Odpędzić widmo Kara Mustafy. Sukces FPÖ w wyborach w Austrii

poniedziałek, 11 października 2010 20:56 Zoil Haq
Drukuj

Tags: Informacje | Komentarze

Prawicowa Austriacka Partia Wolności - Freiheitliche Partei Österreichs (FPÖ) - zajęła drugie miejsce w wyborach regionalnych w Wiedniu, uzyskując w niedzielę 10 października 2010 r. 27,1 proc. głosów. FPÖ zdobyła prawie dwa razy więcej głosów niż 5 lat temu i tylko o 0.8 proc. mniej, niż wyniósł jej rekordowy wynik z roku 1996, kiedy przywódcą tego ugrupowania był Jörg Haider, który zginął w wypadku samochodowym (sic!) dwa lata temu.

Prawicowa Austriacka Partia Wolności - Freiheitliche Partei Österreichs (FPÖ) - zajęła drugie miejsce w wyborach regionalnych w Wiedniu, uzyskując w niedzielę 10 października 2010 r. 27,1 proc. głosów. FPÖ zdobyła prawie dwa razy więcej głosów niż 5 lat temu i tylko o 0.8 proc. mniej, niż wyniósł jej rekordowy wynik z roku 1996, kiedy przywódcą tego ugrupowania był Jörg Haider, który zginął w wypadku samochodowym (sic!) dwa lata temu.

Deputowani FPÖ, której lideruje Heinz-Christian Strache, zajmą 29 miejsc w regionalnym parlamencie - stolica jest jednocześnie krajem związkowym Austrii.

Rządzący do tej pory socjaliści, czyli Socjaldemokratyczna Partia Austrii (SPÖ), która uzyskała 44,1 proc. - o 5 proc. mniej niż w poprzednich wyborach, czyli straciła absolutną większość w parlamencie. Uzyskując tylko 48 mandatów będzie musiała szukać partnera do koalicji. Wynik jest porażką długoletniego burmistrza Wiednia Michaela Haeupla, który liczył na dalsze niepodzielne rządy w mieście i regionie.

Trzecie miejsce zajęła centroprawicowa Austriacka Partia Ludowa (ÖVP). Zdobyła 13,2 proc. Głosów (13 mandatów) - również o 5 proc. mniej, niż w ostatnich wyborach.

FPÖ prowadziła kampanię wyborczą pod hasłem Wiedeńska krew - taki tytuł nosiła operetka Johanna Straussa (syna), z której pochodzi słynny walc pod tym samym tytułem. W trakcie kampanii Partia Wolności zwracała uwagę m.in. na narastający kryzys gospodarczy (drożyzna), imigracją i asymilacją muzułmanów nad Dunajem. Dlatego też jednym z motywów przewodnich kampanii wyborczej FPÖ był kolportowany komiks przedstawiający postać zbliżoną do wizerunku Heinza Strache, która zachęca chłopca z procą, by wyrzucił z nie pocisk w kierunku postaci symbolizującej „Mustafę”. Przypomnijmy, że wielki wezyr turecki Kara Mustafa dowodził oblężeniem Wiednia w 1683 roku.

Oficjalne wyniki wyborów regionalnych będą znane 18 października, gdy podliczone zostaną głosy korespondencyjne (ok.155 tys.).

[Komentarz retorsyjny]

Wynik tych wyborów już spowodował panikę wśród lewackiego austriackiego establishmentu, która może za chwilę przełożyć się na histerię w centralnej dyspozytornii Unii Europejskiej. Przypomnijmy, że kiedy w 2000 r. Jörg Haider (wówczas jako lider Austriackiej Partii Wolności - FPÖ), stworzył koalicję rządową z chadekami (Austriacka Partia Ludowa), spowodowało to taki rozstrój w strukturach UE, że politycy europejscy bojkotowali nie tylko samego Haidera, ale całą Austrię, wykorzystując do tego wszelkie zdobycze współczesnej propagandy, debilno-liberalne mass media, popularnych aktorów i innych światowych idiotów.
 
Nadzieję wzbudza fakt, że na terenach dawnego imperium Habsburgów najpierw Węgry, a obecnie Austria wkraczają na drogę odnowy politycznej w duchu starej, dobrej monarchii. Okazało się, że obydwie prawicowe partie że są bardzo silne w tematach międzynarodowych (jak sceptycyzm wobec dalszej integracji europejskiej), a także gospodarczych (wzmocnienie polityki prorodzinnej, walka z bezrobociem oraz problemem bezrobotnych absolwentów po studiach). Przychylność wyborców zdobyły sobie nie, jak chce wiecznie mylący się Reuters, hasłami ksenofobicznymi i antyunijnymi, ale właśnie  tak różnym od lewackiego bełkotu socjałów konkretem w kreowaniu wizji „szczęśliwej Austrii”.

Zagrożenie ze strony europejskiego kołchozu oczywiście istnieje. Z pewnością Heinz-Christian Strache musi uważać na europejskich autostradach, a sama Austria drżeć przed jakimś, wygenerowanym akurat na czas rządów prawicy, kataklizmem w stylu obecnych Węgier, albo Hiszpanii sprzed paru lat (zamach na dworcu w Madrycie).