Prawo na lewo, czyli autoportret z Różą w tle

sobota, 23 lipca 2011 00:42 Wasyl Pylik, komentarz retorsyjny Zoil Haq
Drukuj

Tags: Informacje | Komentarze

Sąd Okręgowy w Warszawie orzekł w czwartek (21 lipca br.), że Jarosław Marek Rymkiewicz ma przeprosić wydawcę „Gazety Wyborczej” i wpłacić 5 tys. zł na cel społeczny za zgodną z prawdą wypowiedź, że osoby decydujące o światopoglądowym obliczu tego lewackiego gniota są duchowymi spadkobiercami Komunistycznej Partii Polski i jako takie nienawidzą polskości i chrześcijaństwa. Sąd uznał, że doszło do „bezprawnego i zawinionego” naruszenia dóbr osobistych „Gazety Wyborczej” i jej wydawcy.

 

Sąd Okręgowy w Warszawie orzekł w czwartek (21 lipca br.), że Jarosław Marek Rymkiewicz ma przeprosić wydawcę „Gazety Wyborczej” i wpłacić 5 tys. zł na cel społeczny za zgodną z prawdą wypowiedź, że osoby decydujące o światopoglądowym obliczu tego lewackiego gniota są duchowymi spadkobiercami Komunistycznej Partii Polski i jako takie nienawidzą polskości i chrześcijaństwa. Sąd uznał, że doszło do „bezprawnego i zawinionego” naruszenia dóbr osobistych „Gazety Wyborczej” i jej wydawcy.

Jarosław Marek Rymkiewicz w ubiegłorocznej wypowiedzi dla „Gazety Polskiej” odnoszącej się do skandalicznego poniżania obrońców krzyża przed Pałacem Prezydenckim, stwierdził, że Polacy, stając przy Krzyżu, mówią, że chcą pozostać Polakami, co z kolei budzi „taką wściekłość, taki gniew, taką nienawiść – na przykład w redaktorach Gazety Wyborczej, którzy pragną, żeby Polacy wreszcie przestali być Polakami”. Tłumacząc źródło tej nienawiści wyjaśnił, że redaktorzy michnikowego szmatławca są „duchowymi spadkobiercami Komunistycznej Partii Polski”, dodając zgodnie z prawdą, że „rodzice czy dziadkowie wielu z nich byli członkami tej organizacji, która była skażona duchem luksemburgizmu, a więc ufundowana na nienawiści do Polski i Polaków”.

Uzasadniając wyrok sędzia Małgorzata Sobkowicz-Suwińska (zapamiętajmy to nazwisko) stwierdziła, że „pozwany powinien wiedzieć, że za słowa mogą być konsekwencje”. Szkoda jednak, że nie dodała, że zasada ta obowiązuje wszystkich – również Michnika i jego zwierzyniec, który zajmuje się podkopywaniem nauki Kościoła (konsekwentnie prowadzona od kilku miesięcy kampania, której celem jest oswojenie Polaków ze zboczeniami seksualnymi i szydzenie z przeciwników metody in vitro), deprawacją młodzieży (forsowanie tzw. edukacji seksualnej, co na pewno spotyka się z aprobatą producentów środków antykoncepcyjnych) i szydzeniem z patriotycznych wartości (pamiętamy co się działo w związku z obchodami rocznicy odzyskania niepodległości, gdy ludzi kochających Ojczyznę przedstawiano jako duchowych spadkobierców Hitlera).

Wprawdzie wyrok jest nieprawomocny i przysługuje od niego apelacja, ale stanowi groźny precedens. Zwrócił na to uwagę sam Rymkiewicz, który po ogłoszeniu wyroku powiedział, że „wolność słowa będzie teraz w Polsce ograniczana”. Ale natychmiast dodał odnosząc się do wyroku, że nie pozwoli zamknąć sobie ust i że podpisuje się pod każdym słowem w opublikowanej wypowiedzi.

W reakcji na ten haniebny wyrok na portalu http://www.niezalezna.pl/, grupa dziennikarzy opublikowała list otwarty, a którym określiła orzeczenie sądu jako „kolejny etap ograniczania wolności słowa”. „Po usunięciu z mediów publicznych dziennikarzy krytycznych wobec władzy, próbach przejmowania i zastraszania mediów prywatnych, atakowania środowisk niezależnych i pojedynczych osób za zatroskanie nad poziomem umysłowym „naszego” premiera-leniuszka (vide kibice piłkarscy) przyszedł czas na przemoc sądową. W ostatnim okresie pojawiło się wiele kontrowersyjnych decyzji sądów wobec dziennikarzy i polityków opozycji. Po raz pierwszy w wolnej Polsce sądzono poetę. Potężny koncern medialny sympatyzujący z obozem władzy spowodował skazanie człowieka, którego życiowy dorobek powinien być dumą dla każdego Polaka i każdego utożsamiającego się z dorobkiem kulturalnym Europy.

