziły bardzo surowe kary.

Od połowu 1252 r., kiedy heretyków zaczęto traktować na równi ze zwykłymi kryminalistami, inkwizytorom wolno było posyłać skazańców na tortury. Rodzaje, czas trwania i okoliczności stosowania tortur ujęto z czasem w ścisłe przepisy. "Tortury, powszechnie używane w ówczesnej procedurze świeckiej, zakazane były w sprawach kanonicznych (...) skutkiem specjalnie groźnych wypadków i jako wyjątkowe ustępstwo wobec władz świeckich zaczęto przy procesach inkwizycyjnych w niezmiernie rzadkich okolicznościach stosować torturę (...) pod następującymi warunkami:

Primo: nigdy na żądanie Inkwizytora i nigdy w jego obecności. Wszelkie powieści, obrazy, sztuki teatralne i filmy kinowe, przedstawiające torturowanych w obecności inkwizytorów są tylko wierutnym kłamstwem, umyślnym i podstępnym fałszem historii. Jest to niezbity dowód oszczerczej zajadłości wrogów Kościoła, starających się w ten sposób wpływać na uczuciowość młodzieży i nieświadomych mas.
Secundo: torturę wolno było zastosować tylko w ostateczności, za zgodą miejscowego biskupa i jedynie przez władze świeckie.
Tertio: stosować ją tak, aby nie pociągała za sobą utraty zdrowia lub jakiegokolwiek kalectwa (...) tortury stanowiły normalny, powszechnie w całym świecie używany środek, przy otrzymywaniu zeznań we wszystkich sądach świeckich i zadawali je nie jacyś sadyści i maniacy, a właśnie przedstawiciele prawa i rozsądku" (J. Tyszkiewicz, dz. cyt.).

Instrukcje wyraźnie zabraniały uwzględniania wydobytego na torturach zeznania jako materiału dowodowego, jeśli nie zostały one później dobrowolnie potwierdzone. W praktyce więc nie korzystano z tej możliwości zbyt często. "W całej południowej Francji, gdzie przecież w ciągu dwóch wieków trwała walka z ohydną sektą albigensów, znane są tylko trzy przypadki zastosowania przez Inkwizycję tortury. Nie ma wątpliwości, że gdyby ich było więcej, nie omieszkaliby tego podać historycy obozu liberalnego (J. Tyszkiewicz, dz. cyt.). Papież Klemens V pozwolił na poddanie torturom za zgodą biskupa i kolegium boni viri tylko jeden raz i nie dłużej niż pół godziny. Torturom nie można było poddawać dzieci, starców ani kobiet w ciąży.

Zupełną nowością w historii była przyjęta właśnie przez Inkwizycję zasada, iż człowiek niepoczytalny nie może być sądzony ani karany. Stąd wymogiem sądu była rozpoczynająca przewód obdukcja lekarska. Dokonujący jej medyk mógł, stwierdziwszy zły stan zdrowia, zabronić stosowania tortur, a stwierdzenie choroby psychicznej podsądnego automatycznie uwalniało go od wszelkiej odpowiedzialności.

