A.D.: 19 Kwiecień 2024    |    Dziś świętego (-ej): Adolf, Leon, Tymon

Patriota.pl

Ptok ptakowi nie jednaki,
człek człekowi nie dorówna,
dusa dusy zajrzy w oczy,
nie polezie orzeł w gówna.

Stanisław Wyspiański, Wesele

 
  • Increase font size
  • Default font size
  • Decrease font size
Błąd
  • Nieudane wczytanie danych z kanału informacyjnego.
  • Nieudane wczytanie danych z kanału informacyjnego.

Ostatni gasi światło, czyli mądremu wystarczy

Drukuj
Ocena użytkowników: / 2
SłabyŚwietny 

„Ziobrze się uda!!! Ma same atuty w porównaniu z Kaczyńskim. Jest młody, radykalny, wiarygodny i nie zużyty klęskami. Ma też ze sobą Kurskiego. Wyrzucenie Ziobry to koniec PiS-u. W żaden sposób nie można tego porównywać z przypadkiem PJN i tamtych liderów. Zdumiewa mnie, że różni analitycy, politolodzy, i inni spece tego nie widzą. To wprost bije w oczy! Ziobrze się uda!” Słów tych nie wypowiedziała ani Jadwiga Staniszkis, ani żaden z często oglądanych w TVP i innych kanałach tzw. ekspertów, lecz koneser obrzydliwości z Biłgoraja Janusz Palikot. Abstrahując już od tego jak bardzo chce nam się rzygać w reakcji na to, co wychodzi z jego ust odnośnie obyczajowości i spraw konfesyjnych, tym razem może mieć rację.

Z ogromnym prawdopodobieństwem Palikot może mieć rację, że wykluczenie z Prawa i Sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry, Jacka Kurskiego i Tadeusza Cymańskiego w perspektywie oznaczać będzie koniec tej partii, jako znaczącej siły politycznej, a może i w ogóle. Do atutów Zbigniewa Ziobry, oprócz tych wymienionych przez Palikota, należy dodać jeszcze jeden bardzo istotny – szczerość. Ziobro, Kurski i Cymański nie są idiotami i doskonale wiedzą, że jak tak dalej Jarosław Kaczyński będzie kierować partią, to nie tylko nie będzie drugiego Budapesztu, ale – jak pokazuje sukces doraźnie zmontowanej sfory Palikota – szybciej doczekamy się drugiego Madrytu w wydaniu Zapatero. Nic więc dziwnego, że każdy, kto chociaż elementarnie używa mózgu widząc, że przy tak fatalnych rządach Platformy mylnie zwanej Obywatelską, Prawo i Sprawiedliwość osiągnęło gorszy wynik niż cztery lata wcześniej (nawet wielu zwolenników PO liczyło się z porażką i było zaskoczonych nędznym wynikiem PiS) widzi potrzebę poczynienia zmian, które uczyniłyby PiS partią zwycięską. A nad zmianami trzeba podyskutować, czego w ogóle wydaje się nie przyjmować do wiadomości prezes Kaczyński. Ale czemu się dziwić, skoro Jarosław Kaczyński nawet po szóstej z rzędu – jak ktoś wyliczył – porażce nie jest w stanie zrozumieć, że powinien przesiąść się do drugiego fotela oddając ster rządów w partii komuś równie charyzmatycznemu, a bardziej kumatemu, komuś, kto postrzega politykę przede wszystkim jako służbę, a nie jako szachownicę do prowadzenia jałowych gier.