(…) W ustnym uzasadnieniu orzeczeniu sądu znalazło się stwierdzenie, które musi poruszyć każdego kochającego wolność słowa. Winą profesora Rymkiewicza jest to, że wypowiadał się niezgodnie z zadanym mu przez dziennikarza tematem.

Procesy o ochronę dóbr osobistych zawsze budzą silne kontrowersję, bo stwarzają ryzyko cenzury. Ochrona dóbr nigdy jednak nie może być pretekstem do narzucania ludziom przedmiotu dyskusji. Ta skłonność zarówno władzy, w tym władzy sądowniczej, wynika z przenikania do naszego życia komunistycznej mentalności państwa totalitarnego. Sądy nie są po to, by poprawiać ludzkie poglądy, ale by chronić prawa.

Dzisiaj sąd naruszył jedno z najbardziej podstawowych praw do swobody wypowiedzi. Ci, którzy to sprawili, biorą na siebie odpowiedzialność za niszczenie życia publicznego w Polsce i oddalanie naszego kraju od tego, co tkwi w fundamentach Europy” – czytamy w liście podpisanym przez Tomasza Sakiewicza, Jana Pospieszalskiego, Rafała A. Ziemkiewicza, Anitę Gargas, Andrzeja Hrechorowicza, Dorotę Kanię, Grzegorza Wierzchołowskiego, Macieja Marosza, Ewę Stankiewicz, Pawła Nowackiego, Grzegorza Brauna, Macieja Pawlickiego, Michała Lorenca, Wojciecha Konikiewicza, Przemysława Harczuka, Piotra Łuczuka, Michała Stróżyka, Przemysława Gintrowskiego, Krystynę Grzybowską, Michała Rachonia, Joannę Lichocką, Bronisława Wildsteina i Tomasza P. Terlikowskiego.

[komentarz]

Ten wyrok, to skandal.... Rację miał, chociaż jak się okazuje nie do końca, dyrektor Radia Maryja o. dr Tadeusz Rydzyk… Sytuacja jest o wiele poważniejsza. To nie tylko początek totalitarnej cenzury, ale także otwarcie drogi do represjonowania ludzi, którzy wyrażają jawną dezaprobatę wobec zboczeń, światopoglądowych kłamstw i w ogóle prawnemu sankcjonowaniu moralnego zła. To otwarcie drogi do represjonowania ludzi, którzy jawnie będą nazywać zdrajców i kanalie, a także pewne zjawiska po imieniu.

Zostały przekroczone pewne ważne granice, co oznacza, że petycje, listy otwarte, czy komentarze w mediach mogą już nie wystarczyć. Wydaje się, że właśnie nadszedł czas, abyśmy czynnie zaczęli się bronić. Dobrze byłoby na początek pokazać naszą siłę moralnym karłom i rozpychającym się w gadzinówce Michnika zboczonym przybłędom udziałem w milionowej manifestacji polskości i moralnej prawości. A później reagować adekwatnie... Jedno jest pewne – nie wolno dać się zastraszyć i należy skończyć z poczuciem bezkarności wśród wykarmionego pseudointelektualnymi śmieciami rozzuchwalonego motłochu, także tego w sędziowskich togach. Trzeba nadal odważnie i odwołując się do argumentów głosić prawdę o otaczającej nas rzeczywistości, chociażby tak jak ostatnio zrobił to Marek Jurek w odniesieniu do homoseksualizmu (moralna dezaprobata homoseksualizmu nie jest homofobią) i nie tłumaczyć się, lecz czynnie się bronić.

Może sens smoleńskiej tragedii z ubiegłego roku polegał na tym, aby dokonała się polaryzacja społeczeństwa. Może trzeba było rozzuchwalić ludzi małych, wszelkiego rodzaju intelektualne szumowiny, leniwą i zdeprawowaną mierzwę, aby obudzić śpiących wielkich, w gruncie rzeczy kochających Boga i Ojczyznę. Może… Pewne jest jednak, że jeżeli pozostaniemy bezczynni, to już niedługo będziemy bardzo tego żałować.