Instrukcje Inkwizycji przewidywały różnorakie formy łagodzenia wyroków i amnestii. Jeszcze w ostatniej chwili przed egzekucją skazany mógł publicznie ukorzyć się i uniknąć stosu. Tę ostatnią karę stosowano jednak rzadko. Trybunały wymierzały głównie rozmaite kary kanoniczne, nakładały grzywny, nakazywały noszenie znaków hańby, wreszcie udział w specjalnej ceremonii zw. sermo fidei – "akt wiary" (w Hiszpanii – auto da fé). Dopiero pod wpływem propagandowych ataków wymierzonych w Inkwizycję Hiszpańską obrzęd ten zaczęto mylnie utożsamiać ze spaleniem na stosie. "Ceremonię rozpoczynały nabożeństwa, następnie wygłaszane były raz jeszcze kazania misyjne, po których następował publiczny akt wyznania błędów przez nawróconych harazjarchów i pojednanie z Kościołem. Na tych wszystkich obrzędach musieli być skazańcy i jeszcze raz wzywano ich do uznania błędów, a dopiero po odmowie czytano na placu akta spraw i wyroki. Wtedy następował akt ekskomuniki tych wszystkich, których miano przekazać sądom świeckim. Władze świeckie przejąwszy publicznie skazańców, sądziły ich po raz wtóry; tu do sprawy dochodziły wszystkie momenty polityczne i społeczne, a egzekucja następowała nie wcześniej, jak dnia następnego (...). Z przekazaniem skazańca władzy świeckiej nigdy się nie spieszono, zwłaszcza w Hiszpanii odbywało się to dwa do trzech razy w roku" (J. Tyszkiewicz, dz. cyt.). Auto da fé było więc obrzędem całkowicie bezkrwawym. "Wystarczyło jednak, dzięki prymitywnej manipulacji słownikowej, utożsamić zapisane w dokumentach liczby uczestników auto da fé z liczbą spalonych na stosie, a już liczba rzekomych ofiar »inkwizycyjnego terroru« została w potocznej świadomości pomnożona kilkunastokrotnie" (R. Ziemkiewich, dz. cyt.). W zdecydowanej większości przypadków proces nie kończył się wydaniem podsądnego w ręce władz świeckich. "Naprawdę wystawiali się na niebezpieczeństwo ci, którzy niezadowoleni z wyroku krzyczeli: »Precz z czarownicami!« lub »Precz z heretykami!« (...) polowanie na heretyków inicjowały i podtrzymywały władze świeckie, zaś rola Kościoła w tym względzie była co najmniej umiarkowana, jeśli nie sceptyczna" (V. Messori, dz. cyt.).

Pamiętajmy jednak, że poza ustaleniem Prawdy celem Inkwizycji było wykorzenienie herezji przez nawrócenie, tj. nakłonienie kacerzy do dobrowolnego wyrzeczenia się błędów i powrotu do jedności z Kościołem. Odbywało się to w prosty sposób. Najpierw inkwizytorzy wybierali ważne na danym obszarze miejsce, z racji położenia lub funkcji (np. dlatego, że odbywały się tam targi). Przybywszy na miejsce zwoływali kler i lud całej okolicy i wygłaszali pierwsze kazania, w których wyjaśniali prawdziwą naukę Kościoła i zapoznawali z konsekwencjami trwania w błędzie. Powołując się na posiadane uprawnienia, zobowiązywali wszystkich do wskazania znanych im heretyków oraz tych, których czyniła podejrzanymi otaczająca ich mala fama (zła sława). Jednocześnie ogłaszano, trwający od 15 do 40 dni (często dłużej), "czas łaski" (tempus gratiae). Do końca tego terminu udzielano rozgrzeszenia, a na dobrowolnie zgłaszających się heretyków nakładano tylko kary kościelne. Nie groziły im jakiekolwiek konsekwencje prawne, o ile nawróceni zobowiązywali się do trwania w wierze, a także do jej obrony. W tym samym czasie kompletowano listę podejrzanych. Uparci heretycy podczas trwania czasu łaski mieli wszelką możność ucieczki, mogli też skryć się na miejscu u bardzo nieraz możnych protektorów, podobnie jak uczynił to Luter i jak czyniło wielu Katarów.

Po upływie "czasu łaski" wszczynano postępowanie inkwizycyjne wobec ukrywających się heretyków. Areszt prewencyjny stosowano tylko w przypadku tych podejrzanych, którzy odmówili dobrowolnego stawienia się przed trybunał. "Po zamknięciu opornego kacerza w odosobnionym wiezieniu, które nawiasem mówiąc – było raczej domem rekolekcyjnym (...) pozostawiano mu długi czas do namysłu i rozwagi. Przez cały czas dostarczano mu odpowiednie książki, odwiedzali go księża, znani kaznodzieje, doświadczeni ludzie świeccy, wpływowi katolicy spośród gorliwych znajomych, często w celu dyskusji główny inkwizytor lub nawet sam biskup. Dyskusjami, tłumaczeniem prawd wiary, wykrywaniem błędów herezji starano się go nawrócić" (J. Tyszkiewicz, dz. cyt.).