Powiedzmy wreszcie prawdę w oczy – Jarosław Kaczyński jest politycznym nieudacznikiem, który najpierw wystraszył się przypadkowego zwycięstwa, później dobrowolnie oddał władzę, a następnie zanotował sześć spektakularnych porażek, pomnażając przy tym do rekordowego poziomu rzeszę negatywnego elektoratu. Krótko mówiąc opracował patent na przegrywanie i wiecznego opozycjonistę, co świadczy o jego marnych kompetencjach jako polityka, o mężu stanu już nie mówiąc. Świadczy też o tym ciągłe zwalanie winy na wrogie media, politycznych oponentów i wyimaginowanych zdrajców w szeregach Prawa i Sprawiedliwości, którzy w istocie są tymi, którzy mają odwagę wywalić mu prawdę. A że Prezes niczym najgorszy tchórz nie pozwala im tego zrobić prosto w oczy, to zmuszeni są czynić to na forum publicznym. To wszystko świadczy też o tym, że Prezes, o ile nie robi tego cynicznie, jest także nieukiem, który nie wyciąga wniosków. Przecież nie od dziś wiadomo, że media są wrogie wszystkiemu co polskie i katolickie, wiec trzeba było wykonać, tak jak uczynił to w swoim czasie Viktor Orbán na Węgrzech, stosowną pracę w terenie, aby zneutralizować ich wrogie oddziaływanie. A tymczasem nie tylko w terenie, ale generalnie panuje marazm i zniechęcenie, ale wręcz tępi się każdego, kto wykazuje się jakąś inicjatywą i pomysłowością. Tymczasem decyzyjne stanowiska w strukturach lokalnych opanowały miernoty, którym dobrze jest jak jest. Jak taka partia, która dodatkowo kojarzy się z serią dotkliwych porażek, ma przyciągnąć młodzież, która jest żądna czynów i sukcesów, która chce robić karierę i nie ma w tym nic dziwnego.

Zamiast więc upokarzać z ambicjonalnych pobudek Zbigniewa Ziobrę, trzeba było z nim usiąść do stołu jak prezes z wiceprezesem. Tymczasem Jarosław Kaczyński zafundował nam żałosny spektakl, zarzucając Ziobrze, Kurskiemu i Cymańskiemu działanie na szkodę partii, bo ośmielili się publicznie roztrząsać wewnętrzne sprawy. A przecież chodziło o wypracowanie strategii, która zaowocuje wyborczym zwycięstwem, zaś to, że sprawa wypłynęła na forum publiczne było efektem muru obojętności ze strony Jarosława Kaczyńskiego (czyżby Prezes uważał, że wszystko jest w porządku i niczego nie trzeba zmieniać?). Później złożono „puczystom” (tak przedstawia się Ziobrę, Kurskiego i Cymanskiego PiS-owskiemu elektoratowi) propozycję nie do odrzucenia, którą rzecznik PiS, Adam Hofman, nazwał kompromisem, a która w istocie była uwłaczającym ultimatum (Ziobro, Kurski i Cymański mieli zamilknąć i oddać się do dyspozycji Prezesa – to ci dopiero dyskusja!). Wreszcie zadziwiająco szybka decyzja o wykluczeniu z szeregów partii.

Zarzuca się im, że od dawna planowali „pucz” i rozłam w partii, co w świetle licznych wypowiedzi i gestów Zbigniewa Ziobry wydaje się absurdalne. No bo, co ci trzej politycy zyskaliby na rozłamie? Nic. Założyć od podstaw ugrupowanie w warunkach ustabilizowanej sceny politycznej, które uzyska w wyborach dwucyfrowy wynik jest przedsięwzięciem niezwykle trudnym, a przez to ekstremalnie ryzykownym. Zarzuca się im także, że chcieli przejąć w Prawie i Sprawiedliwości władzę. Jeśli nawet, to cóż w tym złego w sytuacji, gdy okazało się, że Jarosław Kaczyński okazał się zwykłą fajtłapą, która na dodatek nie chce uznać własnej słabości. Bardziej szkodliwe jest, że Kaczyński tak kurczowo trzyma się władzy, niż to, że Ziobro miałby ewentualnie stanąć na czele Prawa i Sprawiedliwości. Ziobryści chcą przejąć władzę? To dobrze, bo Kaczyński po raz kolejny udowodnił, że nie nadaje się na lidera partii. Z błahego, a jednocześnie niezwykle istotnego powodu – nie umie wygrywać.