[komentarz retorsyjny]

Ten wyrok… to normalka. To standard naszej codzienności w państwie, które wcale nie czerpie zasad ze źródeł cywilizacji łacińskiej, a tym samym nie odwzorowuje norm prawa rzymskiego, ale tego prawa, które ufundował nam przez lata PRL-u guru większości lansowanych dziś prawników, czyli niejaki prof. Igor Andrejew – jeden z morderców generała „Nila”. On i cały cheder jego prawniczych poputczików, wiernych uczniów oraz intelektualnych i ideowych spadkobierców wykreowali taką, a nie inną teorię i praktykę pojmowania zasad sprawiedliwości, że naprawdę nie powinniśmy się już dziwić i oburzać, że niezawisły pan czy niezawisła pani w todze wydadzą wyrok zgodny z bieżącymi trendami politycznymi i z duchem wskazówek mędrców z ulicy Czerskiej. Oni już postarają się nie tylko wesprzeć  dialektycznie uzasadnienie wydanego wyroku (ograniczanie wolności słowa, sądzenie za poglądy, wątpliwości na korzyść oskarżonego – to bzdury, nie ma przecież tolerancji dla wrogów tolerancji),  ale sami medialnie (na razie?!), po orwellowsku, go wykonać niszcząc wizerunek ofiary do n-tego pokolenia wstecz.

Totalitarną  bowiem cenzurę, wspomaganą zarówno przez tzw. wymiar sprawiedliwości, przez ponoć od pewnego czasu wolne i niezależne media, jak i przez środowiska tzw. autorytetów, psia ich mać, moralnych, intelektualnych czy naukowych mamy od zarania dziejów tworu zwanego PRL-em i jego „lajtowej” kontynuacji po 1989 r. Ten typ cenzury infekuje  umysły przede wszystkim, i może na szczęście, tych tzw. elit, które od lat wypracowują w pocie czoła aparat światopoglądowy i formacyjny mający oddzielić oświecone ziarna od endeckich plew, tak aby eliminować zawczasu ze zwartych szeregów wszelkie „reakcje” i „kontry”, mogące obudzić z letargu prowadzone na rzeź stado baranów.

Żeby daleko nie szukać, zwróćmy uwagę na naukowy twór pn. Instytut Badań Literackich (tak, tak!) PAN, którego nota bene profesorem jest prof. Jarosław Marek Rymkiewicz i którego jaśniejszymi punktami byli swojego czasu prof. Krzysztof Dybciak czy prof. Jacek Trznadel, jeden sekowany za badanie sfery sacrum w literaturze, drugi za niezdrowe zainteresowanie sprawą Katynia, kolaboracji intelektualistów z bolszewizmem czy ostatnio katastrofą smoleńską. Jak w instytucji naukowej, w której straszą upiory niejakiego Stefana Żółkiewskiego, niejakiego Władysława Markiewicza czy krąży jeszcze zombi pn. Maria Janion, może być przemycana tak intelektualnie mierna tematyka, gdzie tam jej do marksistowsko-lesbijskiego przesłania przywołanej przed chwilą nieodrodnej, genderowej, córy Róży Luxemburg i Marii Komornickiej.

Przesłania, którego wierni, ocenzurowani, wyznawcy, podobnie jak na odcinku prawnym nieodrodni Andrejewcy, regularnie zasilają szeregi wpływowych mass-mediów i instytucji. Dla nich, ich „predestynowanych” dziadów i ojców (także tych ideowych z KPP) polaryzacja nastąpiła już dawno – oni dobrze wiedzą, jakie przewidziano dla nich zadania i jak skutecznie manewrować ogłupiałą masą „niewtajemniczonych”. Zastanówmy się ile żab, które nam to towarzystwo zaserwowało, już przełknęliśmy, ile pokornie znieśliśmy upokorzeń, wyobraziliśmy sobie niewyobrażalne… I co? I nic.

Naprawdę, ujrzenie przez chwilę w TV oblicza człowieka uznawanego za prawicowca, doczekanie się w miarę sprawiedliwego wyroku sądowego na którymś z dogorywających bolszewickich bandziorów z lat 50., czy nazwiska redaktora Ziemkiewicza w kolejnej doraźnie przechwyconej mutacji jakiegoś periodyku nie powinno nas już podniecać. Wszystko już było i minęło… A normą dalej będą takie wyroki, jaki zapadł w sprawie autora Żmuta. Róża Luxemburg nie musi przewracać się w grobie…