Do otwarcia procesu wystarczały zgodne zeznania dwóch świadków. Nazwisk denuncjatorów nie ujawniano, co chroniło ich przed zemstą, ale stwarzało możliwość nadużyć; dlatego sąd inkwizycyjny oceniał najpierw stopień zasadności podejrzenia o herezję. W przypadku wątpliwości (suspicio levis), gdy podejrzany nie przyznawał się do wyznawania błędnej nauki i złożył wyznanie wiary katolickiej, był uwalniany. W wypadku poważnych i uzasadnionych podejrzeń (suspicio violenta) wymagano wyrzeczenia się błędu (obiuratio), a odmowę uważano za przyznanie się do winy. Najsurowiej karano uporczywe trwanie w błędzie i powtórne popadnięcie w herezję. "Kary były bardzo zróżnicowane, i tak w kategorii zadośćuczynienia zaczynały się od ofiarowania jednej świecy dla ołtarza, a kończyły się na bardzo kosztownym i uciążliwym udziale w krucjacie; zaś w kategorii karnej - zaczynały się od drobnej kary pieniężnej (zazwyczaj na utrzymanie wyżej wspomnianych więzień), dalej szła chłosta, pręgierz, piętnowanie, więzienie karne (świeckie), konfiskata dóbr na rzecz rządu. Ta ostatnia kara zależną była poniekąd od władzy świeckiej, to też w tej kategorii nadużycia zdarzały się często i dużą rolę grały intrygi władców i ministrów. Dalej szła banicja (dość często stosowana w Polsce) i wreszcie przekazanie winowajcy w ręce władzy świeckiej, pociągające za sobą niemal bez wyjątku karę śmierci. (...) w Hiszpanii każdy tego rodzaju skazaniec musiał być jeszcze raz sądzony przez najwyższy trybunał państwowy. Tylko faktycznie zatwardziali renegaci i heretycy, kierownicy innych, podpadali pod tę ostateczność, ale nawet już po wyroku, dawano im jeszcze dużo czasu do namysłu i odwołania błędu" (J. Tyszkiewicz, dz. cyt.).

Inkwizycja stosowała odpowiednik istniejącej we współczesnym prawie instytucji świadka koronnego. Często z obawy przed zemstą wpływowego heretyka imiona świadków zatajano przed oskarżonymi. Inkwizycja nie posługiwała się instytucją anonimowego donosu, ponieważ imiona świadków wpisywano do protokołów, sporządzanych skrupulatnie dla każdej sprawy. Aby wykluczyć złośliwe donosy, oskarżonemu na początku dochodzenia pozwalano sporządzić listę swoich wrogów, których wykluczano z grona potencjalnych świadków.

Cała procedura inkwizycyjna miała uczynić z Inkwizycji system obiektywnych sądów, władnych ustalać, co rzeczywiście jest herezją, a co nie. W jednym z dekretów, określających zasady funkcjonowania trybunałów inkwizycyjnych, papież Grzegorz IX stwierdził, że podstawowym celem postępowania inkwizycyjnego jest niedopuszczenie do karania za herezję osób niewinnych.

Prowadzonej już od stuleci nagonce na trybunały inkwizycyjne towarzyszy wybielanie przeciwników Kościoła katolickiego. "Człowiekowi dzisiejszemu posuwa się prostacki , czarno-biały obraz historii. Wszyscy, którzy kiedykolwiek z jakichkolwiek pozycji zwalczali katolicyzm, obsadzani są w nim w roli szlachetnych idealistów, prześladowanych za śmiałość myślenia przez fanatyczny, żądny władzy i kierowany wyłącznie chęcią ugruntowania swej pozycji kler" (R. Ziemkiewicz, dz. cyt.). Tak przedstawia się zwłaszcza sektę Katarów, których doktryna zakładała generalne potępienie dla świata, a nade wszystko dla ciała ludzkiego; "Sekciarze dopuszczali się na katolikach, a zwłaszcza na duchownych, masowych morderstw, które burzyły krew współczesnych. I choć jest faktem, że potem dorównały im z nawiązką okrucieństwa pacyfikujących Prowansję wojsk krzyżowych – złożonych głównie z od pokoleń śmiertelnie z południowcami skłóconych Normanów – to robienie z Albigensów niewinnych owieczek jest doprawdy absurdem" (R. Ziemkiewicz, dz. cyt.). Niezgodnie z prawdą przedstawia się również charakter ruchów reformacyjnych i ich przywódców. "Nie wspomina się o chorobliwej nienawiści Lutra do Żydów, o jego licznych wezwaniach do pogromów oraz pismach, w których snuł plany całkowitego wyniszczenia i wypędzenia z Europy wyznawców judaizmu. Nie wspomina się o charakterystycznej i dla niego, i Jana Kalwina obsesji ścigania czarownic" (R. Ziemkiewicz, dz. cyt.).