Sposób w jaki Ziobrę, Kurskiego i Cymańskiego najpierw potraktowano, a następnie wyrzucono z partii na pewno nie zostanie odebrany jako przejaw „zdecydowania”, lecz – jak zechciała to zauważyć prof. Jadwiga Staniszkis – zwykła „tępota”, czy też będąca wynikiem strachu przed koniecznymi zmianami, małość. Nie ma wątpliwości, że poza konfesyjnym elektoratem PiS (który wierzy w nieomylność Prezesa), nikt nie uwierzył w chęć szkodzenia Polsce i cynizm Ziobry, bo czegoś takiego po prostu nie było. Było za to wezwanie do dyskusji o potrzebie zmian w Prawie i Sprawiedliwości, żeby móc wygrywać wybory. A potrzeba zmian jest wielka skoro decydujący głos w Prawie i Sprawiedliwości mają krętacze, którzy powodowani ambicjonalnymi pobudkami zamykają usta i stygmatyzują każdego, kto może zakłócić ich wygodną egzystencję wiecznych opozycjonistów, a na dodatek nie potrafią odróżnić kompromisu od ultimatum. Czy z kimś takim, kto nie chce można wygrać wybory?

Co więc tak naprawdę zrobili Ziobro, Kurski i Cymański? To proste – wywołali przerażenie Jarosława Kaczyńskiego uświadamiając mu, że „król jest nagi”. I trudno się dziwić temu przerażeniu, jeśli uświadomimy sobie, że Prawo i Sprawiedliwość tak naprawdę jest kompletnie nieprzygotowane do rządzenia. Taka jest prawda. I o tym właśnie chciał rozmawiać Ziobro, a na co kompletnie ochoty nie miał Kaczyński, bo jak się okazuje jest to dla niego temat bardzo drażliwy.

Z Kaczyńskim na czele PiS ma nikłe szanse na wyborcze zwycięstwo, a bez Ziobry zerowe. Najwyższy czas rozprawić się z uporczywie budowanym mitem, że bez Kaczyńskiego u steru Prawo i Sprawiedliwość nie ma szans nie tylko na zwycięstwo, ale też na istnienie. Myślę, że jest dokładnie odwrotnie. Jeśli PiS jest normalną partią, to nawet po usunięciu Kaczyńskiego z fotela prezesa będzie sprawnie funkcjonować. Nie ma ludzi niezastąpionych. Jeśli jednak jest inaczej, to oznacza, że mamy do czynienia z turańsko-bizantyńskim tworem (gdzie człowiek się nie liczy), z którym trzeba skończyć jak najszybciej. Pielęgnowanie mitu o niezastępowalności Kaczyńskiego utrwala tylko panujący marazm i degrengoladę. Jarosław Kaczyński jest politykiem, ale na pewno nie mężem stanu, czego dowodem jest małostkowe wyrzucenie z PiS trzech wspomnianych polityków. Wygląda na to, że Kaczyński bardziej lubi grać niż zwyciężać, a to nie wróży niczego dobrego.

Dworzanie Jarosława Kaczyńskiego pocieszają się, że ewentualne ugrupowanie Zbigniewa Ziobry skończy tak samo jak PJN, ale oby się nie przeliczyli, bo i Ziobro jest politykiem innego formatu, a i inny jest obecnie kontekst polityczny. Prawicowy elektorat ma dość klęsk i bajek o drugim Budapeszcie. Prawicowy elektorat jest żądny zwycięstwa, i chce wreszcie głosować na ugrupowanie, które z impetem przebije szklany sufit 30 procent, aby zapewnić Polsce gospodarczy rozkwit i uchronić nasz kraj przed zewnętrznymi i wewnętrznymi zagrożeniami. 

 
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama


stat4u