Za to z wyjątkową perfidią przypisuje się Inkwizycji, oprócz niejako programowej walki z wolnością myśli, rozpętanie, mającego charakter ludobójstwa tzw. polowania na czarownice. Prawdą jest oczywiście, że przed sądami inkwizycyjnymi stawali ludzie oskarżeni o czary. Kilkakrotnie nawet, zwłaszcza już w epoce nowożytnej, zapadały w takich sprawach wyroki skazujące. Najczęściej jednak Inkwizycja uniewinniała podejrzanych, niejednokrotnie odważnie broniąc obwinionych przed samosądem ze strony tłumu. "W jednym z procesów w Hiszpanii trybunał inkwizycyjny przyjął nawet wykładnię, na mocy której złożenie oskarżenia o czary mogło zostać uznane za herezję – co na długie lata zlikwidowało tam problem czarownic" (R. Ziemkiewicz, dz. cyt.).

Papież Aleksander IV dwukrotnie w 1258 i 1260 r. zabronił inkwizytorom przeprowadzania procesów osób podejrzanych o uprawianie czarów, chyba że jednocześnie były one oskarżone o jawną herezję. Sytuacja uległa zmianie po wydanym w 1398 r. orzeczeniu paryskiego wydziału teologii, w którym uznano wszelki rodzaj magii za przejaw herezji, ponieważ zakładano w tym przypadku istnienia paktu z diabłem. "Mimo tej »jasnej« definicji teologów, dopiero 90 lat później (w 1484 r.) papież Innocenty VIII ostatecznie unieważnił decyzje Aleksandra IV, zobowiązując inkwizytorów do podjęcia zdecydowanych kroków przeciw wszystkim, którzy wzywają diabła" (G. Ryś, dz. cyt.). Zobowiązanie to jest nadal wykonywane przez wymiary sprawiedliwości współczesnych państw, które zdecydowanie zwalczają wszelkie przejawy satanizmu.

Innocenty VIII nie udzielał swoistej carte blanche, jak chcą to widzieć wrogowie Kościoła, "sadystom w habitach" do eksterminacji setek tysięcy niewinnych kobiet. W rzeczywistości powierzenie trybunałom inkwizycyjnym takich spraw zapobiegło w krajach katolickich masowej rzezi niewinnych ludzi, choć tak się właśnie działo w krajach protestanckich. Brian B. Levack w swojej książce Polowanie na czarownice w Europie ocenia, że w XVI w. w całej Europie spalono za czary około 300 tys. osób, głównie kobiet. Dwie trzecie z nich zginęło w protestanckich Niemczech, a około 70 tys. w oderwanej od Kościoła Anglii. Świadczy to o wysokiej jakości sądownictwa inkwizycyjnego, które przede wszystkim potrafiło odróżnić herezję od oskarżenia spowodowanego prywatnymi animozjami.

Atakując działalność trybunałów inkwizycyjnych wrogowie Kościoła katolickiego zazwyczaj podkreślają rzekomą niepohamowaną represyjność inkwizycyjnych działań. Nie uwzględniając specyfiki czasów, w jakich działała, powołując się na zasady tolerancji i prawa człowieka, próbują sprowadzić do absurdu racjonalne przesłanki, według których Inkwizycja działała. Ponadto podają wyolbrzymioną liczbę ofiar Świętego Oficjum, wszystkich inkwizytorów uznając za sadystów lub psychopatów. Inkwizycję przedstawia się też jako instytucję całkowicie wsteczną, blokującą jakikolwiek postęp, zwłaszcza naukowy. Na potwierdzenie przytacza się przypadek spalenia na stosie w 1600 r. "wybitnego", ich zdaniem, czy też "oryginalnego" według niektórych, filozofa Giordano Bruno. Przedstawiany jest jako wzór niezależnego naukowca i filozofa, podczas gdy w rzeczywistości był siermiężnym panteistą, który, co ciekawe, nie odwoływał się do przesłanek naukowych, lecz raczej do myślenia magicznego, żeby nie powiedzieć zabobonów. Ten protoplasta dzisiejszych modernistów z powodu głoszonych przez siebie poglądów był dla ówczesnych ludzi jawnym i krnąbrnym heretykiem, a więc burzycielem tak ważnego dla prawidłowego rozwoju człowieka, zbudowanego na wierze katolickiej porządku społecznego.

Ciężkim oskarżeniem przeciwko Inkwizycji o prześladowanie nauki i wolności myśli jest również proces Galileusza, który odbył się w 1633 r. Według przeprowadzonych kilka lat temu badań prawie jedna trzecia studentów uniwersytetów europejskich jest przekonana, że Galileusz został spalony na stosie, zaś 97 proc. z nich uważa, że był torturowany. W rzeczywistości był on sądzony przez trybunał Inkwizycji za opublikowanie, i to ze sfałszowanym pozwoleniem Kościoła, książki, której treść zawierała rzeczy sprzeciwiające się katolickiej wierze. "Galileusz zaprezentował zaledwie jeden argument dla poparcia swojej teorii, głoszącej, że Ziemia krąży dookoła słońca. I był to argument błędny. Galileusz mówił, że przypływy i odpływy morza powodowane są »wstrząsami« wód powstającymi w wyniku ruchu ziemi. Była to ryzykowna teza, której sprzeciwiali się sędziowie-koledzy, uważani przez Galileusza za »imbecyli«. Ci jednak umieli przedstawić swoją własną wizję, która była prawdziwa" (V. Messori, dz. cyt.). Galileusz opublikował nie udowodnioną teorię jako pewnik. Pomimo fałszerstwa, błędnych tez i arogancji wobec sędziów Galileusz nie spędził w więzieniu ani jednego dnia i nigdy nie był torturowany. W czasie procesu mieszkał na koszt Stolicy Apostolskiej w luksusowym apartamencie. "Nie zabroniono mu prowadzenia dalszych badań (...) Nie zabroniono mu także przyjmowania wizyt (...) Szybko uchylono mu także zakaz opuszczania willi. Miał tylko jeden obowiązek: raz w tygodniu odmówić siedem psalmów pokutnych. I ta »kara« skończyła się po trzech latach, chociaż on sam, uważając się za człowieka wierzącego (...) kontynuował ją dobrowolnie" (V. Messori, dz. cyt.). Podobnie wyglądało wiele procesów inkwizycyjnych.

Spór o inkwizycję został całkowicie przez środowiska lewicowo-ateistyczne zideologizowany. Dla wielu polityków i będących na ich usługach publicystów Inkwizycja jest swego rodzaju ideologicznym straszakiem przed "niebezpieczeństwem nietolerancyjnego państwa wyznaniowego". Nie będzie też chyba pozbawione podstaw stwierdzenie, że przypisywanie Kościołowi katolickiemu rzekomych zbrodniczych praktyk popełnionych jakoby za sprawą Inkwizycji, ma pomniejszyć, a nawet wyprzeć ze zbiorowej świadomości rzeczywiste zbrodnie popełniane przez nowożytnych i współczesnych kacerzy, którzy w ciągu minionych ponad 200 lat zgotowali krwawą łaźnię Francuzom, Meksykanom, Hiszpanom, narodom Rosji i Europy Środkowo-Wschodniej, Chin, Kambodży i wielu innym narodom świata. Tymczasem na tle swojej epoki był to najbardziej obiektywny system wymiaru sprawiedliwości, pod wieloma względami przewyższający standardy przyjęte przez obecne wymiary sprawiedliwości. Dlaczego więc wokół tej szacownej instytucji narosło tyle kłamstwa? Cóż, czynią to ci, którzy na tym korzystają.

 

Pod wpływem Inkwizycji hiszpańskiej ukształtowała się Inkwizycja portugalska. W średniowieczu na terenie Portugalii Inkwizycja nie działała. W połowie XV w. znalazło tutaj schronienie około 30 tys. Żydów, a w 1492 r. przybyli także Żydzi wydaleni z Hiszpanii. Po utworzeniu, w wyniku portugalskich odkryć geograficznych, imperium kolonialnego król Jan II starał się zatrzymać w kraju imigrantów, widząc w nich siłę mogącą służyć pomocą w rządzeniu królestwem. W 1496 r. nakazał Żydom przyjąć chrzest; w 1499 r. zabronił im opuszczać kraj, ale w zamian obiecał wolność wiary przez 20 lat. W 1507 r. zagwarantował im całkowitą wolność wyznaniową. Jednak w 1515 r. król Manuel I Wielki zwrócił się do papieża z prośbą o ustanowienie Inkwizycji w Portugalii, a w 1531 r. prośbę ponowił Jan III. Zgoda papieża zawierała warunek przyznający papieżowi prawo nominacji wielkiego inkwizytora, co doprowadziło do sporu, rozwiązanego dzięki interwencji cesarza Karola V, popierającego portugalskie żądania. Zawarty w tej sprawie układ stanowił, iż na czterech inkwizytorów trzech mianował papież, a jednego król. Portugalska Inkwizycja rozpoczęła działalność w 1547 r. Ustanowiono cztery trybunały: w Lizbonie, Evorze, Coimbrze i Goa (Indie). Trybunałowi w Lizbonie podporządkowano Brazylię i Angolę. Granice jurysdykcji, organizacja i procedury określone zostały w wydawanych kolejno w latach 1552, 1613 i 1640 regulaminach. W latach unii personalnej pomiędzy Hiszpanią a Portugalią (1580-1640) Inkwizycja portugalska organizacyjnie była podobna do Inkwizycji hiszpańskiej, lecz od niej niezależna. Cechowała się szczególną surowością wobec "nowych chrześcijan". Po uniezależnieniu się w 1640 r. Portugalii od Hiszpanii król Jan IV, licząc na finansowe wsparcie ze strony m.in. "nowych chrześcijan", zaproponował ograniczenie uprawnień Inkwizycji, co doprowadziło do konfliktu z Kościołem. W XVIII w. po uzyskaniu przez masonerię wpływu na rządy w kraju, Inkwizycja utraciła poparcie kręgów rządowych i dworu, a po przeprowadzeniu w 1769 r. jej reformy przez ministra S. J. Pombala obowiązywał zakaz ścigania marranów. Inkwizycję w Portugalii rozwiązano w 1821 roku.

***

Od XVI w. aktywność trybunałów inkwizycyjnych systematycznie malała. Papież Paweł III bullą Licet ab initio z 21 VII 1542 r. powołał Kongregację Świętej Inkwizycji (od 1588 r. Kongregacja Rzymskiej i Powszechnej Inkwizycji), której zadaniem było wyszukiwanie ludzi podejrzanych o jakąkolwiek herezję i poglądy sprzeczne z wiarą katolicką. Inkwizycja rzymska przeprowadziła procesy m.in. G. Bruno, Galileusza, L. Vaniniego. Od połowy XVI w. w wyniku protestantyzacji wielu krajów zmniejszył się znacznie zakres oddziaływania Inkwizycji. Jednak w wielu krajach protestanckich tworzono instytucje wzorowane na Inkwizycji Rzymskiej. Kongregację Inkwizycji rozwiązano w 1908 r., a na jej miejsce powołano Kongregację Świętego Oficjum (od 1965 r. Kongregację Doktryny Wiary). Pod tą więc gruntownie zmienioną postacią Inkwizycja przetrwała do dnia dzisiejszego. Chociaż pozbawiona instytucjonalnego wsparcia ze strony Państwa nadal czuwa nad czystością wiary i obyczajów, ściągając na siebie na razie skrywany gniew licznie okupujących media i struktury społeczne współczesnych kacerzy.


J.A. Ferrer Benimeli, Iglesia e Ilustración I-IV, Madrid 1976-77; J. Dumont, L’Eglise au risque de l’Histoire, bm 1984; H. Rahner, Kościół i państwo we wczesnym chrześcijaństwie, Warszawa 1986; E. Peters, Inquisition, New York 1988; L. Biały, Dzieje inkwizycji hiszpańskiej, Warszawa 1989; J. Kracik, Tolerancja i nietolerancja w dziejach Kościoła. Starożytność i Średniowiecze, "Znak" 1993, nr 6; G. Testas, J. Testas, Inkwizycja, Warszawa 1994; R. Ziemkiewicz, Stosy kłamstw o Inkwizycji, "Gazeta Polska", 26 IX 1996; J.C. Dupuis, W obronie czystości wiary, "Zawsze Wierni" 4(2000);V. Messori, Czarne karty Kościoła, Katowice 2001